Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Medyk słuchał wypowiedzi Starweave z rosnącą uwagą. Klacz z całą pewnością miała talent do podniosłego języka, jednakowoż nie miał pojęcia, czemu miałaby go teraz używać. Nie powiedziała nic, czego by się nie domyślił, a co byłoby przy tym wartościowe. Nie oznaczało to, że nie miała racji, wręcz przeciwnie.

- Dlatego moje pytanie brzmi, czy mógłbyś go teraz wybudzić i pozwolić mi się nim zaopiekować? W ten sposób mogli byśmy wykonać pierwszy ruch i tym samym zapobiec przykrym sytuacjom - tak swój monolog skończyła klacz jednorożca. Sharp skomentował to tylko ciężkim westchnięciem. Przeszło mu przy tym przez myśl, że takie wzdychanie wchodzi mu w nawyk.

Zwrócił wzrok na wóz, zastanawiając się, czy należy wybudzać go teraz. Wątpił, żeby wybudzenie zaklęciem mogło mu zagrozić. Robił to wielokrotnie. Mało który kucyk chciał leżeć na łóżku szpitalnym po operacji, jeżeli już była konieczna, co się zdarzało rzadziej, niż większość myślała. Przynajmniej dziewięciu na dziesięciu pacjentów jednorożca chciała być wybudzona jak tylko ich stan pozwalał na podniesienie się na wszystkie cztery nogi bez pomocy. Wypadki praktycznie się nie zdarzały, nie przy tym. Tak więc wybudzenie nie będzie zagrożeniem dla bandyty. Pytanie, czy wybudzony bandyta nie będzie zagrożeniem dla pozostałych? Medyk słyszał różne opowieści o tym, co potrafią zrobić te potwory, kiedy czują się zapędzone w sytuację bez wyjścia.

Z drugiej strony, mogło się okazać, że kucyk ten jest nieocenionym źródłem informacji o okolicy i sytuacji. Zwłaszcza, że udało go się złapać żywego.
W końcu medyk doszedł do wniosku, że i tak trzeba będzie go wybudzić. Lepiej to zrobić teraz, kiedy mają względny spokój, niż potem.
- Wybudzić go mogę. Z opieką zobaczymy - miał początkowo zamiar jeszcze wspomnieć, że z wozu go nie wygoni nikt póki się nie upewni, że jego, w zasadzie już były, pacjent nie stanowi zagrożenia. Doszedł jednakże do wniosku, że nie ma sensu o tym wspominać. Albo było to dla Starweave coś oczywistego, albo czeka go dyskusja już w środku. Faktyczny stan "wyjdzie w praniu", jak to się podobno dawniej mówiło.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Słowa Xandera dały Blue do myślenia, ponieważ na chwilę przystanęła. Lecz po paru sekundach ponownie szła z nim krok w krok. - Masz racje Rusty, rozmawialiśmy wtedy, ale jak pewnie zauważyłeś nie była to najlepsza chwila dla mnie i sporo mi z głowy przez to wszystko wyleciało. A co do handlowania z tobą, nadal uważam że trochę przepłaciłam za ten terminal. - Sądząc po jej wybuch ukierunkowanym na Star, to musi być bardzo wrażliwa na punkcie swojego ogona. Może lepiej będzie jeśli nie wejdę na ten temat, bo to chyba prawdziwe pole minowe.

- A co do twojego kręcenia się koło nas, to wygląda na to że Sharpi nie ma z tobą problemu, a jak on ci ufa to ja też. - Ehh, co ja bym dał żeby znowu być z kimś komu tak mógłbym zaufać - Ale mam do ciebie dwa pytania na które nie musisz odpowiadać jak nie chcesz. Co sprawiło że postanowiłeś się kręcić przy nas i o co biega z tymi ciuchami? - Ostatnie pytanie nie zrobiło na ogierze większego wrażenia. W zasadzie to wolał kłamać dlaczego je nosi, niż uciekać przed kulami.

Zebra spokojnie zwolniła kroku by zatrzymać się koło następnego wejścia do obozu. Lecz zamiast się rozglądać zastanawiała się przez moment nad odpowiedzią na pytania Blue. Młodzik odwrócił się całkiem w stronę niebieskiej klacz i spojrzał jej głęboko w oczy. Po chwili coś go uderzyło. Zaraz, Sharp powiedział, że powinienem powiedzieć jeszcze komuś o tym że jestem zebrą. A Blue i no chyba się dobrze znają. No skoro ufają nawzajem swoim osądom. Czy to możliwe że chodzi o nią. Cholera mogłem wtedy dopytać dokładniej o kogo może chodzić, ale teraz to jestem raczej zdany na własny osąd. Nie cierpię podejmować takich decyzji. Spróbuję się od niej czegoś więcej dowiedzieć i zobaczymy.

- Blue, jeśli mogę cie tak nazywać? Jeśli chodzi o moją decyzje co do zostania z wami. Znudziło mi się siedzenie samotnie w ruinach. Co do tego jestem jednym z wytrwalszych, ale każdy chce czasem otworzyć pyszczek do innego kucyka. - Ta a zwłaszcza jeśli musisz być samotny praktycznie nie z własnej woli - A jeśli chodzi o twoje drugie pytanie. - Młodzik ciężko westchną. - Szczerze mówiąc, to stanowią dla mnie lepszą ochronę niż większość pancerzy. - Ta. wtedy mniej osób do mnie strzela. -A jeśli chodzi o ten terminal, to będziesz się mogła odkuć jak mi padnie odtwarzacz. -Ogier powiedział to ostatnie zdanie z wyczuwalnym uśmiechem w głosie. Nastała kolejna chwila ciszy, młodzik ponownie zastanawiał się co powinien powiedzieć.

Zebra z powrotem przybrała typowy dla siebie bezwyrazowy ton głosu. - Chyba ty i Sharp jesteście dobrymi przyjaciółmi? Długo się znacie?
Pytania Blue chyba nie zaskoczyły Rustiego, musiał je dość często słyszeć co raczej nie było dziwne. Gdy płaszcz który nosił na sobie nie był niczym dziwnym i wiele kucy na pustkowiach je miało, to już maska hokejowej którą nosił na pysku nie była czymś co się często widywało.

Po chwili marszu zatrzymał się on i zaczął się wpatrywać prosto w Blue. Nie mogła ona dostrzec jego twarzy ale przez otwory w masce doskonale widziała wpatrujące się prosto w nią ciemno zielone oczy. Można było dostrzec w nich wahanie się ich właściciela, coś go dręczyło i Blue nie miała najmniejszego pojęcia co. Po chwili zaczął on odpowiadać na jej pytania.

Jego odpowiedź na pierwsze pytanie nie była niczym niezwykłym. Kolejny samotnik któremu znudziło się bycie samemu. Kuce są raczej zwierzętami stadnymi i samotność nie jest dla nich. Normalnym jest że po jakimś czasie każdy zacznie szukać jakiegoś towarzystwa.

Za to odpowiedź na drugie pytanie wydała się jej trochę dziwna. Jego płaszcz zapewniał taką samą ochronę przed pociskami jak jej sweter, no chyba że nosi pod nim stalowe płyty co by było trochę niewygodne. Bardziej prawdopodobne że on coś ukrywał i nie miał najmniejszej ochoty się z nią tym podzielić, a ona była na tyle mądra żeby zostawić ten temat i nie drążyć go bardziej.

- Chyba ty i Sharp jesteście dobrymi przyjaciółmi? Długo się znacie?

Blue przez chwile się zastanawiała ile może mu powiedzieć, na dobrą sprawę nie wiedziała o nim nic prócz tego że na pewno coś ukrywa. Postanowiła więc uraczyć go jak najkrótszą odpowiedzią i miała nadzieje że mu to wystarczy.

- Podróżowaliśmy razem trochę czasu po pustkowiach z karawanami, zwiedziliśmy ładny kawałek pustkowi i mieliśmy razem kilka przygód. Jest on chyba jedynym kucem któremu ufam i jestem w stanie bezgranicznie zaufać.

- A z okazji tego że zaczęliśmy w siebie rzucać pytaniami, można wiedzieć skąd jesteś ?
[Obrazek: signature.php]
- Podróżowaliśmy razem trochę czasu po pustkowiach z karawanami, zwiedziliśmy ładny kawałek pustkowi i mieliśmy razem kilka przygód. Jest on chyba jedynym kucem któremu ufam i jestem w stanie bezgranicznie zaufać. - Taką odpowiedź, młodzik otrzymał od Blue. Nie jest specjalnie długa, ale jak na mój gust wystarczająca. Zresztą, czy ja bym chciał zdradzać szczegóły ze swojego życia komuś obcemu? Raczej nie. Ale z drugiej strony, To chyba właśnie o nią chodziło Sharpowi. Znają się jakiś czas, wspólnie podróżowali i pewnie walczyli ramie w ramie. Ona mu ufa i to bezgranicznie, jak sama twierdzi. Więc mogę założyć że i on ufa bezgranicznie jej. Szlag, nie cierpię zakładać czegoś z góry, bo zazwyczaj nie wychodzi to najlepiej. Rozważania młodzika przerwały kolejne słowa niebieskiej klacz.

- A z okazji tego że zaczęliśmy w siebie rzucać pytaniami, można wiedzieć skąd jesteś? - Xander ponownie musiał zejść do martwej przestrzeni swojej pamięci i wygrzebywać truchło bolesnych wspomnień. Gdyby tylko mógł zostawił by te spaczone przez czas wspomnienia, lecz nie potrafił zapanować nad własną podświadomością. Zamkną jedynie oczy, odwrócił głowę i zacisną zęby ze słyszalnym zgrzytnięciem. Obrazy i dźwięki powoli wypełniały umysł zebry, niczym gangrena boleśnie trawiąca ciało kawałek po kawałku. Mroczne wynaturzenie będące wspomnieniem dawnego życia i tego jak mu je odebrano, wycisnęły z pod powiek młodzika kilka łez, które niezauważalnie wsiąknęły w jego futro. Najgorszym wspomnieniem była noc wygnania, tuż przed jego urodzinami. Albo raczej dniem kiedy znalazł się pod drzwiami swoich przybranych rodziców. Od tamtej pory co rok obchodzi bolesną rocznicę własnej śmierci dla miasta Grayhoof.

Gdy Xander zdołał co nieco się pozbierać, ponownie zwrócił wzrok na swoją rozmówczynie. - Mieszkałem w małym miasteczku. Było tam całkiem znośnie ,ale pewnej nocy mieszkańcy postawili na mnie krzyż. Od tamtej pory moim domem był i są ruiny przedwojennych miast. - Młodzik wypowiadał swoje słowa powoli i z wyraźnie wyczuwalnym bólem, stanowiły one dla niego spory ciężar. Gdy skończył zapadła długa chwila ciszy. Odwrócił głowę w kierunku horyzontu, spokojne podmuchy powietrza przesączały się przez otwory w masce i muskał delikatnie jego sierść. Dało mu to nieco ukojenia i pozwoliło ponownie pogrzebać upiora przeszłości w najgłębszych odmętach pamięci. Wziął parę głębszych oddechów i z powrotem zwrócił się w kierunku Blue. Czy powinienem był o tym mówić, ehh. Co się stało to się nie odstanie trzeba iść naprzód. - To miasteczko, to było Grayhoof.

Nastała kolejna chwila wahania. Młodzik ponownie zwrócił twarz w kierunku bezkresnej dali i zastanawiał się nad ewentualnym pytaniem. - A ty skąd pochodzisz? - Rzucił krótko spoglądając na niebieską klacz.
Odpowiedź Rustiego uświadomiła Blue że popełniła ona błąd. Duży błąd. Wiele kucy na pustkowiach opuściło swoje rodzinę strony nie z własnej woli, i wypytywanie o przeszłość losowe osoby jest najprostszą drogą by dostać kulkę między oczy. W jego głosie było słychać że męczą go upiory przeszłości, że wykopała ona przypadkiem bardzo bolesne dla niego wspomnienie.

Bardzo duży błąd.

Ale uzyskała swoją odpowiedź, nie mogła powiedzieć że kojarzyła tą nazwę. Może obiła się jej o uszy w czasie podróży ale w tym momencie nie mogła jej z niczym powiązać. W tym momencie bardziej interesowała kontrola zniszczeń i naprawa tego co zniszczyła jednym pytaniem. Najpierw wypadało by podbudować jego zaufanie do niej, okazać to że ona mu ufa, i następne jego pytanie dało jej właśnie taką okazję.

- A ty skąd pochodzisz?

Blue przez chwilę się zastanawiała czy to co zamierza zrobić to dobry ruch. Rozważała kilka opcji wraz z okłamaniem go lub powiedzeniem prawdy. Zastanawiała się czy powiedzenie mu prawdy nie będzie dobrym sposobem na podbudowanie zaufania do niej. W końcu doszła do wniosku że jak coś będzie nie tak to najwyżej odstrzeli mu łeb. Siadając na zadzie spojrzała mu się prosto w oczy i zaczęła mówić,

- Powiem ci skąd pochodzę, nawet pójdę dalej i zrobię coś czego nie robiłam od dawna i opowiem ci swoją historie. Ale mam małą prośbę. Niech to zostanie między nami, nie jest to historia którą się z chęcią dziele.

- Jak widać po mojej nodze, urodziłam się w stajni. - powiedziała podnosząc kopyto aby Rusty mógł zobaczyć założonego na nie PipBucka - Była to bardzo spokojna stajnia położona zaraz pod lasem Everyfree, żyło mi się tam z moja rodziną bardzo dobrze. Miałam wszystko o czym kuc w powojennym świecie mógł nażyć, bezpieczeństwo, pożywienie, kochającą rodzinę wraz z młodszą siostrą. Wszystko układało się idealnie aż gdy miałam 17 lat jeden z moich sąsiadów ze stajnie postanowił zmienić świat. Miał on na imię RedEye.

- Bardzo szybko przeją on władze w stajni jak i w pozostałościach miasta Fillydelphi gdzie umieścił on wszystkich mieszkańców swojej własnej stajni jako pracowników przymusowych, i rozpoczął powolny proces odbudowy miasta nie zważając na straty w pracownikach. Przez następne 2 lata swojego życia obserwowałam jak każdy mój przyjaciel z dzieciństwa jest katowany i większości przypadków ginęli oni w czasie pracy. Mnie też by to czekało gdyby nie to że RedEye miał odnośnie mnie inne plany. Potrzebował on surowców, a jaki jest lepszy sposób na pozyskanie surowców na pustkowiach niż Stajnie. Potrzebował go kogoś kto zna się na terminalach i ich zabezpieczeniach, kogoś kto pozwoli mu bez problemu wejść do stajni, ominąć zabezpieczenia i zrobić z nią co chciał. Na początku nie chciałam tego robić, za dużo niewinnych kucyków by na tym cierpiało, ale w końcu udało mu się mnie przekonać. Najpierw powiedział mi gdzie jest moja rodzina i zapewnił mnie że jeżeli mu pomogę będą oni bezpieczni od krzywdy. Że, moja młodsza siostra będzie żyła w idealnych warunkach, że będzie miała czyste miejsce do spania, zdrowe jedzenie i edukacje. Zgodziłam się, poszłam z jego ludźmi i zaczęliśmy otwierać stajnie wokół Filly. Drugim powodem dla którego tak naprawdę zaczęłam dla niego pracować było to że nawet otwierając te stajnie i wyciągając te kuce do tego piekielnego miasta, to nadal ratowałam w wielu wypadkach ich życie. O te stajnie walczyliśmy nie tylko my, w pewnym momencie do wyścigu o surowce i technologie przyłączyli się paladyni Ministerstwa Technologi. A gdy oni wchodzili do stajni, nie interesowały ich kuce tylko technologia. Kiedyś weszliśmy do stajni po nich, ten dzień do dziś mi nie daje zmrużyć oka w nocy. Wszędzie walały się oderwane kończyny, kuce ustawione po ścianą i rozstrzelane bez litości. Najgorszy był moment w którym weszłam do przedszkola w którym ktoś wystrzelił salwę z granatnika automatycznego. Tego dnia przysięgłam sobie że nie spocznę aż nie zabije kuca za to odpowiedzialnego.

RedEye pozwala wszystkim pracownikom odpowiedzialnym za odzysk stajni odejść po 2 latach pracy. Ja zostałam w tym piekle 3 lata więcej z własnej woli. Przez 5 lat walczyłam dla niego ze Steel Rangerami z czego przez 3 lata uczyłam się budowy pancerza wspomaganego, wymyślałam nowe sposoby mordowania ich użytkowników. I byłam w tym potwornie dobra.

W 5 roku mojego pobytu w Filly miało miejsce pewne wydarzenie o którym nie bardzo mam ochotę teraz mówić, ale sprawiło ono że w końcu postanowiłam opuścić to piekielne miasto zostawiając swoje stare życie za sobą i zaczynając nowe.

Szybko trafiłam do Nowej Appelosy gdzie się osiedliłam i otworzyłam warsztat. Prowadziłam go przez sporo czasu ucząc się budowy i naprawiając wszystko co mi wpadło w kopyta. Ale taka praca szybko się nudzi więc wyruszyłam w podróże z karawanami. Właśnie w czasie jednej z takich wypraw poznałam Sharpiego i szybko się z nim zaprzyjaźniłam. Od tamtej pory to zmianę trochę podróżuje a trochę prowadzę warsztat, i tak na zmianę aż do dnia dzisiejszego.

Blue skończyła swoją opowieść po czym podniosła wzrok który w pewnym momencie opowieści opadł na podłogę z powrotem na Rustiego przed którym właśnie obnażyła całą swoją przeszłość. Przez chwilę wpatrywała się mu w oczy szukając jakiejkolwiek reakcji.

- I tak w skrócie wygląda moje życie. Jesteś chyba drugim kucem poza Sharpim któremu opowiedziałam tą historie. Po raz kolejny poproszę cię żebyś zachował tą historie dla siebie. W czasie tych 5 lat w Fillidelphi zdążyłam sobie zrobić dużo wrogów i wolała bym żeby mnie nie odnaleźli.
[Obrazek: signature.php]
Xander spokojnie wysłuchał monologu Blue a w tym samym czasie przez jego umysł przelatywał różne myśli. Kręciły się wokół tego co udało mu się zasłyszeć o RedEye'u i Fillidelphi. O stajniach, Steel Rangerach i nowych powodach dla których ich nienawidził. Ale głównie że ktoś mu się zwierzył. Więcej, że ktoś mu zaufał i opowiedział historię swojego życia. Młodzik potrafił wyczuć gdy ktoś kłamie, ale w wypowiedzi Blue nie wyczuł nic takiego. Najwidoczniej mówi prawdę. Nie spodziewałem się czegoś podobnego, ktoś się otworzył przede mną i w dodatku mając za sobą życie takie jak to. Nagle poczuł w sobie dziwne uczucie, uczucie które odczuł dotychczas tylko raz. Wtedy gdy Shadow pomogła mu uciec przed zapuszkowanymi, nie zważają na niebezpieczeństwo. Uczucie to sprawiło że serce zebry zabiło mocniej a w ciało uderzyła fala przyjemnego ciepła.

- I tak w skrócie wygląda moje życie. Jesteś chyba drugim kucem poza Sharpim któremu opowiedziałam tą historie. Po raz kolejny poproszę cię żebyś zachował tą historie dla siebie. W czasie tych 5 lat w Fillidelphi zdążyłam sobie zrobić dużo wrogów i wolała bym żeby mnie nie odnaleźli. - Blue ja... - Młodzik chwilę się zająkał nie wiedząc co chce powiedzieć. - Ja dziękuję... I przepraszam. - Zapadła kolejna chwila ciszy, lecz nie trwała ona długo. - Chyba muszę ci coś powiedzieć i pokazać. Sharp o tym już wie i chciał bym tobie też to powiedział. - Xander rozejrzał się w około następnie przeszedł na drugą stronę niebieskiej klacz i usiąść obok wozu. - Mam do ciebie jedno pytanie. Co myślisz o zebrach?

Ogier nie czekał na konkretną odpowiedź, sam dokładnie nie wiedział po co zadał to pytanie. W tym samym czasie gdy je zadawał, ściągał do tyłu maskę i kaptur. - Zawsze myślałem że to ja miałem parszywe życie, ale moja historia w porównaniu z twoją to nic szczególnego. Moje prawdziwe imię to Xander. Rusty to przykrywka którą wymyśliliśmy razem z Sharpem. I jeśli ci to poprawi humor, nie tylko ty masz rachunki do wyrównania ze stalowymi - Gdy wypowiadał ostatnie zdanie, wyciągną z pod kurtki holo-nieśmiertelnik i pokazał go w stronę Blue.
Klacz z niecierpliwością wyczekiwała reakcji Sharpa. Wciąż uparcie wpatrywała się w jego oczy, które natomiast przez jakiś czas spoglądały w stronę wozu, tym samym zdradzając zamyślenie ich użytkownika. Rogata ewidentnie widziała, że jej koloryzowanie nie zrobiło na ogierze zbyt dużego wrażenia. ”A czego tak właściwie ja się spodziewałam?” Skarciła sama siebie w myślach. Przez jej głowę przemknęło coś jeszcze. Wyobraziła ona sobie sytuację w której ów medyk wytrwale operuje jakiegoś biedaka. Nagle zirytowany tupie mocno kopytem o podłogę, swoje narzędzia odrzuca na bok, a sam wypowiadając następujące słowa: „Nie kurwa, nic z niego nie będzie.” Następnie odwraca się i odchodzi tak jakby nigdy nic.

Starweave jako pierwsza opuściła stan swojego głębokiego zamyślenia. Zastanawiała się, z iloma kucykami Sharpowi zdarzyło się tak postąpić. ”Nie, on jest dobrym kucykiem, zawsze walczył do samego końca.” Chwile po tym usłyszał tak jakby wewnętrzny głos, a może to były jej własne myśli, które w jakiś sposób same się nasunęły. ”Głupia i naiwna, co ty możesz o nim wiedzieć?” To spowodowało, że klacz przez chwilę miała ochotę wycofać cały swój wcześniejszy monolog. Twarz ogiera byłą niezmienna, a on sam dalej przez cały czas wpatrywał się w wóz.

Dla Star stawało się to coraz bardziej nieznośne. Coraz bardziej była też ona pewna, że w jakiś sposób wyszła na idiotkę, a sam medyk skarci ją za durne pomysły. Coraz bardziej żałowała swoich słów, a co najgorsze nie miała pojęcia jak mogła by wybrnąć z takiej sytuacji. Nie wiedziała co mogła by jeszcze powiedzieć, jak dalej prosić. Po prostu z niecierpliwością wyczekiwała ona reakcji Jednorożca, nic więcej nie mogła zrobić.

- Wybudzić go mogę. Z opieką zobaczymy – To była pełna, niewygazowana butelka Sparkle-Coli i to oferowana Starweave w monecie kiedy ta była najbardziej spragniona. Jej uszy które z początku, tak samo jak pewność siebie, powoli zaczęły opadać, momentalnie całkowicie się wyprostowały. Star przez sekundę albo dwie sprawiała wrażenie zaszokowanej, potem szok ten przybrał postać normalnego zdziwienia. Chwilę po tym, klacz zdała sobie sprawę, że odniosła podwójne zwycięstwo. Medyk do tej pory nie wspomniał o ani jednym kapslu, a to było w tym wszystkim… no może nie najważniejsze, no ale... dość ważne. Klacz z uśmiechem na pyszczku wpatrywała się w ogiera, właściwie sama nie wiedziała kiedy pojawił się ten uśmiech.

Mijały kolejne chwile ciszy, a mimo wypowiedzianych słów Sharp nie podoił żadnej akcji. Jednoróżka troch się tym zmieszała, przez co jej uśmiech zmalał o połowę, ale tylko chwilowo, bo dość szybko wymusiła na nim jak najlepiej prezentujący się kształt. ”No fajnie i co teraz?” Myślała klacz, cały czas wpatrując się w niebieskie oczy. Wpatrywała się ona dość specyficznie, tak, że gdyby oczami można było mówić, Sharp usłyszał by pewnie coś w stylu: „No na co czekasz? Zakopyciaj tam i zrób to.”

- Eee… too… wspaniale, możesz zacząć od razu. Rainfall jest już w środku, w razie czego będzie czuwać nad nami. – Powiedziała to, po czym przy użyciu kopyt i strat czasowych, „teleportowała się” do wnętrza wozu. Na miejscu posłała głupkowaty uśmieszek Rain, tak jakby coś przeskrobała, po czym weszła w głąb wozu, robiąc tym samym miejsce dla medyka. Star miała nadzieję, że ten ruszy za nią w ślad i zaraz się pojawi.
- Mam do ciebie jedno pytanie. Co myślisz o zebrach?

Pytanie te wydało się Blue trochę dziwne. Podniosła ona głowę i spojrzała się na Rustiego który usiadł zaraz przy wozie. Przez głowę przebiegało jej w tym momencie zdecydowanie za dużo pytań. Co on chciał jej powiedzieć? O czym wiedział Sharpi a ona nie? I chyba najważniejsze, czemu się właśnie zwierzyła kompletnie obcemu kucowi? Chyba musiała mieć naprawdę kiepski dzień.

Obserwowała ona jak Rusty ściąga z głowy kaptur i maskę. Gdy tylko odsłonił on twarz wszystkie puzzle zaczęły nagle pasować. Zebra. Wszystko począwszy od ubioru aż po brak zaufania miało sens. Wiedziała ona jak ciężkie życie miały zebry na pustkowiach, już nie wspominając o tych które żyją w Fillydelphi. Sama wiele razy była świadkiem jak inni traktowali, jak obwiniali je za coś czego one nie zrobiły. W mieście RedEya dostawało się im nawet za błędy innych “robotników” lub złą pogodę.
Blue wysłuchała co Xander miał do powiedzenia, wzięła od niego także nieśmiertelnik i zaczęła mu się przyglądać. Nowicjusz Greythunder, Kontyngent Manehatan, trzecia brygada. Jedyne doświadczenie jakie miała ona ze Steel Rangerami dotyczyły kontyngentu z Fillidelphi pod dowództwem starszej Bluberry Sabre. O stalowych z Manehatanu słyszała tylko opowieści i plotki, chociaż w historie o 200 letnim paladynie nie mogła do tej pory uwierzyć. Do nieśmiertelnika był doczepiony z boku kosmyk czerwonych włosów który musiał mieć dla niego najwyraźniej wielkie znaczenie.Oddając mu nieśmiertelnik Blue wyprostowała się i spojrzała się na niego uśmiechając się przy tym.

- Witaj Xander, miło cię w końcu poznać. Co do tego co myślę o zebrach, nie jesteś pierwszą zebrą którą mam okazje spotkać i chyba nigdy nie miałam z tym problemu. Na dobrą sprawę jestem gotowa powiedzieć że w wielu przypadkach jesteście bardziej cywilizowane niż większość kucy. Co do stalowych i mojej niechęci do nich, to porzuciłam walkę z nimi już jakiś czas temu i raczej nie zamierzam do tego wracać.

- A, i ja też ci Xander dziękuje za wysłuchanie mnie. Nawet nie masz pojęcia jak mi to było potrzebne, trzymanie tej historii w tajemnicy jest dla mnie wielkim ciężarem. Nawet nie mam pojęcia jak ty się musisz czuć.

Przyglądając się zebrze nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł. Zdejmując z pleców swoje torby Blue zaczęła je przeszukiwać w poszukiwaniu czegoś co dopiero do nich schowała. Po chwili wyciągnęła z nich 2 najładniejsze jabłka z całego prowiantu jaki zakosiła z karawany, po czym podała je Xanderowi.

-Masz, potraktuj to jako prezent powitalny w naszej małej karawanie. Znając Sharpa, prawdopodobnie posiedzimy tu jeszcze jedną noc i rano wyruszymy dalej w drogę. Jak chcesz możesz się zabrać z nami jeżeli Sharpi ci już tego nie zaproponował.
[Obrazek: signature.php]
Xander spokojnie patrzył jak Blue przygląda się jego naszyjnikowi. Gdy dostał go z powrotem założył do ponownie na szyje i schował pod kurtką. Gdy tylko podniósł głowę zobaczył uśmiechnięty pyszczek niebieskiej klacz. Wysłuchał ponownego przywitania jednoróżki, ale jej następne słowa były niczym uderzenie młota. - Co do tego co myślę o zebrach, nie jesteś pierwszą zebrą którą mam okazje spotkać i chyba nigdy nie miałam z tym problemu. Na dobrą sprawę jestem gotowa powiedzieć że w wielu przypadkach jesteście bardziej cywilizowane niż większość kucy. - Zaraz, co? Udało mi się spotkać kogoś kto miał wcześniej kontakt z zebrami, ale jest jeszcze nastawiony do nas w taki sposób. Chyba śnie. Mam tylko nadzieję że gwiazdy nie zechcą mnie zbyt szybko wyrwać z tego snu. Następnie ogier słuchał jak klacz mu podziękowała za możliwość zwierzenia się, na co on odpowiedział skinieniem głowy.

Po chwili niebieski jednorożec wyciągną ze swoich juków dwa dorodne czerwone jabłka i podała je młodzikowi. Na ten widok oczy zebry zrobiły się wielkie niczym drzwi stajni. O Boginie, nie widziałem ich od czasów dzieciństwa. Ale jak, skąd? -Masz, potraktuj to jako prezent powitalny w naszej małej karawanie.- Ogier powoli i ostrożnie wziął owoce, jeden z nich schował do własnej torby, a drugie chciał łapczywie ugryźć, lecz się powstrzymał. Wyprostował się i lekko odkaszlną. Wyciągnął z rękawa jedno z ostrzy i przekrawał owoc na pół. uśmiechną się w podziękowaniu i podał jedną połówkę Blue. Następnie wziął kawałek który mu został i zaczął powoli jeść, delektując słodkim lekko kwaskowym smakiem świeżego jabłka.

Po paru kęsach Xander odłożył owoc na bok i ponownie zwrócił wzrok w kierunku horyzontu. Jego twarz na powrót spochmurniała. - Moją historię znała tylko jedna osoba. Zdążyłaś ją już poznać. Ten kosmyk włosów przy nieśmiertelniku, to pamiątka po mojej jedynej przyjaciółce i zarazem główny powód dla którego nienawidzę Steel Ranger'ów. Od tamtej pory wolałem się nie angażować w żadne bliższe znajomości, bo nie chciałem cierpieć tak jak tamtego dnia.

- Ale może od początku. Nie znam swoich biologicznych rodziców, podrzucili mnie pod progiem moich przybranych rodziców z Grayhoof. Mieszkałem tam przez prawie 16 lat i zawsze byłem traktowany jak wyrzutek, choć każdemu zawsze przychodziłem z pomocą. Pewnego razu pojawił się u nas ghul i opowiadał wyssane z kopyta opowieści, o tym jakie to złe są zebry. Potem nasze miasteczko nawiedziła jakaś zaraza, dorośli byli na nią odporni, ale była śmiertelna dla małych klacz i źrebaków. oczywiście wina spadła na mnie. Kucyki w mieście potraciły rozumy i chciały mnie zlinczować w przeddzień moich 16-tych urodzin. Więc uciekłem z miasta i tułałem się po pustkowiach. Głównie spotykałem mało przychylne kucyki. A w całym tym układzie problemem nie byli ci którzy strzelali do mnie od razu, lecz ci którzy udawali przyjaciół by potem ci wbić nóż w plecy.

Potem doszło jeszcze pierwsze spotkanie z zapuszkowanymi które przeżyłem cudem, właśnie dzięki pomocy mojej małej przyjaciółki Shadow. Żyliśmy sobie spokojnie przez prawie pół roku i wtedy trafił się ten rekrut. Nie miał na sobie nawet zbroi. Wystrzelił do nas z rakietnicy. Nie trafił przez co zawaliła się na nas ściana budynku obok którego szliśmy. Shadow zginęła przygnieciona przez kawał muru a on zginą od mojej strzelby. Od tamtej pory trzymałem się z daleka od wszystkich, wyjątek stanowili kupcy. Dodatkowo od tamtej chwili zbierałem amunicje Ppanc. bo przysiągłem sobie że zabije każdego napotkanego Steel Rangera i zabiorę jego nieśmiertelnik w ramach zemsty. I tak to wyglądało do dnia dzisiejszego.

Gdy młodzik skończył swój monolog zamkną na chwilę oczy i wziął kilka głębszych oddechów by móc spokojnie rozegnać niemiłe wspomnienia. - Wiesz co Blue. Miałaś rację to potrafi przynieść dużą ulgę. - Zebra znów zamilkła na dłuższą chwilę, po czym na powrót zaczęła zakładać maskę i kaptur. - Ehh. Za chwile trzeba będzie wrócić na patrol. Ale jeśli chcesz jeszcze o czymś pogadać to wal śmiało. - Po tych słowac zabrał się za dokańczanie swojej połówki jabłka.
Medyk wysłuchał odpowiedzi Starweave, po czym skinął głową i rozpoczął krótką podróż w kierunku wozu. Zanotował w głowie, że w środku jest też Rainfall. Wdrapał się na pojazd, momentalnie się rozglądając. Zauważył nieprzytomnego kucyka, leżącego tak jak go wcześniej zostawił. Smród w wozie nie należał do przyjemnych, ale Sharp akurat do takich spraw był przyzwyczajony. Mało kto na Pustkowiach się mył regularnie. Ba, były kucyki, które tego po prostu nie lubiły robić, z powodów znanych tylko sobie.

Skinął głową ku klaczy kucyka ziemnego wyposażonej w swój imponujący egzemplarz przemysłowego miotacza ołowiu. Zwrócił swój wzrok z powrotem ku leżącemu bandycie. Bez dalszych ceregieli, skupił swoją magię. Róg jednorożca zaczął świecić, najpierw ledwo zauważalnie, po chwili zaś znana wszystkim poświata oświetlała wnętrze wozu. Nie silnie, nie było to potężne czy skomplikowane zaklęcie, których Sharp nigdy nie był w stanie rzucać, ale na tyle wyraźnie, że można było teraz dojrzeć w środku szczegóły otoczenia, w przeciwieństwie do stanu wcześniejszego, czyli półmroku.

Dla medyka zaklęcia medyczne nigdy nie były jakimś wielkim problemem. Owszem, wybudzenie było dość skomplikowane, zwłaszcza, że wybudzał kucyka uśpionego za pomocą chemikaliów, a nie zaklęcia. W zasadzie można to było porównać do zaklęcia usuwającego narkotyki z organizmu, ale to było o wiele prostsze. W końcu jednorożec zakończył proces rzucania zaklęcia, a wnętrze wozu ponownie zatonęło w półmroku.

Spojrzał na kucyka, który był celem magii Sharpa. W pierwszej chwili nic nie wskazywało na to, aby zaklęcie wywarło jakikolwiek efekt. Po kilku długich sekundach, kucyk poruszył lekko kopytami i zakaszlał cicho.
Sharp wycofał się do tyłu, pragnąc być obserwatorem, a nie prowadzącym rozmowę. Zaklęcie działało, nie był na razie do niczego potrzebny tuż koło rannego. Zwrócił wzrok na Starweave i ruszył znacząco głową, wskazując na leżącego, jakby chcąc powiedzieć "No dalej, twoja kolej.".

Cofnął się jeszcze parę kroków, znajdując sobie dobre miejsce częściowo za jakąś skrzynią. Róg medyka ponownie zaświecił, gdy ten odpiął kaburę i wyciągnął rewolwer. Wolał nie ryzykować, a dwie klacze mogły być za blisko bandyty, by zareagować, gdyby okazał się kompletnym wariatem. Położył rewolwer na skrzynce, mając go cały czas w polu widzenia i mogąc go szybko złapać. Nie odciągał kurka. Dźwięk był zbyt charakterystyczny, przy takiej ciszy zwróciłby uwagę wszystkich w wozie.



Mimo chwili marszu, Iron nie znalazła nic ciekawego. Skały i martwe drzewa ciągnęły się w każdym kierunku. Szła dalej, nucąc muzykę. W końcu potknęła się o coś, co na pewno głazem nie było. A upewniał w tym ciekawy fakt, że przy uderzeniu tego czegoś kopytem, wydało odgłos uderzania kopytem o metal, nie o kamień. Przy bliższej inspekcji okazało się, że jest to rodzaj włazu, wyglądającego jakby w miejscu go trzymała prosta siła grawitacji, a nie jakiś skomplikowany zamek.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 9 gości