Liczba postów: 578
Liczba wątków: 20
Dołączył: 02 2013
Reputacja:
10
Ulubiony kucyk: Toothless.
Iron wzięła się za przeszukiwanie kompleksu pomieszczeń, szukając jakichś wskazówek, a docelowo odpowiedzi na pytanie, co to było i co robiło na środku pustyni. Uprzednio udało jej się zebrać w komplecie ubranko z manekina oraz trochę skarpetek. Jak się okazało, w większości z uszkodzeniami różnych rodzajów, ale za to były w komplecie trzy zestawy, po cztery skarpetki każdy. I jeden z pięcioma.
Wróciła do sypialni ze zdobyczami i zaczęła poszukiwania. Nie było tego wiele, a zmumifikowany ogier na łóżku nie wydawał się rozmowny.
Po chwili przeszukiwania całości, pozostała jedna opcja, przegapiona na początku przez klacz: wciąż świecący terminal w garderobie, na którym widniały duże słowa "Proszę wprowadzić hasło" wraz z polem na wpisanie tegoż hasła pod komunikatem. A przynajmniej tyle tylko klacz mogła zobaczyć, patrząc z sypialni.
Po paru minutach szybkiej podróży, Sharp i Rainfall dotarli do włazu w ziemi. W okolicy nic się nie zmieniło, a brak odgłosów walki ze środka jasno mówił, że ta właśnie walka się zakończyła. Pozostawało pytanie: kto wygrał?
- To tutaj? - zapytał się ogier, spoglądając z niepokojem w wąską dziurę w ziemi. Naprawdę nie pasowało mu włażenie tam do środka. Łatwo można było tam kogoś zamknąć. Ale miałby też pewną przewagę. Chyba, że klacze mają granaty...
Sharp otrząsnął się z niechcianych myśli. Nie było powodu, dla którego Rain miałaby chcieć go zabić. Innego niż kapsle, co prawda, ale wątpił, żeby drugi kucyk, który rzekomo był w podziemiach, miał ich wystarczająco dużo. No i skąd niby miały wiedzieć, że akurat on pójdzie na pomoc? Równie dobrze mógł posłać na pomoc Star albo Blue.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Liczba postów: 412
Liczba wątków: 18
Dołączył: 03 2013
Reputacja:
6
Starweave z niecierpliwością wyczekiwała reakcji oskarżonych przez nią kucyków. Jak się później z resztą okazało, niesłusznie. Atramentowa nie chciała nikogo urazić, ale taki stan rzeczy wytrącił ją nieco z równowagi. White była młoda, niedoświadczona i praktycznie całkiem sama w obcym jej środowisku. A żeby było tego mało, dodatkowo „zalana w trupa.” Starweave była świadoma, że gdyby obóz stał się teraz celem ataku i wynikła by z tego jakaś naprawdę patowa sytuacja. White nie miała by żadnych szans na przeżycie. ”Nie była by w stanie zrobić absolutnie nic i jeśli trzeba by było natychmiast porzucić karawanę, ona została by na samym środku, stajać się...” Klacz przypominając sobie wizerunek porannych agresorów, nawet nie chciała myśleć, czym White by się mogła stać.
Rusty odezwał się jako pierwszy, mówiąc wolno i wyraźnie. Starweave natychmiast podniosła sowią głowę, spoglądać w niewielkie otwory na masce. Pierwsze jego słowa z całą pewnością były prawdą. Wiedziała, że ewidentnie powinna powściągnąć swój język i trzymać emocje na wodzy. Ale wraz z tym jak skończył mówić, jednoróżka patrzyła się na niego jak na idiotę. Na szczęście ten stan rzeczy nie utrzymał się za długo, gdyż Blue powiedziała jej miej więcej to samo.
- Akurat wtedy rozmawiałam z Sharpem i zanim się zorientowałam co się dzieje, ona już była w połowie butelki. – Mówiła niebieskawa. Jej słowa sprawiły, że wyobraźnia Starweave pracowała jak nigdy przedtem. Spodziewała się usłyszeć dosłownie wszystko i była gotowa na naprawdę ciekawą historyjkę. Jednak obraz tej, którą właśnie otrzymała, absolutnie nie mieścił jej się między uszami. Pyszczek ciemnogranatowej zachował się dosłownie jak most zwodzony. Odwróciła się ona w kierunku nieprzytomnego kucyka, spoglądając na nią z szokiem. Tym samym spojrzeniem obdarzyła samą Blue, odwracając się po chwili z powrotem do niej. Powtórzyła ten cykl jeszcze raz, zanim zaczęła wodząc wzrokiem po ziemi, analizować to co właśnie jej powiedziano.
Klacz chciała coś powiedzieć i tylko dlatego jej pyszczek powrócił do bardziej przyzwoitego stanu. Ale przez pierwsze chwile, nie był on w stanie uformować ani słowa. ”Jeżeli ona naprawdę pochodzi ze Stajni, to ja nie chce wiedzieć co się tam wewnątrz tej Stajni działo.” Pomyślała Star, spoglądając na Blue, a z jej ust w końcu wydobyły się pierwsze słowa.
- Aha. – Powiedziała gładko, kiwając przy tym głową i podnosząc lekko brwi. Następnie zaczęła skakać spojrzeniem pomiędzy Blue a Rustym, nie za bardzo wiedząc co mogła by im jeszcze powiedzieć. – W takim razie, najmocniej was przepraszam. – Powiedziała, chwilowo zerkając kantem oka na alkoholowego zgona. - Myślę... że Sharp powinien jej się trochę lepiej przyjrzeć.
Liczba postów: 405
Liczba wątków: 9
Dołączył: 03 2013
Reputacja:
5
Xander mógł już jedynie czekać na to co się stanie dalej. Powiedział prawdę, lecz nie zawsze każdy chce w nią wierzyć. Star mogła mu zarzucić kłamstwo i trzeba by było wtedy przejść przez żmudny proces przekonywania jej, w czym akurat nie uważał się za najlepszego. Przez te pare sekund Star patrzyła się na niego niczym na kogoś niespełna rozumu. Gdyby nie fakt, że Blue potwierdziła jego słowa mogło by się to skończyć w różny sposób. Granatowa klacz przez chwile była zmieszana lecz udało jej się coś wydukać i przeprosić za oskarżenia.
Młodzik omiótł wzrokiem wnętrze obozu w którym już od chwili mieli stanąć na warcie, a zamiast tego siedzieli przy ognisku. Poczuł wewnątrz siebie lekkie ukłucie, nie było ono spowodowane jednak świadomością niewykonania polecenia, było to dziwne uczucie które znał nawet zbyt dobrze. Potrzebuje zaczerpnąć odrobinę świeżego, zimnego powietrza. Pomyślał, wiedząc jednak, że to tylko głupia wymówka dla usprawiedliwienia się przed samym sobą. - No dobra. My tu gadu gadu a nikt nie pilnuje obozu... - powiedział wstając z pod ogniska. - Lepiej żeby nas nie złapali z przysłowiowym "kopytem w nocniku"... - i ruszył w stronę najbliższego wyjścia z obozu.
Gdy tylko przeszedł za barykadę i skręcił za jeden z wozów, włożył do jednego z uszu słuchawkę swojego odtwarzacza i nacisną przycisk odtwarzania. Z początku szedł dosyć spokojnie, ale po chwili zaczął przyśpieszać podobnie jak myśli w jego głowie. To dziwne uczucie nasilało się z każdą chwilą. Do umysłu zebry wciekały z coraz większą intensywnością nieprzyjemne myśli. Myśli o tym za co nienawidzi pustkowi i swojego życia. Wszystkie sytuacje które raz wzbudzają w nim smutek a nawet rozpacz, teraz stawały się paliwem dla ognia który rozpalał się w jego sercu.
Uczucie to przerodziło się w gniew, czysty nieukierunkowany w żadną stronę gniew. Narastał on w nim niczym ciśnienie w stalowej nagrzewającej się butli bez zaworu bezpieczeństwa. Z każdą chwilą zaciskał coraz mocniej szczęki obnażając wreszcie zęby, każdy krok stawał się bardziej ciosem wymierzonym w podłoże, serce biło niczym młot a krew niemal że się gotowała. Gniew zamienił się w agresje, której byle uderzenia w piach czy mruczane przez niego pod nosem wiązanek przekleństw nie rozładuje. Ta fala nadal nabierała na sile.
W umyśle Xandera nie było już myśli, był krzyk... Niebotyczny krzyk i krwawe obrazy mordu które przedefiniowały by pojęcie "Dantejskich scen". Wreszcie furia przełamał linie oporu. Młodzik wyprowadził cios lewym kopytem w deskę stanowiącą część burty wozu. Pod wpływem siły deska zachrzęściła a gwoździe którymi była przybita do łat zaskrzypiały. Był to tylko lekki upust tego co się w nim zebrało. Wyprowadził kolejnych sześć szybkich ciosów po czym gwałtownie się odwrócił i w niemym krzyku napinając wszystkie mięśnie, powoli wypuszczał nagrzane powietrze z płuc.
Rozgrzany oddech ogiera i zimne nocne powietrze połączyły się tworząc niewielki obłok pary. Młodzik usiadł na ziemi ciężko oddychając i powoli się uspokajając. Poczuł wtedy ból w przedniej lewej nodze, uniósł ją lekko by dokładniej się przyjrzeć. Była to niedawna rana, nacięcie które się ponownie otworzyło. Oglądał jak krew powoli wyciekająca z rany tworzy drobna strużkę i zaczyna skapywać na ziemię. Wpatrywał się niczym zahipnotyzowany przez jakiś czas. Ech, co ja kurwa robię? Znowu mi odpierdala i znowu niema to większego sensu... Na co ja się w ogóle wkurwiam? Na to co się stało? Przecież nie mam mocy która pozwoliła by mi to wszystko zmienić... nikt niema...
Po prostu kolejny niepotrzebny wybuch... tylko tutaj mogłem coś komuś zrobić, gdy byłem sam nie miałem tego problemu. "Byłem samotny" przecież nadal jestem... To że jestem teraz z tymi kucykami to pewnie i tak stan tylko przejściowy. Jeżeli uda nam się dowieźć tą karawanę to wszyscy się rozejdą w swoją stronę. Ech, wszystko jest do dupy. Xander skończył swoje przemyślenia i delikatnie wytarł krew wewnętrzną stroną płaszcza. Nie wstał jednak z ziemi, spojrzał jedynie w czarne niebo lub raczej chmury je zakrywające i zaczął sobie cicho śpiewać. Nie była to piosenka z repertuaru jaki znajdował się na jego odtwarzaczu, nie miał on specjalnego rytmu ani rymu a tekst był nikomu innemu nieznany.
- I am sitting in a corner.
trying to hide from a pain.
I walk only in the shadows.
Darkness just became my home.
I was a fool who had a hope.
That the good still exist
in a ponies heats.
I gave my trust
to a false friends.
And they stabs me in my back.
I walked down through the street.
Of my broken dreams.
Facing demons from my past.
Which won't let me sleep.
But right now I'm still alone
trying not to crack... *
* Pisane przed chwilą na kolanie... sorry za ewentualne błedy...
Liczba postów: 173
Liczba wątków: 7
Dołączył: 03 2013
Reputacja:
3
Klacz dostrzegła terminal i krótko rzuciła - Jakie jest hasło Zed? - rzuciła badawcze spojrzenie w stronę "Zed'a Crowly'ego" i przypomniała sobie o książkach. - Tu ukryłeś hasło Zed? - zabrała się za przeszukiwanie książek w poszukiwaniu jakichś poszlak. Było dla niej ważne wszystko od podkreśleń w tekście do okładek książek.
- Gdzie schowałeś hasło Zeddy? Podpowiesz mi? Obiecuję że po tym zostawię cie w spokoju... - Przeglądnęła też zdobienia na broni, jeszcze raz wnętrze szuflady, blaty, popakowane rzeczy, rzeźby... tyle że robiła to o wiele dokładniej i wolniej.
Iron wróciła do punktu wyjścia, sprawdziła nawet kartę a potem zabrała się za szukanie czegokolwiek w zgniłej części kompleksu. Zaglądnęła też do kuchni i sprawdziła głębokość wody oraz to czy nie ma jakiegoś podejrzanego blasku. Postanowiła trzymać się na tą chwilę z dala od kuchni, tymczasem zaczęła nerwowo krążyć po pomieszczeniu nadal zaglądając w kąty. Miała ochotę podbiec do terminalu i rozwalić go na kawałki ale tego nie zrobiła. Zamiast tego ostrożnie sprawdziła papier... a raczej połowiczną masę papierową w dalszym poszukiwaniu .
"Minuta dziesięć i zwali się tu jakaś drużyna A... właściwie warto by sprawdzić co z Rainfall" - Na chwilę przestała robić swoje i stwierdziła w myślach "Zapewne już dawno wróciła do obozu"
Liczba postów: 361
Liczba wątków: 13
Dołączył: 03 2013
Reputacja:
14
Po chwili dotarli. Brak odgłosów z dołu pozostawiał 0% szans na to, że pójście po pomoc w ogóle miało sens. Mimo wszystko...
-To tutaj? - spytał ogier, patrząc na wejście. Zdawał się być czymś zaniepokojony, co trochę Rain zdziwiło... po chwili jednak otrząsnęła się, domyślając się również co jest powodem owego niepokoju. W końcu na pustkowiach ciężko o lojalność.
-Tiaa... - mruknęła dość głośno, tak, by Sharp ją usłyszał. Pomyślała jeszcze chwilkę i zwróciła się do niego, - Dobra... cokolwiek tam zobaczysz, nie zgrywaj bohatera; jak zobaczysz więcej niż jednego ghula to spierdalaj, a jak żywą Iron... to tym bardziej spierdalaj - Rain wyszczerzyła w jego stronę zęby, nim na jej twarz nie wrócił zaniepokojony wyraz. - A na serio... będę tu czekać. Na ciebie, albo na was. - powiedziała, po czym usiadła sobie obok włazu z działkiem obok siebie. Sharp nie jest głupi... poradzi sobie, uspokoiła się w myślach, spoglądając na rzeczonego ogiera.
Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym po prostu wysłała tymczasowego przywódcę karawany na śmierć.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.
Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.
Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Liczba postów: 608
Liczba wątków: 18
Dołączył: 02 2013
Reputacja:
16
Ulubiony kucyk: Scootaloo
Blue obserwowała jak Star stara się przetrawić informacje, na temat wydarzeń związanych z aktualnym stanem White. Widać było że ma problemy z uwierzeniem w tą historie, co nie było dziwne, gdyż sama by w to nie uwierzyła gdyby nie wydarzyło się to przed jej oczami. Po chwili granatowa klaczy przytaknęła, najwyraźniej akceptując ich wersje, a potem nawet przepraszając za oskarżenia rzucane w ich stronę.
Blue siedziała chwilę zastanawiając się, dlaczego tamta w pierwszej kolejności zaczęła rzucać takimi oskarżeniami. Czy to było z powodu troski o White, czy po prostu chciała na kogoś pokrzyczeć. Nie było jej dane o to zapytać gdyż w tym momencie Rusty postawił się podnieść i iść na warte. Blue nie wiedziała w tym za bardzo sensu gdyż jej EFS z pozycji przy ognisku obejmował zasięgiem cały obóz i spory kawałek za nim. Dawało to w miarę szybkie ostrzeżenie w wypadku zbliżającemu się zagrożeniu i zostawiało czas na odpowiednią reakcję. Już miała mu o tym powiedzieć gdy jej uwagę przykuł jego wygląd, coś było z nim zdecydowanie coś nie tak.
- Dobra Rusty, myślę że masz rację. Idź, zacznij wartę a ja zaraz do ciebie dołączę. - powiedziała do niego dając mu możliwość samodzielnego oddalenia się i odrobinę prywatności. Obserwowała go przez całą jego podróż poza teren obozu. Nie wiedziała co go w tym momencie gryzło, ale wiedziała że cokolwiek to nie było lepiej go zostawić na chwilę samego.
Odwracając się do Star zobaczyła ona że tamta zerka na White najwyraźniej obawiając się o jej zdrowie po tym wyczynie który odstawiła.
- Nie martw się Star, nic jej nie będzie. - odezwała się w końcu do drugiej klaczy – No może poza, kacem gigantem który będzie ją potem męczył.
Liczba postów: 412
Liczba wątków: 18
Dołączył: 03 2013
Reputacja:
6
14-01-2014, 04:48
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14-01-2014, 06:15 przez Asdam.)
Starweave siedziała tak, ogrzewając się w promieniach poskromionego żywiołu ognia. W blasku płomieni, jej złote tęczówki przybrały jeszcze bardziej żywy kolor. Tak jakby naprawdę zamieniły się w kamień szlachetny. A może było to tylko złudzenie. Z całą pewnością było nim przekonanie atramentowej, że mimo wszystko, nikogo nie zdołała zanadto urazić swoim zachowaniem. To przekonanie i związana z nim nadzieja prysły niczym bańka mydlana, chwilę po tym jak zamaskowany osobnik postanowił podjąć się pierwszej warty.
Ciemnogranatową uderzyła myśl, dlaczego niby obcy kucyk, miał by pomagać im chronić tego całego bublu w skrzyniach. Blue szybko odpowiedziała Rustiemu, oznajmiając, że niedługo do niego dołączy. Star nie chciała przez przypadek ponownie doprowadzić do kolejnych nieprzyjemności, dlatego też stwierdziła, że najlepiej będzie się wcale nie odzywać w tej sprawie. Blue z całą pewnością wiedziała co robi. Poza tym, jeżeli jednak okazałoby się, że to oni mieli by wziąć pierwszą wartę, cóż... Star tylko na tym skorzysta; i nawet dobrze wiedziała w jak sposób.
Rusty odszedł, zostawiając klacze same. Starweave miała podzielną uwagę pomiędzy tańcującym ogniem, niebieską klaczą, a tą nieprzytomną, zerkając raz na jakiś czas na to ostatnie. Ale mimo wszystko, agresywne zachowanie Ruskiego nie mogło jej umknąć. Klacz słysząc walenie i inne towarzyszące mu dźwięki. Gwałtownie obróciła głowę w ich stronę, szybko odwracając się z powrotem do ognia. Jej uszy częściowo opadły, wraz z tym jak przypomniała sobie wcześniejsze słowa niebieskiej jednoróżki. Zdała sobie tym samym sprawę, że nieopatrznie rozwaliła im atmosferę i tym samym ich rozmowę.
Nie martw się Star, nic jej nie będzie. - Odezwała się w końcu Blue. – No może poza, kacem gigantem który będzie ją potem męczył. – Skończyła mówić. – Co? A, tak, nie, w porządku, nie martwię się już o nią. ”Bardziej się martwię o siebie.” Pomyślała Starweave, kończąc zdanie w którym mimo wszystko smutek był ledwo wyczuwalny. Jednak wyraz jej pyszczka mówił już wszystko. – Chociaż takie skłonności u takiej klaczy są dość mocno niepokojące, nieprawdaż? – Powiedziała, chwilowo spoglądając na Blue. – Musimy koniecznie wyruszyć jutro i to jak najwcześniej. Wiesz może gdzie moglibyśmy się udać z takim ładunkiem? – Powiedziała przygnębiona jednoróżka, pytająco spoglądając w ognisko, tak jakby to ono miało udzielić jej odpowiedzi.
Liczba postów: 608
Liczba wątków: 18
Dołączył: 02 2013
Reputacja:
16
Ulubiony kucyk: Scootaloo
14-01-2014, 17:10
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-01-2014, 08:25 przez MarkJaw.)
Odgłosy uderzeń spoza obozu nie zwiastowały nic dobrego. Ale Blue wiedziała że lepiej zostawić teraz Xandera samego, żeby się wyładował i trochę uspokoił. Potem przyjdzie czas na pomoc mu w poskładaniu się do kupy. Spychając ich zamaskowanego przyjaciela na chwile w głąb umysłu, Blue skupiła się ona siedzącej obok klaczy.
Widać było po Star, że jej ostatnie słowa wyrwały ją z zamyślenia. Po zorientowaniu się, co się dzieje wokół niej, szybko odpowiedziała że nie martwi się już o White. Ale jej wyraz twarzy nie pozostawiała wątpliwości, że coś ją męczy. Po chwili, spojrzała się jednak na Blue i zadała pytanie o pewne skłonności u nowej, a potem o plany odnośnie karawany.
- Czy ja wiem czy znowu niepokojące. - odparła po chwili zastanowienia Blue - Nie zdziwiła bym się jak to był jej pierwszy kontakt z tego rodzaju trunkami. W stajniach rzadko kiedy były przechowywane lub produkowane mocniejsze napoje, co sprawiało że dostęp do nich był utrudniony lub czasem nawet niemożliwy. Na dobrą sprawę, w jej mogło ich w ogóle nie być więc nie wiedziała ona czym grozi wypicie takiej ilości na raz.
- Ty powinnaś widzieć mnie, jak pierwszy raz dorwałam się do mocniejszych rzeczy. - powiedziała uśmiechając się lekko do Star - Z tego co słyszałam z opowieści, bo ja nic z tego nie pamiętam, podobno sama opróżniłam butelkę najmocniejszej wódki dostępnej w barze, w dwóch łykach. Następnego ranka, przez 2 godziny prosiłam znajomego żeby mnie zastrzelił a przez 3 następne, żeby przyciszył słońce. Gwarantuje ci, tak samo jak ja, i ona już nie popełni tego samego błędu. Jak to się mówi, kuc uczy się na błędach.
Wstając z ziemi, Blue podeszła do sterty drewna którą zostawiła wcześniej obok ogniska. Biorąc kilka desek z rozbitych skrzynek dorzuciła je do ognia żeby ognisko nie zgasło. Chodź trzeba przyznać, że dobrze się trzymało zwracając uwagę na to że od kąt je rozpaliła, nikt do niego nie dorzucał. Po przegrzebaniu ogniska i upewnieniu się że szybko nie zgaśnie, wróciła ona na swoje miejsce obok Star.
- Co do ładunku, – odezwała się gdy tylko jej zad dotkną ziemi – Sharp chce go zabrać do oryginalnego celu. Gdzie to jest, nie mam pewności. Zakładamy że jest to osada z której przyszli ci co nas wcześniej zakatowali, co trochę komplikuje sprawę. Ale plan jak się upewnić, czy to na pewno ta osada i czy czeka tam jakieś zagrożenie mamy już ułożony, więc nie musisz się o to martwić.
-Dobra, a co do martwienia się o rzeczy. - powiedziała Blue po chwili przerwy odwracając twarz w stronę Star i patrząc jej prosto w oczy – Wiem, że dopiero co się wypłakałyśmy, ale widzę że nadal cię coś męczy. Mogę wiedzieć, co się tak martwi? Może będę w stanie pomóc.
Liczba postów: 412
Liczba wątków: 18
Dołączył: 03 2013
Reputacja:
6
Starweave nie musiała długo czekać na odpowiedz Blue. Ta właściwie przedstawiła jej swoją teorię na temat tego, jak mogą kończyć się pierwsze kucze spotkania z alkoholem. Star musiała przyznać, że było w tym trochę racji. W jej własnej Stajni, alkohol odzyskiwany był głównie z medykamentów. Była też cześć ekipy laboratoryjnej, która coś tam była w stanie „uskrobać” pod cichym przyzwoleniem nadzorczyni. To „coś tam” było trunkiem wręcz legendarnym, który znacznie łatwiej przechodził przez zatkane rury niż gardło.
Blue opowiedziała też jak wyglądała pierwsza libacja alkoholowa jej samej. Starweave owszem, zdarzyło się znaleźć w wesołym gronie gdzieś przy ognisku, czy też w miejscowej knajpie. Na Pustkowiach nie brakowało kucyków które było skore poświęcić te parę kapsli, aby tylko chodź przez chwile zapomnieć o otaczającym ich świecie. A w środowisku kupieckim niemal każda bezpiecznie zakończona podróż, właśnie tak się kończyła. To też klacz o upojeniu alkoholowym jakieś tam pojęcie miała, zresztą jak każdy na Pustkowiach. Aczkolwiek nigdy jeszcze nie przekroczyła wszystkich barier, często odpadając jako pierwsza, po prostu rezygnując z dalszego picia.
Niebieska jednoróżka z całą pewnością miała racje co do przyszłego alko-wstrętu White. Starweave była wręcz przekonana, że tej już się odpowiednio w dupę naleje gdy ta tylko się ocknie. Tak więc nie trzeba było tu nic więcej wyjaśniać w tej kwestii. – Pewnie masz rację. Ale musisz przyznać, że lepszego momentu nie mogła sobie na to wybrać. – Powiedziała Star, przez chwilę nawet się uśmiechając. Spojrzała na butelkę wody koło wiadra z nieciekawą zawartością, zastanawiając się, ile jeszcze kucyków było by skorych postąpić tak litościwie.
Klacz wstała na równe nogi by dorzucić do ognia, a Starweave przez cały ten czas asekurowała ją swoim spojrzeniem. Nie długo później ponownie zasiadła obok granatowej. W końcu Blue weszła na najbardziej ciekawy temat, który notabene miał być tym który podniesie drugą klacz na duchu. I faktycznie przez pierwsze parę sekund tak było, kiedy okazało się, że cel ich podróży teoretycznie wciąż jest wiadomy i osiągalny. Cybernetyczna kontynuowała zdanie, przez co uszy Star nie zdążyły się nawet odrobinę podnieść. Nie były też całkowicie położone, co świadczyło o niepewności klaczy. W normalnej sytuacji atramentowa prawdopodobnie zareagowała by gwałtownym wybuchem, co najpewniej skończyło by się głośną awanturą. Lecz cały szereg wcześniejszych wydarzeń sprawił, że klacz ze spokojem wysłuchała wszystkiego do końca.
Zanim wpadła z wir zamyślenia, Blue zaczął mówić dalej, a ich spojrzenia zderzyły się ze sobą. – Wiem, że dopiero co się wypłakałyśmy, ale widzę że nadal cię coś męczy. Mogę wiedzieć, co się tak martwi? Może będę w stanie pomóc. – Powiedziała Blue, na co Star niepewnie rzuciła oczami po obozie, po czym ponownie utkwiła wzrok w ognisku i na kilka chwil pogrążyła się w zamyśleniu. W końcu się roześmiała, ponownie spoglądając w niebieskie oczy Blue Gear.
- Martwię się, że nie zdołam ci się odwdzięczyć za twoją dotychczasową pomoc, a ty jeszcze chcesz mi pomagać. – Powiedziała radośnie z uśmiechem na pyszczku, który już przy następnym zdaniu znacznie zmalał. – Tak naprawdę to już sama nie wiem o co mam się teraz martwić. – Klacz wydała z siebie smutne westchnienie, ówcześnie przenosząc wzrok na tańcujące płomienie. – Zawsze staram się skupić na tych najistotniejszych rzeczach. Wyodrębnić z pośród całego grona tę kilka najważniejszych na daną chwilę, postawić je sobie na priorytetowym miejscu przed oczami i nie patrzeć na resztę ile ich jeszcze zostało. Do tej pory to działało, ale teraz... – Klacz zrobiła krótka przerwę, podczas której jej uszy znacznie opadły. W końcu zaczęła mówić dalej, głosem już trochę bardziej zdenerwowanym.
- Po pewnym czasie na pustkowiach zaczęłam mieć problemy z wyodrębnianiem Blue. Bo przychodzi taki moment, że gdzie się nie odwrócisz, to już nie ma miejsca aby wybrane przez ciebie problemy nie mieszały ci się z pozostałymi. A najgorsze jest to, że każdy następny kucyk co najwyżej zasypie cię następnymi.– Zrobiła krótką przerwę, przenosząc wzrok na mącony kopytkiem żwirek pod sobą. - Pozostanie w tej karawanie to kiepski pomysł. Jej przyszłość wisi na strzępach ogona, nie mam już co do tego wątpliwości. – Powiedziała wtrącając kopniakiem niewielki kamyczek w ognisko. - Ale nie zdołam też sama wrócić do domu.
Starweave z powrotem spojrzała na właścicielkę syntetycznych oczu, a jej ton ponownie powrócił do zwykłej smutnej wersji. – Powiedz mi proszę Blue, co ja powinnam zrobić? Co ja mogła bym zrobić?
Liczba postów: 578
Liczba wątków: 20
Dołączył: 02 2013
Reputacja:
10
Ulubiony kucyk: Toothless.
17-01-2014, 22:03
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18-01-2014, 20:49 przez Asdam.)
Dalsze poszukiwania wciąż nie dawały żadnych wskazówek. Zed milczał i nie zapowiadało się na to, żeby miało się w tej kwestii cokolwiek zmienić w najbliższym czasie.
Bliższa inspekcja ujawniała w kompleksie dobre uszkodzenia - niewielkie przecieki, odpadające tapety, poluzowane płytki i tym podobne. Jednakowoż brakowało jakichkolwiek wskazówek.
W jednej z szafek w sypialni Iron znalazła podrdzewiały wrak niewielkiego robota nieznanego przeznaczenia. Z kuli metalu zwisały niewielkie "kończyny", zakończone w przeróżne sposoby: od nożyczek po zagadkowe kule. Z pewnością był on przeznaczony do lewitowania, gdyż nie widać było nigdzie odnóży, ale prócz tego niewiele sugerowało jego funkcje.
Złota tabliczka z wygrawerowanymi słowami "La Branco" umocowana była na górze obudowy robota.
Tuż po obejrzeniu robot najwyraźniej musiał się przechylić na niszczejącej półce we wnętrzu szafki i spadł z tejże z niemałym hukiem, wprost na podłogę.
Ogier skinął głową w reakcji na słowa Rain. Spojrzał jeszcze raz w dół, po czym na swoje bronie. Rewolwer, strzelba, karabin. W przypadku broni na ghule w zamkniętych pomieszczeniach odpowiedź była tylko jedna.
Medyk ściągnął swoją najrzadziej używaną i najbardziej unikatową broń z uprzęży, po czym przygotował ją do strzału sprawnym ruchem dźwigni.
- Jeżeli usłyszysz strzały, to tym razem się spytaj, czy nic się nie stało, zanim pobiegniesz po posiłki - rzucił w stronę klaczy i już miał zacząć schodzić, gdy przypomniało mu się o jeszcze jednej kwestii. Na dole prawdopodobnie będzie ciemno... To ustrojstwo ma gdzieś podobno lampę, pomyślał kucyk, patrząc na PipBucka. Po krótkiej inspekcji faktycznie znalazł odpowiedni przycisk i włączył latarkę. Może nie był to szczyt technologii oświetlenia, ale musiał się nadać.
Zszedł na dół ze strzelbą gotową do strzału. Przechodził przez pomieszczenie po pomieszczeniu, znajdując po drodze wrak robota i, a jakże, pozostałości ghula. Jednakże Iron nie było nigdzie po drodze, co oznaczało, że mogło coś jej się stać dalej.
W tym momencie usłyszał huk, wzmocniony wielokroć przez pewien prosty fakt: w podziemiach było raczej cicho.
Ogier momentalnie ruszył w kierunku, z którego dobiegał hałas, trzymając strzelbę wycelowaną przed sobą - nie mógł w końcu wiedzieć, co tam napotka.
Znalazł o wiele lepiej zachowane pomieszczenia, które jednak nie były nieuszkodzone: czas wszędzie odcisnął swoje piętno.
Nie rozglądając się za bardzo po drzwiach bocznych, wszedł od razu do bardziej okazałych, centralnie umieszczonych drzwi, czyli tych prowadzących do sypialni.
Nie spodziewał się takiego widoku. W środku owszem, była Iron, odwrócona ogonem do niego, ale na łóżku leżało ciało ogiera. Całkiem świeże do tego, z tego co mógł zobaczyć od strony drzwi. Nie widać było żadnego wpływu rozkładu... oczywistym wnioskiem było, że kucyk zginął niedawno. A jedynym, co mogło go zabić tutaj, była Iron. Dlatego też medyk nie opuścił do końca strzelby, choć nie trzymał jej wycelowanej w klacz, gdy zdecydował się ogłosić swoją obecność. Kto wie, czy by go po prostu nie zastrzeliła, gdyby stał tak z bronią za nią, bez słowa...
- Nie przeszkadzam? - rzucił krótko.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
|