Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Iron ruszyła przed siebie w kierunku obozu. Jednak Rainfall o czymkolwiek chciała porozmawiać, nie zamierzała najwyraźniej jej łatwo odpuścić. Momentalnie dogoniła ona popielatą klaczą i zrównała się z nią. Skutek tego był taki, że Iron przez następne kilka chwil, zmuszona była wysłuchiwać najprawdziwszego w świecie ględzenia. Ciemnoniebieska klacz z minigunem zacięła paplać od rzeczy, tak jak jakaś typowa przedwojenna pannica farbująca sobie grzywę. ”A dla czego tak, a dlaczego nie... beb beb beb... kurwa.” Rain mówiła nieprzerwanie, a popielata mimo iż zachowywała niewzruszony wyraz pyszczka, była już o krok aby skorzystać z jednej ze znalezionych w gablocie zdobyczy i uciszyć prowokatorkę.

W końcu po pewnym czasie się zamknęła. A przynajmniej Iron wychwyciła moment, w którym mogła by się wreszcie wtrącić. – Mało ci było wrażeń z udziałem ghula? Już się stęskniłaś? – Rzuciła do niej ordynarnie. – To są pustkowia Rain. Mogłyśmy obie zginąć. Mogłyśmy umierać w męczarniach, zdychać od toksyn, promieniowania, lub jadu jakiegoś jadowitego mutanta. Albo po prostu zostać rozstrzelane. – Powiedziała klacz już tonem nieco mniej obraźliwym, a następnie dokończyła oskarżycielskim. – Ale nie, poszło nam gładko i nic się nikomu nie stało. I o to masz kurwa mać precesję do mnie? Że ci dupa zmarzła!? Tylko o to?

Iron spojrzała na Sharpa, który szedł kawałek przed nimi. Zastanawiała się czy będzie on chciał wyciągnąć jeszcze jakieś konsekwencje z tego co zrobiła. [i]”Niech tylko spróbuje. Wcale nie był mi tam potrzebny. Sama bym się wydostała. A znając życie pewnie jeszcze zgarnął mi z przed nosa coś fajnego. Drań.”

- Spokojnie Rain. To wcale nie było takie bezowocne. Poczęstuje cię swoimi znaleziskami. – Powiedziała z błyskiem w oczach, z powrotem spoglądając na kucyka ziemnego obok siebie. – Nie tutaj, w obozie... na wozie. – Powiedziała rozmyślając przez krótką chwilę nad tym, jaką minę przybierze pyszczek Rainfall, gdy tylko zobaczy jej fanty. Element zaskoczenia, czy też niespodzianka mógł być trochę nie na miejscu. Zwłaszcza poprzez wgląd na to co Iron miała jej takiego do pokazania. Ale ostatecznie stwierdziła, że skrytość w tej sprawie będzie niezbędna. Nie chciała przecież aby reszta kucyków z karawany, odebrała to tak, że narażała życie innych dla jakiś tam gumowych przedmiotów.
Xander szedł powoli wysłuchując tego co do powiedzenia miała Blue. Jej tłumaczenie dlaczego chciała mu pomagać, wydało się ogierowi nieco dziwne. Było ono jak dla niego zbyt bezinteresowne, przez co zapaliło mu się w umyśle niewielkie światełko ostrzegawcze. Czekaj moment... ona tak na serio czy jestem aż tak głupi i daje się robić w bambuko. Nie, nie, nie... Nie lubi patrzeć jak ktoś cierpi? Wszyscy zasługują na szczęście? I nie chce nic w zamian? Nie... to mi nie pasuje. Muszę nieco przystopować z tym co i do kogo mówię. I muszę zacząć od niej... Późniejsze słowa niebieskiej klacz odnośnie tego iż nie ponosi on odpowiedzialności za śmierć Shadow pocieszyły go tylko nieznacznie. Wielka szkoda że bardzo często zdarza mi się być w niewłaściwym miejscu i czasie...

Gdy Blue stwierdziła że się poddał , stanął w miejscu. A ty ile byś zniosła co!? Heh... wiedziałem że nie zrozumie. Czyli teraz jestem tchórzem co? W porządku, pokaże ci jakim jestem tchórzem gdy spróbujesz odwinąć coś głupiego... Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Ostatnie dwa pytania jednorożca był dla zebry niczym cios poniżej pasa. Coś niczym potężna eksplozja wymiotła wszystkie myśli z jego głowy. Był to dla niego szok, stał tak w bezruchu słuchając jedynie odchodzącej klacz. Nie... nie zrobiła tego... Co za kurwa... Jak śmiał wykorzystać Shadow w ten sposób. Chce mną manipulować używając pamięci najbliższej mi osoby? O NIE!!! Jak ona kurwa w ogóle śmiała... Nie znała jej... nie miała prawa. Przegięła... Lepiej niech się modli bym jej tego pierdolonego łba na tej pierdolonej misji nie rozwalił. Po chwili kiedy pierwsze emocje opadły, ruszył dalej. Nie uszedł jednak daleko, zatrzymał się przy kolejnym wejściu do obozu.

Z początku odwrócił tylko głowę. Kiedy obserwował poczynania Blue, jego serce zaczęło coraz mocniej bić pompując krew pod coraz wyższym ciśnieniem, by w końcu stały się one niczym uderzenia młota. Wtedy odwrócił się całym ciałem celując lufą strzelby w stronę niebieskiej klacz. Przecież to takie proste... Parę razy nacisnąć spust. BANG, BANG, BANG... i po wszystkim... Stał tak przez kilka sekund, po czym odwrócił się i ruszył za kolejny wóz. Usiadł pod jego burtą i zaczął oddychać coraz głębiej by przejść w stan zbliżony do medytacji. Było by to łatwe, ale nie chce działać w ten sposób. Spokojnie przetrwam tylko ten cholerny zwiad i będę mógł się zmywać. Taa... Zero zmartwień... Młodzik dalej kontynuował swoją medytacje by oczyścić swój umysł z niepotrzebnych myśli i emocji oraz by wyostrzyć sobie chwilowo zmysły.
Starweave wzięła się za buszowanie pośród konserw różnych smaków znalezionych w skrzynce. Wbrew jej oczekiwaniom, nie było tego wiele. Wśród znalezionych konserw przewijały się różne smaki mające odpowiadać kucykom, jak mieszanka warzywna, konserwa jabłkowa, a tuż obok gruszkowa, puszka pełna makaronu, czy nawet wręcz świecąca lekko tylko zdrapanym kolorem żółtym puszka "kremu o smaku siana". Klacz znalazła też dwie konserwy pełne mielonki, przeznaczone zapewne dla gryfa albo kuca o specyficznych gustach smakowych.



Po niedługim marszu grupa trzech kucyków dotarła do obozowiska. Sharp, idąc przodem, pierwszy przekroczył granicę tegoż. W pierwszym momencie został lekko oślepiony światłem pochodzącym z ogniska, ale jego wzrok szybko się dostosował. Szybko zauważył swoją przyjaciółkę, pogrążoną w lekturze. Widok ten przypomniał mu o książkach, które miał przy sobie. Chciałby móc po prostu się położyć i czytać, zapomnieć o niebezpieczeństwach czekających ich grupę w ciągu najbliższych godzin.

Pokręcił nosem. Martwienie się nic nie da. Musieli się stąd ruszyć, bo prędzej czy później coś ich znajdzie. Czy to kolejna grupa raiderów, czy głęboki patrol Stalowych, czy choćby stado mantykor. Każde z tych oznaczałoby szybki koniec całej karawany, zwłaszcza o tak uszczuplonej liczebności.

Ogier spojrzał za siebie, upewniając się, że dwie klacze, najwyraźniej mające zamiar się kłócić, były już na granicy obozowiska. Najlepiej by zrobiły, gdyby teraz się położyły spać, ale miał podejrzenia, że jedna jest na to za głupia, a druga zbyt uparta. Z głupotą mógł coś zrobić, zobaczymy jak z upartością.
- Połóżcie się spać. Będziecie potrzebne na warcie, a rano jeszcze bardziej - powiedział do pary. Zastanawiał się, kogo uda mu się przekonać do pociągnięcia wozu, którego brahminy zginęły podczas ataku.

Ruszył w kierunku niebieskiej, czytającej klaczy, rzucając okiem na Starweave, buszującą w jakiejś skrzynce. Nie był zachwycony z faktu, że plądrowała towar, który mieli potem sprzedać, ale nie było sensu w wywoływaniu konfliktów o to. Mógł poświęcić jedną skrzynkę w zamian za najedzonego i skorego do pomocy kuca. Pytanie brzmiało: na ile granatowa klacz będzie przejawiała tę drugą cechę?

W końcu dotarł do celu. Klacz, pogrążona w lekturze, musiała go w pierwszym momencie nie zauważyć. Zwłaszcza, że był jeszcze kawałek od niej.
- Blue - odezwał się po prostu. Jeżeli jej i Rusty'ego misja zwiadowcza miała się w ogóle odbyć, to powinni ruszać teraz.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Starweave posiedziała chwilę nad skrzynią, co okazało się dla niej nawet całkiem owocne i to dosłownie „owocne”. Z owoców były tylko jabłka i gruszki, ale to właśnie te drugie sprawiły, że na pyszczku ciemnogranatowej jednoróżki zawitał uśmiech. Uśmiechnięty pyszczek przerodził się w wygłodniały i pełen apetytu pyszczek. A ten z kolei w dość mocno zdziwiony pyszczek. Istotnie Star została niemało zaskoczona jabłkiem spadającym prosto na jej kopytka. Z tego co zdołała nauczyć się w Stajni, jabłka rosły na drzewach i musiały być w odpowiednim czasie strącane przez kucyki ziemne. A jeśli te zbyt długo z tym zwlekały, drzewa zaczynały się smucić i jabłka same spadały, szybko się psując.

Starweave nie wiedziała ile było w tym prawdy, ale pewna była przynajmniej tego, że pierwsze najbliżej niej rosnące drzewo, było starym wyschniętym badylem daleko za obozem. Nie mogąc znaleźć drzewa, Star rozejrzała się za kucykiem lub czymkolwiek innym, co sensownie wytłumaczyłoby to niecodzienne zjawisko. Od razu w oczy rzucił jej się nikt inny, jak jej najbardziej zażarty adwersarz.

Blue dość szybko odwróciła się od ogniska ruszając gdzieś w swoją stronę, przez co białowłosa popadła w jeszcze większe zakłopotanie. Klacz siedziała na zadzie, a jej przednie nogi były uniesione do góry, kopytami zaczepione o brzeg skrzyni. Dla jabłka była to swego rodzaju zjeżdżalnia. Uderzając między kopytka, sturlało się ono pomiędzy niemal złączonymi nogami klaczy, nieznacznie uderzając ją w korpusik. Jednoróżka powoli odłożyła z powrotem do skrzyni lewitowana przez siebie konserwę gruszkową. Następnie chwyciła kulisty owoc w telekinezę, bacznie mu się przyglądając. A kiedy już stwierdziła, że to najzwyklejsze w świecie podarowane jej jabłuszko, schowała je chwilowo do jednego ze swoich juków.

Star z powrotem wylewitowała konserwę gruszkową ze skrzyni, ostatecznie i nieodwracalnie odsłaniając jej zawartość. Następnie pod lewitowała ją bliżej swojego pyszczka, by przekonać się jaki ma zapach. Niedługo po tym, w ruch poszedł jej język, który także najwyraźniej chciał się o czymś przekonać. Jednoróżka lizała masę gruszkową rozkoszując się smakiem. <Kurwa... po co ja o tym pisze?> Lecz nim przeszła do pełnej konsumpcji, zagięła pokrywę z powrotem do środka i ułożyła konserwę tuż przy ogniu, aby się nieco ugrzała. Ofiarowane jej jabłuszko zostało z powrotem wylawirowane, tymczasowo zadowalając jej pyszczek.

Kiedy tylko Starweave spostrzegła, że do obozu powróciły wszystkie zguby. Pierwszą rzeczą jaką zrobiła klacz, było zapakowanie do swoich juków wszystkich dwóch konserw jabłkowych, puszki makaronu, oraz tej z kremem o smaku siana. Szybko się uwinęła i powoli skubiąc swoim pyszczkiem jabłko, skupiła swoją uwagę na Sharpie.

Iron przeszła do kontrataku, a już na sam początek postanowiła ugodzić w nieco czulsze miejsce w psychice Rain. Niedawny incydent wciąż był żywy w jej myślach, przynosząc okazyjne dreszcze - nie tylko z zimna. Ale zanim ciemnoniebieska chciała przystanąć i przemyśleć swą odpowiedź na to oskarżenie, Iron szła już dalej, zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Zaczęła coś nawijać o sposobach śmierci na pustkowiach. To fakt, trochę tego jest... pomyślała ponuro, słuchając jej wywodu. Co nie usprawiedliwiało faktu, że siedzieli tam naprawdę długo, a z jakiegoś powodu Rain miała podejrzenia, jakoby to Iron, a nie Sharp, aktywował drzwi, które słyszała z głębi schronu.

'Ale nie, poszło nam gładko i nic się nikomu nie stało'. stwierdziła popielata. Może i tak, ale mogło tak nie być. Ciekawe, jak by zareagowali, gdyby nie było mnie przy włazie, kiedy by wyszli... stwierdziła w myślach. A potem rozszerzyła oczy ze zdumienia. Pretensje o to, że dupa jej zmarzła z pewnością nie były jedynymi, które wydostały się z ust ciemnoniebieskiej. Już chciała jej coś odpowiedzieć, kiedy ta kontynuowała, zupełnie zmieniając tematykę dyskusji. Tym razem wyglądało to na próbę... jakby to określić? Usprawiedliwienia się? Pocieszenia? Obietnica podzielenia się znaleziskami faktycznie nieco poprawiła humor klaczy z minigunem. Ale tylko nieco.

Może byłby to dobry czas na odpowiedź na pewne oskarżenia, ale przerwał im Sharp, oznajmując, iż warto by się przespać przed wartą - czyli zrobienie czegoś, co Rain planowała zrobić przed całym tym głupim wypadem. Skinęła ona tylko głową w stronę ogiera, po czym znów zwróciła się do samej mechaniczki. - Sharp ma rację. Nie wiem jak ty, ale ja idę na wóz. - stwierdziła, zawierając w tym nutkę zachęty. Mam tylko nadzieję, że ta wyprawa nie była nic nie warta...

<Zagubiona umiejętność dobrego pisania! Prosimy o kontakt: 666-1337-34.>
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Blue siedziała wpatrzona w książkę. Mimo że przeczytała już z pięć stron, nie dotarło do niej z tego ani jedno słowo. Jej myśli krążyły wokół rozmowy odbytej z Xanderem. Jak by nie analizowała odbytej z nim rozmowy, zawsze wychodziło jej to samo. Zachowała się jak ostatnia kurwa wciągając w tą wymianę zdań zmarłych. Nie dość że był to cios poniżej ogona, to jeszcze mogła przy okazji rozdrapać rany które ledwo co się zagoiły. Co gorsza, mogła zaprzepaścić tym samym, jakiekolwiek szanse na lepszą znajomość. Jednym słowem, Blue była na siebie wściekła. A najgorsze było to, że miała zaraz z nim spędzić sporo czasu samemu na pustkowiach w prawdopodobnie niezbyt przyjaznych warunkach. Noc się kurwa, zapowiadała zajebiście.

- Blue - dobiegło jej uszu słowo wypowiedziane gdzieś od strony ogniska. Gdy tylko jej wzrok padł na kuca który zmierzał w jej stronę, na jej pysku, pomimo wszystkich złych myśli w jej głowie, od razu pojawił się uśmiech.

No może nie będzie aż tak źle.

- No, w końcu postanowiłeś się pojawić. Już miałam iść po ciebie, i za uszy cię tu przyprowadzić. - powiedziała Blue do przyjaciela wstając z ziemi, otrzepując się i chowając książkę do torby. Stając na wyprostowanych nogach i patrząc się na przyjaciela, zorientowała się że jest trochę za jasno jak na tą porę dnia. Zamykając oczy wyłączyła ona noktowizor.

- A tak na serio, zaczynałam się już o was martwić. - powiedziała zerkając z powrotem na przyjaciela - Opłacił się chociaż ten wypad, bo u nas, nie licząc kilku dyskusji na temat sensu życia i jednego zada w ognisku, nic ciekawego się nie działo.
[Obrazek: signature.php]
Sharp poczuł ukucie zaskoczenia, gdy zauważył świecące noktowizją oczy Blue. Wiedział doskonale, co i gdzie się kryje w niebieskiej klaczy: łatał ją wystarczająco wiele razy, ale zawsze było pewnym zaskoczeniem widzieć, jak te oczy się po prostu świecą. Na szczęście szybko wyłączyła tryb widzenia w ciemności i na ogiera spojrzały już bardziej normalne oczy. Był to cud techniki sam w sobie. Medyk nie mógł nawet marzyć o posiadaniu w połowie tak skomplikowanych maszyn w celach medycznych, a tu były, do tego niemalże idealnie zamaskowane.

Zorientował się, że patrzy się trochę za długo w oczy drugiego kucyka. Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na uśmiech klaczy oraz komentarz o przyprowadzeniu za uszy. Taki scenariusz na pewno nie pomógłby w przejmowaniu kontroli nad karawaną. Poza tym. Sharp lubił swoje uszy i wolałby, żeby nie zostały rozerwane przez taką operację.

Pytanie Blue przypomniało mu o zawartości juków. Czy wyprawa się opłaciła? Ciężko powiedzieć. Stracili masę czasu, o mało nie zginęli, pooglądali sobie przedwojenne trupy, a on osobiście miał okazję doświadczyć uczucia bycia zamkniętym szczelnie w podziemiach z psychopatką. Którą też zdołał poznać na być może jakimś innym poziomie w ciągu tych paru godzin.

Z drugiej strony, znaleźli trochę całkiem... unikatowych przedmiotów jak na Pustkowia. Na pewno też przydatnych. Ogier zdecydował się jednak ten epizod pominąć, z kilku powodów. Po pierwsze, nie miał teraz czasu ni ochoty na dalsze rozważania na te tematy. Po drugie, nie zdecydował jeszcze, które z "artefaktów" może sprzedać lub komuś dać, a które sobie zachowa. No i znalazł też coś innego, czym na razie nie uważał za stosowne się chwalić. Na szczęście, była jeszcze butelka wina spoczywająca spokojnie gdzieś w jukach.

Tę też butelkę wylewitował przed siebie, pokazując alkohol klaczy.
- Niezbyt się opłaciła, ale przynajmniej będzie jak świętować sukces na koniec - powiedział, na końcu uśmiechając się nieco szerzej. Oboje wiedzieli, że szanse na sukces bez strat są nikłe, a świętowanie śmierci alkoholem i imprezą nie wydawało mu się dobrym obyczajem... ale wszyscy potrzebowali teraz pozytywnej myśli i woli walki. Z nim samym włącznie.

Wiedział, że klacz może bezproblemowo powiedzieć, że coś ukrywa: nigdy nie był z niego dobry negocjator. Dlatego też nie próbował kompletnie zamaskować tego, że znalazł coś jeszcze.
- Resztę omówimy, kiedy uda nam się to przetrwać i trochę zarobić - z premedytacją użył "kiedy", a nie "jeśli". Jednakże jeżeli mają zamiar przez to wszystko przejść, to musiał grać przed resztą rolę pewnego siebie dowódcy, wierzącego w swój plan. Nawet jeżeli "plan" jako taki nie istniał.



Do jednego z wozów weszły dwie klacze wracające z wozu. Na jednej z nich wciąż było widać ślady niedawnej kąpieli, ale nie za wiele mogła z tym zrobić, a na wozach było wystarczająco ciepło, mimo chłodu na dworze.



Nieopodal, do jednego z wozów wślizgnął się młody ogier z sierścią w paski. Na wozach nie pozostało wiele, ale wciąż oferowały wystarczającą osłonę, żeby zachować jako-taką temperaturę i umożliwić w miarę wygodny pobyt. Wciąż nie było tam tak ciepło jak przy ognisku, ale nieporównanie cieplej niż poza obozem.



<Odpiska (kinda) uzgadniana z Johnem. Co do Iron: można się zgłosić do funkcji gracza ją kontrolującego. Czy to ponownie, czy to po raz pierwszy. Do tego czasu pozostaje ona w statusie NPC. Oczywiście najchętniej widziałbym powrót Shermana, w końcu to jego postać. Nie jestem jednakże pewien, czy w tej chwili istnieje taka możliwość.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Blue wpatrywała się w 200 letnia butelkę wina, którą Sharp powiedział, że rozpiją gdy tylko pozbędą się karawany. Tak butelka była warta sporo kapsli jak wiedziało się gdzie ją opchnąć. A jeżeli była by ona nie skażona przez promieniowanie, była by to mała fortuna. A on powiedział, że się z nią tym winem podzieli. No, teraz to na pewno musiała wyjść z tej wyprawy cało.

Wiedziała, że to nie było wszystko co on tam znalazł, było widać po nim że wszystkiego jej nie mówi. Ale jak Shar czegoś nie mówi, musi mieć ku temu dobry powód, więc nie ma co go męczyć. Po za tym i tak powiedział, że jak się z tym wszystkim już uporają, to sobie na temat reszty pogadają.

- To pilnuj tej butelki, bo jak tylko się uporamy z tym burdelem, z chęcią pomogę ci ją opróżnić. A teraz wypadało by chyba, bym poszukała Rustigo i ruszyła w drogę puki jeszcze mamy noc. Akcje szpiegowskie źle się przeprowadza za dnia.

Rozglądając się po obozie, Blue się zastanawiała czy ma wszystko co jej potrzebne na taką wyprawę. Na dobrą sprawę, jej zadanie polegało na podejściu do obozu i sprawdzeniu co tam się dzieje, z bezpiecznej odległości. Jak dobrze pójdzie, nie będzie musiała nawet broni wyciągać. Bardziej ją niepokoiło, to z kim idzie i kogo zostawia w obozie. Popatrzyła się przez chwile na dwie postacie przy ognisku po czym znowu odwróciła się z powrotem do Sharpa.

- Myślisz, że dasz sobie sam radę z tym burdelem? Wiem że jak zapytasz o coś Star to ci pomoże, wydaje się ona porządnym kucem i myślę że możemy jej zaufać. A co do White, jeżeli znów nie będzie próbowała wskoczyć do ogniska, to będzie dobrze. A i nie podchodź do niej za blisko, Star już się raz czyściła.
[Obrazek: signature.php]
Musiało być coś szczęśliwego w fakcie, iż Rainfall trafiła akurat do takiego wozu, który był pusty. W każdym razie, przybywszy pod sam wagon wskoczyła szybko na niego, krótko czekając na Iron. Ta weszła zaraz po niej. W środku było sucho i ciepło - warunki optymalne do robienia czegokolwiek, co nie wymagało wielkiego wysiłku fizycznego.

Jako, że żadnego wysiłku w planach nie było, klacz westchnęła krótko, odwracając się do Iron. - Nie wiem, czy było warto... mam nadzieję, że tak - stwierdziła prosto, zerkając na juki popielatej. - Nie wiem też, jak masz zamiar podzielić zdobycz między nas i czy planujesz trochę tych rzeczy dać reszcie z obozu, czymkolwiek one są... - kontynuowała. - W każdym razie ja idę zaraz choć trochę się przespać, by być żywą podczas warty... - tu mała przerwa na ziewnięcie. Ekscytujący dzień, nie ma co. - A zanim się to stanie, chciałabym zobaczyć, co takiego tam znalazłaś.

Monolog okazał się nieco dłuższy, niż Rain przypuszczała, że będzie. Miało być krótko, treściwie i logicznie, a wyszło z tego... coś. Coś, czego zmęczony wysiłkiem umysłowo-fizycznym mózg nie mógł w tej chwili nawet nazwać. Ciemnoniebieska zaraz po zakończeniu jęła szukać sobie w miarę wygodnego miejsca na rozklekotanym wozie, co graniczyło niemalże z cudem. No, przynajmniej stoi na czterech kółkach i ma się dobrze, pomyślała za to właścicielka "Potworka", kładąc się przy jednej ze skrzynek. Jak dobrze pójdzie, to okaże się, że Iron znalazła coś dobrego, może nawet świeżego, do żarcia. Albo do picia. Albo...
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Tak jak wcześniej Starweave siedziała przy ognisku, już od jakiegoś czasu szamając swoją konserwę gruszkową. Pojedyncze kawałeczki masy odrywały się od całości jeden po drugim, swobodnie wędrując mocą telekinezy do ciemnogranatowego pyszczka. Gdy klacz była już mniej więcej w połowie, wylewitowała ona z jednego ze swoich juków konserwę jabłkową i dwie pozostałe konserwy warzywne ze skrzyni. Wszystkie trzy zostały ułożone przy ognisku, tak jak ta wcześniejsza, gruszkowa.

W między czasie widziała ona także jak dwie inne klacze, Iron i Rainfall zajmują jeden z ostatnich wolnych wozów. Przypomniało jej to o tym co sama zamierzała zrobić, oraz to, że powinna się z tym pośpieszyć. W istocie atramentowa chciała zniknąć na jednym z wozów i zrobić sobie kolejną drzemkę. Miała nadzieje, że medyk odpuści sobie, wybierając kogoś innego lub samotnie uda się na pełnienie warty. Klacz wiedziała, że było to trochę nieodpowiedzialne z jej strony. Ale z drugiej natomiast obóz przecież wcale nie był taki duży i jeden kucyk łażący do dokoła w zupełności powinien wystarczyć.

Zastanawiała się też nad ewentualną wymówką w postaci bolącego brzuszka. Lecz przez wgląd na to z kim będzie mieć odczynienia, szczerze wątpiła by miała jakąkolwiek szanse przepchnięcia takiej kluchy kiczu. Sharp rozmawiał już jakąś chwilę ze swoją przyjaciółką, co naturalnie nie umknęło Starweave, siedzącej nieopodal przy ognisku. Szczególną uwagę zwróciła na temat tego, czy ta krótka wyprawa zapoczątkowana przez Iron, w jakikolwiek sposób się opłaciła. Widziała Sharpa lewitującego jakąś butelkę o dość charakterystycznym, dziwnie znajomym klaczy kształcie. Jednak miała pewne problemy z wyłapaniem poszczególnych słów. Problemy które spowodowane były przez dzisiejszą mistrzynię generowania problemów.

Starweave zerkała co jakiś czas na White, która to przeszkadzała jej w jedzeniu, siedzeniu, podsłuchu i dosłownie już prawie we wszystkim swoim nieudolnym graniem. Szarobiała klacz zdawała się byś w jakimś transie, a do tego wydawało by się, że z godziny na godzinę wcale nie trzeźwiała. Jakby nigdy nic przez cały czas szarpała ona struny swojej lutni, na tyle umiejętnie na ile jej pozwalał jej aktualny stan. A stan ten powoli zaczynał już dobijać pewną ciemnogranatową jednoróżkę. Star zerkała między kęsami ze wściekłością w oczach. Miała ona ochotę zabrać i schować jej lutnię, strzelić klapsa lub najlepiej dwa, skrzyczeć, nakarmić, przeprosić i położyć spać na jednym z wozów. Tak jak małe upierdliwe źrebie. ”Głupi dzieciak, pierwsze dni, obce kucyki i już urżnięta w pień. Na samą Celestie, przysięgam że zaraz naprawdę tak zrobię. Co ona sobie myślała?”

Star przypomniała sobie o praktykach na świetlicy w swojej Stajni. Jej opiekun załatwił ją w ten sposób mając nadzieję, iż ta wreszcie dostanie tam swój uroczy znaczek. Prowadzące zawsze powtarzały jej, że ma ona dobre podejście do dzieci. Ale prawda byłą taka, że Starweave strasznie się tam męczyła. Gdyby jej ogon w jakiś magiczny sposób odzwierciedlał jej szarpane nerwy, to do tego czasu został by jej pewnie tylko sam jego strzępek. Star lubiła spędzać czas z maleństwami, ale zapanowanie nad całym stadkiem wiecznie pozostających w ruchu „żarówek,” okazało się nie lada wyzwaniem. ”I pomyśleć, że kiedyś też taka byłam. Wolna od wszystkich problemów, obarczona tylko przez teraźniejszość.

Ostatecznie Starweave prawie skończyła swoją pierwszą konserwę, wciąż próbując się skupić na tamtej dwójce rozmawiających ze sobą. Z kolei z jeszcze innej strony, przechadzka razem ze Sharpem dookoła obozu, wcale nie musiała być by aż taka zła. W asortymencie klaczy z całą pewnością znalazło by si kilka pytań, które to ta z chęcią by przerobiła z jasnobrązowym ogierem. A i może uda się go jeszcze lepiej rozpracować. Po chwili zamyślenia Star przeniosła swój wzrok na jego rozmówczynię, która to miała udać się jeszcze tej nocy na zwiady. ”Kurwa... Zapomniałam życzyć jej powodzenia.” Przełknęła to co miała w pyszczku, skupiając się na lewitowanej puszce i całkowitemu jej wyczyszczeniu.






Użytkownicy przeglądający ten wątek: 5 gości