Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
- Tiaa... - odpowiedziała klacz, dając przejść ogierowi obok, po czym wychodząc z wozu.

Kolejny, pochmurny dzień. Żadnych znaków działalności pegazów, które chyba gówno sobie robią z tego, jak się żyje kucom na przestrzeni. Rain zawsze interesowała się, co spowodowało, że pegazy odcięły się na tak długi czas; wszak wojna skończyła się już bardzo, bardzo dawno temu i zagrożenie nie było aż tak wielkie. Zapewne w jej życiu nic się nie stanie z tym fantem.

Na zewnątrz siedzieli najemnicy. Nie wyglądali na zadowolonych.

- Można wiedzieć, czy coś się stało, czy to zwykła, poranna pobudka? Bo jeśli to drugie, to definitywnie za wcześnie... - rzuciła do kuców w skórzanych zbrojach.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Spało się miło, na chwilkę wybudziła się ale zaraz zasnęła dalej, mimo usilnej chęci kontynuowania snu została obszturchana i usłyszała ułamek wypowiedzi swojej towarzyszki: -...wstawaj, coś się dzieję!
"Zajebiście... mogło sie stać to coś później"
Jedyne co mogło to oznaczać to tylko kłopoty.

Z wielkim ociaganiem wstała i przetarła oczy, potem zrobiła to co zawsze czyli schowała nóż i znalazła wzrokiem swoją broń, gdy jej wzrok padł na pistolet, automatycznie usta jej wypowiedziały szeptem nazwę: "Kashmir".

Schowała pistolet i zażuciła sobie karabin, po tych czynnościach była już w stanie działać, podeszła do Starweave i cicho zagaiła: -Przestaw broń na tryb pojedyńczy i czekaj w środku wozu. Zawołam cię.

Chwilę później wyskoczyła z wozu i instynktownie przywarła do tyłu wozu, siedząc tam zrepetowała karabin.
"Show Must Go On!" pomyślała a potem pomału zaczęła szukać powodu alarmu, w między czasie jeden magiczny ruch kopytem spowodował przełączenie trybu "seri" na "ogień pojedyńczy". Jeden strzał - jeden trup. Ta zasada musiała się zawsze sprawdzić.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Sharp zbudził się gwałtownie pod wpływem hałasu ze snu, który nie przetrwał by go zapamiętać na jawie. Lata doświadczenia w podróżach z karawanami sprawiły, że szybko reagował na odgłosy alarmu.
A do takich można było zdecydowanie zaliczyć krzyk szefa wyprawy pośród cichej nocy. Samo to, że krzyczał, wskazywało na jedną z dwóch rzeczy. Albo był kompletnym idiotą, w co medyk, nie wiedzieć czemu, wątpił, albo zagrożenie już ich zauważyło i potrzeba było szybkiej reakcji.

Niezależnie od powodu alarmu, zanim skończył tok myślowy był na nogach, przypinając równocześnie płaszcz do ubrania i strzelbę do odpowiedniej uprzęży. Karabin trzymał w polu telekinetycznym. Zbliżył się do przyjaciółki, po drodze dokonując szybkich oględzin karabinu i sprawdzając, czy jest gotów do walki, która prawdopodobnie nastąpi... jaki byłby inny powód alarmu w środku nocy?

Trącił Blue kopytem, zdecydowanie, aczkolwiek uważając też, by nie przesadzić.
- Blue, wstawaj, mamy alarm - powiedział głośno, zdecydowanym tonem, mimo zdezorientowania i braku wiedzy na temat konkretnego zagrożenia - weź broń - dodał, wiedząc, że w sytuacji alarmowej często trzeba kucykom przypominać o rzeczach podstawowych.

Miał zamiar poczekać, aż jego przyjaciółka dojdzie w miarę do siebie. Jeżeli ktoś ich atakował, a karawana jeszcze nie była w jako-takiej formacji obronnej, i tak niewiele im pomoże...
Przełknął ślinę cicho, przypominając sobie ataki fal psychopatycznych bandytów, nie zważających na straty. Ostatnio gdy był w sytuacji bycia celem takiego ataku, miał ze sobą o wiele silniejsze wsparcie. Miał wielką nadzieję, że zagrożenie nie było aż tak wielkie... czy brutalne. Otrząsnął się z pesymistycznych myśli.
Cokolwiek by to nie było, jakoś sobie poradzą.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
- Blue, wstawaj, mamy alarm... - Klacz otworzyła oczy, na zewnątrz było słychać krzyki. Niedobrze.

- Weź broń ... - tu nie ma się co sprzeczać. Szybko wstając, podeszła ona do swojej torby, chowając do niej swojego pluszaka i wyciągając rewolwer. Szybko zarzuciła torby na siebie i sprawdziła stan magazynka, który okazał się być załadowany do pełna.

- Dobrze, sprawdźmy na czym stoimy. - Powiedziała Blue, podchodząc do wyjścia z wozu i aktywując EFS, po czym rozejrzała się na około, szukając oznak życia.
[Obrazek: signature.php]
Twój EFS nie pokazywał zagrożenia. Były same zielone kwadraciki, lecz nie wiadomo, co mogło się czaić poza zasięgiem twojego Pib-Bucka. Było pewne to, iż warto mieć broń pod kopytem.

- Zapytam prosto i z mostu - powiedział ostro szef karawany - Kto wysadził jednego z moich ludzi? Nie abym się tym zbytnio przejmował, ale... - jego wypowiedź została przerwana, przez kulę, która przeleciała obok jego głowy, a następnie trafiła w jedno ze zwierząt pociągowych. - Ata... - chciał krzyknąć, lecz kolejna kula zmieniła jego głowę w krwawą papkę. Wszyscy najemnicy byli zbyt zszokowani, aby zrobić cokolwiek, więc tylko stali w osłupieniu i gapili się na ich martwego pracodawcę.
- Kurwa... nie będzie wypłaty - rzucił od niechcenia jeden z najemników, po czym jego przednia noga została trafiona przez pocisk.

Nagle na twoim EFS pojawiło się około tuzin czerwonych prostokątów. Powoli jednak pojawiały się nowe. Przybywały one ze strony, do której zmierzacie, a raczej zmierzaliście, dopóki was nie zaatakowało.
Sharp słuchał uważnie krzyków, rzucając okiem na Blue, najwyraźniej sprawdzającą odczyt zaklęcia lokalizującego. Raczej nie przychodził mu do głowy inny powód, dla którego miałaby rozglądać się po wozie.
Zaklęcie to, choć bliskiego zasięgu, było jedną z bardziej przydatnych rzeczy w tych ustrojstwach.

Medyk zaczął powoli schodzić z wozu, gdy rozległy się strzały. W pierwszej chwili zadziałały odruchy, rzucił się na ziemię, nie tracąc jednak karabinu z pola telekinetycznego.
Ruszył, trzymając się nisko. W tej chwili zobaczył najemników stojących koło martwego szefa karawany. Przynajmniej ten problem mamy z głowy... - stwierdził, po czym zarejestrował resztę sytuacji. Żołnierze stali jak kołki, gdy kolejne pociski leciały prosto w ich stronę.
Wspaniale, chronić nas ma banda niedoświadczonych półgłówków - stwierdził w myślach, zgryźliwie. Trzymając się nisko, rozejrzał się w poszukiwaniu osłony, po czym huknął w stronę najemników donośnym głosem.

- Co to ma być, do kurwy nędzy? Atakują nas, idioci cholerni! Ustawić pierdolony perymetr, otworzyć ogień! Chcecie wyjść z tego kurwa cało, czy nie?! - jego głos był przywykły do wydawania rozkazów medykom, nie żołnierzom, a także nie miał żadnego prawa rozkazywać najmitom, aczkolwiek miał szczerą nadzieję, że głośność i jako-taki autorytet dowódcy w jego głosie sprawią, że, pod wpływem szoku, posłuchają rozkazów.

Nie mieli czasu rozstawić wozów w odpowiednim ustawieniu. Ani nawet ustawić barykady. Poszukał osłony wzrokiem, przygotowując karabin do ostrzału w razie czego. Z broni maszynowej można było strzelać na oślep, nie z porządnego karabinu powtarzalnego.
Rzucił się do najbliższej osłony która by dawała mu ochronę przed ogniem ze strony dotychczasowego ostrzału.
- Blue, gdzie i ilu ich jest? - rzucił za siebie, mając nadzieję, że drugi jednorożec go usłyszy i odpowie możliwie jak najszybciej.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Wrogowie, dużo wrogów. Cały EFS świecił się na czerwono.

- Sharp! Idą od frontu! Dużo ich, ponad 12, mam na EFSie jedną wielką czerwoną poświatę. - Krzyknęła klacz w kierunku towarzysza poczym wyskoczyła z wozu i schowała się za nim wychylając się za rogu żeby sprawdzić co się dzieje przed nimi.

- Sharp! To się skończy rzeźnią. - krzyknęła Blue poczym schowała się z powrotem za wóz cały czas obserwując co wyświetla EFS.
[Obrazek: signature.php]
Carrot Slice odskoczył za wóz kiedy tylko pierwszy pocisk przeleciał koło głowy szefa karawany. Wyciągając z olstra strzelbę, usłyszał krzyki, ktoś, zapewne Sharp, wrzeszczał na najemników, a jedna z klaczy dawała znać, że atak nastąpił od czoła karawany. Zanotował ten fakt w myślach do późniejszego przemyślenia.

- Schowaj się, idiotko! - warknął do stojącej obok ciemnoniebieskiej klaczy, ruchem głowy wskazując miejsce obok siebie.

Przeładował strzelbę, która wydała z siebie charakterystyczny dźwięk, po czym ostrożnie wyjrzał zza rogu wozu, aby ocenić sytuację.

[MG: co widzę?]
[Obrazek: 2_1346772844.png]

» (U) (Z) 10:00 - Kingofhills@ -- PW do Poulsen: >Co się stało >Bez spoilerów #JustPoulsenThings
- Przestaw broń na tryb pojedynczy i czekaj w środku wozu. Zawołam cię - powiedziała Iron. ”tryb pojedynczy? Chyba nie spało jej się z byt dobrze. - Pomyślała jednoróżka, po czym wystawiła głowę na zewnątrz wozu. Blask ledwo przebijających się promieni słonecznych chwilowo oślepił klacz. Szybko jednak jej źrenice dostosowały się i ujrzała grupę najemników, sterczącą przed swoim szefem.

- Zapytam prosto i z mostu. - powiedział ostro szef karawany. - Kto wysadził jednego z moich ludzi? – Jednoróżka przeciągnęła się na te słowa, mrucząc do siebie pod nosem – No to zajęliście… - Wtem jedno ze zwierząt pociągowych zaskomlało, a zaraz po tym głowa Karawaniarza zmieniła się w mielonkę. -O, wkurweł zajebiście. - Starweave wciągnęła swoja głowę z powrotem do środka , a następnie położyła się na podłodze. Zamknęła oczy i przywołała magię szybko ją kształtując.

Zaklęcie skanowania tym razem szukało energii życiowej. Znalazło ją, całe mnóstwo, swoich towarzyszy oraz około dwóch tuzinów żywych istot nadciągających od przodu karawany . Wyglądało na to że sytuacja jest krytyczna. Klacz w takim momencie już dawno by się ewakuowała, spieprzając jak najdalej od transportu. Tyle tylko że od najbliższej osady wciąż dzielił ją szmat drogi, a ona sama z pewnością będzie miała bardzo małe szanse na przetrwanie. Poza tym teraz była inna sytuacja… teraz… towar był bezpański.

Starweave potrząsnęła głową, odganiając swoja chciwość. Zdała sobie sprawę, że opancerzony szmatami wóz, nie jest najlepszym miejscem na kryjówkę. Złapała za swoje juki i wbrew tego co mówiła jej towarzyszka, wyskoczyła na zewnątrz; cały czas lewitując przy sobie broń w pogotowiu.

Odgłosy strzelaniny rozgorzały na dobre. Pierwsza rzeczą jaką ujrzała klacz, był wrzeszczący na resztę najemników jasnobrązowy ogier jednorożca. Niedaleko niego znajdowała się Blue Gear grzebiąc przy swoim pipbucku. Nie zwlekając, jednoróżka skierowała się do najbliższej osłony, za którym mogła by spokojnie przeczekać bitwę. I wtedy wpadła na popielatą klacz kucyka ziemnego.

- Iron, cholera, cała masa mięsa napierdala na nas od frontu, flanka jest chyba czysta.
Rozpoznanie problemu i szybkie danie do zrozumienia o co chodzi nie trwało długo - wystarczyło ze szef karawany zwalił się na ziemie. "Flanka jest prawdopodobnie czysta, potrzebowała bym tylko kogoś do pomocy..." W tej chwili z wozu wyszła granatowa, w świetle dziennym jej SMG wyglądał jeszcze gorzej.
"Ale potrzebuję kogoś do pomocy... niech będzie"

O ile broń Star nie była wyszukana i sprawna to ona sama miała magię. Jeśli była w tym wystarczająco dobra to na pewno znajdą się jakieś użyteczne zaklęcia.

- Star, miałaś tam zostać... ale to nieważne. Podrzuć mi juki i chodź ze mną, mam plan, ale potrzebuję się dowiedzieć ilu wrogów jest przed nami i jak są ustawieni.

Po tych słowach sprawdziła czy będzie się za czym schować w czasie realizacji planu.

[MG: Jaka jest ilość osłon i ich rozmieszczenie na flankach?]
[Obrazek: cgnimLq.png]




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości