Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Dłuższy bieg z siodłem bojowym i zamontowanym na nim minigunem był naprawdę męczący. Ciemnoniebieska klacz przekonała się o tym na własnym przykładzie. Do obozowiska dobiegła, oddychając ciężko w poszukiwaniu cudownego tlenu potrzebnego teraz jej organizmowi.

Ale odpoczynek nie trwał długo; Rain już i tak straciła mnóstwo czasu, a Iron prawdopodobnie leżała już martwa albo dalej eksplorowała podziemia. Popielata nie należała raczej do tego typu kucyków, które po spotkaniu byle czego zostawiały eksplorację komuś innemu. I właśnie dlatego więcej spotyka się biednych kucyków niż tych bogatszych. Mało kto chce ryzykować życie dla jakiejś rzeczy, pomyślała Rain w czasie biegu.

Ale niezależnie od tego, czy mechaniczka już była martwa czy nie, być może potrzebowała pomocy. Oczywiście szanse na to, że przeżyła - ba, że wciąż walczyła - były na tyle znikome, że każdy rozsądny kucyk na Pustkowiach machnąłby na to kopytem, zakładając że towarzysz nie wróci, zaś spytany o nieobecność drugiej osoby automatycznie straciłby pamięć. A gdyby jednak śmiałek wrócił, co by to kosztowało? Co najwyżej przyjazne stosunki. Ale czy wspominałem już, że Rain rozsądna nie była?

W każdym razie sytuacja wyglądała jak wyglądała. Doszedłszy do obozu, kucyk z siodłem bojowym rozglądnął się szybko. W obozowisku znajdowali się praktycznie wszyscy: White, która nie nadawała się do niczego prócz pożałowania; Blue, która stała obok tej pierwszej i patrzyła się w stronę Rainfall; Rusty, który chyba się pakował; i wreszcie Sharp ze Star, prawdopodobnie udający się na wartę. Szybka kalkulacja ukazała, że najlepiej było pójść do Rusty'ego. Ogier nie miał chyba niczego do roboty, w przeciwieństwie do medyka, ciemnogranatowej klaczy i niegdyś towarzyszki podróży, zaś White... no właśnie. Mam tylko, kurwa, nadzieję, że plany się nie zmieniły... pomyślała Rain, podbiegając do ogiera.

- Błagam, powiedz mi że umiesz strzelać, bo mamy kucyka w tarapatach! - wykrzyknęła jeszcze podczas biegu. Przy odrobinie szczęścia powinny ją usłyszeć wszystkie osoby w obozie.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Blue skończyła mówić po czym się oddaliła wychodząc z obozu w kierunku, jak się wydawało młodej zebrze stosu ciał. Xander odprowadził ją wzrokiem do wyjścia z po czym w milczeniu spakował pusty kubek, wstał i zaczął się rozglądać. Pół godziny co? Dobra muszę poszukać Sharpa a potem gdzieś zostawić graty. Po krótkiej chwili zauważył jak ogier którego szukał wyskakuje z wozu i najwidoczniej na kogoś czekał. O wilku mowa...

Młodzik ruszył w stronę jednorożca układając w głowie co zabrać a co wziąć ze sobą. Strzelba i złom to zostaje. Zioła, miksturki i proszki lecznicze oraz amunicja, zostają. Książki i notka.. cholera, oba rozwiązania mi się nie podobają ale chyba je zostawię. Kiedy podszedł bliżej, z wozu wyszła jeszcze Star. Fakt ten na chwile go zastopował ale szybko się przemógł i zadał niepewnym głosem pytanie tak by tylko Sharp był w stanie usłyszeć.

- Sharp... mam do ciebie drobną sprawę. Na czas tego wypadu muszę zostawić część rzeczy i... czy mógłbyś ich dla mnie popilnować, byłbym naprawdę wdzięczny?

Zanim jeszcze usłyszał odpowiedź odsunął się od niego o krok, stając bliżej wozu z którego jasnobrązowy ogier uprzednio wyskoczył. Zdjął z siebie juk ze złomem i zaczął przekładać do niego niepotrzebne mu rzeczy, odpowiednio je układając. Dał rade przełożyć tylko książki gdy usłyszał błaganie Rainfall. - Błagam, powiedz mi że umiesz strzelać, bo mamy kucyka w tarapatach!

Gwałtownie odwrócił się w do biegnącej w jego kierunku klacz. No to pięknie... To może trochę pokrzyżować moje plany odnośnie misji z Blue, ale cholera, nie można zostawić kogoś w potrzebie... - Chwila. Spokojnie. Najpierw powiedz co się dokładniej dzieje? - Zadał szybkie pytanie zostawiając na chwile swój juk na ziemi.
Sharp nie był zadowolony z szeregu skomplikowanych czynności, które klacz postawiła sobie na pierwszym miejscu, spychając obowiązki pozycje niżej. Czekał cierpliwie, choć po jego spojrzeniu, Starweave mogła wyczuć żrącą go irytacje. Nie zrobiła tego specjalnie. Nie chciała grać mu na nerwach, ale przynajmniej wiedziała teraz, że ogier nie był wybuchowy. A przynajmniej nie był w stosunku do niej. Przynajmniej naradzie, bo Starweave pokazała naprawdę minimum tego co potrafi jej kobieca natura.

Kiedy tylko klacz opuściła wóz zaraz za medykiem, jej oczom ukazał się cały obóz. Był taki jaki go zostawiła razem z Iron. Zmienił się w nim tylko jeden element: kucyki. Blue zmierzała w kierunku White, która wyglądała tak, jakby to ją ktoś przeorał a nie ona... buraki czy cokolwiek tam miała namyśli Blue. Niebieska klacz podniosła bezwładne ciało, zawlekła w pobliże ogniska i wsadziła jego głowę do wiaderka. Star mogła się tylko domyślać co się stało. ”O Bogini... upili ją i bezwzględnie wykorzystali.” Starweave właśnie stanęła w obliczu nagiej prawdy co do tego, jak na pustkowiach traktuje się kucyki świeżo przybyłe ze Stajni. Stałą jak wryta obok Sharpa, wpatrując się w najmłodszą w obozie klacz. Star zastanawiała się kto mógł być odpowiedzialny za taki stan rzeczy. Zastanawiała się też, dlaczego i ile czasu White leżała tak po prostu na zimnej glebie, zanim Blue pofatygowała się coś z tym zrobić. Była zła, że inni obozowicze mieli to głęboko w zadzie i dopuścili do takiego stan rzeczy.

Jakiś też czas wcześniej podszedł do nich zamaskowany osobnik. A właściwie tylko do Sharpa, dość skrycie mówiąc coś, co maiło być przeznaczone tylko dla jednego odbiorcy. Rusty najwidoczniej z jakiegoś powodu nie chciał, aby atramentowa klacz została wplątana w ich interes. Częściowo mu się to udało, gdyż przez pewną chwilę, prawie cała uwaga Starweave byłą skierowana ku szarawej klaczy. Jednoróżka nie zważając na pozostałą dwójkę ogierów, ruszyła galopem w kierunku ognia na środku obozu.

Na miejscu od razu uderzyła ją silna woń przetrawionego alkoholu, bijąca od niedawnej mieszkanki schronu. Złapanie winowajcy nie powinno być trudne, gdyż logicznym było, że musiał on pić razem z nią. Albo przynajmniej częściowo dotrzymywał jej tępa, tak aby nie wzbudzać podejrzeń, już i tak naiwnej klaczki. Żeby było tego mało, nie wiadomo skąd w obozie pojawiała się ciemnoniebieska klacz kucyka ziemnego, która swoim zachowaniem wzbudziła u jednoróżki jeszcze większy niepokój. ”Dowiem się kto za tym stoi, ale na razie będzie to musiało poczekać.” Pomyślała Star, rzucając nieprzytomnej ostatnie spojrzenie, po czym przenosząc je na Blue będąca obok, kręcąc przy tym lekko głową.

Kiedy doszła od wniosku, że spora ilość alkoholu we krwi jest jej jedynym problemem, Starweave skupiła się na tym co wykrzyczała Rain. Atramentowa odwróciła się w jej stronę i już, trochę spokojniej ruszyła w kierunku kucyka, który najwyraźniej miał coś ważnego do powiedzenia.
Kiedy dotarła do zamaskowanego ogiera, była zmachana. Kurczę, od dawna nie musiała przebiec tak długiego dystansu w tak krótkim czasie. Wyrzucone przez nią w biegu słowa przykuły uwagę niedawno przybyłego osobnika, na szczęście. Chciała krzyczeć, żeby się pospieszył, poganiać, błagać... dopóki ogier nie uświadomił jej, że nikt tak naprawdę nie wie, o co chodzi. Klacz troszkę uspokoiła oddech, na tyle, by wypowiadane przez nią słowa dało się rozpoznać... i zaczęła mówić.

- Iron... weszła do bunkra... nie wraca... słyszałam ghula... nie wiem czy przeżyła... sama się nie zmieszczę... - jej słowa przerywane były przez łapanie oddechu. Na boginie, dziewczyno, musisz więcej ćwiczyć... pomyślała Rain w międzyczasie. W międzyczasie doszła też Star, co granatowy kuc z działkiem obrotowym zauważyła dopiero teraz. Hura, kolejny potencjalny ratownik... ratowniczka. - Możliwe że już leży martwa, jako posiłek dla ghula... ale może wciąż ma szansę... albo przeżyła...

...właśnie. Przeżyła. Myśl uderzyła ją nagle, niczym atak cichego zabójcy na niczego nie spodziewającą się ofiarę. Jeśli Iron poradziła sobie jednak z wrogiem, prawdopodobnie Rain będzie miała z nią nie za przyjemne stosunki; w końcu nikt nie lubi dzielić się swoimi znajdźkami.

Cokolwiek by się nie zdarzyło, życie jest najważniejsze.

- ...więc pomóż jej, Rusty... albo ty, Star, jeśli możesz... - zwróciła się do niedawno przybyłej, ciemnogranatowej klaczy - bo z każdą sekundą tracimy szanse! - ostatnie słowa brzmiały, przynajmniej w ocenie ciemnoniebieskiego kucyka, jak ponaglenie. Rainfall wpatrywała się to w oczy kucyka z maską, to w głębokie ślepia Starweave z wyrażną prośbą, albo raczej żądaniem. Pozostało tylko czekać
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Starweave wysłuchiwała monologu ciemnoniebieskiej klaczy, a z każdym następnym, z trudem wypowiedzianym przez nią słowem, uszy atramentowej leciały coraz niżej w dół. Sytuacja wyglądała na beznadziejną, tym bardziej, że chodziło tu o Iron Scale. Ćpunkę której żadnemu tu z obecnych kucyków na pewno nie było by szkoda. Może nawet cześć z nich ucieszy się, że szlag ją trafił. Myśli te były dla Star bardziej niż przytłaczające.

Sądząc po tym, jak potraktowali White, mało prawdopodobnym było by Rain znalazła kogoś chętnego do pomocy. Do tego ze zmęczenia kucyka ziemnego wynikało, że mowa była tutaj o podziemiach znacznie od nich oddalonych. Noc już prawie całkowicie zapadła, a obóz potrzebował każdego kucyka, który mógł by go pilnować. Sytuacja wyglądała naprawdę kiepsko. W pewnym monecie, umysł klaczy został zalany przez zupełnie innego rodzaju myśli. Myśli które dopiero teraz wypłynęły na wierzch, przyciśnięte wcześniej z powodu szumu, który narobiła Rainfall. Być może był to tylko dużo szumu o nic.

- Spokojnie Rain, wiesz przecież dobrze, że Iron walczyła dzisiaj rano razem z nami wszystkimi. A po tym co widziałam mogła bym rzec, iż spokojnie mogła by sobie poradzić z całą grupą ghuli. – Powiedziała klacz robiąc krótka przerwę. ” Ba, była bym nawet skłonna zaryzykować, że to ona go pożarła a nie on ją.” – Być może twój niepokój jest nieuzasadniony i Iron jest cała i zdrowa. Powiedz nam, słyszałaś tylko krzyk samego ghula? I czy próbowałaś ją potem wywoływać? - Już po spojrzeniu ciemnoniebieskiej klaczy można było wywnioskować, że prawdopodobnie niewiele się uspokoi. Ale na razie nic więcej nie można było zrobić. Wysłanie tam teraz grupy ratowniczej, a co dopiero pojedynczego kucyka było trochę niepoważne. Starweave spojrzała się po wszystkich trzech kucykach, lecz to Sharp najwięcej ją teraz ciekawił. Star co jakiś czas spoglądała na niego, ciekawa co ten będzie mieć do powiedzenia w tej sprawie.
Iron wskoczyła do środka następnego pomieszczenia, będąc przygotowana na sianie zniszczenia w kierunku jakiegokolwiek zagrożenia. Jeżeli w pomieszczeniu było jakiekolwiek zagrożenie, to albo spieprzyło na widok wkurzonej klaczy, albo jeszcze się nie pokazało.

Oczom kucyka za karabinem ukazała się słusznych rozmiarów sypialnia, z potężnym łóżkiem pośrodku ściany naprzeciw drzwi. Z boku pomieszczenia były niewielkie drzwi, lekko uchylone. Iron mogła zauważyć fragment garderoby mieszczącej się za tymiż drzwiami.

Cała sypialnia wyglądała na jedyny pokój dobrze chroniony przed wilgocią i dzięki temu dobrze zachowany. Na łóżku leżało ciało. Nie szkielet, a wyjątkowo dobrze zachowane ciało ogiera. Nie ulegało tym razem wątpliwości, że nie jest to ghul - zmiana w takowego nie pomagała na dziurę w głowie, którą to dziurę jednorożec posiadał. Tuż obok niego na łóżku leżał rewolwer niewielkiego kalibru, bogato zdobiony i wyglądający na bardziej wyglądający niż faktycznie działający. Nie wspominając o tym, że sportowy kaliber nie dawał zbyt dużej wartości bojowej.

Prócz tego w sypialni, po lewej stronie klaczy, stały zawinięte w papier płaskie przedmioty, jak blaty stołów oparte o ścianę, oraz kilka częściowo rozpakowanych rzeźb.



Sharp zszedł z wozu, tuż za nim była Starweave. Nie zdążył zrobić praktycznie nic, zanim przyszła do niego zebra w przebraniu i zapytała się o możliwość zostawienia rzeczy w karawanie pod jego opieką. Ogier spojrzał na Xandera. Faktycznie, nie było sensu w tym, żeby wlókł tyle złomu ze sobą na takie zadanie. Plus, Sharp nie ukrywał przed sobą, że był ciekaw, jak zebra wygląda pod płaszczem. Po wyglądzie kucyka, albo, w tym przypadku, zebry, można było wiele powiedzieć... no i w ogóle rzadko widziało się zebry ot tak podróżujące po pustkowiach. Było parę miejsc, w których było ich więcej, ale zazwyczaj nie były widywane poza tymi miejscami.

- Jasne, zostaw po prostu na którymś z wozów - nie zdążył dokończyć swojej odpowiedzi, gdy do obozu wbiegła wyraźnie zdenerwowana oraz zdyszana Rainfall i zaczęła coś krzyczeć o kucyku w tarapatach.
Nie było trudno się domyślić, że chodzi o Iron: nikogo innego w obozie nie brakuje, stwierdził kucyk, rozglądając się po okolicy. Prostym wnioskiem było więc, że chodzi o Iron albo kogoś zupełnie obcego, przy kim Iron została i posłała Rain po pomoc.

Szybka odpowiedź Xandera i reakcja na to artylerzystki udowodniła, że chodzi faktycznie o drugą klacz kucyka ziemnego w karawanie. Sharp pokręcił głową z rezygnacją. Czemu akurat teraz? Nie mogła sobie wybrać innego czasu na zwiedzanie niebezpiecznych podziemi? Tylko idiota by decydował o rozpoczęciu takiej wyprawy w nocy, jeżeli nie było konieczności pójścia tam natychmiast. Fakt, może chciała po prostu zachować wszystkie zdobycze dla siebie, ale i tak był to głupi ruch. Zwłaszcza jeżeli jako "wsparcie" wzięła klacz, która, jak rozumiał ogier, nie mieściła się w wejściu.

Medyk doszedł do wniosku, że powinien coś powiedzieć. W końcu teoretycznie przejął dowodzenie i powinien tam sam pójść, żeby jej pomóc. Z drugiej strony, Iron nie była do niego nastawiona zbyt pozytywnie, co aż od niej biło, o eskapadzie w ogóle go nie poinformowała, choć powinna... wątpił, żeby zareagowała pozytywnie na jego pojawienie się, jeżeli nie było umierająca. No ale jeżeli faktycznie jej coś groziło, ogier zarówno potrafił walczyć, jak i był jedynym medykiem w grupie. Nie wspominając o oskarżeniach o tchórzostwo, które by się zapewne pojawiły, gdyby posłał kogoś zamiast siebie.
Owszem, zakładał tu, że wszyscy znają podobne niepisane "zasady" podróżowania razem w karawanie, jakie on, ale kucyk nawet o tym nie pomyślał.

- Nie możemy zostawić obozu bez nikogo. Jeżeli coś jej się stało, mogę pomóc na miejscu, reszta nie. Rusty, porozum się z Blue, będziecie strzec obozu, póki nie wrócimy - powiedział, tonem który nie sugerował pytania, a raczej wydanie polecenia. Zwrócił wzrok ku Starweave. Miał zamiar mówić dalej, ale dotarło do niego, że kompletnie nie wie, co zrobić z tą klaczą. Nie znał jej możliwości bojowych, ba, ledwo znał ją samą. Po krótkim zastanowieniu stwierdził, że zostawi tą decyzję samej zainteresowanej.

- Myślisz, że się przydasz? Jeżeli tak, chodź z nami. Rain, jak daleko jest wejście do tych podziemi? - zakończył ogier, mając nadzieję, że nie podejmuje złej decyzji. Właśnie zostawił obóz pod opieką dwóch "najemników", Blue i cokolwiek niedawno poznanej zebry. Małe były szanse, żeby coś się stało, ale zawsze jakieś były. Nie wspominając o tym, że nie wiedzieli dokładnie, co stało się z Iron... ale medyk wolałby nie stracić kucyka tuż przed tym, co miał zamiar zrobić następnego dnia.

Istniała rzecz jasna jeszcze możliwość, że Rain i Iron zorganizowały pułapkę, żeby przejąć karawanę dla siebie... co ogier wziął pod uwagę, kładąc nadzieję w swoich umiejętnościach strzeleckich i nowo nabytym urządzeniu na jego lewym kopycie. Co jak co, ale nie chciał ginąć tej nocy. Wolałby tylko uniknąć konieczności dalszego pomniejszania liczebności karawany.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Iron po wtargnięciu jak Ministerstwo Morali o 4 nad ranem odetchnęła z chwilową ulgą na widok sypialni. "Wreszcie coś miłego" pomyślała i dopiero po chwili zauważyła zmumifikowane ciało, podparła się na karabinie i z pełną swobodą powiedziała:
- This is Zed. Zed is dead. - po tym rozglądnęła się po pomieszczeniu i dostrzegła popakowane rzeczy, rozpakowane rzeźby i leżący na łóżku rewolwer sportowy. Bez zastanowienia nad jego wartością pomału podeszła do łóżka i zabrała broń głownie ze względu na wartość estetyczną.

Popielata klacz spostrzegła też że pomieszczenie jest w o wiele lepszym stanie niż reszta tak więc i garderoba powinna być w porządku. Przeglądnęła pomieszczenie podśpiewując:
- Mr. Crowley, what went on in your head. Mr. Crowley, did you talk to the dead... - skupiła się na tym co było popakowane ale i zaglądnęła też pod łóżko. Gdy zakończyła poszukiwania stanęła w pewnej odległości od uchylonych drzwi skrywających za sobą garderobę.

Powolnym krokiem ruszyła w jej stronę i gdy wreszcie dotarła do pomieszczenia przygotowała karabin po czym z rozpędem wskoczyła do środka po raz kolejny gotowa zabijać.
Znów powitała ją pustka. Nic jej nie zaatakowało ale i tak dla bezpieczeństwa omiotła uważnie pomieszczenie. Nic jej nie zaatakowało więc bez skrupułów zabrała się za przeszukiwanie pomieszczenia.

Ta osobliwa atmosfera bezpieczeństwa i spokoju działała na nią źle. Nie mogła się jej poddać bo skończy marnie, teraz każdy podejrzany szmer, każdy stukot mógł zwiastować nowych przeciwników. Tak więc Czereśniowa zabrała się za "robienie swojego" z odpowiednim podziałem uwagi na to co robi i widzi ale też na to co słyszy i czuje.
Po tym jak Xander zadał pytanie zmachanej Rain, do ich dialogu dołączyła Star, milcząc z początku. Klacz z działkiem próbowała odpowiadać pomiędzy kolejnymi łykami powietrza. Z tego co od niej usłyszał, klacz w tarapatach miała być Iron. Tak sama szara klacz, która wzbudza we mnie największe podejrzenia i dreszcze, a na dodatek sympatyczka stalowych... Cóż spodziewał bym się raczej, że ghul by nie stanowił dla niej większego problemu... Cholera, ale kto wie? Przysłuchiwał się dokładnie aż padło niejako ponaglenie ze strony ciężkozbrojnej skierowane teraz i do niego jak i do Star.

Młodzik nie wiedział co odpowiedzieć, czy ruszyć , czy może zostać... Nie musiał jednak nic odpowiadać ponieważ inicjatywę przejęła Star, która próbował uspokoić ciemno niebieską klacz. Pytania które zadała w mniemaniu zebry były trafione. Może naprawdę niepokój Rain był bezpodstawny. Młody ogier wyłapał jeszcze coś... krótkie spojrzenia jakie Star rzucała co jakiś czas w stronę Sharpa.

No fakt, w sumie to on powinien mieć tu decydujący głos, jest dowódcą, no a ja się do tego wszystkiego zapisałem. Tak jak myślał, jednorożec zabrał głos w tej sprawie i kazał mu zostać razem z Blue, jako tymczasowa ochrona obozu. Młodzik kiwną tylko na to głową. Odwrócił się, zapiął z powrotem swój juk i ruszył do niebieskiej klacz z którą miał trzymać wartę.

Po drodze naszła go jedna dosyć istotna myśl, o której wcześniej nie rozważał... Jak ja mam niby walczyć... w tym stroju cokolwiek bym nie zrobił to się zdekonspiruje... Jeśli strzele tak jak teraz stoję to podrę płaszcz i kicha. Jeśli uniosę płaszcz to sam się wydam odsłaniając cały swój bok. A walczyć bez tego stroju.... Jasna cholera, jestem w czarnej dupie... Jestem ciekaw jak reszta by zareagował... Nagle podczas walki pojawia się zebra, która jak by się potem okazało jest po ich stronie... to mógłby być wtedy cyrk. A jeśli by się dowiedzieli przed walką... też byłby cyrk... chociaż może nieco mniejszy. Będę musiał obgadać tą sprawę z Blue i z Sharpem.

Podszedł do niebieskiej klacz i odwrócił się w stronę niewielkiego "zebrania" przy wozie. - Wygląda na to, że na chwilę musimy przejąć wartę... - powiedział spokojnym tonem bez jakiegoś większego wyrazu. - I chyba mam kolejną rzecz do obgadania... - tutaj odezwał się już nieco cichszym ale za to poważnym tonem.
Blue nie podobało się to. Pod wozem w którym co dopiero spała, zebrał się już niezły tłumek i o czymś zażarcie dyskutował. Stała ona zdecydowanie za daleko, żeby usłyszeć co mówią, ale było widać, że Rain jest cała roztrzęsiona a Sharp chyba próbuje opanować sytuacje. Bardzo jej się to nie podobało, ale postanowiła się tam nie ładować. Wiedział, że cokolwiek się by nie działo, Sharpi zaraz dojdzie z tym do ładu, więc postanowiła nic nie robić i czekać na rozwój sytuacji.

Siadając z powrotem na zadzie przy ognisku, otworzyła ona torby i zaczęła w niej grzebać, w poszukiwaniu kilku rzeczy. W pierwszej kolejności wyciągnęła kawałek szmaty, który rozwinęła na ziemi. Potem zaczęła wykładać z torby na niego kolejno swój niezastąpiony zestaw narzędzi, rolkę szarej taśmy klejącej, kilka kabli różnego przeznaczenia i na końcu, jeden z pistoletów laserowych które dostała od Sharpa. Biorąc z narzędzi śrubokręt, zaczęła po kolei wykręcać śruby mocujące obudowę pistoletu.

- Wygląda na to, że na chwilę musimy przejąć wartę... - Blue podniosła głowę i spojrzała się na Rustiego który do nie podszedł - I chyba mam kolejną rzecz do obgadania...

Blue postanowiła na razie zignorować jego drugie pytanie i postanowiła zebrać trochę informacji na temat powodu dal którego mają tu zostać. Kierując wzrok z powrotem na broń trzymaną przed sobą, przystąpiła do zdejmowania obudowy jednocześnie odzywając się do Rustiego.

- Nie wróży to dobrze naszej misji, możemy stracić za dużo czasu na siedzeniu w obozie i nie będzie nam nocy starczyć na zwiad. Wiesz chociaż co się tam stało? Rain nie wyglądała za dobrze.
[Obrazek: signature.php]
Nie minęło wiele czasu a młodzik usłyszał krótki komentarz i pytanie od Blue siedzącej obok. - Wiesz chociaż co się tam stało? Rain nie wyglądała za dobrze. - Przerwał przyglądanie się grupce pod wozem i odwrócił głowę w stronę niebieskiej jednoróżki. Chciał odpowiedzieć od razu ale jego uwagę przykuł fakt iż klacz zabierała się za majstrowanie przy pistolecie laserowym. Zebra widywała podobne rodzaje broni a nawet strzelała z niej jeśli takową znalazła, ale bez większego skutku.

Barak jakiegokolwiek przeszkolenia w obsłudze magicznych broni owocował tym, że po wyczerpaniu się cartridga, stawały się tylko cennymi kawałkami złomu. Może powinienem się trochę poprzyglądać temu co będzie z tym robiła, przynajmniej się czegoś nauczę... Pomyślał, po czym usiadł obok klacz przyglądając się broni i czarom jakie Blue nad nią odprawiała. Dotarło jednak do niego, że zadano mu pytanie a on się rozproszył. Szybko się otrząsną z zaciekawienia i odpowiedział na zadane mu pytanie.

- Hmm... Czy wiem co się dzieje? Wszystko rozbija się o Iron... Razem z Rain poszły do jakichś podziemi. Weszła tylko Iron bo nasza chodząca artyleria nie mogła się zmieścić. Potem usłyszała ryk ghula dochodzący z podziemi, nie wiem czy jednego czy więcej, nie powiedziała. Ale tak czy siak, wpadła trochę w panikę i przyleciał tu po pomoc. I jak na razie wszystko wskazuje na to, że Sharp tam pójdzie na pomoc i możliwe, że Star też... I dlatego będziemy musieli przejąć ich wartę dopóki nie wrócą. Sharp po prostu nie chce zostawiać obozu bez żadnej opieki. I to by było raczej wszystko

- Chociaż w mojej opinii, gdyby tamta dwójka się przespała czekając na swoją warte, a nie poszły zwiedzać to mieli byśmy teraz o wiele mniej problemów... - Na chwile Xander zmilkł i przyglądał się uważnie pracy Blue, ta cisza nie trwała jednak długo. - Chyba dobrze się na tym znasz co? Czy... mogła byś mnie nieco podszkolić w obsłudze tych broni magicznych? Umiem naciskać spust ale niewiele więcej... Poza tym i tak się raczej stąd nie ruszymy przez najbliższą chwilę...




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości