Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Xander otrzymał od ciemnożółtego ogiera niepewne skinienie. - Jeśli możesz... - Po tych słowach zebra wstała, wyjęła słuchawkę z ucha i na powrót schowała ją do kieszeni. On się mnie chyba boi. To jest jeden wielki plus tego przebrania. Dzięki niemu mogę wzbudzać strach w innych kucykach, które odstrzeliły by mnie bez mrugnięcia okiem, gdybym go na sobie nie miał.

- W takim razie prowadź. - Przez chwilę panowała cisza, lecz do głowy ogiera wpadł pomysł, który mógłby uprościć jego poszukiwania i zminimalizować ewentualne zagrożenie. - Jeśli mogę, jak ma na imię twój przyjaciel? Pewnie się przestraszy jeszcze bardziej gdy mnie zobaczy, ale jeśli zwrócę się do niego po imieniu, to może się uspokoi.

Do umysłu Xandera napłynęła jeszcze jedna myśl. Kto wie, może dzięki temu uda mi się dowiedzieć czegoś o tej karawanie. Tamten jasnobrązowy jednorożec raczej nie wyglądał na takiego, który by coś powiedział bez broni przytkniętej do łba. Ale ten pomarańczowy... ma "lekko" zszarpane nerwy. Kto wie, może akurat coś chlapnie.
- A co do szamponu, bo pewnie o to ci chodzi… - powiedziała... po czym zaglądnęła do tyłu ciemnoniebieskiej. Nieco to ją zdziwiło, choć czy powinno? Kij wie. W każdym razie twarz Star nabrała niezdrowego wyrazu. Nieco speszona tym faktem zauważyła dopiero, jak cholernie musi śmierdzieć. No ale nic w tym dziwnego, skoro dosłownie kilkanaście minut temu wylądowały na niej resztki głowy ghula... O ja pierdolę... To będzie jakaś masakra.

- Naszykuj jakąś buteleczkę, to ci trochę odleję. - usłyszała od niej. Przynajmniej nie powiedziała, żebym szła w cholerę. Klacz sięgnęła do juk, wyciągając jedną pustą butelkę po miksturze do leczenia. - Takie coś się nada? - spytała, podarowując jej szklaną flaszkę. Chwilę potem mruknęła sama do siebie, - ciekawe, czy mają tu jakąkolwiek wodę. Choćby i nieco radioaktywną...
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
White obserwowała wszystko lekko zmieszana, nie wiedząc co ma zrobić. Było tu sporo kucyków, które były inne, niż ona sama. Każdy z nich widocznie dorastał gdzieś indziej, niż stajnie, ale cóż winić. Staple jest ciekawska, co czasem się jej nie zbyt podoba, gdyż często może pchać nos w nieswoje sprawy, co często kończy się... niemiłymi konsekwencjami.

Obserwując zgromadzone kuce mogła dostrzec jakąś dziwną zamaskowaną postać, który raz to przemieszczała się na ubocze, a drugi raz rozmawiała z jakimś widocznie zmartwionym kucykiem o kolorze pomarańczowym. Następną rzeczą, która zwróciła uwagę klaczy, był ogier, który wchodził do jednego z wozów, a następnie znikł z oczu jednorożki. Potem zostały jeszcze dwie klacze, które były przy ognisku. Jedna była skulona, a druga była tuż obok niej. Nie długo również trwało, zanim doszła tam Rainfall, i zaczęła rozmawiać o czymś z kulącą się klaczą, która prawdopodobnie odzyskała świadomość. Może była w szoku? White nie wiedziała co o tym, myśleć.

Również nie chciała stać w jednym miejscu, aby nie uznali jej za jakąś aspołeczną dziwaczkę, lecz nietrudno się dziwić tego typu zachowań na Pustkowiach. Nikomu nie można ufać, a ona chyba trafiła na towarzystwo, któremu można powierzyć zaufanie... a przynajmniej tak myślała. Dlatego więc postanowiła podejść do grupy klaczy przy ognisku, aby... zapoznać się chodź trochę z nowym, i miejmy nadzieję, iż stałym oraz zaufanym otoczeniem. Rainfall przedstawiła już White krótkim zdaniem, ale nie wiedziała, czy ktokolwiek zwrócił na to uwagę, więc postanowiła wziąć sprawy we własne kopyta, i zagadać do tutejszych kucyków. Dlatego też podeszła wolnym, aczkolwiek pewnym krokiem do klaczy przy ognisku.

- Witajcie - zaczęła niepewnie. - Jestem White Staple. Widzę, iż ładnie się tu urządziliście - dodała po chwili, już trochę pewniej.
Bezpośrednie podłączenie do matrycy umożliwiło Blue dokładniejsze przeanalizowanie jej uszkodzeń. Dwa z dziewięciu kryształów nie nadawały się do niczego ale reszta powinna być sprawna. Otwierając system plików zaczęła przeglądać co się na nim znajduje zachowując pliki które wyglądały na to że mają jakąś wartość a resztę kasowała.

- Ciekawe... jak zaklęcie się łączy z obsługą tego wszystkiego? Jak bardzo uniwersalne są te zaklęcia w terminalach? - padło pytanie od przyjaciela który cały czas siedział obok bacznie się przyglądając temu co robiła Blue.

- Zasada działania nie jest zbyt skomplikowana. Typowa matryca znajdująca się w terminalu składa się z sześciu do dziewięciu kryształów. Od jednego do trzech kryształów na pamięć żeby było gdzie dane przechowywać. W zależności od jakości kryształu może on przechowywać dane od kilku megabajtów do nawet kilkuset jottabajtów. W pierwszym wypadku zmieścisz tam może jedno zdjęcie, w drugim zapisał byś tam cały umysł i wspomnienia kogoś i jeszcze by ci miejsce zostało.

- Drugim rodzajem pamięci znajdującym się w terminalu jest pamięć typu RAM. Jest to pamięć ulotna o bezpośrednim dostępie do dowolnej komórki pamięci. Jest używana ona przez system do przechowywania aktualnie uruchomionych plików i programów. Nie posiada ona możliwości podtrzymywania danych więc po wyłączeniu terminala jej zawartość jest bezpowrotnie tracona.

- Potem mamy tak zwany ALU. Jest to jednostka arytmetyczno-logiczna i jak jej sama nazwa mówi służy ona do wykonywania podstawowych działań na liczbach całkowitych. Pozwala ona przeprowadzać działania logiczne typu AND, OR, NOT, XOR jak i działania arytmetyczne jak dodawanie, odejmowanie, negacja. W niektórych wersjach pozwala także na wykonywanie mnożenia i dzielenia.

- Następnie mamy kryształ odpowiedzialny za przetwarzanie Audio/Video. Steruje on ekranem dzięki czemu cokolwiek na nim widać. Pozwala też na obsługę urządzeń przechwytujących takich jak kamery i mikrofony. A z racji tego że obróbka materiału wideo nie jest łatwa, ten kryształ posiada bardzo dużą moc obliczeniową i dlatego czasem jest używany wraz z ALU do bardziej skomplikowanych obliczeń.

- Na koniec mamy interfejs I/O. Służy on do komunikacji z innymi urządzeniami takimi jak klawiatura, urządzenia odczytu z zewnętrznych nośników i inne terminale. Pozwala on także komunikować się także z innymi urządzeniami takimi jak drzwi, sejfy i wieżyczki.

- Ale to wszystko by sie nie nadawało do niczego gdy by nie posiadało metody komunikowania się między sobą. Tym zajmuje się Kryształ kontrolny znajdujący się na środku matrycy. Tłumaczy on procesy zachodzące w innych kryształach tak żeby pozostałe je rozumiały i pilnuje żeby odpowiednie sygnały trafiły tam gdzie mają. Zajmuje się on także obsługą złącz znajdujących się na niej pozwalając matrycy na komunikacje z światem zewnętrznym gdyż pozostałe kryształy same tego nie potrafią.

- Co do uniwersalności zaklęć, nie są one zbyt uniwersalne. Matrycy z terminalu nie wsadzisz do robota, nie będzie ona w stanie obsłużyć sensorów i silników w nim. Niestety musisz do każdego urządzenia tworzyć inną matryce. Urządzenia medyczne, reaktory, urządzenia w fabrykach, zbroje wspomagane, wszystko wymaga inny wejść i wyjść. W wypadku większych i bardziej skomplikowanych terminali jaki robotów czasem jest wymagana więcej niż jedna matryca. Typowy robot składa się z dwóch matryc z czego jedna zajmuje się przetwarzanie sygnałów i sterowaniem ruchami a druga, tak zwana matryca osobowości jest matrycą decydującą która przekazuje pierwszej co ma robić.

Blue miała nadzieje że nie uszkodziła mózgu Sharpiemu wykładem. Przez cały czas jak mówiła dała radę ograniczyć ilość plików do takiej ilości że zmieściły się na jednym krysztale. Wymontowując obydwa sprawne kryształy pamięci i ALU odłożyła ona matrycę na bok do pozostałych części wymontowanych z terminalu. Zaglądając do torby schowała jeden kryształ z danymi żeby się nigdzie nie zapodział, miała nadzieje że znajdzie gdzieś jakiegoś kupca na te dość "nietypowe" dane. Grzebiąc chwile w torbie końcu pośród części zapasowych wyciągnęła stary uszkodzony moduł transmitera do PipBucka i zaczęła go rozkręcać pozbywając się wszystkiego poza złączem i obudową.

< Matryca według Marka >
[Obrazek: signature.php]
Starweave spojrzała na naszykowaną przez Rainfall buteleczkę, co doprowadziło do krótkich przemyśleń z jej strony. Ciekawiło ją co zrobiła by ciemnoniebieska klacz zrobiła by pozostawiona samemu sobie. Jak rozwiązała by swój problem tu na samym środku zafajdanej pustyni.

- Tak, nada się. – Odpowiedziała w końcu, lewitując buteleczkę do siebie. Krytycznie zbadała ją wzrokiem, po czym przywołała w sowiej wyobraźni, dobrze znany jej kształt. Kształt ten zaledwie sekundę potem, wynurzył się z juków Jednoróżki. Niesiona mocą zaklęcia telekinezy, butelka po soku marchewkowym, ustawiła się obok tej pustej.

Star przechyliła ją na bardzo krótko, ponieważ przez jej głowę przeszła jedna, dość niewygodna myśl. Klacz zaczęła się zastanawiać gdzie i kiedy jeszcze widziała jakiś szampon, poza tym który aktualnie jest w jej posiadaniu.

” Nigdzie” pomyślała, po czym ponownie przechyliła butelkę, napełniając tą drugą ilością szamponu wystarczającą do konkretnej kąpieli. Biały glut, powoli spłynął do dziury wypełniając przestrzeń wewnątrz niej. Star pospiesznie zakręciła, a następnie schowała do swoich juków, butelkę po soku marchewkowym.

- Proszę – Powiedziała, lewitując buteleczkę pod nogi Rainfall. – A co do wody… z tego co kojarzę, cała karawana wiezie żywność i wodę wiec nie powinno być z tym problemu. – Dopowiedziała po chwili, po czym zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu swoich bombek cukrowych, o których sobie przypomniała. Łudziła się, że zdoła je po prostu odzyskać. Nie miała zamiaru ich jeść. Zapachy Rainfall dostatecznie popsuły jej apetyt na cały dzień.

Klacz przez przypadek natknęła się swoim wzrokiem na leżącą nieopodal ogniska, szklaną kulę wspomnień. Star zawiesiła na niej wzrok i trwała tak bez ruchu przez kilka sekund. Nikt jednak nie dowie się co było by dalej. Bo uwagę Jednoróżki przykuła inna jednoróżka.

- Witajcie. Jestem White Staple. Widzę, iż ładnie się tu urządziliście. – Star bez problemu wychwyciła nieśmiałość w głoście młodej klaczy.

- Starweave, miło mi. – powiedziała, kiwając przy tym głową. Następnie zamyśliła się na chwilę. Star zastanawiała się czy powinna też przedstawić klaczy Iron, ale doszła do wniosku iż popielata ma przecież sprawny pyszczek, i sama to zrobi jeśli zechce.

– Faktycznie ładnie, ale mogło być lepiej i to dużo lepiej. Widzie, że w odróżnieniu od tamtego zamaskowanego osobnika, ty nie wstydzisz się koloru swojego futra.

- Powiedz więc White, co cię do nas sprowadza? Jest jakiś konkretny cel do którego zmierzasz? – Star postanowiła obrać inną strategie i zostawić sprawę pochodzenia z krypty na inny czas. Nie chciała już na starcie męczyć jej ciągiem nieprzerwanych pytań.
- Starweave, miło mi - usłyszała White. Miło jej było, iż przywitali ją normalnie, a nie otwartym ogniem, jak to czasem bywało. Na samą myśl o tym, Staple poczuła się dość niezręcznie, gdyż przez swoją niedługą drogę, nie natrafiła na większe niebezpieczeństwa, niż kilka Ghuli, czy też zmutowanych zwierząt zamieszkujących pustkowia. Raz po raz natrafiła na bandytów, których starała się omijać, gdyż... kto by chciał z nimi walczyć?

– Faktycznie ładnie, ale mogło być lepiej i to dużo lepiej. Widzie, że w odróżnieniu od tamtego zamaskowanego osobnika, ty nie wstydzisz się koloru swojego futra - powiedziała Starweave. Szara klacz uśmiechnęła się szczerze, że ktoś pochwalił ją za to, iż... nie wstydzi się siebie? Trochę to brzmi dziwnie, jednakowoż miło się jej zrobiło.

- Powiedz więc White, co cię do nas sprowadza? Jest jakiś konkretny cel do którego zmierzasz? - Staple już chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej właśnie ten monolog, nowo poznanej, która widocznie była ciekawska celu szarej klaczy. W sumie... to i tak nie było co ukrywać.

- Więc... - po raz kolejny zaczęła niepewnie. Nabrała powietrza, a następnie spokojnie je wypuściła. - Nie mam żadnego celu. Jestem na tych całych pustkowiach, od około tygodnia, więc sama nie wiem co mam począć. Tułam się, i po prostu staram się przeżyć i nie rzucać się w oczy. Po drodze spotkałam mnóstwo tych zgniłych kucyków oraz innych dziwacznych stworów, które nie były przyjacielsko nastawione. Strzelać, to ja prawie że nie umiem, ale zanim opuściłam mój dom, to ojciec nauczył mnie kilku przydatnych rzeczy związanych z podstawami strzelania - powiedziała wszystko spokojnym głosem, powoli dostosowując się do obecnej sytuacji. - Natomiast sprowadza mnie tutaj... - ciągnęła dalej. - ...czysty przypadek. Tułając się po okolicy natrafiłam na Rainfall, która była... w aktualnej niedyspozycji, gdyż... jakiś zombie, postanowił zrobić sobie z niej prywatną zabawkę...
Starweave uważnie słuchała ciemnoszarej. ”Tak jak sądziłam, nie dawno opuściła stajnie i nie wie co ma z sobą zrobić. White Staple wydała jej się jeszcze bardziej interesująca. Star była bardzo ciekawa, dlaczego klacz musiała opuścić swój podziemny dom. Wyglądało na to, że była nim stajnia numer siedem. ”Niecały tydzień na pustkowiach, kochana… gdybyś tylko wiedziała w co się wpakowałaś.”

Kolejne słowa rozmówczyni przypomniały Starweave jej własne pierwsze dni poza stajnią. Już po raz kolejny uświadomiła sobie, jak bardzo była głupiutka. Ta klacz już w ciągu tygodnia natknęła się na realne zagrożenie. Sama Star, przez pierwsze dni tak po prostu wędrowała sobie po pustkowiach, zanim na własne oczy zobaczyła, jak wygląda amunicja. Gdyby nie jej zaklęcie skanowania, prawdopodobnie już dawno wsiąkła by w ziemie razem z deszczem.

Starweave zwróciła uwagę na to, iż klacz była w posiadaniu Pipbucka. White była kolejnym spotkanym kucykiem z podobną technologiczną zabawką. Na dodatek był to kucyk ze stajni, który najwyraźniej dostał go zanim był zmuszony opuścić schron. Starweave obiecała sobie, że nigdy nie będzie o to zazdrosna i że jej własna magia jest dużo lepsza. Mimo to była cholernie zazdrosna. Wszystkie kucyki pochodzące ze stajni miały Pipbucki, a ona nie. Zaczynało ją to już mocno irytować.

Natomiast sprowadza mnie tutaj... - ciągnęła dalej. - ...czysty przypadek. Tułając się po okolicy natrafiłam na Rainfall, która była... w aktualnej niedyspozycji, gdyż... jakiś zombie, postanowił zrobić sobie z niej prywatną zabawkę...

- Co?! Chcesz powiedzieć, że ten smród to dlatego, że jakiś Ghul zrobił sobie z niej… -Jednoróżka po raz kolejny została zszokowana, co spowodowało, że słowa samoistnie wyskoczymy jej z pyszczka. Odsunęła się ona o krok od Rainfall, po czym zatrząsała się z obrzydzenia. ”Chyba zaraz się porzygam. Nie dotknę już tego zadu, nawet zaklęciem telekinezy”.
White była totalnie zaskoczona reakcją Starweave. Nie spodziewała się tego, iż klacz źle zrozumie słowa, które Staple szara jednorożka wypowiadała.
- Em... to nie tak... - powiedziała szybko, lekko panikując. - Ona... chyba nie... została wy-wykorzystana. Znalazłam ją, gdy ten, to coś rozbierał ją. On jej r-raczej nie zgwałcił - ciągnęła. Nadal mówiła szybko, będąc dalej w panice. - G-Gdy strzeliłam w niego, to pocisk z mojej broni, zamienił jego głowę w mus jabłkowy, który następnie obryzgał... t-tyły Rainfall - White po tym monologu zaczęła głębiej oddychać, w celu uspokojenia się. Nie chciałaby, aby z jej winy, ktoś, od kogoś miałby się odwrócić. Czułaby się winna, gdyż ma ona współczucie. - J-ja... po prostu nie mogłab-bym patrzeć, jak ktoś jest tak podle traktowany - jej głos zaczynał się lekko załamywać, a ona sama skuliła się na ziemi, i wydawała z siebie ciche piski.

- Znowu coś źle zrobiłam - skarciła siebie w myślach, gdy leżała na ziemi i kuliła się. - To jest dla mnie za trudne - powtarzała sobie cały czas w myślach. - To jest dla mnie za trudne,to jest dla mnie za trudne - wmawiała sobie w myślach cały czas.
Jak zwykle Iron była ostoją spokoju, pacyfistyczną obserwatorką przemijania... oczywiście do czasu. Obserwowała cud przemijania i życia codziennego. Siedziała tak i przysłuchiwała się obu klaczom gdy zebrała wystarczająco informacji postanowiła się ulotnić.

Niespodziewanie nabrała powietrza i pufnęła jakby ktoś wrzucił jej Starweave na grzbiet wraz z jej jukami. a potem poszła sobie od ogniska kierując się w stronę wozu. Tak po prostu.
Gdy była sama i z dala od wszystkich wścibskich kucyków przysiadła koło koła wozu po wewnętrznej stronie "fortu" i odwróciła się tak żeby widzieć wnętrze obozu po czym zabrała się za rozgrzebywanie złomu który nadal miała w jukach, sprawne rozłożyła swój warsztat polowy i zabrała się za rozbieranie gratów na części.
miała dość ciekawy system. Wszystko co było sprawne lub używane zostało zawsze wrzucone do bezdennych juków, jeżeli coś jej się nie podobało albo było śmieciem zostawało zawsze zakopywane w ziemi a miejsce "grobu" zawsze starannie zadeptane.

Siadła i z spojrzeniem rzucanym zza zółtych okularów obrzucała cały obóz. Wzrok jej zdawał się jakby mówić
"Jak ja was wszystkich kurwa nienawidzę". Oczywiście spojrzenie mordercy towarzyszyło jej jak blizna, kurtka czy pistolet, na zawsze przykleiło się do jej oblicza tak samo jak ponury zwyczaj strzelania tak by zabić. Nie ważne kogo ani za co.
Tylko po to by zabić, cholerną satysfakcję sprawiało jej mordowanie i zadawanie bólu. Takiego samego bólu jaki ona odczuwała.

Ale jak to kiedyś ktoś śpiewał:
Then you better start swimmin'
Or you'll sink like a stone
For the times they are a-changin'.

Złote słowa. Klacz miała przeczucie, smutne przeczucie że te słowa płyną do niej z otchłani świata i są niczym rozkaz. Może faktycznie powinna nauczyć się pływać? Może faktycznie jej żywot zapadał się pod wodę jak kamień?
Możliwe.

Ale zadała sobie zasadnicze pytanie: czy to ja jestem taka czy to świat mnie taką uczynił?Czy życie i kolej wypadków miał na to jakiś wpływ?
Długo rozmyślała nad tymi nurtującymi ją pytaniami nie robiąc nic wbrew pierwotnemu zamiarowi. Ale znalazła odpowiedź na świdrujące mózg pytania. Uznała że ona taka jest z własnej winy i że jest na przegranej pozycji, ale parę wersów później padają słowa:
For the loser now
Will be later to win
For the times they are a-changin'.
Jedne z słów tego poetyckiego utworu które stały się jej hymnem niesionym niczym wielki sztandar przez ruiny, pustynie i osady.

Tak naprawdę Iron miała smutną świadomość zakorzenioną gdzieś w sobie że to co ją otacza i to kim jest jest tylko żartem. Obłudnym paranoicznym żartem wypowiedzianym przez ućpanego ulicznego debila tańczącego naokoło i krzyczącego coś na temat surrealistycznych wizji o odbudowie świata i porządku.
Czy tym był jej umysł?, debilem biegającym na kwasie i chcącym ćwiartować każdego? Być może... a z tego stanowiska jak zwykle jest jeden krok. Jeden krok do stania się bestią o ile nie było się nią wcześniej.

Czy czasy faktycznie się zmieniały czy to ona odchodziła w czasy reliktów przeszłości? Nie jest to pewne. Wiadomo że na pewno jej psychika nigdy nie funkcjonowała dobrze. Nie odczuwała żadnych uczuć jak zwykły kucyk, była raczej wypranym z uczuć mordercą-bohaterem własnego zakresu. Kolejną sumą wypadków, triumfów, złości, dobra i uczuć, niestety ta mieszanina układa się w tym przypadku w mieszaninę ujemną.

Kolejny kryminalny śmieć który sprzedał życie za bycie niewolnikiem losu i wyrzutem zbyt pokręconym by żyć i zbyt rzadkim by zginąć. Kolejnym paranoikiem chcącym dotrwać do świtu niczym ćpun od dawki do dawki.

Klacz liczyła że minęło kilka godzin jej rozmyślań. Tak jej się wydawało.
Nadal pogrążając się w rozmyślaniach wbiła wzrok w przestrzeń, siedziała tak a z czasem jej mina samoistnie uległa przemianie z oblicza mordercy w zmartwioną klacz. Popielata przyłapała się na tym ale twierdziła że nikt tego nie widzi, gorzko się uśmiechnęła i znów zawiesiła wzrok w pustce.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Ogier spojrzał na zebrę, już nieco spokojniej gdy zorientował się, że ktoś faktycznie mu pomoże.
- Cale - powiedział cicho, po chwili jednak zamrugał dwa razy i poprawił się - na imię ma Cale - ogier ruszył, kierując się sugestią Xandera by go zaprowadził. Dotarł do miejsca tuż koło "ściany" prowizorycznego fortu, gdzie to leżał wraz z Calem. Na ziemi widać było ślady po pobycie dwóch kucyków, jednakowoż młodszego ogiera nigdzie nie było widać.

W jego stanie nie było wiele możliwych dróg ucieczki. Prawdopodobnie schował się gdzieś w pobliżu.
- Coś wybuchło, a on po prostu... zniknął. Od czasu walki nie odezwał się słowem... - powiedział pomarańczowy ogier, pierwsze zdanie kierując do Xandera, próbując wytłumaczyć sytuację, drugie zaś jakby do siebie, patrząc w przestrzeń, powoli. Wyglądało jakby dopiero teraz coś mu przyszło do głowy.

Rozejrzał się gwałtownie, ale nie zobaczył nigdzie poszukiwanego ogiera. Spojrzał ponownie na przebraną zebrę wzrokiem, który wyrażał bezradność. Po zachowaniach kucyka widać było, że sam jest w szoku i nie do końca jest zdolny do normalnego myślenia. Możliwych dróg ucieczki nie było wiele i sam mógłby je z łatwością przeszukać. Mimo tego zwrócił się o pomoc.



Sharp słuchał uważnie całego wykładu Blue, chłonąc informacje.
- Huh - skomentował, niezwykle wręcz inteligentnie, na koniec.
Spojrzał na matrycę, zamyślony. Wszystko było idealnie dopasowane i połączone. Podobnie jak w żyjącym organizmie, każdy element miał ściśle określoną funkcję i w jej wykonywaniu łączył się z innymi.

To, co usłyszał od przyjaciółki, nie było skomplikowane, wręcz przeciwnie, aczkolwiek wiedział doskonale, że w zasadzie nie dowiedział się nic oprócz tego, który kryształ za co odpowiada. Co go nieco zaskoczyło - spodziewał się, że Blue zechce go przytłoczyć informacjami, tylko po to by, po kilkunastu minutach wykładu, wciąż nie wiedział o co w zasadzie chodzi.

- Zadziwia czasem, co potrafiliśmy wykonać przed wojną - skomentował, już nieco bardziej składnie niż wcześniej. Widział bardziej skomplikowane rzeczy od zwykłego terminala, ale, mimo wszystko, całość robiła wrażenie. Zwłaszcza, że prawdopodobnie niebieski jednorożec miał zamiar zacząć robić z tymi wszystkimi kryształami, zaklęciami i połączeniami cuda, jakich Sharp sobie nawet wyobrazić nie mógł.

Medyk przypomniał sobie nagle o czymś, co miał Blue powiedzieć tuż po wejściu. Uciekło mu to z głowy, gdy pomagał jej sprzątać.
- Blue... chyba mamy kogoś świeżo ze Stajni u nas. Co my z tym fantem zrobimy? - zapytał się. Praktycznie każdy na Pustkowiach wiedział, że z kucykami które świeżo co wylazły z ogromnych, podziemnych schronów, są same problemy. Mieszkaniec Stajni na Pustkowiach jest jak dziecko w sklepie z nożami. To po prostu nie może się skończyć dobrze.

Nawet jeżeli mało kto doświadczył tego na własnej skórze, raz na jakiś czas tacy głupcy, nie mający pojęcia o sztuce przetrwania, pojawiali się na Pustkowiach. Czy to pojedynczo, czy to falami. Stajni funkcjonujących wraz z mieszkańcami nie było wiele, ale wciąż się znajdywały to tu, to tam. Nikt w zasadzie ich nie szukał z powodu... tego co działo się w martwych Stajniach. Po jakimś czasie z każdej mieszkańcy sami wyłazili, powodując masę kłopotów zarówno dla siebie, jak i dla każdego z otoczenia wystarczająco cywilizowanego, by ich nie zastrzelić i okraść w pierwszej minucie znajomości.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 145 gości