Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Blue siedziała przy ognisku popijając herbatę i obserwując reakcje White na przywitanie Sharpa. Widać było po niej że biega myślami w obłokach i nie bardzo uważa co się w wokół niej dzieje. Przynajmniej, sądząc po jej minie nie były to jakieś nie przyjemne myśli co było dużym plusem.

Może nawet coś z niej jeszcze będzie pomyślała, po czym spojrzała się na przyjaciela który siedział obok. Nie było po nim nic widać ale Blue wiedziała że w tym momencie Sharp kombinował co zrobić z karawaną i jak najszybciej dotrzeć do najbliższego miasta albo do oryginalnego celu tej podróży.

Zamykając oczy wyświetliła ona okno statusu swojego pipbucka. Po krótkich oględzinach okna statusu doszła do wniosku że przez najbliższy czas nie grozi jej śmierć z odwodnienia, co nie było niczym dziwnym przy ilości herbaty które dziennie wypijała.

Jedynym wskaźnikiem co ją niepokoił, był wskaźnik akumulatora od ulepszeń. Jaki wielkim cudem techniki jej oczy by nie były, trzeba je niestety co jakiś czas ładować bo inaczej działać będzie tylko najbardziej podstawowa opcja. Według wskazań pipbucka zostało jej baterii na 3 najbliższe dni i po tym czasie będzie można się pożegnać z większością udogodnień. Nie podobało się jej to strasznie, ostatni swój pakiet iskrowy które są wykorzystywane do ładowania wykorzystała już jakiś czas temu. W każdym razie może spróbować podłączy źródło zasilania od pistoletów które dostała od Sharpa.

Przechodząc do okna ekwipunku Blue sprawdziła stan amunicji do swojej broni który nie wyglądał aż tak źle, ale zawsze mogło by być tych naboi trochę więcej. Za ta prowiantu i medykamentów miała przy sobie tyle że starczyło by ich dla małej osady na kilka tygodni. Ten widok od razu sprawił że jej dzień stał się jak by przyjemniejszy.

Następny ekranem była mapa. I w tym momencie Blue przypomniała sobie dlaczego wyruszyła akurat wraz z tą karawaną. Jeszcze nigdy nie odwiedziła tych stron pustkowi co się wiązało z tym że na mapie nie było widać nic prócz jej aktualnej pozycji.

Ostatnim ekranem jaki odwiedziła były ekran odbiornika radiowego. Jak zwykle najsilniejszy sygnał miał sygnał Redeyea. Po 4 latach słuchania tego prawie non stop była to ostatnia rzecz jaką chciała Blue teraz słyszeć. Za to w audycji DJ Pon-3 leciał teraz dość przyjemny utwór w wykonaniu nie jakiej Ocatvi Zostawiając radio włączone i przyciszając je prawie do minimum, zamknęła ona wszystkie otwarte okna i po czym otworzyła oczy i znowu obróciła głowę w kierunku Sharpa.

Już miała się pytać przyjaciela jaki ma plan lecz powstrzymał ją widok Starwave która się o coś go pytała. Nie odwracając wzroku od nich zaczęła się ona przysłuchiwać się ich rozmowie.
[Obrazek: signature.php]
Ognisko tak jak przedtem dostarczało przyjemnego ciepła, którego jednak klacz już na te chwilę nie potrzebowała. Bijący od ognia żar z czasem stał się trochę nieznośny, promieniując na okolice pyszczka. Na szczęście nie miało to większego znaczenia.

Starweave, ku jej zaskoczeniu, nie musiała długo czekać na zainteresowanie jej sprawą. Mimo tego nie takiego zainteresowania pragnęła. Medyk wyraził się wprost, domagając się aby klacz z góry powiedziała po co go niepokoi. Starweave nie mogła sobie na to pozwolić. Wiedziała, że to drastycznie obniżyło by szanse na użycie jednorożca wedle swoich zamysłów. A w najgorszym wypadku, dostała by opierdziel przy wszystkich, wraz z odprawą.

- A można wiedzieć, o co chodzi? – Mimo, że klacz absolutnie się tego nie spodziewała, słowa same cisnęły jej się na język. – A można, chciałam poprosić cię na osobności do jednego z wozów. – powiedział Star, wykonując identyczny gest, przekręcając lekko głowę w przeciwnym kierunku. Klacz uśmiechnęła się, jednocześnie strzelając dwa razy prawym uchem. Klacz z rogiem dobrze zdawała sobie sprawę jak zabrzmiały jej słowa, jednak chowała głęboką nadzieję, że nie uderza one zbytnio medykowi do głowy. W razie czego dysponowała odpowiednim serum na nieprawidłową reakcję
Klacz poczuła na sobie spojrzenie Medyka, po chwili w jej głowie narodziła się barwna wizja: W tym wyimaginowanym świecie wstała i szybko zabrała broń po czym wystrzeliła w niego tak że się nawet nie zorientował. Chwile potem jego głowa była nieco zdeformowana a sama Iron była w tym czasie niewiarygodnie szybka.
Ale od początku. Najpierw niczym w zwolnionym tempie wstała i zgrabnym ale zwolnionym przez imaginację klaczy ruchem zgarnęła odbezpieczony karabin, wycelowała i uśmiechnęła się pewna strzału, po naciśnięciu spustu karabin wystrzelił a z zamka wyskoczyła łuska, po niej następna i następna.
Wszystkie spadły na ziemię i odbiły się a tymczasem trzy śmiertelnie niebezpieczne naboje kalibru 5,56 x 45 mm pomknęły w stronę medyka wbijając się w jego głowę, oko i szyję co zmieniło go i jego spojrzenie na kolor jej włosów. Jeszcze przez chwilę podziwiała jak ogier pada.

Otrząsnęła się z takowej przyjemnej wizji rozwiewając ją po zakamarkach umysłu i zajęła się twórczym opieprzaniem.

Nudzing został urozmaicony dziwną paradą zakładania siodła bojowego.
Iron po raz pierwszy od zabicia ostatniego przeciwnika szczerze się śmiała. Był to raczej chory i cichy rechot psychola niż zwykły śmiech ale był. Śmiech śmierci i zepsucia, wojny i męki. Śmiech Iron Scale aka Iron Maiden, dawnej władczyni świata i morderczyni... to ostatnie się nie zmieniło.

Dziwne manewry chwilę trwały dostarczając rozrywki znającemu się na rzeczy obserwatorowi. Gdy i jednak takowe skończyły się a dzień był w fazie wczesnego popołudnia pozostała tylko wszędobylska nuda... "meh pierdolenie..." pomyślała klacz i rozejrzała się po swoim "gniazdku".
- Wszystko chyba jest... - mruknęła do siebie i wstała, rozglądnęła się i zabrała to co do niej należy. Chwilę dreptała w miejscu co musiało komicznie wyglądać ale nie przejęła się tym, osiągnęła to co chciała, była rozgrzana i przypomniała sobie różne pierdoły użyteczne w dalszej fazie tego co chce zrobić.

Zabrała karabin, sprawdziła broń i całą resztę, następnie skierowała się do wyjścia z obozu nucąc.
Teoretycznie nie była pewna co ma zamiar zrobić. Zastanowiła się i zwolniła.

"Co ja chcę zrobić? hmm... idę na zwiad..." Na chwilkę na jej oblicze stało się frasobliwe ale po chwili wróciło do miny zawodowego żołnierza. Sprawdziła dokładnie skąd nadjechała i gdzie prawdopodobnie zmierzała karawana i udała się na nie istniejące teraz czoło karawany. Gdyby to było normalne krzyknęła by: Przygoda! i ruszyła przed siebie ale to wymagało powagi, teraz każdy czynnik mógł uczynić ją zimną ale i na to się przygotowała. Będąc pewna że za nią nie ma nic co by żałowała ruszyła naprzód nadal nucąc swoją filozoficzną melodię.

Przekażcie wieść dalej, szczur opuścił na jakiś czas obóz. Wróci tu jeszcze przed nocą chyba że coś ją zatrzyma na dłużej, albo na zawsze. Klacz idąc obiecała sobie że tu wróci ale będzie jeszcze bardziej zła niż przedtem. Zwłaszcza gdy jej zwiad nie ukaże nic ciekawego.
[Obrazek: cgnimLq.png]
– A można, chciałam poprosić cię na osobności do jednego z wozów.
Sharp był cokolwiek zaskoczony odpowiedzią jednorożca. Gdyby wtedy przez jego umysł nie przeszło kilka niezwykle ciekawych myśli, byłby ideałem, nie kucykiem. Mimo tego zdołał się szybko otrząsnąć i wrócić do rozmowy.

- Hm - mruknął, w zamyśleniu, ale i potwierdzeniu, że usłyszał.
Spojrzał na Starweave, prostując głowę do normalnej pozycji i nadal spoglądając pytająco. Klacz przekrzywiła głowę, jak on wcześniej, po czym zastrzygła uchem. Medyk zamknął oczy i pokręcił głową w rezygnacji, lekko się uśmiechając. Wyglądało na to, że nie wyciągnie od niej nic więcej, a przynajmniej nie publicznie. Otworzył oczy i zwrócił wzrok na swój kubek, a raczej na jego zawartość. Herbaty, bo o niej mowa, nie zostało wiele. Wręcz przeciwnie.

Sharp jeszcze raz rzucił okiem na Starweave, po czym dopił herbatę jednym szybkim łykiem. Nie miał nic lepszego do roboty... aczkolwiek wolałby coś na spokojnie zjeść. Najlepiej coś ciepłego. Ech, przeżyję, stwierdził kucyk i, pomimo protestów pustego żołądka, zwrócił się z powrotem do klaczy chcącej go zaciągnąć na jeden z wozów.

- Dobrze, możemy iść nawet i teraz - powiedział, po czym przerwał na chwilę, analizując pewną sprawę. W końcu pusty żołądek wygrał i Sharp dodał - jeżeli nie masz nic przeciwko temu, że coś po drodze zjem. - uśmiechnął się, wyciągając z torby jakąś konserwę z niesamowicie trwałymi, bo 200-letnimi, mielonymi warzywami. Nie była to ulubiona potrawa medyka, nawet podgrzana, ale każdy na pustkowiach uczył się szybko, że w tej kwestii nie ma co narzekać, póki się w ogóle ma jedzenie.

Za konserwą, którą szybkim ruchem otwarł, powędrowała łyżka, z której jednorożec natychmiast zrobił użytek. Skinął głową w kierunku Blue w podziękowaniu za herbatę i swoistych przeprosinach, że tak szybko opuszcza klacze, po czym wstał i spojrzał na Starweave.
- Tak więc? - spytał się krótko, lewitując wciąż swój pierwszy posiłek tego dnia.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Star przez krótką chwilę uśmiechnęła się jeszcze szerzej w odpowiedzi na reakcję medyka. Chciała nawet zachichotać, ale to już mogło wydać się zbyt podejrzane. Wyglądało na to, że ogier miał odpowiedni dystans do tego typu zachowania. I dobrze, bo będzie mu bardzo potrzebny jeśli mają wspólnie kontynuować podróż i przyjdzie mu przebywać więcej czasu z jednoróżka.

Klacz wyprostowała głowę, przywracając przy tym swojemu pyszczkowi naturalny wyraz. Następnie zainteresowanie jej jak i ogiera, zwróciło niewielkie metalowe naczynie. Star zbyt rzadko miała okazje próbować czegoś takiego i dla tego nie była w stanie wypracować swojego zdania na temat napoju. Herbata faktycznie była czymś bardzo unikalnym na pustkowiach i z pewnością bardzo drogim, lecz czy faktycznie była taka wyśmienita?

Starweave „pomogła mu” swoim wzrokiem dopić zawartość kubeczka, po czym wreszcie usłyszała kluczowe dla niej słowa. - Dobrze, możemy iść nawet i teraz – powiedział Sharp, stawiając po chwili jeden, jak najbardziej godny zaakceptowania, warunek. Star kiwnęła głowom, udzielając mu swojej jakże należnej mu zgody. Właściwie to nic by się nie stało gdyby ogier po prostu w spokoju zjadł swoja konserwę. I na to też klacz chałą mu pozwolić, jednak zadał on kolejne pytanie, potwierdzające iż jak najszybciej chciał przejść do sedna sprawy.

- Proszę za mną – powiedziała wstając od ogniska i kierując się w stronę wozu medycznego, jednocześnie upewniając się, że medyk ruszył tuż za nią. Tuż przy samym wozie jednoróżka zatrzymała się, wykonując szybki obrót w stronę ogiera. Zrobiła to tak gwałtownie, że aż odruchowo wystawiła kopytko przed siebie, aby nie zostać staranowaną. Star już chciał do niego przemówić, jednak jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, wszystkie przygotowane przez nią dialogi nagle wyparowały jej z głowy. Było to także spowodowane tym, że jednoróżka nie była pewna swoich argumentów, a to miało bardzo negatywny wpływ na negocjację. Tak więc Starweave stojąc twarzą w twarz ze Sharpem, otworzyła swój pyszczek i… na tym się skończyło.

Zacięła się i przez mniej niż parę sekund stała tak, tępo wpatrując się w oczy medyka. Żadne słowa nie mogły jej przejść przez gardło. Ta nieudana próba perswazji sprawiła, że grunt zawalił jej się pod nogami. Straciła ona pewność siebie, nie wiedząc co począć dalej. ”O kopyto mać.. przemokło jej przez myśl. Miała ochotę sobie wykopać mały dołek, a potem się w nim schować. Zamiast tego zrobiła ona kilka kroków wstecz, kładąc swoje uczy w litościwym uśmiechu.
Blue powoli dopijała swoją herbatę patrząc jak Starwave porywa mu Sharpiego z pod nosa. Akurat gdy miała ochotę na jakąś przyjemną rozmowę z przyjacielem. Obracając głowę popatrzyła się na White która cały czas była z myślami gdzie indziej. Dopijając resztki napoju z kubka schowała go wraz z czajnikiem do torby po czym wygrzebała z niej puszkę przedwojennej konserwy. Może nie smakowały one najlepiej ale lepsze to niż nic. Wstając na nogi rozejrzała się ona po obozie zastanawiając się co ze sobą zrobić.

-White, idę się przejść, nogi rozprostować. - powiedziała Blue do klaczy siedzącej przy ognisku, po czym podała jej puszkę konserwy - Masz, pewnie dawno nic nie jadłaś, może nie smakuje to najlepiej ale na pewno ci pomoże. A do smaku i tak się po jakimś czasie przyzwyczaisz.

Chadzając po obozie Blue rozglądała się za czymś do roboty. Zaglądając po wozach nie znalazła w nich ciekawego prócz śpiącego w jednym Carrot Slice'a. Wyglądał tak słodko śpiąc że postanowiła go nie budzić, zastanawiała się tylko co będzie robić w nocy jak cały dzień prześpi. Przynajmniej będzie mógł na warcie postać. Już miała podejść do wozu w którym zebrali się inni gdy jej uwagę przykuła zakapturzona postać chodząca na około obozu.

Wychodząc tej postaci na spotkanie Blue wyrównała z nią prędkość i zaczęła iść obok niej wokół obozu.

-Witam. Jestem Blue Gear i zdaje mi się chyba że jeszcze nie mieliśmy przyjemności się spotkać?- powiedziała do nieznajomego cały czas idąc obok niego.
[Obrazek: signature.php]
Dla młodzika czas płyną leniwie, gdy ten patrolował okolice obozu. Cisza jak makiem zasiał. W zasięgu wzroku ani żywej duszy, jedynie kamienie. Minęło już południe, podobnie jak mijały jeden za drugim utwory w odtwarzaczu. Dobrze że go mam. Gdyby nie to cudeńko, pewnie bym zwariował, siedząc samemu w tych wszystkich ruinach. Ogier przechodził i stawał przy wejściach, które obrał sobie niejako za posterunki do obserwacji. Głównie widział tylko skały i piach. Niekiedy zabrzęczała przelatująca mucha, a w powietrzu lekki pył dawał pokaz prawdziwego baletu. Może i jest to odludne zadupie, ale tak jak wszystko, potrafi mieć swoje uroki.

Xander stał akurat przy jednym z wejść, gdy jego uwagę przykuł kontur postaci wchodzący w jego pole widzenia. Momentalnie skierował całą swoją uwagę na ową postać. Była to klacz o czereśniowej grzywie i szarym umaszczeniu. Młodzik od razu ją poznał. To jedna z tych klacz które siedziały przy ognisku. Tak, to ona gadała gdy ta... Star, chyba. Miała załamanie po wybuchu. Tylko gdzie ona teraz idzie. Po dokładniejszych oględzinach owej klacz, po plecach przebiegł go zimny dreszcz. Brrrrr. Ona jest chyba z rodzaju tych z którymi to lepiej nie mieć do czynienia. Będę musiał mieć na nią oko, albo dwa.

Zebrę przez chwilę korciło by pójść za popielatą postacią. Pobawić się w zebrę assassyna, albo szpiega, o których czytał w swoich książkach. Lecz szybko przegonił te myśli i wrócił nawet z większą powagą do swojego poprzedniego zajęcia. Pewnie wysłali ją na zwiad albo coś... Fakt faktem że nie powinna iść sama ale to nie ja tu decyduję. Ogier odprowadził klacz wzrokiem jeszcze kilka kroków, po czym sam ruszył w stronę następnego posterunku.

Po kilku chwilach Xander usłyszał za sobą kroki. Automatycznie wyłączył swój odtwarzacz i odwrócił głowę w stronę postaci, która teraz szła obok niego. Była to niebieska klacz z fioletową grzywą. Aaa. Panna sweterek i przypalony ogon. To ona razem z Sharpem jako pierwsi wyszli mi na przeciw. -Witam. Jestem Blue Gear i my chyba jeszcze nie mieliśmy przyjemności się spotkać? - Czyli mnie nie kojarzy. Raczej nie mogło się stać nic innego. Trudno trzeba będzie się przypomnieć. Ale, ale, chyba powinienem się przedstawić tym samym imieniem które ustaliliśmy z Sharpem

- Jestem Rusty. I tak w ogóle to jestem nadal tym samym gościem z którym handlowałaś jakiś czas temu. Jeśli ci to nie przeszkadza, to będę się koło was kręcił przez chwilę. Na tym wygwizdowie i tak niema nic lepszego do roboty, a nie widzi mi się dalsza podróż w pojedynkę. - Ta znowu samemu sobie co? Nie, chyba spasuje.
Jednorożec ruszył za klaczą w kierunku jednego z wozów, po drodze racząc się jakże normalnym posiłkiem na pustkowiach, czyli jedną z jakimś cudem cały czas nadających się do spożycia, 200-letnich konserw. Kucyk zauważył, że kierują się do wozu, na który nikt nie powinien zaglądać jeszcze przez jakiś czas: wozu, na którym prowadził operację. Na którym leżał ranny bandyta, potencjalne niebezpieczeństwo dla wszystkich wokół.

Powinienem go ubić i powiedzieć, że operacja się nie udała. Albo chociaż zażądać jakiejś ładnej sumki za przeprowadzenie operacji, pomyślał medyk kwaśno, po raz kolejny przeklinając w duchu to, że nie potrafił nigdy do końca być zimnym i wyrachowanym, tylko kalkulując zyski i straty, bez zaangażowania emocjonalnego. Takie zachowanie na Pustkowiach ściągało kłopoty. I na samego kucyka, który tak się zachowywał, i na wszystkich którzy z nim przebywali.

Sharp wiedział już niemalże na pewno, czego Starweave może od niego chcieć. Do niczego innego medyk jej niepotrzebny. Albo i... Jednorożec przypomniał sobie wiele przypadków, kiedy kucyki prosiły go o konsultację, oczywiście odpłatną, czym były zawsze oburzone, na temat bzdur. Możliwe było, że klacz chce pogadać o czymś właśnie takim, ale ogier w to wątpił.

W końcu dotarli do rzekomego wozu "medycznego". Wtedy klacz odwróciła się pyszczkiem do niego, a ogonem do wozu, przez co medyk prawie na nią padł, zaskoczony nagłym przerwaniem marszu. Na całe szczęście do kolizji nie doszło. Jednorożec oczekiwał, że Starweave coś w tej chwili powie, przed czymś go może ostrzeże. Nagłe zatrzymanie się zdezorientowało go. Odruchowo rozejrzał się za powodem takiego zachowania innym, niż on sam.

Takiego powodu nigdzie nie było widać, a klacz wciąż stała tuż koło niego. Czekał spokojnie, aż coś powie. Nie nastąpiło to. Starweave tylko otwierała pyszczek raz za razem, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Jego niedoszła rozmówczyni cofnęła się o kilka kroków, kładąc uszy po sobie. Medyk spojrzał za siebie, szukając śladów wściekłej mantykory na środku obozu czy czegokolwiek innego, co by mogło spowodować podobną reakcję. Z oczywistych powodów niczego takiego nie znalazł.
Odwrócił głowę i spojrzał ponownie prosto w oczy Starweave. Zamknął własne po chwili i westchnął ciężko, kręcąc lekko nosem.

Gdy znowu je otworzył, niemalże od razu zapytał, spokojnym tonem ze śladem rezygnacji w głosie.
- Chcesz żebym go obudził, prawda?
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Star odwróciła głowę w stronę wejścia do wozu. Zdawał sobie sprawę, że Rainfall cały ten czas mogła spokojnie przeczekać i najprawdopodobniej wciąż znajduje się na wozie. Miało to swoje dobre jak i złe strony. Rain mogła ją poprzeć, ale była też kimś w rodzaju publiki. Tak czy siak, Starweave zdawała sobie sprawę, że najwięcej zależało od niej samej, a nie mogła dać plamy przed Rain. W ogóle nie mogła dać plamy w żadnym tego słowa znaczeniu. Klacz z rogiem odwróciła głowę i spoglądając w oczy medyka, niemal natychmiast zaczęła mówić.

- Tak – powiedziała, lekko się denerwując. – A jak dobrze wiesz ten tam kucyk… - odwróciła głowę z powrotem w stronę wozu. – …jest jednym z naszych byłych agresorów. Dlatego też nie wykluczone, że tylko z wyglądu przypomina on przedstawiciela naszego gatunku. Temu kucykowi z całą pewnością odebrano wszystko co kochał. Trafił on pośród potwory, a żeby się przystosować i przetrwać musiał stać się jednym z nich, co w końcu dobrało mu jego własną wolę. Jednym słowem odebrano mu wszystko, nawet samego siebie. – Klacz zrobiła krótką przerwę, po czym ponownie skierowała swój wzrok na oczy medyka.

- Jednak istnieje też ewentualność, że jego serce nie zostało całkowicie skalane. Być może uda nam się zwrócić mu jego własne życie. Życie jako normalny kucyk, nie bezmyślne zwierzę. – Star tymczasowo zawiesiła swoje spojrzenie na gruncie, kontynuując po chwili. – Dlatego uważam, że ważnym jest aby nie był on sam kiedy otworzy swoje oczy. Chciała bym, aby inny dobry kucyk był przy nim kiedy to się stanie, aby oferować mu swoje ciepło i wsparcie psychiczne. Po tym przez co przeszedł taka pomoc była by dla niego bezcenna. Po tym co mu odebrano, po tym do czego go zmuszono, nie możemy dopuścić by był on pozostawiony samemu sobie.

- Dlatego moje pytanie brzmi, czy mógłbyś go teraz wybudzić i pozwolić mi się nim zaopiekować? W ten sposób mogli byśmy wykonać pierwszy ruch i tym samym zapobiec przykrym sytuacją. – Powiedziała Star, zaciekle pytająco wpatrując się w oczy jednorożca.
- Jestem Rusty. I tak w ogóle to jestem nadal tym samym gościem z którym handlowałaś jakiś czas temu.

Słowa wypowiedziane przez zamaskowanego osobnika sprawił że Blue zatrzymała się w miejscu. Kompletnie nie przypominała sobie że z nim rozmawiała. Pamiętała że kupiła od kogoś terminal ale nie zapamiętała od kogo. Pamiętała za to inne, mniej przyjemne rzeczy które wtedy się wydarzyły. Odwracając głowę do tyłu chwile popatrzyła się na swój zniszczony ogon. Nic dziwnego że nie pamiętała tej rozmowy jak zaraz po niej spędziła sporo czasu w wozie starając się zapomnieć wszystko co się wtedy wyważyło przy tym ognisku. Odwracając z powrotem głowę do przodu ruszyła znowu do przodu i wyrównała swoją pozycje z Rustym.

- Masz racje Rusty, rozmawialiśmy wtedy, ale jak pewnie zauważyłeś nie była to najlepsza chwila dla mnie i sporo mi z głowy przez to wszystko wyleciało. A co do handlowania z tobą, nadal uważam że trochę przepłaciłam za ten terminal. - powiedziała przyglądając mu się jak szli razem wokół obozu zastanawiając się nad jego ubiorem. Kuce ukrywają się pod ubraniami z wielu powodów, blizny, deformacje spowodowane jakimś wypadkiem lub po prostu chujowy kolor sierści. Nawet Blue nosiła swój sweter właśnie żeby ukryć jedną z takich rzeczy.

- A co do twojego kręcenia się koło nas, to wygląda na to że Sharpi nie ma z tobą problemu, a jak on ci ufa to ja też. Ale mam do ciebie dwa pytania na które nie musisz odpowiadać jak nie chcesz. Co sprawiło że postanowiłeś się kręcić przy nas i o co biega z tymi ciuchami?
[Obrazek: signature.php]




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 114 gości