Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
W czasie, gdy Star słuchała wywodu Rainfall, a potem sama próbowała ją przekonać, że wszystko jest w porządku (zresztą kiedy jednoróżka spytała, czy Rain próbowała zawołać czy wszystko w porządku, klacz z artylerią omal nie walnęła facehoofa. Jak mogła zapomnieć o czymś tak tak logicznym i wręcz odruchowym?!), wokół nich przybyło trochę osób. Zainteresowanie sprawą nawet ucieszyło klacz; nie wiedziała, czego się spodziewać po tych kucach, ale w duchu wyobrażała sobie najgorsze scenariusze. Medyk, poproszony niemo o zdanie stwierdził w końcu, że pójdzie po mechaniczkę razem z ciemnoniebieską, która miała go doprowadzić do celu.

Uff... poszło lepiej niż myślałam, pomyślała Rain, uspokoiwszy się już praktycznie całkowicie. Zresztą... Star ma rację. Iron pewnie już dawno zostawiła zwłoki martwiejca za sobą i poszła dalej zwiedzać bunkry. Ale z drugiej strony, jeśli był jeden ghul, to co stało na przeszkodzie, by było ich tam kilka? Albo jeszcze więcej? Rain nie słyszała, czy nastąpiły kolejne ryki, aczkolwiek nic nie wykluczało takiej możliwości. Iron tak czy siak otrzymywała wsparcie, a to, jak z niego skorzysta i efekt akcji zobaczy się potem.

Klaczy nie umknęło na uwadze, że Star mogła iść z nimi. Popatrzywszy na nią w wyczekiwaniu stwierdziła, - co dwie głowy to nie jedna, Star, ale zrobisz jak wolisz. Sharp? - skierowała głos w stronę brązowego ogiera. - właz jest niedaleko, choć sprintem można się zmachać. Poprowadzę, bo w ciemności ciężko to gówno znaleźć. Cholera, sama nie wiem czy odnajdę tę dziurę... - powiedziała niepewnie, ale chwilę potem stanowczo dokończyła, - ale raczej nie powinno być z tym problemu. - Oby.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Blue siedziała powoli otwierając obudowę pistoletu i czekając na odpowiedź na swoje pytanie. Xanderowi nie śpieszyło się z nią, zamiast tego usiadł obok niej i przyglądał się temu co robi. Po chwili, jednak chyba sobie przypomniał o zadanym mu pytaniu i zaczął streszczać wszystko czego się dowiedział prze wozie.

- Tak to jest jak zostawisz bandę imbecyli samą, myślą oni tylko o sobie, i nie zważają na dobro innych. To było pewne że któreś z nich właduje się w tarapaty, tylko nie myślałam że to zdarzy się tak szybko. - powiedziała Blue nie przerywając pracy nad bronią. Udało się jej w końcu otworzyć obudowę pistoletu i przystępowała powoli, do wymontowania źródła zasilania, gdy usłyszała kolejne pytanie. Odrywając się na chwilę od roboty, spojrzała się na zamaskowanego osobnika obok niej zastanawiając się co zrobić.

- No, mogę ci wytłumaczyć jak to obsługiwać, co skomplikowane nie jest, mogę ci też powiedzieć na jakiej zasadzie jest to zbudowane i jak działa. Ale strzelać się ode mnie nie nauczysz, sama z tego nie mogę trafić stodoły znajdującej się 10 metrów przede mną.

Odwracając wzrok z powrotem do rozłożonej broni przed sobą, zaczęła się zastanawiać o czym ona może mu opowiedzieć. Raczej nie mogła opisać całej zasady działania tej broni, bo by go zgubiła gdzieś na samym początku.

- Po pierwsze, NIGDY nie rób z bronią tego rodzaju tego co ja teraz zrobiłam. W momencie gdy zdjęłam obudowę z lufy i wystawiłam soczewki na działanie powietrza z zewnątrz, ta broń stała się bezużyteczna. Układ soczewek standardowo jest zamykana hermetycznie i regulacji dokonuje się za pomocą śrub na obudowie, ale do póki się nie znasz na optyce, nie dotykaj się do tego.

- Jednak nie to jest najważniejszą częścią tego wszystkiego. Najważniejszy jest ten gigantyczny kryształ na środku owinięty cewką energetyczną. To on po dostarczeniu odpowiedniej energii, przekształca ją w światło i skupia w wiązce. Można to też zrobić przy wykorzystaniu zwykłej energii elektrycznej i prętu rubinowego, ale wtedy dochodzi problem z przegrzewaniem się, co by wymagało oddzielnego układu chłodzącego. Przy magii, nie jest to wymagane.

- Następny ważnym elementem, jest ten duży kondensator z tyłu broni. Ma on około 3000 faradów pojemności i napięcie rzędu 2000 amperów. Jest to wystarczająca ilość energii żeby sprawić że serce ci wyskoczy z ciała po przebiciu się przez mostek. Jego ładowanie zajmuje chwile, co sprawia że broń nie strzela ciągłą wiązką a raczej impulsami.

- Następnym elementem, jest układ sterujący przepływem zasilania. To on odpowiada za przekazywanie i regulowanie energii przepływającej z baterii do kondensatora a potem do cewki energetycznej. - tu zrobiła chwilę przerwy, którą poświęciła na wykręcenie tego układu, i położenie go na szmacie na podłodze obok swoich narzędzi - To z jego powodu teraz rozkręcam ten egzemplarz, ale co z tego zrobię to pogadamy później.

- Na samym końcu mamy baterie. Od standardowych baterii znajdowanych na pustkowiach, różni ją tylko złącze i napięcie wyjściowe. Są one montowane w zewnętrznym gnieździe i funkcjonują jako magazynki w broni tego typu. - powiedziała, i żeby dobrze to zobrazować, wysunęła magazynek z szyn go trzymających i położyła obok wcześniej wymontowanego układu.

- Co do procesu jakie przebiegają w czasie strzelania. W chwili jak odbezpieczysz tą broń, tym małym przełącznikiem z boku, układ zasilający zaczyna pobierać energie z baterii i przekazywać ją do kondensatora. W tym momencie słychać ten charakterystyczny buczący odgłos ładującej się broni - tu zrobiła mała przerwę bo coś wpadło jej do głowy – Przypomina mi to pewien dowcip który opowiedział mi kiedyś jeden technik w mojej stajni, jak zapytałam się go czemu transformatory hałasują? Jego odpowiedź brzmiała, „gdybyś ty też miała, 50 okresów na minutę, to również byś tak buczała”. Ale dobra, koniec zbaczania z tematu.

- Gdy już kondensator się naładuje, oczekuje on na sygnał do uwolnienia swojej energii. Następuje to przez naciśnięcie spustu. W tym momencie cała zebrana energia jest uwalniana w jednym momencie i kierowana do cewki wokół kryształ i przez niego wchłaniana. Zamienia on ją od razu na energie świetlną i kondensuje w postaci wiązki kierując ją do zestawu soczewek z których składa się optyka. Tu wiązka, jest jeszcze bardziej skupiana i kierowana do lufy a potem do nieszczęśliwego obiektu który znalazł się na jej drodze.

- Natomiast, jeżeli chodzi o obsługę broni tego typu... - zaczęła Blue, odwracając trzymany egzemplarz broni na drugą stronę. Za owocowało to wysypującymi się na ziemie soczewkami których nie trzymała już obudowa. Zatrzymując się na chwilę i patrząc na bałagan który zrobiła na ziemi, wzruszyła ramionami i wróciła do wykładu.

- Całość obsługi tej broni sprowadza się do dwóch przełączników i spustu. Ten w połowie obudowy, to blokada ładowania kondensatora. Zanim go nie przełączysz, nie oddasz ani jednego strzału. Drugi przełącznik służy do zwalniana aktualnie znajdującą się baterie. Po prostu naciskasz go, a stara bateria sama wyjedzie z broni. Wyciągasz ją i na jej miejsce wsuwasz nową, aż usłyszysz charakterystyczne kliknięcie układu mocującego zaskakującego na swoje miejsce. Przełączasz blokadę i po chwili broń jest gotowa do strzału. Działania spustu, chyba nie muszę tłumaczyć?

Odkładając pozostałości broni na bok, sięgnęła ona po jeden z kabli które wcześniej ułożyła przed sobą, układ wymontowany z broni wraz z baterią. Zaczęła ona to wszystko łączyć na krótko ze sobą zabezpieczając to szarą taśmą żeby się nie rozpadło. W trakcie składania tego czegoś, wyciągnęła ona z torby pozostałości po module zasilającym z terminala który wcześniej rozwaliła i zaczęła wymieniać niektóre części na układzie zasilającym z pistoletu. Ostatnim elementem który dodała, był jeden z kilku działających bezpiecznik z terminala, zamontowany na wyjściu całego układu, zaraz przed kablem zakończonym dość nietypową wtyczką.

Odkładając swoje dzieło na ziemię, rozejrzała się po obozie a postem odwróciła się do Xandera.

- Na dobrą sprawę, nie wiem co więcej mogę ci powiedzieć na temat broni magicznej. Przynajmniej powinieneś teraz wiedzieć ja z niej korzystać i ją przeładowywać. Myślę że na razie ci to wystarczy, a reszta przyjdzie z czasem.

Patrząc się przez chwilę na White z głową w wiaderku, spojrzała się z powrotem na swoje dzieło.

- Xander, mam prośbę. - odezwała się w końcu ściszonym głosem – Ty mi powierzyłeś swój sekret... więc i ja bym chciała powierzyć jeden ze swoich. - co prawda, nie do końca chciała ona to zrobić, ale to co planowała, nie było zbyt przyjemne dla niej, ale trzeba to zrobić prędzej czy później – Więc się ciebie pytam. Czy będziesz w stanie utrzymać w tajemnicy to co zamieram ci powiedzieć?
[Obrazek: signature.php]
Starweave zastanawiała się przez dłuższą chwilę nad tym co powinna z sobą zrobić. Albo raczej co w ogóle powinna zrobić w obliczu takiej sytuacji. Odpowiedź Sharpa z początku trochę ją zaskoczyła. Ogier przyjął postawę burzącą u klaczy dotychczasowy wzorzec i stereotypy, przez co atramentowa pogrążyła się w głębokiej kontemplacji. Jaka była prawdziwa natura brązowego ogiera? Przypomniała ona sobie chwilę, kiedy ją przesłuchiwał. Oraz to, jak potraktował ją zaraz po tym, kiedy oczywistym się stało, że próbowała go perfidnie okłamać. Wcześniej zoperował rannego bandytę, ryzykując iż ten faktycznie nim będzie. Nie jeden raz już okazał swoje współczucie i wyrozumiałość. Ma na swoim koncie bardzo soczystą pochwałę od samej Blue. A do tego wyraża teraz chęć udzielenia pomocy zatraconej w sobie ćpunce. ”To nie jest zły kucyk Starweave.”

To było o wiele za dużo jak na wciąż niewyspaną i zmęczoną ostatnimi wydarzeniami, makówkę ciemnogranatowej klaczy. Ledwo wstała na kopytka i już tysiąc rzeczy dzieje się naraz. Wciąż bolesną była dla niej sprawa White. Starweave chciała o to zapytać, ale nie miała na razie żadnych podstaw, aby do kogokolwiek mieć pretensje. Tym bardziej do medyka, który jak na razie nie zrobił nic aby sobie na to zasłużyć. Klacz szybko otrząsnęła się z zadumania, kiedy jego następne słowa skierowane były bezpośrednio do niej.

- Nie jestem bezużyteczna. – Odpowiedziała mu pewnym głosem. – Ale... – Klacz przewróciła oczami po podłożu, przypadkowo zawieszając wzrok na jego nowym pipbucku. A gdy go tylko ujrzała, wyglądało to tak, jakby dosłownie się na chwile zacięła. Momentalnie oczy jednoróżki zrobiły się naprawdę... duże. Po chwili gwałtownie obróciła ona głowę w stronę ogniska, aby zobaczyć, że White jak i Blue mają swoje własne pipbucki na swoich nogach. Ponownie spojrzała ona na Sharpa, lekko mrużąc oczy. Już chciała coś powiedzieć, kiedy to Rainfall, ją uprzedziła.

- Co dwie głowy to nie jedna, Star, ale zrobisz jak wolisz. Sharp? – Powiedziała masywna klacz kucyka ziemnego, po czym podsumowała propozycję krótkim wywodem na temat czekającej ich drogi do bunkra. Atramentowa spojrzała na nią podejrzliwie, przegryzając dolną wargę. – Oto bym się akurat najmniej martwiła. Jestem pewna, że dzięki automatycznej mapie na pewno nie zabłądzicie.

- Tak. Myślę... że twoja obecność w zupełności wystarczy. – Zwróciła się ponownie do Sharpa, robiąc krótką przerwę i tym samym zerkając chwilowo na jego nową zabawkę. – EFS z całą pewnością pozwoli określić czy ghuli jest więcej i czy Iron wciąż tam jest. – Powiedziała ponownie zawieszając wzrok na spojrzeniu medyka. – Zostanę, jeśli oczywiście nie macie nic przeciwko. – Chodź klacz bardzo się starała, aby trzymać w tej chwili wszystkie swoje emocję na wodzy, było to dla niej bardzo trudne. Było ich stanowczo o wiele za dużo. Czuła złość, strach, zmęczenie,rozczarowanie, zazdrość i smutek. A jej pyszczek wyrażał coś pomiędzy irytacją, a rozgoryczeniem.
Klacz zabrała się do przeszukiwania pomieszczenia. W samej sypialni nie znalazła wiele. Prócz trupa i rewolweru było tam kilka przedwojennych książek oraz paczka amunicji niewielkiego kalibru, zapewne pasujące do ozdobnej broni. Przedmioty te znajdowały się w szufladzie oraz na półce stolika nocnego stojącego obok pokaźnych rozmiarów łóżka.

Przy ograbianiu wspomnianego stolika nocnego, Iron rzuciło się w oczy aż niepokojąco dobrze zachowane ciało ogiera. Wyglądał, jakby zastrzelił się przed chwilą, nie było widać zupełnie żadnych oznak rozkładu, mimo iż z pewnością śmierć nastąpiła dawno temu, na co wskazywał stan pozostałych pomieszczeń. Otwarte oczy kucyka wpatrywały się w przestrzeń. Wyglądał, jakby zaraz miał wstać i zacząć czytać jedną z książek, które leżały na stoliku, albo zrobić sobie coś do jedzenia w zalanej kuchni.

Klacz po dokładnym obejrzeniu sypialni i nie znalezieniu pod łóżkiem niczego prócz sporej warstwy kurzu, ruszyła do garderoby. W środku rzuciły jej się w oczy dość ciekawe "eksponaty" na półkach po prawej stronie od drzwi, przedstawiające sporą kolekcję zabawek dla dorosłych wszelkich rodzajów, rozmiarów i kolorów, zamkniętych za szklanymi gablotami.
Po lewej stronie umieszczony były ubrania, zawieszone na wieszakach. Przedzielone były na dwie sekcje. W jednej, bliższej drzwi, widoczne były "zwykłe" ubrania przeznaczone raczej dla ogiera. Mowa była o koszulach, marynarkach, krawatach, muszkach i tym podobnych. Druga część była zaś poświęcona strojom o bardziej konkretnym przeznaczeniu, z czego w większości lepiej byłoby nie pokazywać się źrebakom. Większość z tych ostatnich była zamknięta za szklaną gablotą, podobnie jak przyrządy po prawej stronie.

Na końcu pomieszczenia stał stolik z lustrem i przyrządami kojarzącymi się z ogólnie pojętym makijażem wszelkiej maści. Na poziomie połowy nogi przeciętnego kucyka umieszczone były szuflady z niewidoczną dla klaczy zawartością. Jedna z nich była jednakowoż otwarta, ujawniając swoją zawartość, którą była raczej niepopularna na co dzień wśród kucyków część garderoby - długie i wielokolorowe skarpetki. Koło stolika naprzeciw drzwi stał manekin, na którym wręcz biło po oczach świetnie zachowane ubranko stylizowane na strój pokojówki.



Medyk skinął głową na odpowiedź Star. Był zaskoczony jej wiedzą o PipBuckach i od razu stwierdził, że wie o tej klaczy o wiele za mało, ale nie było teraz czasu na rozgrzebywanie tego. Miał jej wiele pytań do zadania. Nie lubił mieć niewiadomych w ekipie... ale bał się bezpośrednio do niej podejść. Nie wiedział o tym kucu absolutnie nic i nie za bardzo wiedział jak coś się dowiedzieć.
Ale z tym będzie sobie musiał poradzić, gdy już uporają się z taką małą jak znikające w nieznanych podziemiach w środku nocy klacze. Gdyby ogier miał teraz powiedzieć Iron bezpośrednio, co sądzi o niej i jej inteligencji, pewnie skończyłoby się to krwią, do tego w dużych ilościach.

- Dobrze, Starweave. Tylko mi tu nie zaśnij, to wciąż twoja warta jest - powiedział do klaczy, przemyślanie używając jej pełnego imienia. Primo; nie wiedział, jaki ma ona stosunek do skrótów. Secundo; gdy używało się pełnych imion, kuce traktowały takie rzeczy bardziej poważnie. Przynajmniej w większości przypadków.

Ogier zwrócił się ku klaczy wyposażonej w działo. Za nic mu nie pasowało wchodzenie do podziemi z ghulami, a przynajmniej jednym, w środku, do tego w nocy i bez wsparcia... plus, odmowa wybrania się z nim w wykonaniu Star była paliwem dla ognia jego teorii, że była to pułapka. Miało to cechy tworzenia teorii spiskowych, ale nie mógł nic na to poradzić: zdarzało mu się zachowywać paranoicznie.

- Dobrze, Rain, będę tuż za tobą. Byle to nie było za daleko. Nie wiadomo, co łazi po tych pustyniach po zmroku - powiedział, drugą część dodając na pół z faktycznej obawy, a na pół z zamiarem zmuszenia ciężkozbrojnego kucyka do pewnego pośpiechu.
Miał też wielką nadzieję, że jej zmęczenie nie jest wyznacznikiem dystansu, jaki muszą przebyć... z drugiej strony, też by pewnie był zdyszany po biegu z takim kawałem złomu u boku.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Xander z zaciekawieniem słuchał wykładu jaki zaprezentowała mu Blue na temat broni magicznej. Z początku niektóre bardziej naukowe zwroty były problematyczne, ale tylko w niewielkim stopniu i dosyć szybko tłumaczył je sobie na "chłopski rozum". Przyglądał się on dokładnie pracy i ruchom jakie wykonywał klacz przy rozkładaniu broni, w końcu była to także jakaś forma rusznikarstwa. Kiedy niebieska jednoróżka doszła do ogólnych zasad obsługi broni młodzik się skupił niemal notując w pamięci informacje jakie były mu przekazywane. Po krótkiej chwili składania jakiejś elektroniki di kupy, niebieska klacz skredytowała iż wyczerpała temat.

Zebra przyglądała się dokładnie częściom i wybebeszonej broni, lecz oderwał ja od tego ściszony głos jednorożca siedzącego obok. Blue zapytała się czy mogłaby powierzyć młodemu ogierowi kolejny sekret. Sprawiło to że na chwile zamknął oczy i spuścił głowę w zamyśleniu. Przeleciał myślami przez większość swoich wspomnień w poszukiwaniu odpowiedzi aż wreszcie ją znalazł. Cicho zasyczał nabierając powietrza po czym ciężko westchną.

- Blue ja... Ech... powiem szczerze. Ja sam nie wiem czy jestem dobrą osobą do trzymania sekretów. W wiosce w której mieszkałem byłem wyrzutkiem, nikt nie chciał ze mną gadać więc nie musiał trzymać niczyich sekretów. Potem byłem sam i unikałem kucyków i znowu to samo, nie musiałem się przejmować sekretami i tajemnicami. Szczerze, to nie wiem czy jestem odpowiednią osobą do przechowywania cudzych tajemnic. No ale zrobisz jak będziesz chciała...
Blue słuchała Xandera. W momencie gdy on opowiadał krótką historie powierzania mu sekretów, a dokładniej, jej brak, przyciągnęła ona do siebie urządzenie które dopiero co zrobiła. Biorąc w kopyta końcówkę kabla, zamknęła oczy i zaczęła przesuwać jednym z nich po wtyczce znajdującej się na końcu. Było to dość nietypowe złącze, zamiast standardowej wtyczki używanej w terminalach i tego typu podobnych urządzeniach, ta kształtem raczej przypominała 10cm metalowy pręt. Siedząc tak, chwile po tym jak tamten skończył mówić, zastanawiała się co dalej zrobić. Wiedziała, że do tego co planuje zrobić, przydała by się jej pomoc. Oczywiście, była w stanie to zrobić sama, ale proces ten, był by długi i nieprzyjemny.

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - odezwała się w końcu do ogiera siedzącego obok niej - Do puki ktoś ci nie powierzy jakiegoś sekretu, nigdy się nie przekonasz, czy jesteś dobry w utrzymywaniu ich w tajemnicy.

Otwierając oczy, wpatrzyła się w ogień po raz kolejny analizując to co zamierza zrobić. Obracając się w stronę Xandera, popatrzyła się ona chwilę na niego delikatnie się przy tym uśmiechając.

- Ale może, trochę od złej strony to zaczynam. Pewnie się zastanawiałeś, dlaczego tak łatwo ci zaufałam, dlaczego przyjęłam bez problemu, prawdę o tobie. Ja myślę, ze to z powodu tego - tu zrobiła chwilę przerwy, biorąc oddech przed tym co zamierzała zrobić - że ja też nie jestem do końca kucykiem.
< Wyjebałem pół postu bo było to do dupy, a i tak do tego dojdziemy później :I >
[Obrazek: signature.php]
- Dobrze, Starweave. Tylko mi tu nie zaśnij, to wciąż twoja warta jest. – Powiedział medyk, dając klaczy przyzwolenie na nic nierobienie. Po czym, zwrócił się on do będącej obok Rainfall i jak na gust atramentowej, słabo przekonująco oznajmił jej, że mogą ruszać. Jednoróżka skinęła na do wszystko głową. Zastanawiała się jakaś chwilę, co mogła by im jeszcze powiedzieć. „Bądźcie ostrożni, wracajcie szybko, nie róbcie głupstw i nie zgrywajcie bohaterów.” Chodź wypadało by cokolwiek powiedzieć, Star dobrze wiedziała, że nie ma przed sobą małych źrebaczków i wszystkie te porady były o kand zadu. Tak wiec bezceremonialnie odwróciła się ku centrum obozu; i powolutku ruszyła w jego stronę.

Troszeczkę bolało ją to, że wypięła się na nich, dosłownie i w przenośni. Teoretycznie, nic się nie powinno stać. Ale na pustkowiach można się było spodziewać wyszytego, tak, że nigdy nic do końca nie wiadomo. Klacz wiedziała, że nawet samotnie stojąca szopa może być wyzwaniem. Z drugiej strony, Sharp wydawał się być naprawdę konkretnym kucem, zresztą jak większość zszywaczy. I z tego powodu, Starweave naprawdę nie chciała być przy tym, jak Iron zbiera od niego sowite opierdol.

Starweave dodreptała do ogniska i zaraz po tym jak spuściła z White pełne poirytowania spojrzenie, jej uwagę przykuło coś nieopodal Blue. Były to „szczątki” broni magicznej, jak klacz przypuszczała laserowej, oraz coś pomiędzy kopytkami niebieskawej. ”No tak, wszyscy coś tam majstrują, tylko ja głupiutka gówno się na tym znam.”

- Chciała bym mieć nadzieje, że nie przeszkadzam. – Powiedziała, siadając na zadzie i spoglądając na Rustiego. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Zamaskowany kucyk i to wszystko, nic więcej. Klacz zaczęła mówić dalej tonem, może nawet lekko oskarżającym.

- Czy mogła bym wiedzieć, jak to się stało, że White skończyła w takim stanie? Jak to w ogóle możliwe, że... – Klacz zacięła się, chwilowo zerkając na ową szarawą jednoróżkę z głowa w wiadrze. Po chwili warknęła ordynarnie, kończąc wcześniejsze zdanie. – Że, ją tak spierdoliliście! – Skończyła, odwracając się w stronę Blue. Szybko jednak spuściła swój łeb, próbując się uspokoić. Wiedziała, że Rusty prawdopodobnie tego nie zrobił, Blue tym bardziej. ”Ale przecież niebieskawa musiała być przy tym obecna. Dlaczego więc w żaden sposób na to nie zareagowała?” Ciemnogranatowa nie chciała aby tak wyglądała inicjacja White w życie pustkowi. Jakiś czas temu te dwie klacze rozmawiały ze sobą, i Starweave wydawało się, że Blue zależało na tym tak samo.
Oczy klaczy zrobiły się przeraźliwie duże i okrągłe gdy zobaczyła co znajduje się w garderobie. Długo chodziła i podziwiała tak wielki zbiór nienaruszonych "zabawek".
Z perspektywy trzeciej osoby musiała wyglądać jak mała... znaczy duża klacz wpuszczona do... w pewnym sensie sklepu z zabawkami. Musiała się z tego miejsca szybko wydostać bo inaczej kosmate myśli ją pożrą.

Popielata klacz otrząsnęła się i była nagle rozczarowana widokiem szyb, próbowała stłuc jedną z nich ale okazało się że to nie możliwe*.
Dostawała kurwików od oglądania tej kolekcji a braku możliwości podwędzenia czegokolwiek. Szybko przeglądnęła szuflady zabierając ich zawartość a potem zastanowiła się co by zrobić z wdziankiem. Z wielkim nabożeństwem ściągnęła z manekina wspomnienie starego świata znalezione pod ziemią, delikatnie poskładała je i przedtem owinęła skarpetkami po czym włożyła do czystej części juków. Po tym zebrała się i wybiegła do głównego hallu po czym już bardziej spacerowo ruszyła w stronę śluzy.

Zatrzymała się jednak, coś tu nie grało. Czy możliwe było ponad 16 trupów... i prawie żadnego powodu ich zgonu. Wróciła z powrotem do pokoju z garderobą i zaczęła przegrzebywać dosłownie wszystko w poszukiwaniu jakiejś historii, wskazówki, podpowiedzi co do tego miejsca. Co tu się wydarzyło i kto był za to odpowiedzialny...
Skupiła się na przeszukaniu ciała zmumifikowanego ogiera - Spokojnie, Zed. Poszperam sobie i znikam...

*Tak, Nasz Wielki GM powiedział że to jest za szkłem hartowanym...
[Obrazek: cgnimLq.png]
Chwilę po tym jak Xander skończył mówić panowała cisza przerywana jedynie trzaskami ognia. W końcu usłyszał, że kiedyś musi być ten pierwszy raz. Spojrzał na twarz klacz siedzącej obok, która wpatrywała się akurat w ogień po czym odwróciła się do niego i lekko uśmiechnęła. Kolejne słowa Blue wzbudziły w młodej zebrze z początku zaciekawienie, ponieważ nie zastanawiała się dlaczego. Lecz kiedy niebieska klacz powiedziała, że nie jest do końca kucykiem, młodzik drgną pod wpływem dreszczy które przebiegły mu po plecach.

To co przed chwilą usłyszał, napełniło głowę młodego ogiera mnóstwem podejrzeń, spekulacji i kilkoma nieprzyjemnymi (dla niego) pesymistycznymi wizjami, ale gdzieś pomiędzy tym wciąż znajdowało się kilka kropli zaciekawienia. Przez moment zastanawiał się co odpowiedzieć, albo czy w ogóle odpowiadać. Udało mu się w końcu uporządkować myśli, z wielu które były niedorzeczne od początku a potem z tych które się takimi okazywały dopiero przy zastanowieniu się. Na końcu została tylko ciekawość.

Xander chciał coś powiedzieć lecz pojawił się problem wielkości kucyka... kucyka którym była Star. Granatowa klacz usiadła przy nich pytając się czy nie przeszkadza... Cóż w tym momencie, to tak... trochę przeszkadzasz. Ale nadzieje możesz mieć. Chwilę potem złotooka zaczęła oskarżać i jego i Blue o to, że White znalazła się w takim stanie. Młody ogier może i był samotnikiem, ale nienawidził bezpodstawnych oskarżeń. Koniec końców także one były odpowiedzialne za to jak skończył na pustkowiach i co na nich przeżywał.

Młodzik spojrzał Blue w oczy a potem popatrzył na White, w końcu odwrócił się do Star. - Nie musisz się tak żołądkować. Nikt White nie spierdolił, jak to określiłaś. Każdy z tego obozu, no chyba z wyjątkiem ciebie, widział jak wypiła duszkiem butelkę whisky... sama. No, a teraz... dostaje cenną lekcje życia. Jedyne co można teraz zrobić to pilnować by sobie, albo komuś czegoś nie zrobiła. - Zebra mówiła całkowicie spokojnie, może nieco przeciągając, co było dowodem lekkiej irytacji z powodu oskarżenia.
Blue siedziała spokojnie obserwując reakcje Xandera. Na całych pustkowiach, prócz Sharpa może z dwa inne kucyki znały jej sekret, nie byłą to rzecz, którą się dzieliła z każdym. Nie wiedziała czego może się po nim spodziewać. Może się wystraszyć i uciec, może ją palnąć w łeb i sprzedać pierwszemu napotkanemu patrolowi stalowych albo zrobić coś innego całkiem nie przewidywalnego. Jedyną rzeczą jaką mogła teraz zrobić, to czekać aż przetrawi on tą informacje i zareagować odpowiednio do jego reakcji.

Widać było po nim że jej wypowiedź, go trochę wybiła z tropu. Siedział on zagubiony gdzieś w myślach, a Blue przez cały czas go obserwowała zastanawiając się jak zareaguje. Już miał coś odpowiedzieć, lecz powstrzymał się w ostatniej chwili. Zaciekawiona tym co sprawiło iż przerwał on próbę wypowiedzi, oderwała się i rozejrzała się dookoła.

Do ogniska dosiadła się Star. Nie żeby przeszkadzała ona Blue, nie miała ona nic do niej. Można nawet powiedzieć, że lubiła ją bardziej niż innych. Ale wyczucie czasu miała chujowe. Gdy tylko usadowiła się na zadzie, pierwszą rzeczą jaką zrobiła było zadanie pytania na temat White. I nie było ty pytanie sformowane w zbyt grzeczny sposób. Blue zacięła się na chwile, próbowała dojść skąd u niej ten ton i co może on oznaczać. Już miała coś powiedzieć, gdy Rusty odezwał się pierwszy szybko tłumacząc co się stało z nową.

- To co mówi Rusty, jest prawdą. - odezwała się w końcu Blue - Akurat wtedy rozmawiałam z Sharpem i zanim się zorientowałam co się dzieje, ona już była w połowie butelki. Jedyne co mogliśmy po tym zrobić, to znaleźć jej wiadro i pilnować, żeby sobie przypadkiem nic nie zrobiła.

Spuszczając oczy na swoje dzieło trzymane nadal w kopytach, przełączyła ona kilka razy przełącznik z boku patrząc jak diody się zapalają, po czym je wyłączyła i schowała do torby. Odwracając się znowu do Rustiego, odezwała się ona do niego.

- Rusty, do naszej rozmowy jeszcze wrócimy. Na razie sobie odpocznijmy i nabierzmy jeszcze trochę energii zanim tamci wrócą i my będziemy mogli wyruszyć.
[Obrazek: signature.php]




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 127 gości