Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Blue podniosłą głowę do góry i spojrzała się na Star zaraz po tym jak skończyła wyrażać swoje zdanie o tym na czym polega współpraca. Może i tamta miała inne zdanie na temat tego na czym to powinno polegać, miała do tego pełne prawo. Ale w jednym się myliła. W Fillydelphi była współpraca. Podnosząc głowę do góry spojrzała się na Star.

- Mówisz że w Fillydelphi nie ma współpracy, więc pozwól że ci coś powiem o tym mieście. Masz rację, w tym mieście kuce są wyzyskiwane, są one zmuszane do ciężkiej pracy, są one przypierane do ściany i walczą o swoje życie. Ale w tym samym momencie, są one nadal zdolne do współpracy, do pomocy sobie nawzajem. Współpraca nie polega tylko na osiąganiu zysku. Powstrzymanie większych strat, ograniczenie strat, to też jest rodzaj zysku.

- W tym mieście są kuce, które współpracują ze sobą w celu osiągnięcia zysku, nie interesuje ich stan towarzyszy z którymi wykonują tą pracę. Pomagają sobie w fabryce, gdy jeden upadnie drugi pomaga mu się podnieść. Ale gdy tylko ich zmiana się kończy, rozchodzą oni się w dwie różne strony, uzyskali oni wspólny zysk, wykonali im zleconą pracę. Lecz każdy z nich wróci sam do siebie, ułoży się w kącie i będzie się wypłakiwał aż z wycieczenia zapadnie w sen. Do puki razem pracują, gdy jeden pomaga drugiemu, są one w stanie odłożyć różnice dzielące ich na bok, lecz gdyby spotkali się poza fabryką, jeden zabił by drugiego bez namysłu żeby mu odebrać jego ostatnią miskę owsianki. Im jest bliżej do bezdusznych najemników niż kucy, kompletny brak zaufania, a zyski przyniesione przez taką współpracę nie są trwałe.

Odrywając wzrok od drugiej klaczy z powrotem spojrzała się w ogień. A jej myśli powróciły z powrotem do tego przeklętego miasta. Wspomnienie okropności jakie ona tam widziała i przeżyła. Zamykając oczy starała się ona zepchnąć te wspomnienia w głąb swojego umysłu, opanować je zanim spowodują jakiekolwiek straty. Wzięła kilka większych oddechów starając się uspokoić po czy zaczęła kontynuować swoją opowieść.

- Star, czy ty wiesz jakim widokiem jest znalezienie ogiera dwa razy większego od ciebie wypłakującego się w kopyta i w kółko powtarzającego, że chce do mamy? Ty stoisz nad nim i nie wiesz co zrobić, jak zareaguje na jakikolwiek gest z twojej strony. Spędziłaś z nim dzień wcześniej kilka godzin zasuwając w fabryce, pomagałaś mu a on pomagał tobie, lecz na tym ta pomoc się kończyła. Osiągnęliście cel. Stoisz nad nim i nie wiesz czy jesteś w stanie mu zaufać, czy przyjmie on twoja pomoc, czy zabije cię i wróci do zgrywania twardziela pewien, że jego chwila słabości na zawsze pozostanie tajemnicą. Po chwili odchodzisz od niego zostawiając go samego mając nadzieję, że poradzi on sobie sam. Lecz gdyby tylko zaufał by on komuś, otworzył się przed kimś, gwarantuje ci, że nie musiał by on tam być sam.

Podnosząc głowę do góry, po raz kolejny na swoją towarzyszkę.

- Właśnie z tego tego rodzaju współpracy powstają tam najwspanialsze rzeczy jakie kiedykolwiek widziałam na pustkowiach, a kawałek ich już zwiedziłam. Z współpracy polegającej na ograniczaniu strat, na utrzymywaniu siebie nawzajem przy życiu, nie na pracy w celu osiągnięcia zysku materialnego lub wykonaniu zleconego zadania. A taka współpraca nie może istnieć bez zaufania. Zabawnym jest, że najwspanialsze przykłady przyjaźni między kucykami powstają właśnie w takim miejscy i to właśnie dzięki współpracy i zaufaniu którym się obdarzają. Po jakimś czasie jeden kuc jest gotów wskoczyć w ogień za drugim by mu pomóc.

- One mogły martwić się tylko o siebie, wykonywać tylko powierzone im obowiązki, ale załadowały się jednak pomóc innym, obdarzyć je zaufaniem i pomóc im w ciężkich chwilach. Właśnie takiej współpracy brakuje nam na pustkowiach. Nie współpracy która daje zyski a takie która sprawi, że znowu staniemy się kucykami, że znowu będziemy w stanie zaufać innym swoim życiem.
[Obrazek: signature.php]
<Starweave używa retoryki na Blue Tongue >

Starweave wytrwale wysłuchiwała wszystkiego, co miała jej Blue do powiedzenie na temat swojej „współpracy.” I chodź klacz bardzo się starała, to pod koniec wypowiedzi było widać, że robi już jej się po prostu nie dobrze. Po tym jak Blue skończyła w końcu mówić, Star jeszcze przez jakąś chwilę wpatrywała się w nią z kamiennym pyszczkiem i bólem wymalowanym w oczach. W końcu zerwała się na równe nogi, udając się na mały spacer. Obróciła się zadem do Blue, robiąc kilka małych wolnych kroczków przed siebie. Następnie zatrzymała się, spoglądając za siebie na Blue z pyszczkiem co jakiś czas formującym to inny grymas.

Klacz obróciła się z powrotem w stronę swojej rozmówczyni, a następne kilka lekkich kroczków sprawiło, że dystans pomiędzy drugą klaczą znacznie się zmniejszył. Starweave zatrzymała się zaraz przed nią, spuszczając głowę i zgarniając kopytkiem piasek i kamyczki pod sobą na jedną kupkę. Wpatrywała się jeszcze przez jakąś chwilę w swój kopczyk, aż w nareszcie zlitowała się nad drugą klaczą i zaczęła w końcu mówić.

Ciemnogranatowa jednoróżka rozświeciła swój róg, chwytając swoją magią nadpitą przez Blue butelkę wody. Podlewitowała ją tak, aby była mniej więcej na wysokości puszczyków obydwu klaczy. – Popatrz Blue. – Powiedziała Star zerkając na drugą jednoróżkę i z powrotem spoglądając na lewitowana przez siebie butelkę. – To jest zwykła butelka z wodą. Ale gwarantuje ci, że jest ona warta wszystkie twoje kapsle i przedmioty które teraz masz przy sobie. – Zrobiła chwile przerwy, spoglądając w oczy Blue. – Nie wyobrażasz sobie tego? – Zapytała ją retorycznie, ponownie spoglądając na butelkę. Następnie zaczęła powoli dreptać w pobliżu Blue, bacznie przyglądając się uwięzionej wodzie. - No to wyobraź sobie sytuacje w której pewien kucyk zawędrował w daleki, zapomniany przez boginie zakątek Pustkowi. Ma on odwodnione, wycieńczone do granic możliwości ciało i żadnych zapasów. Dla ciebie na tę chwile ta butelka nie ma większej wartości. Ale zapewniam cię, że jest warta całe krocie kapsli, wszystko co masz, a nawet życie innych kucyków i jeszcze więcej. – Powiedziała Starweave zawieszając spojrzenie na niebieskich oczach.

- Oczywiście nie jest i to czyste kłamstwo. Ale pod wpływem okoliczności w jakich znalazł się tamten wędrowiec, to kłamstwo Blue upodabnia się do prawdy. – Rzekła Star robiąc krótka chwilę przerwy. - Z każdym dniem, z każdą następną chwilą, pustkowie będzie odbierać temu kucykowi coraz więcej. Z każdym rozpaczliwym krzykiem jego wycieńczonego ciała, będzie go zaślepiać. A kłamstwo które ja stworzyłam, będzie dla niego coraz trudniejsze do odróżnienia od prawdy. Zapomni on już nawet po co wędrował i jaki był jego cel. Zapomni on o wszystkich swoich marzeniach i o tym co chciał osiągnąć. Aż w końcu obedrze go ze wszystkiego, aż zostanie mu tylko nadzieja i chęć zdobycia tej jednej butelki. Zostanie mu tylko to kłamstwo. To wszystko co będzie się dla niego liczyć. Stanie się ono wtedy dla niego niebem i ziemią. Stanie się tak poprzez pryzmat sytuacji w jakiej się znalazł ten kucyk.

Starweave zmieniając kierunek dreptania, zaczęła powoli mówić tonem takim jak dotąd, odrobinę przesadnie spokojnym. – Mówisz o współpracy w Fillydelphii. Mówisz o tym jak bardzo staje się tam wspaniała i prawdziwa. Jak kucyki są tam do niej zdolne, a inne ich problemy blakną. Mówisz o tym jak nagle współpraca nabiera tam nowych wartości. – Powiedziała Starweave, wydając z siebie krótki, pełen irytacji śmiech. - Zastanawiałaś się kiedyś dlaczego tak się dzieje? Naprawdę uważasz, że jest ona bardziej wartościowa od tej, której ja mogę świadczyć jako kupiec? Naprawdę uważasz, że jest prawdziwa? – Powiedziała Starweave kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo. W końcu stanęła w miejscu , całkowicie zwracając się w kierunku niebieskiej klaczy. Zaczęła mówić teraz już szybciej, a w jej głosie dało się wyczuć coraz więcej emocji.

- Fillydelphii jest miejscem gdzie powstaje współpraca pomiędzy kucykami. Ale jest ona sztuczna i fałszywa. Jest tam substratem cierpienia. Jest środkiem ubocznym powstającym na skutek terroru który ma tam miejsce. Jest kłamstwem. Jest wszystkim co pozostaje kucykom obdartym ze swoich marzeń. Nie... Nawet gorzej. Wychodzi ona z tych kucyków razem z potem, łzami i krwią. Rodzi się z bólu i cierpienia. Rodzi się z braku możliwości osiągnięcia czegokolwiek innego. Staje się instynktem przypartych do ściany istot! – Krzyczała Star wykonując przy tym dość bogatą gestykulację. – A ty twierdzisz, że to jest piękne! Że to jest właśnie prawdziwa współpraca! Tego właśnie potrzebujemy na Pustkowiach! – Krzyczała ciemnogranatowa jednoróżka, stając chwilowo na dwóch tylnych nogach, z pyszczkiem uniesionym ku przestworzom. Skończyła spuszczając przednie kopyta z łomotem na ziemie pod sam koniec zdania. Następnie zastygłą w miejscu, rozgniewanym spojrzeniem wpatrując się w Blue.

- Gardzę takim uczuciem Blue! Wole pozostać przy swoim materialistycznym podejściu i denerwować się na klientów, niż zaznać taki rodzaj współpracy. Pomyśl o tym Blue, pomyśl o tej wodzie. Jaki chłam za jaką cenę? Te kucyki są zaślepione tak samo jak tamten wycieńczony wędrowiec.
Ogier spojrzał z zadowoleniem na otwierające się niemalże bezgłośnie szafki i szuflady. Ciekawe, że po takim czasie były to w stanie uczynić tak cicho.
Nie żeby mu to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Wolałby, żeby jego chwila spokoju potrwała jak najdłużej. Dodatkowo, nie miałby też nic przeciwko porwaniu części zawartości tej nietypowej garderoby dla siebie.

Niestety, jak się okazało, część szafek w ogóle się nie otworzyła...
Medyk spojrzał uważnie za dziurę w tylnej ścianie szafy, przez którą było widać skały jaskini, w której zapewne umieszczony był cały kompleks. Nie wyglądało na to, żeby dało się tamtędy przejść, ale wyjaśniało to brak działania części systemów.

I stan "zabawek", najwyraźniej zaprojektowanych do przechowywania w stałym środowisku... większość była zniszczona, bądź też w ogóle się rozpadła. Wciąż można było znaleźć kilka znajdujących się w co najmniej dobrym stanie, ale reszta była tylko nie nadającymi się do niczego zlepkami gumy, plastiku i metalu. Co ciekawe: mimo, iż przerwanie hermetycznej struktury nastąpiło jedynie po lewej stronie od drzwi, sprzęt po prawej także był zniszczony. Jedynym logicznym wyjaśnieniem było to, że były jakoś połączone. Było ku temu kilka powodów, najprostszym była po prostu oszczędność w maszynerii utrzymującej tam stały stan, która musiała po prostu zawieść, gdy nastąpiło przerwanie struktury.

Kucyk spojrzał z dezaprobatą na rzędy zniszczonych sprzętów. Zniszczenie nie było widoczne zza szyb... może ze względu na ich grubość. Kto, do cholery, chroni kolekcję zabawek dla dorosłych za pomocą tafli szkła pancernego otwieranej jednym guzikiem umieszczonym obok?!

Potem wziął się za szuflady znajdujące się na dole. Znalazł tam jeszcze trochę "tajemniczych" tabletek. A potem otworzył szerzej oczy, znajdując dobrze zachowany zestaw... pięciu skarpetek. Hm. Czemu nie? Pomyślał, wkładając całość do swoich juków. Zwinął tak jeszcze kilka sprzętów.
Niewiele czasu minęło, zanim, oczywiście, do garderoby wmaszerowała klacz, wydająca się po raz pierwszy z czegokolwiek logicznego zadowolona.



Gdy Iron weszła do garderoby, Sharp zdołał już przeszukać większość i dokonać wstępnej inspekcji ich zawartości. Znalazł też trochę rzeczy, o czym jednak klacz nie wiedziała. Otwarte szafki jawnie ukazywały swą zawartość. Większość rzeczy była kompletnie zniszczona, nie nadająca się do użycia, ale dokładniejsze przeszukanie mogło ujawnić więcej.

- Znalazłaś coś? - spytał się krótko ogier, zajęty przeszukiwaniem szuflad po prawej stronie od drzwi.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Blue patrzyła się na Star z szeroko otwartymi oczami. Było widać, że ich temat rozmowy zdecydowanie ja poruszył. Że wierzyła ona w to co mówi i że będzie broniła swoich przekonań za wszelka cenne. A Blue nie planowała ich zmieniać, ale nadal miała coś do powiedzenia na ten temat. Wyciągając przed siebie kopyta, chwyciła ona w nie butelkę która nadal lewitowała między nimi po czym przyciągnęła ją do siebie.

- Może i masz rację, może i ta współpraca jest sztuczna i fałszywa, może powstała ona w momencie, gdy kucom tam się znajdującym odebrano wszystko. I ty masz każde prawo gardzić tym. Ale to dla ciebie jest ona kłamstwem, dla ciebie nie jest ona piękna, gdyż tobie jeszcze wszystkiego nie odebrano. Zanim zaczniesz oceniać kogoś za to co wierzy, nie rób tego według siebie i swoich przekonań, ale postaw się na miejscu tamtych kucyków. A gdyby to ty miała byś do wyboru takie kłamstwo lub śmierć w samotności, gdybyś była zrównana z błotem i nie miała siły podnieść z ziemi. Wtedy nawet taka “butelka wody” będzie lepsza niż nic, może to właśnie ona da ci siły przetrwać kolejny dzień, pozwoli ci ona odzyskać utracone marzenia. - spuszczając wzrok z Star na butelkę popatrzyła się na nią przez chwilę, po czym ją przytuliła do siebie chowając ja w swoich objęciach przed wzrokiem Star - ta butelka będzie czyś więcej niż pojemnikiem z wodą. Będziesz ją broniła i pilnowała gdyż będziesz wiedziała, że to właśnie od niej zależy twoje życie, że jest to coś co pozwoli ci odmienić swoje przeznaczenie. To będzie światełko na końcu ciemnego tunelu dające ci nadzieje, że gdzieś tam czeka na ciebie lepszy świat.

Z każdym słowem przez nią wypowiadanym do jej głowy napływały wspomnienia. Wspomnienia jej przyjaciół poznanych i straconych w tym mieście. Nie lubiła ona tych wspomnień, zawsze się przy nich rozklejała. Wspomnienia pięciu lat walki o siebie i innych. Zamykając oczy czuła siedziała ona tak chwile zagubiona we wspomnieniach. Chodź nie były to najlepsze wspomnienia, nie płakała, te łzy zostały już wylane dawno temu. Spychając większość myśli i wspomnień za swój mur, starała się ona kontynuować swoją wypowiedź spokojnym głosem, lecz taka ilość wypomnień sprawiła że siedziała ona roztrzęsiona, praktycznie na skraju kolejnego załamania psychicznego.

- Te kucyki decydują się na taką właśnie współprace gdyż nie mają innej do wyboru. Ale to właśnie ta współpraca daje im siły by przetrwać następny dzień. Utrzymuje ich samych i innych ich otaczających na nogach. Daje im siłę by wstać rano i walczyć o swoją wolność. Nie jest to równa walka, ale jest ona do wygrania. Może to trwać dwa, pięć lub nawet dziesięć lat, ale jest ona do wygrania. A gdyby nie ta pomoc ze strony innych to większości już dawno by się podała. Dali by się oni zabić by tylko skrócić sobie cierpień lub co gorsza, sami by sobie odebrali życie.

Prostując się, odstawiła ona powoli butelkę którą dopiero co ściskała na ziemie przed sobą po czym otworzyła oczy i spojrzała się prosto w oczy Star.

- No tak, ale co ty możesz o tym wiedzieć. Z skąd możesz wiedzieć jak wygląda tam życie, jak ciężko tam jest. Przecież ty nigdy tam nie byłaś.
[Obrazek: signature.php]
Pustkowia nocą bywały naprawdę nieprzyjemne. Na całe szczęście, tym razem było względnie spokojnie. Atmosfery wokół nie zmącił nawet najcichszy dźwięk, a światło ledwo co przebijało się przez warstwę, uniemożliwiając zobaczenie czegoś więcej niż własnego nosa i kawałka połaci suchej, spękanej ziemi tuż przed kucykiem. Rain średnio podobały się takie klimaty: Mimo wymagającego dnia, wciąż nienawidziła się nudzić - zwłaszcza, że nie mogła nic innego zrobić.

Siedzenie przy włazie dłużyło jej się niezmiernie, a z każdą chwilą narastała niepewność związana ze stanem towarzyszy kucyka z działem obrotowym u boku. Nie była całkowicie pewna, ile czasu dokładnie minęło, ale z pewnością była to co najmniej godzina. A może pół? Albo dwie? Chuj wie. Czas to bardzo abstrakcyjne pojęcie; często zdaje się przyspieszać albo zwalniać zależnie od sytuacji, choć już dawno udowodniono, że czas zawsze płynie z tą samą prędkością. Podobno jednak kiedyś wymyślono zaklęcie podróży w czasie. Ciekawe, czemu do tej pory nie przetrwało, a jeśli przetrwało - dlaczego nikt nie cofnął całej tej pierdolonej wojny.

Ehh, do dupy z tym... pomyślała Rain, spoglądając na miejsce, w którym teorytycznie znajdował się właz. Nie widziała go już nawet z tej odległości. Celestia tylko wie, co by się stało, gdyby zawędrowała gdzieś za daleko od tego włazu. Patrząc z dezorientacją wokół próbowała ponownie zidentyfikować otoczenie - bezskutecznie. No cóż. Lepiej wrócę, gdzie trzeba... stwierdziła w myślach, próbując wrócić do otworu.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Starweave skończyła swoje wywody, a chwile po tym do jej głowy zaczęły napływać myśli na temat tego jak właśnie się zachowała. Miała zwyczaj unosić się podczas dyskusji. I chodź stwierdziła że nie potrzebnie, był to po prostu jej sposób wywierania większego wpływu na swoim odbiorcy i nie miała o to teraz do siebie większego żalu. Co prawda obawiała się iż mogła ona w jakiś sposób urazić Blue, ale najważniejsze było to, że klaczy udało się powiedzieć to co naprawdę myśli. Kiedy tylko skończyła się denerwować, na jej pyszczek wdarło się zakłopotanie, bo mimo iż niebieska klacz wydawała się zaszokowana, zachowała względny spokój.

Blue zaczęła mówić, a ciemnogranatowa powoli przeszła z powrotem do pozycji siedzącej, uważnie jej słuchając. Wbrew przewidywaniom Star, nie znalazła ona prawdy w jej słowach, a wręcz przeciwnie, została przy swoich wcześniejszych założeniach. A najgorsze w tym wszystkim było to, że miała rację. Co wcale nie oznaczało, że nie miała jej także sama Starweave. Atramentowa miała teraz trudne zadanie, jakim było dojście do konsensusu z dwóch przeciwnych sobie stanowisk i zapobiegnięciu kłótni.

Klacz widziała jak Blue chwyta i następnie ściska lewitowana przez nią butelkę z wodą, po raz kolejny wzbogacając jej symbolikę. Star nie siłowała się z nią, wysłuchując tego co tamta miała do powiedzenia na temat walki toczącej się w Fillydelphii. Nie zgadzała się ona z paroma wypowiedzianymi przez nią kwestiami. Jednak do Starweave dotarło ogólne przesłanie, które starała się z siebie wydobyć Blue, sprawiając, że klacz spuściła wzrok pogrążyła się w zamyśleniu.

- No tak, ale co ty możesz o tym wiedzieć. Z skąd możesz wiedzieć jak wygląda tam życie, jak ciężko tam jest. Przecież ty nigdy tam nie byłaś. – Tymi słowami Blue zakończyła swój wywód, a Star już na samo słowo „No tak” ponownie podniosła na nią wzrok, od razu spotykając się z bezlitosnym spojrzeniem drugiej klaczy. Starweave poczuła burczenie w brzuszku, co na chwile wyrwało ją z dalszych rozmyślań. Wzdychając ciężko zaczęła ona szperać w swoich jukach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, ale po chwili przypomniało jej się, że ma tylko konserwy i darowała sobie. Klacz stwierdziła iż są „gówniane,” dlatego nie będzie jeść „gównianych” konserw kiedy cała karawana wiezie mnóstwo jedzenia i poszuka sobie później czegoś lepszego na wozie.

- Masz rację co do kilku rzeczy. – W końcu powiedziała zwracając się z powrotem do niebieskiej klaczy. – Dla kucyków za wysokimi murami to z pewnością bardzo ważne. Tak jak już powiedziałam wszystko zależy od perspektywy. Wszystko zależy od tego kto trzyma w kopytkach tę butelkę. – Powiedziała Star chwilowo spoglądając jeszcze raz na odstawioną na ziemie ową buteleczkę. Myśli klaczy galopowały powoli osiągając swój finał. A wraz z tym uświadomiła sobie ona brutalna prawdę na swój temat.
- Taka współpraca z pewności jest dla nich bardzo ważna. Jest wszystkim co im pozostaje i działa jak opatrunek który łagodzi ich ból. Ale czy mimo wszystko naprawdę opłaca się bandażować zakażoną ranę? – Powiedziała smutnym głosem Starweave, spuszczając wzrok z klaczy na ognisko. – Czy takie życie może być tego warte? Czy może mieć jakiś sens? Zwłaszcza gdy cena jest tak straszliwie wysoka. – Spojrzała ponownie w niebieskie oczy. – To prawda że nie wiem jak to jest. Że nie wiem jak jest im ciężko i jakie to trudne. Ale pytam cię o to Blue bo ja się tego nigdy nie dowiem. – Chwilowo skończyła, utrzymując swój wcześniejszy ton i robiąc krótką przerwę.

- Ja bym nie mogła tak żyć Blue. Ja bym nie dała rady zabandażować tej rany, wytworzyć takiej współpracy i żyć nadzieją, że każdego następnego dnia dostane swoją butelkę. – Starweave ponownie zwiesiła głowę, a zaraz po tym jej uszy zaczęły powoli opadać. Następne jej myśli, oraz to to co chciała powiedzieć sprawiło, że aż sierść na grzbiecie zjeżyła jej się. Właściwie to nawet nie była pewna tego co chciała powiedzieć. – Ja... bym stawiła czoło prawdzie. – Rzekła podnosząc lekko głowę i patrząc na klacz z za swojej grzywki. – A prawda jest taka, że nie ma tam żadnej walki Blue. Ta cześć kucyków która zdecydowała się zostać, walczy już tylko o to by nieznacznie przedłużyć sobie życie. Ale i tak wszyscy skazani są na pewną śmierć, bo nie starczy dla nich tej wody Blue. Jedna butelka to za mało i tak jak wędrowiec umrze w końcu z wycieńczenia, tak oni umrą z przepracowania.

Tu Starweave zrobiła klejoną przerwę, odgarniając z powrotem na swoje miejsce tą „nachalną” cześć grzywy. – Dlatego nie ma sensu się nad tym zastanawiać Blue, a jedynie trzeba zapobiegać temu za wszelką cenę. A jeżeli się to nie uda trzeba uciekać, uciekać i jeszcze raz uciekać od tego lub zginąć próbując. Bo tak czy tak może być już tylko lepiej. Tak czy tak uciekasz zanim przepuszczą cię prze piekło, zrobią z ciebie pustą skorupę i w końcu na sam koniec zabiją. – Powiedziała wydając z siebie kolejne smutne westchnienie. - Taka walka ich nie uratuje, ich współpraca może i jest piękna ale bezcelowa. Bo prawda jest taka, że niewolnictwo jest tam wyrokiem gorszym niż śmierć. To definitywny kres w męczarniach i żaden kucyk z takim wyroki stamtąd nie wraca.

Starweave przystopowała chwilowo spoglądając na pijaną White – Nie takiej współpracy potrzebujemy Blue.

Pytanie do GMa: Co robi White, czy robi coś godnego uwagi?
Było widać że jej wypowiedź zdecydowanie wpłynęła na Star. Trwało to chwilę zanim jej towarzyszka się odezwała a Blue mogła tylko zgadywać co w tym momencie działo się w głowie tamtej. W końcu Star zaczęła mówić o tym jak jakakolwiek walka w Fillydelphi nie ma sensu. Jak pobyt tam zawsze kończy się śmiercią. Blue wiedziała, że tamta się myli, w końcu sam była dowodem na to, że da się to przeżyć i miał zamiar tamtą wyprowadzić z tego błędu. Opuszczając głowę zastanawiała się, jak najlepiej jej o tym powiedzieć. W końcu po chwili rozmyślania się odezwała.

- Mylisz się. Ta walka ma sens. Praca tam jest potwornym wyrokiem, ale nie jest to wyrok dożywotni. - podnosząc głowę z powrotem do góry, po raz kolejny skierowała swój wzrok na drugą klacz - Uważasz, że z Fillydelphi nie ma wyjścia, budujesz swoje zdanie na temat tego miasta na legendach i plotkach je otaczających. Myślisz, że jak już tam trafisz to jest to koniec. Może kiedyś to było prawdą, może zanim do tego miasta trafił RedEye mogła tak być. Ale od czasu jak on tam przeją władze wiele się zmieniło.

- Na pustkowiach są kuce które opuściły to miasto. Wymagało to od nich wiele czasu i wielu poświęceń. Musieli oni w tym czasie dać z siebie wszystko. Osiągali oni kres swojej wytrzymałości fizycznej i psychicznej dążąc do tego. Wielu tego nie wytrzymywało, podawało się. Lecz ci co się nie podali, w końcu odzyskiwali to co im odebrano, wydostawali się z piekła. Ja spotkałam kogoś kto przez to przeszedł. Takie kuce żyją wśród nas starając się prowadzić w miarę normalne życie. Powoli leczą one rany powstałe za murami, pomału te zakażone rany zdrowieją i pozostawiają po sobie tylko i wyłącznie blizny. A możliwe jest dzięki czemuś co wynoszą one ze sobą z tego miasta. Umiejętność współpracy i zaufania innym.

Odrywając swój wzrok o tamtej, spojrzała się ona na White która cały czas się znajdowała przy nich. Widok tej pianej i zdecydowanie zagubionej klaczy podsuną jej pomysł jak kontynuować swoją wypowiedź. Opuszczając swoją głowę w dół spojrzała się na PipBucka na swojej nodze.

- One opuszczając to miasto są prawie tak same jak kuce co wychodzą ze stajni. Nie wiedzą one nic o tym jak świat na zewnątrz działa. Jedną z pierwszą rzeczą jaką one starają się osiągnąć gdy już znajdą się one na pustkowiach, jest właśnie znalezienie kogoś kto im pomoże, wytłumaczy na czym polega życie na zewnątrz. Pomoże odnaleźć miejsce dla siebie w tym wszystkim. Pomagają one sobie nawzajem, pilnują się nawzajem i dbają o siebie. Po jakimś czasie takie kuce żyją jak każdy inny, a jedyna rzeczą jaka im przypomina o piekle jaki przeszli są tylko i wyłącznie blizny po starych ranach.

Blue zdecydowanie miała dość tej rozmowy, czułą się w jej trakcie jak by ktoś rozdrapywał ledwo co zagojone rany. Za dużo wspomnień, za dużo rzeczy o których chciała ona zapomnieć.

< Karny Spike za najbardziej chujową odpiskę w historii tej sesji >
[Obrazek: signature.php]
- Ja? Nie. Nic tam nie ma poza zwłokami tamtego sukinkota. – Rzekła od niechcenia Iron, chwilowo spoglądając na jak na razie wciąż żywego ogiera. Następnie zrobiła kilka kolejnych kroków w przód, z niecierpliwością wpatrując się we wnętrze regałów. – Ale musisz przyznać, że gust skubaniec mia... Zaraz, co to jest!? – Warknęła poirytowana pospiesznie podbiegając tuż pod same regały, stanęła na tylnych nogach, jednocześnie podpierając się przednimi by zobaczyć więcej.

Nie minęła chwila takiego bacznego przyglądania się ich zawartości, a klacz już z powrotem wróciła do swojego mniej użytecznego na tą sytuację stanu. – Ten sprzęt jest rozjebany! – Krzyknęła obracając głowę w kierunku Sharpa. – A mówiąc to nie mam namyśli stanu, który osiąga się poprzez nadmierną jego eksplantacje!

Iron z powrotem spojrzała na zawartość szafek, rozmyślając jak to się mogło stać, że nie dostanie swoich fantów. Miała problemy z pogodzeniem się z tym faktem, zwłaszcza, że narobiła sobie tak dużych nadziei. Klacz wodziła wzrokiem po regałach, aż w końcu znalazła dziurę przez którą było widać część jakiejś jaskini bądź tunelu. Popielata nie mogła wiedzieć co to jest, ale wpatrując się w nią doszła do pewnych wniosków, a mianowicie tego, że zachowała się trochę nie na miejscu.

Iron wpatrywała się niemo w dziurę za regałem w obawie przed reakcją ogiera. Nie bała się go, raczej wstydziła. Zachowała się jak jakaś młodziara podczas rui, jakby by te zabawki były dla niej najważniejszą teraz rzeczą. Zwłaszcza teraz, kiedy wciąż toczyła wspólną walkę z drugim kucykiem o życie lub śmierć. Po prawdzie wciąż miała ochotę przeszperać i zgarnąć wszystko to co mogło by być chodź trochę użyteczne. Jednak przeszkadzała jej w tym pewna myśl, a mianowicie to co właśnie myśli sobie teraz medyk.

Iron odskakując nieznacznie, stanęła z powrotem na wszystkich swoich czterech nogach, po czym odwróciła głowę w stronę ogiera uśmiechając się głupkowato. – Wiesz co... może sprawdźmy lepiej teraz tą kuchnie.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Starweave po raz już któryś wysłuchiwała kolejnych argumentów Blue. Te jednak sprawiły, że klacz znowu przepełnił gniew. Nie był on nawet trochę tak szczególnie śliny jak poprzednio. Wynikał już raczej z bezsilności Star, braku pomysłów i argumentów jakimi mogła by przekonać niebieską klacz. A także ostatniego specyficznego uczucia, które poczuła Starweave. Niczym szpilki w ucho poczuła ona ukłucie ignorancji. Po prawdzie nie do końca była pewna czy to było właśnie to. Nie była nawet do końca pewna tego co Blue próbowała jej udowodnić. Atramentowa nie chciała pochopnie wyciągać żadnych wniosków, ale pewnym było, że jedna z klaczy w tej dyskusji czegoś nie zrozumiała.

Star stała w milczeniu przez jakąś chwilę, bacznie mierząc swoim wzrokiem drugą klacz. W tym czasie na swoje miejsca ustawiały się kolejne rzędy wyrazów, które niedługo miały wystrzelić z jej pyszczka. Ciemnogranatowa zastanawiała się jeszcze, czy Blue do końca zdawała sobie sprawę z tego co mówi. Jej uwadze nie umknęło także to w jaki sposób wypowiadała się w temacie. Była zbyt spokojna. Mądrzyła się oskarżając Star o niepełną wiedze na temat Fillydelphi. A do tego jeszcze dochodziła ta pewność siebie i przejęcie z jakim Blue uczestniczyła w tej dyskusji. Coś tu Starweave zdecydowanie nie pasowało. Być może poświeciła by ona temu więcej czasu. Być może było by tak, gdyby nie to, że niebieskawa podkreśliła swoją znajomość z dawnymi niewolnikami. Rozwiało to znaczną cześć podejrzeń u Starweave, ale nie wszystkie.

- Blue... już nawet nie wiem jak ci to powiedzieć. – Zaczęła w końcu Star, przybierając smutną minę na pyszczku. – Rozumiem, że kucyki które przez to wszystko przeszły.. – Star zrobiła krótka przerwę, patrząc chwilowo w ziemię. Znowu zaczęła nagarniać kopytkiem kamyczki i żwirek na jedną kupkę. – Inaczej. Mówisz teraz o korzyściach wynikających z pobytu w Fillydelphi. Blue nie można tak na to patrzeć. To nie są korzyści tylko, bardzo, bardzo drobna rekompensata za niewyobrażalny koszmar, przez który musiały te kucyki przebrnąć. – Powiedziała Starweave nieznacznie spuszczając uszy.

- Zło jest złem, Blue. I nikt poza boginią nie jest w stanie go ocenić. – Rzekła klacz patrząc Blue głęboko w oczy. Niemal od razu zaczęła mówić dalej, szarpiąc lekko głowa po prawie każdym zakończonym zdaniu. - Nie możemy mówić o tym czy te kucyki są bardziej zdolne do współpracy czy mniej. Czy pobyt tam się dla nich opłacił i pozwolił stać się lepszymi, czy też tylko im zaszkodził. Tak jak powiedziałam: cokolwiek można tam zyskać, zyskuje się poprzez niebotycznie wielką cenę. – Tu Star tupnęła kopytkiem nie spuszczając wzroku z fioletowych oczu. - Cenę którą nikt, ale to absolutnie nikt nie powinien być zmuszony na tym świecie płacić. Dlatego też nie ma najmniejszego sensu stawanie w obronie Red’Eya i jego miasta.

- Poza tym Blue jestem pewna, że po takich przeżyciach kucyk nosi ze sobą znacznie więcej niż tylko blizny na ciele. Ja nawet nie jestem sobie w stanie tego wszystkiego wyobrazić. Ja nawet nie śmiem twierdzić, że była bym zdolna zrozumieć takiego kucyka. Czy chodźmy pojąć wagę tego co go spodlało. – Powiedziała stanowczo, przenosząc ciężar ciała z jedni nogi na drugą. – Wiec zanim zaczniemy dyskutować o tym, jakie to wspaniałe mogą być kucyki wyprodukowane przez takie piekło. Może lepiej było by się zapytać takiego kucyka, czy faktycznie czuje się przez to lepszy i był by gotowy wysłać tam swoje źrebię na taką samą lekcję życia. – Mówiła klacz, nieznacznie wychylając kopytko w bok i kładąc specyficzny nacisk na kolejne zdanie. – I z cała pewnością nie są one takie same jak te, które świeżo co opuściły Stajnie.

Starweave nie dała drugiej jednoróżce zbyt wiele czasu na zastanowienie, w końcu przechodząc do sedna sprawy. – Wracając do tematu. – W końcu kupka piasku i żwirku była już na tyle duża i czubata, że klacz postanowiła przejść do wielkiego finału. Podniosła ona swoje lewe kopytko, spuszczając je na ową bezbronną kupkę i gniotąc bezlitośnie. Po chwili przesunęła kopytko na bok, przyglądając się ugniecionemu kopczykowi. Nie było w tym żadnego przesłania. - Umiejętność współpracy i zaufania to nie jest coś co nabywa się już tylko w jednym miejscu na świecie Blue. Każdy kucyk jest do niej zdolny, nienależnie prze co przeszedł i gdzie się urodził. – Powiedziała Star, zerkając jeszcze raz na White.

- Mogła bym ci to udowodnić Blue. Mogła bym ci to udowodnić na sobie samej. – Starweave skończyła patrząc głęboko w oczy drugiej klaczy.
Skinął łagodnie głową w zgodzie ze stwierdzeniem, że, mimo wszystko, "Zed" miał gust. A potem klacz wybuchła.
Ogier z pewnym zaskoczeniem obserwował reakcję Iron na stan sprzętów znalezionych w szafie. Wiedział, że takie znalezisko byłoby cenne, ale ona się zachowała, jakby jej życie zależało od tego, czy stanie się właścicielką kolekcji przypominającej wyposażenie przedwojennego sex-shopu.
Ona jest niezrównoważona, pomyślał już któryś raz w ciągu tego zdecydowanie zbyt interesującego dnia.

Jej zachowanie było gwałtowne i nieprzewidywalne, ale wyglądało na to, że nie powinno go to już zaskakiwać. Ogier wolał nie wspominać głośno, że część sprzętów przetrwała. Chociażby dlatego, że wtedy oczywistym by się stało, że zgarnął je dla siebie. A wolał je zachować. Plus, nie zdążył sprawdzić wszystkich szafek, nawet nie połowy, klacz na pewno znajdzie jeszcze trochę.

Próbował, pomimo ciągłego nieprzewidywalnego zachowywania drugiego kucyka, rozszyfrować jej proces myślowy. Przez głowę przeszła mu myśl mówiąca, że Iron jest w rui, ale szybko doszedł do wniosku, że to niemożliwe. Owszem, tłumaczyłoby to takie zachowanie względem tej kolekcji, ale byłoby też zauważalne wcześniej. Sporo wcześniej. W końcu poddał się. Szybko tej klaczy nie zrozumie, to na pewno.

Było dla medyka pewnym zaskoczeniem, gdy Iron, zamiast zająć się przeszukiwaniem reszty szafek, odwróciła się do niego z głupim uśmieszkiem. Wyglądało na to, że zorientowała się, jak wyglądał z zewnątrz jej wybuch.
– Wiesz co... może sprawdźmy lepiej teraz tą kuchnię - zasugerowała.

Ogier rozważał kilka opcji. W tym opieprzenie Iron, że jeszcze tego nie zrobiła. Szybko doszedł do wniosku, że to przyniosłoby więcej problemów niż pożytku. Mógł po prostu się zgodzić i pójść do kuchni, ale to z kolei miałoby inne efekty.
- Pójdę sprawdzić kuchnię, a ty sprawdź resztę tych szaf. Coś się może nam przydać - powiedział w końcu i wyszedł z pomieszczenia. Sharp coraz mniej wierzył w scenariusz w którym zostają w tych podziemiach do śmierci. Zbyt wiele systemów działało, na pewno da jakoś się otworzyć te drzwi.

Idąc w kierunku kuchni, westchnął cicho i pokręcił głową. Gdyby tylko była tutaj Blue, to by pewnie potrafiła wklepać coś w terminal i otworzyć drzwi bez tych idiotycznych poszukiwań.



Rain dotarła do punktu, w którym zdecydowała się zawrócić. Nawigacja do włazu byłaby ciężka, gdyby nie fakt, że znajdował się on w tym samym kierunku co obóz karawany. Którego płonące ognisko sprawiało, że w takich ciemnościach był widoczny z daleka.

Wyglądało na to, że pustynia opustoszała w nocy. Prócz owadów i okazjonalnych bliżej niezidentyfikowanych dźwięków, które obecne są praktycznie w każdym miejscu pustkowi, nic nie wychodziło poza ścianę ciemności i ciszy. Po chwili marszu, klacz z działem dotarła z powrotem do włazu. Nie miała jednak możliwości stwierdzenia, czy pod jej nieobecność ktoś z tego właśnie włazu wyszedł, czy może dwójka kucyków wciąż pozostawała w środku.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 153 gości