Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Iron wysłuchała słów Rainfall po czym westchnęła i wysupłała z juków 25 kapsli oraz puszkę piwa. Przełożyła swoja zapalniczkę do kurtki i pominęła takie rarytasy jak Robot, skarpetki, zabawki, gustowny i niecodzienny strój pokojówki oraz magazyn którego misją było spełniać potrzebę podziwiania natury w dziewiczym wydaniu. Natknęła się też na wygrabione książki ale obecność co ciekawszych lektur pozostawiła w tajemnicy, tak oto przesunęła lichą stertkę w stronę działonowej.

- Był ograbiony. Ale sprawny... - popatrzyła zmęczonym wzrokiem na klacz po czym stwierdziła że wymówki i łgarstwo opadły jej na jakiś niższy poziom tak więc krótko rzuciła - Nie pytaj. - Nagle odruchy nabyte kazały jej pomału, swobodnie wycofać się z wozu i zniknąć nie rzucając się w oczy, wykonała zamierzenie do połowy, przystanęła i rzuciła świadoma potencjalnej rozmowy z Rainfall - Jeśli masz zamiar zacząć pogawędkę, to to nie rozmowa na teraz. - ton wymowy był prawdopodobnie wystarczający do wygaszenia wszelkich chęci konwersacji na daną chwilę.

A potem po prostu sobie zszedła z wozu, rozglądnęła się na około i rozważyła poszukiwania miejsca tymczasowego spoczynku, rozglądnęła się mętnie jeszcze raz i stwierdziła że poziom jej zaszczucia i bycia suką skoczył niewyobrażalnie wysoko. "Mam na to wszystko wyjebane..." przemknęło jej przez myśli i straciła zainteresowanie wozami, zamiast tego przeniosła je na szukanie jakiejś ładnej samotni jednak nagły impuls mówiący "Jest noc do cholery" zmusił ją do kolejnej zmiany planów.

Ruszyła powolnym krokiem w stronę ogniska wertując w głowie wydarzenia z mijającego dnia, teoretycznie mimo kilku szokujących momentów to nie stało się nic wielkiego. "Chyba" pomyślała i klepnęła przy ognichu, "Home, Home again... I like to be here when i can"
Zasępiła się i z przekąsem stwierdziła że jej odwala. Nic nowego z resztą.
- Hej wam, złe wieści są takie że suka wróciła żywa. - rzuciła i zabrała się do przeglądania zawartości juków.

Boże ale to jest chujowe...
[Obrazek: cgnimLq.png]
Ogier skinął krótko głową na tekst o akcjach szpiegowskich. Opóźnienie spowodowane podziemiami i tak spowodowało już wystarczająco dużo problemów. Nie mogli sobie pozwolić na luksusy marnowania czasu na towarzyskie rozmówki i ploteczki. Miał dwa zmęczone kuce na wozie, które miały objąć wartę za parę godzin, kuca ze stajni bez żadnego doświadczenia bojowego, dwójkę najemników po traumatycznych przeżyciach nie mających go wiele więcej oraz Starweave, która była w dużej części niewiadomą. No i zebrę wraz z Blue.

Mając tylko taką mieszankę, odsyłał jedynego kuca co do którego wiedział, że jest doświadczona i może jej zaufać, na zwiady. Nie była to kompletnie jego decyzja, ale patrząc z czysto taktycznego punktu widzenia, mocno obniżał potencjał bojowy całej reszty karawany. A do walki w końcu dojdzie, nie było tu żadnych wątpliwości. Chyba czekać ich będzie szkolenie "stajennej" w korzystaniu z broni palnej. Pytanie tylko, kto to zrobi dobrze i przystępnie...

Otrząsnął się ze swoich myśli, przypominając sobie nagle, że wciąż jest z Blue, która ma zaraz wyruszyć na śmiertelnie niebezpieczną misję zwiadowczą wraz z ledwo poznaną zebrą. Medyk miał wrażenie, że Xanderowi można zaufać, że wykona swoją robotę, ale wciąż pozostawał podejrzliwy... I coraz mniej pewny, czy posyłanie go z Blue było dobrym pomysłem. Już nic nie mógł z tym zrobić. Najchętniej by poszedł z nią sam, ale nie był za dobry w skradaniu się, a ktoś musiał ogarnąć ten burdel tutaj.

Niebieska klacz w końcu się odezwała, używając dokładnie tego samego określenia na stan karawany.
Wychodziło też na to, że Blue w jakimś stopniu uważała Star za godną zaufania. Ogier wiedział, że jego przyjaciółka rzadko się w tej kwestii myliła, ale nie można było sobie pozwolić na natychmiastowe zakładanie, że granatowa klacz była jego sojusznikiem.

Uśmiechnął się na komentarz o White. Zastanawiał się, czy jednak może nie byłoby lepiej poszukać tego zaklęcia wytrzeźwiającego, ale zdecydował, że w tej chwili lepiej jest, żeby klacz doszła do świadomości "naturalnie". Z wielu względów.
- Jakoś sobie poradzę, Blue. Całe moje zmartwienie w tym, żeby jak najmniej gówna nas trafiło, kiedy granat wleci w szambo - powiedział z uśmiechem, udając pewność, której tak naprawdę nie było zbyt wiele. Po paru chwilach spojrzał poważnie na przyjaciółkę.

- Uważaj tam na siebie. Nie wiemy, kto tam dokładnie czeka. Nie spodziewają się was, więc zaskoczenie jest po naszej stronie... ale nie chciałbym, żeby cokolwiek ci się stało - powiedział, patrząc klaczy w oczy. Nie wiedział, czemu dodał do wypowiedzi ostatnie zdanie. Po prostu "powiedziało mu się".

Nie podobała mu się cała ta sytuacja. Powinni porwać jeden z wozów i uciec w bezpiecznym kierunku, zanim reszta się zorientuje. Tak byłoby najlepiej dla ich pary. Ale z drugiej strony nie powinni tak zostawiać reszty, zwłaszcza kuców, które nie miały szans same przetrwać na pustyni.
Ogier westchnął, spoglądając za siebie i patrząc po obozie. Osiem kucyków, z czego jeden to jeniec, a jeszcze trójka ledwo potrafi broń utrzymać. Jakoś tego nie widzę, pomyślał pesymistycznie kucyk.

Odwrócił wzrok ponownie ku Blue. Jedyny kucyk, na którym mu naprawdę zależało w grupie, a właśnie wybierała się z najniebezpieczniejszym zadaniem. No ale nikt inny nie mógł tego zrobić... a przynajmniej tak medyk próbował usprawiedliwić swój stosunkowy brak protestów.
- Powodzenia... uważaj na siebie - powiedział, uśmiechając się lekko. W uśmiechu nie było ani grama humoru, a jego oczy zdradzały, że martwił się o nią. Ale nie było sensu mówić nic więcej.



Nikt nie zauważył White stopniowo zmniejszającej częstotliwość brzdąkania na lutni. Nikt nie zwrócił też uwagi, gdy stopniowo zapadała w spokojny sen w swoim ciepłym miejscu obok ogniska, nikomu nie przeszkadzając i pozostając w błogiej nieświadomości świata zewnętrznego.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Dwadzieścia pięć kapsli, piwo i parę prawdopodobnie mało przydatnych książek. No chyba kurwa kpisz. Zaledwie kilka minut wcześniej twierdziła, że wyprawa "nie była bezowocna". "Był ograbiony, ale sprawny", stwierdziła popielata. Jakoś ciężko było w to uwierzyć.

Trudno ukryć, że w tym momencie ciemnoniebieską szarpnęła frustracja zmieszana z żalem. Po co komu była ta jebana wyprawa? Jak widać, albo po nic, albo panna "przenośna artyleria" została zwyczajnie wydymana. Panna "przenośna artyleria" bardzo nie lubi, kiedy ktoś zawodzi jej zaufanie. Inna sprawa, że owo zaufanie często jest przejawem skrajnej, dziecięcej wręcz naiwności, której sama klacz jest świadoma, aczkolwiek... Nie, nie ma aczkolwiek. Rain była po prostu głupia, ufając lokalnej ćpunce i jej obietnicom o skarbach. Mogła się domyślić, że nawet jeśli coś tam znajdzie, to raczej nie podzieli się z chęcią swojej towarzyszce.

Po chwili Iron zaczęła "dyskretnie" wycofywać się ze swojej pozycji na wagonie. To mogło oznaczać dwie rzeczy. Albo śmierdziała cała ta sprawa, albo sama Rainfall. Prawdopodobnie obydwie te rzeczy. Oskarżenia same cisnęły się jej na usta. Niebieski kucyk z działem u boku wpatrywał się prosto w głowę, na wysokość oczu mechaniczki, chcąc coś powiedzieć. Ta albo wyczuła zagrożenie, albo miała niewiarygodnie dobre wyczucie czasu, bowiem to wtedy, będąc tuż przy wyjściu z wozu, odwróciła się do niej i rzuciła, że nie czas na pogawędki. Przy czym ton, jakim to powiedziała, był tak odrzucający, że aż zachęcający.

W każdym razie popielata ćpunka od razu po tym wyszła z wozu, nie dając altyrerzystce się wypowiedzieć. Tak oto z 'powodzeniem' zakończył się quest "W głąb schronu". Nieopłacalny, czasochłonny, nudny. Teorytycznie mogła jeszcze wyjść, zaczepić... ale koniec końców uznała, że ma to w dupie. Iron kiedyś odczuje skutki ruchania innych w dupę... pomyślała, uprzednio prychając cicho i odwracając głowę w ciemny kąt wozu. W tym momencie praktycznie nie miała wątpliwości, że owa klacz coś przed nią ukryła i tą myślą praktycznie żyła przez cały czas... aż do snu, który z pewnością się jej przyda przed wartą. Właśnie! Warta. Mogłabym ją wtedy zaczepić, ale... jeeeebać to. Z tą myślą udała się do krainy niespokojnych, pustkowianych snów.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Xander siedział pod burtą wozu uspokajając swoje ciało i umysł za pomocą prostych technik relaksacyjnych. Siedział tak tylko przez chwilę ponieważ jego medytację przerwała trójka kucyków wchodzących do obozu. Z początku się spiął myśląc że mogą być to jacyś wrogowie, lecz gdy podeszli bliżej rozpozna ich kolory. Barwy pasowały do trzech brakujących członków karawany. Czyli zguba się odnalazła i wszyscy wracają bez uszczerbku fizycznego... Młodzik siedział jeszcze chwilę, po tym jak trzy kucyki weszły do wnętrza obozu, nasłuchując ewentualnych strzałów. Jednak niczego takiego nie usłyszał. Czyli to jednak oni... A to oznacza że najpewniej za chwilę będę musiał się zbierać i iść z Blue na zwiad... Powinienem zostawić gdzieś ten złom który mam... przecież nie będę go tam tachał ze sobą. Sharp mówił coś bym zostawił to po prostu na którymś z wozów. Dobrze więc, mam nadzieje że ten za mną jest akurat pusty.

Młoda zebra wstała otrzepując lekko swój płaszcz z piasku i podeszła do wejścia. Szybko przeszła przez barykadę ze skrzyń i niezauważenie czmychnęła do wnętrza wozu. Xander dał swoim oczom kilka sekund na zakomodowanie się. Gdy jego oczy się przyzwyczaiły do kompletnej ciemności rozejrzał się po wnętrzu. Było tam tylko parę skrzynek i trochę wolnej przestrzeni. Ogier podszedł pod ścianę naprzeciw wejścia i przy niej usiadł. Dobra, czas się rozpakować... Kilkoma ruchami odwiązał sznurek który miał pod szyją i ściągną z siebie całkowicie płaszcz, rozłożył go w miarę równo na podłodze i zaczął składać w kostkę. Następnie zdjął z pyszczka maskę hokejową i włożył ją między warstwy poskładanego materiału. Swoje przebranie odsuną nieco na bok, ściągnął z siebie juki i postawił je przed sobą. Przez chwilę w bezruchu jedynie się w nie wpatrywał. Wreszcie sięgną do torby ze złomem i wyciągnął z niej jedną z książek które już wcześniej tam włożył. Trzymał ją tak w kopycie przez jakiś czas, potem tylko delikatnie przetarł drugim kopytkiem okładkę i odłożył ją z powrotem. Ta... pamiątka. Tylko marzenie.

Juk ze złomem odsuną na boki i zabrał się za ostatni. Wysypał delikatnie jego zawartość na podłogę po czym na jego dno włożył swoje przebranie. Następnie zaczął wertować sprzęty który był na podłodze i wkładał je z powrotem do juków. Miksturki leczące, amunicja 9mm i 12g, zioła, woda, paczka prowiantu, jabłko, RadAwaye... dobra to mogę wziąć ze sobą. Granat EMP i magazynek z pięcioma nabojami Ppanc. to mogę zostawić. Nie przydadzą mi się do niczego. Czapka... biorę ze sobą. Po kolei pakował każdą rzecz do swoich toreb, kiedy skończył zapiął juk z najpotrzebniejszym sprzętem do uprzęży i wstał. Drugą torbę z pozostałymi rzeczami podniósł i położył w kącie wozu. Mam tylko nadzieje że nic mi nie zginie.

Xander podszedł do wyjścia z wozu i niemal nie zauważalnie rozchylił płachtę by móc zerknąć przez szparę. Rozejrzał się po wnętrzu obozu i cofną się od wejścia. Musiał bym mieć sporo szczęścia żeby wyskoczyć z wozu, przebiec przez barykadę i nie dać się zauważyć. Ale z moim szczęściem, to by mi się raczej nie udało. Sprawdźmy czy da rade stąd wyjść innym sposobem. Podszedł do zewnętrznej ściany wozu i kopytem dotkną materiału. Może jeśli bym go rozciął... Młodzik wyciągnął z rękawa jedno z ostrzy i wbił je w płachtę, następnie kilka razy ruszył ostrzem w tą i z powrotem by rozciąć materiał. Lecz jedynym efektem jaki osiągną było niewielkie pionowe rozdarcie.

Ech... Choler, to za długo by trwało. Za gruby materiał. Musze to zrobić jednak tradycyjnie przez wejście. Kurwa... Zebra schował ostrze i ponownie stanęła przy wejściu. Znów lekko odchylając materiał, zerkną na to co się dzieje wewnątrz obozu. Potem zerkną jeszcze na wyjście z obozu będące tuż obok. Dobra... muszę to zrobić bardzo szybko i odbiec kawałek od obozowiska... Ok, noto na: 3... 2... 1... Ogier dwoma szybkimi susami zeskoczył z wozu i wskoczył w ciemność za barykadą obozu. Tam na chwile się zatrzymał, by się rozejrzeć. Szybko odnalazł wzrokiem najbliższy kamień i bez większego namysłu ruszył szybszym kłusem w jego stronę.

Kiedy Xander znalazł się przy wcześnie upatrzonym głazie, schował się za nim, przyglądając się teraz niemal z potrojoną uwagą na obóz. Oby nikt mnie wtedy nie zauważył Ostrożnie wyciągną ze swojej torby czapkę z daszkiem i założył ją na głowę nie odrywając oczu od obozu.

<Post był ustalany z GM'em>
Jakoś sobie poradzę... Blue wierzyła słowom przyjaciela. Wiedziała że jest on zdolny zapanować nad tym burdelem. Ale nawet to, nie poprawiało jej humoru. Właśnie miała zostawić jednego ze swoich najlepszych przyjaciół, samego z bandą debili. Mogła mieć tylko nadzieje, że nic się mu tu za bardzo nie posypie. Obserwowała ona, jak przyjaciel rozgląda się po obozie, analizuje sytuacje. Widać było po nim że jemu też się to wszystko nie podoba. Odwracając wzrok, spojrzał się on z powrotem na nią.
- Powodzenia... uważaj na siebie. - powiedział do niej, na co ona się do niego uśmiechnęła.

- Ja sobie dam radę. Tylko żebyś ty tu był jak wrócę bo sama sobie nie poradzę z tą butelką. - odpowiedziała ona przyjacielowi – A teraz, chyba już czas na mnie, a muszę jeszcze znaleźć naszego zamaskowanego przyjaciela i zamienić z nim kilka słów. - co ona mogła więcej zrobić, nie miała ochoty go zostawiać samego, miała za to ochotę go przytulić i nie puszczać. Ruszając powoli przed siebie, zrobiła ona kilka kroków po czym się zatrzymała i z powrotem spojrzała na niego.

-Sharpi, powodzenia. Widzimy się za jakiś czas. - powiedziała po czym znowu ruszyła w kierunku znacznika na EFSie.

Poszukiwania Xandera nie trwały długo. Ciężko jest nie znaleźć czegoś co jest oznaczone gigantycznym celownikiem. Podchodząc do niego, spodziewała się zamaskowanej postaci, a zobaczyła coś całkiem innego. Za skałą stała zebra w czapce obserwują z ukrycia obóz. Blue była pewna że on ją zauważył jak do niego podchodziła więc nawet nie próbowała zwróci jego uwagi na siebie.

Zatrzymując się przy nim, Blue usiadła na ziemi spuszczając wzrok na ziemie. Przez głowę przelatywało jej zdecydowanie za dużo myśli wliczając w to wszystko co może pójść źle w obozie pod jej nieobecność. Podnosząc na chwile wzrok do góry, spojrzała się na Xandera po czym szybko opuściła go z powrotem na ziemie gdyż dodatkowo przypomniała się jej ich poprzednia rozmowa, która nie zakończyła się chyba najlepiej.

-Xander... - zaczęła mówić po czym się zatrzymała zastanawiając się co dalej mówić – Co do naszej wcześniejszej rozmowy. Chciałam się przeprosić. Powiedziałam w jej trakcie rzeczy których nie powinnam, których nikt nigdy nie powinien mówić. Wiem że teraz może być już za późno, że możesz mnie nienawidzić, i się wcale nie będę temu dziwić. Ale nadal. Przepraszam cię Xander, że zachowałam się jak ostatnia kurwa.
[Obrazek: signature.php]
Xander stał za skałą, obserwując obóz. Po chwili z owego wyszedł jakiś kucyk. Cholera, czy ktoś mnie zauważył jak wyskakiwałem z wozu? Kucyk ten jednak nie zachowywał się tak, jak gdyby zobaczył coś dziwnego i teraz się za tym rozglądał. Kucyk ten szedł prosto w jego stronę. Przez to po plecach ogiera przebiegł dreszcz podenerwowania. Z każdą sekundą kucyk był coraz bliżej, pomimo niepokoju który to w nim wywoływało, sprawiło też że rozpoznał kolor owego kuca. A... To Blue. Chwilka... Skąd ona do cholery wiedziała gdzie mnie szukać?! Nawet jeśli widziała mnie jak wyskakiwałem, to nie możliwe by tak szybko mnie zobaczyła. Więc jak? Wiedza iż tym kucykiem była jego towarzyszka w zadaniu uspokoiła go wyłącznie na chwilkę. Ponieważ podenerwowanie i strach zostały zastąpione przez niechęć i agresje.

Niebieska klacz podeszła do młodzika tak jak gdyby nigdy nic i najzwyczajniej w świecie sobie koło niego siadła. Nawet na niego nie patrzyła, spojrzała tylko i szybko uciekła wzrokiem w ziemię. O, czyli co? Teraz jestem niegodny byś nawet na mnie spojrzała...? Świetnie... Jednak jego myśli przerwało coś czego się nie spodziewał. Były to przeprosiny, klacz przeprosiła go za to co powiedziała. Oh, więc teraz coś cię tknęło i czujesz się źle...? I dobrze, powinnaś. Przynajmniej mogła byś mi spojrzeć w oczy. Czyli tak nie do końca ci zależy... Xander jedynie fuknął, szybko wypuszczając powietrze nosem. Zbył przeprosiny klacz tylko dłuższą chwilą ciszy, specjalnie odwracając od niej wzrok.

Młody ogier w końcu przerwał cisze całkowicie pomijając temat jej przeprosin i skupiając się na poprzedniej swojej myśli. - Hmm... Całkiem ciekawe, co? Siedzę sobie za kamieniem, za waszym obozem, w ciemności... I wychodzisz ty. Nie rozglądasz się ni nic i prosto, jak strzała, idziesz w moim kierunku... Całkiem tak jak gdybyś od razu wiedziała dokładnie gdzie jestem... Całkiem ciekawe? - Nawet na sekundę nie spojrzał na klacz kiedy mówił, a jego głos był zobojętniały. Mówił tak jak gdyby się nic nie stało. Musiał walczyć z nienawiścią do klacz którą teraz w nim była, lecz wreszcie dał jej lekki upust. Spojrzał prosto na Blue i agresywnie wycedził przez zęby. - W ogóle mi się to nie podoba!

Xander znowu zamilkł na chwile, chwile którą wykorzystał by się nieco uspokoić. Popatrzył jeszcze na obóz, ostatni raz sprawdzając czy ktoś więcej z niego nie wychodzi. Następnie odszedł od swojego kamienia i staną na wprost niebieskiej klacz. Staną blisko, niemal pyszczek w pyszczek. - Posłuchaj... Idziesz pierwsza, nie mam zamiaru mieć kucyka za plecami, zwłaszcza kiedy mamy być sam na sam... - Mówił w miarę spokojnym i opanowanym głosem, lecz potem przeszedł w bardziej agresywny ton. - Chce mieć to z głowy i by ta misja minęła w "ciszy" i względnym spokoju... Więc pysk na kłódkę... swoje już powiedziałaś. - Ostatnie zdanie wypowiedział już przez zęby. Po tym jak skończył, odszedł kilka kroków od klacz i rzucił jej lodowate spojrzenie mówiące: "Idziesz?"
Dźwięki dobiegające z lutni nagle ucichły całkowicie. Starweave momentalnie rzuciła swoje spojrzenie w kierunku White, aby przekonać się, że ta najzwyczajniej w świecie zasnęła. ”W końcu...” Pomyślała klacz zadowolona, że będzie mogła w znacznie lepszym spokoju spożyć następną konserwę. Tym razem wybrała warzywną, tak dla odmiany. Pozostałe dwie natomiast, nieznacznie odsunęła od ogniska za pomocą swojej telekinezy, aby nie zagrzały się za bardzo. Po chwili mocowania wieczko od puszki z mieszanką warzywną ustąpiło całkowicie. Błoga cisza i spokój nie trwała niestety zbyt długo, przerwana przez nagłe przybycie Iron.

Starweave nie byłą na nią jakoś szczególnie zła za całokształt. Owszem zdawała sobie sprawę, że Iron zachowała się bardzo nieodpowiedzialnie, przy okazji ryzykując życie innych kucyków i do tego jeszcze wystawiając resztę obozu na niebezpieczeństwo. Nie miała jednak ani weny, ani ochoty udzielać jej tu teraz reprymendy. Tym bardziej, że została nieco zaskoczona tonem jak i wypowiedzią popielatej klaczy.

- Hej wam, złe wieści są takie że suka wróciła żywa. - Rzuciła Iron po czym zabrała się do grzebania w swoich jukach. Star mogła wywnioskować z tego tylko tyle, że klacz prawdopodobnie się naćpała, miała jakieś problemy nastrojowe i najpewniej nieźle była na coś wkurwiona.

- Ciszej Iron. – Powiedziała półszeptem atramentowa. – White już śpi. – Wskazała kopytkiem na szarobiałą klacz po drugiej stronie ogniska, mając nadzieję, że to trochę odwiedzie popielatą od bardziej gwałtownych zachowań. Odczekała chwilę kosztując w tym czasie swojej mieszanki warzywnej. W końcu przełknęła i zadała kolejne pytanie tonem możliwie jak najbardziej łagodnym, uważnie obserwując popielatą. – Czy wszystko w porządku? Gdzie byliście?

Blue nie była pewna nawet, czego się spodziewała od Xandera, ale jego podejście na pewno jej nie zdziwiło. Wiedziała że nabroiła poprzednią rozmową tak bardzo że zwykłe przeprosiny nie wystarczą. Gdyby ktoś wyjechał do niej takim tekstem, też by mu nie wybaczyła. Miała tylko nadzieje, że powstrzymają one go od odstrzelenia jej łba. Widać było po nim, że chce tylko wykonać misje na którą się wcześniej zgodził i mieć już to wszystko z głowy i udać się w swoją stronę. I Blue nie planowała mu w tym przeszkodzić, napsuła już dostatecznie dużo.

Podnosząc się z ziemi, zamknęła oczy i wyświetliła na EFSie mapę świata. Ilość informacji jakie przekazał jej Hilo była strasznie mała ale przynajmniej wiedziała w którym kierunku się poruszać i co może ją czekać na miejscu. Zamykając mapę podeszłą do zebry stając obok niej i patrząc się na północ.

- Według informacji które udzielił mi nasz gość, parę godzin drogi stąd jest rozwidlenie na którym musimy skręcić w prawo. Jego osada ma się znajdować niewiele dalej. Myślę że jak będziemy się poruszać w miarę sprawnie może uda się nam skrócić ten czas i dotrzeć tam jeszcze gdy będzie ciemno.

Rozglądając się po pustkowiach dookoła, Blue wpatrywała się w ciemność która ją otaczała, po czym włączyła noktowizor i poczekała aż jej oczy złapią ostrość. Gdy tylko jej wzrok się wyostrzył, odwróciła ona głowę do Xandera i spojrzała mu prosto w oczy, wiedząc przy tym że tamten na pewno w tym momencie zauważy jak jej oczy się świecą.

- Myślisz Xander, że dasz rade za mną nadążyć? - zapytała się zebry po czym nie czekając na odpowiedź, ruszyła truchtem w kierunku północy.
[Obrazek: signature.php]
Xander nie musiał długo czekać by niebieska klacz się ruszyła. Stanęła ona obok spoglądając gdzieś w ciemność i udzielając mu szczątkowych informacji o ich misji. Wysłuchał on słów Blue w milczeniu i z nieukrywanym grymasem gniewu na pysku. Klacz jednorożca jeszcze przez chwilę rozglądała się, po czym spojrzała młodzikowi prosto w oczy. Takiego widoku nie spodziewał się nawet w najgorszych koszmarach. Futro na całym grzbiecie niemal od razu mu się zjeżyło. Cofną się, przybierając już automatycznie pozycję obronną. Dodatkowo tylko niemym ruchem pyszczka zawtórował swoje myśli. Co do kurwy nędzy!? Nie było to spowodowane spojrzeniem jakim klacz na niego rzuciła. Były to same jej oczy, które świeciły teraz lekkim zielonkawym światłem.

Kurwa... Przerażające jak cholera. Prawie tak samo jak zobaczyć zieloną poświatę w starych podziemiach. Nie całkiem kucyk, tak...? Kurwa nie dziwię się że ktoś chciał ją ukatrupić jak mu wyjechała z czymś takim... No ale jeśli ktoś chciał cię załatwić we śnie to albo był totalnym chujem... Albo masz coś jeszcze w zanadrzu... Młodzika z jego myśli wyrwało kolejne pytanie które zadała mu Blue i na które nie musiał na szczęście odpowiadać. Klacz ruszyła, młody ogier natomiast wyprostował się i wzdrygną, by pozbyć się nieprzyjemnego napięcia z grzbietu. Następnie wyciągną z kieszeni kurtki jedną słuchawkę, włożył ją do ucha i wcisną odtwórz. - Zapowiada się zajebiście... Kurwa. - Wymamrotał pod nosem i pobiegł za klacz, słuchając przy okazji losowo odtwarzających się utworów.
Dwie postaci, klacz jednorożca i ogier zebry, udały się powolnym krokiem w ciemność. Czekała ich niebezpieczna misja, ale między nimi a celem leżały całe kilometry pustyni. Co oznaczało długą marszrutę. Na całe ich szczęście, zarówno kucyki jak i zebry były zbudowane, by przebywać dalekie dystanse za pomocą jedynie swoich kopyt. Fakt, że teren był nieznany, a noc ciemna, był pewną przeszkodą, ale przynajmniej prowadząca była wyposażona na taką okazję.

Po krótkiej chwili byli już niewidoczni z obozu. Dla nich ognisko obozu będzie widoczne jeszcze długo, ale już teraz byli zdani tylko na siebie.



Po pożegnaniu z Blue, medyk odwrócił się w kierunku ogniska... i tak zatrzymał się w miejscu, dając sobie czas na ponowne przemyślenie sytuacji. Była zła, ale bywał już w gorszych. Mieli realne szanse powodzenia, jeżeli tylko uda mu się cały konwój doprowadzić do celu. Westchnął cicho. Nie było sensu dalej rozważać wielokrotnie już przemyślanej sytuacji i zamęczać się jeszcze bardziej.

Ogier spojrzał w kierunku, w którym zniknęła Blue. Nie mógł nawet określić słowami jak bardzo nie podobało mu się wysyłanie jej samej z tą zebrą. Owszem, wydawał się szczery w rozmowie. Był młody i wydawało się, że chce się na coś przydać... ale coś go w całej sprawie niepokoiło. Ufał, że klacz poradzi sobie z tym wszystkim - wszak miała więcej doświadczenia w podobnych kwestiach niż ktokolwiek inny w karawanie.

Kucyk podszedł do ogniska. Klacz ze stajni widać zasnęła, co było jedynie pozytywem tej nocy. Może się obudzi rano i faktycznie do czegoś przyda.
Iron tu była, koło Starweave. Ta pierwsza powinna iść spać, a z tą drugą miał pełnić wartę.

Gdy dotarł na dystans normalnej rozmowy, spojrzał na Iron i zaczął mówić:
- Doradzałbym iść spać, obejmujecie wartę za parę godzin. - zwrócił wzrok na Starweave, zajętą pochłanianiem jakiejś konserwy - obejmujemy pierwszą wartę, dokończ to i dogaszamy ognisko - dodał.

Już to, że ognisko paliło się tak późno w nocy nakierowywało go na tok myślenia, że tylko on myślał jakkolwiek o bezpieczeństwie obozu.
Spojrzał na White, śpiącą sobie spokojnie w swoim kombinezonie, w cieple ogniska. Trzeba będzie ją czymś przykryć, stwierdził ogier. Noce potrafiły być zimne, a nie wiedział, na ile ten kombinezon potrafi utrzymać temperaturę. Nie wyglądał na zbyt gruby, ale kto tam wie te technologiczne cuda ze Stajni...
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 138 gości