Ocena wątku:
  • 4 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii 2.0
Gdy tylko ogier rzucił broń i zaczął się oddalać Blue wiedziała że ma teraz szanse to zakończyć. Trzeba tylko było podejść do tamtej i ją rozbroić co zdecydowanie ułatwiało to że była ona aktualnie zajęta strzelaniem do swojego byłego kompana. Podejście do niej gdy wszystkie odgłosy zagłuszały jej wystrzały nie powinno być problemem, potem pozostaje ją tylko walnąć ją w róg by straciła panowanie nad bronią, szybkie przechwycenie karabinu i wszyscy są szczęśliwi.

Mając ten zarys szalonego planu Blue postanowiła go wprowadzić w życie szybko przetaczając się na lewą stronę pnia po drodze przeskakując nad zwiniętą w kłębek trójnogą klaczą, wyszła ona za zasłony ruszając w kierunku powalonego kucyka cały czas trzymając przy sobie gotowy do strzału rewolwer.
[Obrazek: signature.php]
Odpowiedz
Iron wetknęła głowę do wozu i opanowanym ale naciskającym i rozkazującym głosem zaczęła mówić do chyba niekoniecznie kontaktującej jeszcze White - Wstawaj, masz pozbierać swoją cholerną dupę. Potem albo zawiniesz swój piękny tyłeczek na zewnątrz i dojdziesz do siebie... w każdym razie albo się doprowadzisz do stanu używalności albo sama cię stąd wywlekę i do takowego doprowadzę. - stopniowo odsłaniała płachtę wpuszczając coraz więcej i więcej światła - Tego byś raczej nie chciała, w każdym razie nie chciałabyś bym to ja bawiła się w twojego CO.

Odgarnęła wreszcie pomału płachtę i jakoś ją zamocowała by nie opadła, zaczekała jakieś 10 minut chyba tylko po to by popatrzyć czy White żyje i czy ma zamiar oderwać się od podłoża i znów być wesołym, małym jednorożcem z ukulele po czym ruszyła w stronę ogniska na odchodnym dodając - Rusz się bo inaczej Sarenka będzie zła.

Gdy podążała do ogniska uśmiechała się kącikiem ust na myśl o tym jak głupia była White a także z tego powodu że prawdopodobnie, przy odrobinie szczęścia jej życie alkoholowe legnie w gruzach, będzie widzieć jak towarzycho* dobrze bawi się barowymi opowieściami napędzanymi przez fantazję i trunek. Coś czego ona nigdy więcej nie wypije, nie dołączy do tego towarzycha gotowego bronić burdelu tylko dlatego że jest w nim co pić i pieprzyć.

Klacz dotarła do ogniska i przysiadła się w swoje dawne miejsce nęcona chęcią gry na harmonijce co jak zauważyła stawało się jej jednym z ulubionych zajęć.

*Mowa tu o każdym barowym towarzystwie, nie o naszej grupce. Chyba. (wszyscy dobrze wiemy jak ważnym i strategicznym miejscem jest burdel więc to może być o nas mowa)
[Obrazek: cgnimLq.png]
Odpowiedz
Blue ruszyła do ataku na ostatnią członkinię ekipy, która ruszyła za nią z wioski. Klacz była osłabiona i bliska śmierci, ale wciąż zdeterminowana. A od osłony zza której wybiegł niebieski anioł śmierci dzielił ją mały kawałek.

Jej wzrok powoli tracił ostrość na tym dystansie, ale ostatnim zrywem energii magicznej odwróciła karabin i wystrzeliła, niemalże na oślep. Pocisk przeszył powietrze, w końcu znajdując swój cel i rozdzierając skórę na policzku niebieskiego jednorożca. Po czym kontynuował swój lot, by w końcu efektownie zrykoszetować od jednego z głazów i wpaść w piach.

Pocisk nie wyrządził Blue większej szkody. Zdołała ona dopaść przeciwnika, wyrwać jej karabin z telekinezy i wycelować jej prosto między oczy.
Widziała błysk przerażenia w oczach i tak wykrwawiającego się kucyka. W rogu jednego oka jeszcze nie tak dawno tak pewnej siebie klaczy pojawiła się łza. Łza świadomości tego, co miało nadejść. Lecz jej duma nie pozwalała jej błagać o życie.

Jej mózg zatrzymał się na chwilę gdy okazało się, że nie musiała. Tajemnicza niebieska klacz tylko spojrzała się na nią, po czym schowała jej karabin do swoich juków i położyła przy kopytach krwawiącego kucyka miksturę leczniczą. Niewystarczającą, by przywrócić ją do pełnego zdrowia, ale i tak ratującą życie i mogącą umożliwić jej powrót do osady.

Leżąca klacz zamrugała gwałtownie, kompletnie zaskoczona. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyła u tajemniczego kucyka było świecące się na krwistoczerwony kolor prawe oko, wpatrujące się, wwiercające się w nią.
Potem niebieski kucyk odszedł bez słowa, pozostawiając ją wraz z miksturą leczniczą. Po drodze podniosła tylko w swoje pole telekinetyczne pistolet maszynowy uciekającego w stronę wioski ogiera i, po rozładowaniu, schowała do juków. Szybkie spojrzenie w kierunku strzelby trzeciego kucyka ujawniło, że kompletnie nie nadawała się ona do użytku.

Blue ruszyła za osłonę, chowając się przed wzrokiem rannej klaczy i pochylając się nad drugą ranną klaczą, tym razem podchodzącą do sprawy z nieco mniejszą godnością... a na pewno z mniejszą ilością strzelania na oślep do wszystkich. Klacz opatrzyła i pocieszyła trójnogą, zapewniając zapłakanego kucyka, że wszystko się jakoś ułoży. Jej obrażenia nie były poważne, już sama Blue doznała poważniejszych, ale nie przeszkodziło jej to w opatrzeniu niepełnosprawnej.

A potem ruszyły w pustynię, podążając za pewną niosącą jeńca zebrą. Czekał ich długi marsz przez pustynię, ale wiedzieli jedno: udało im się.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Odpowiedz
Klacz z działem obróciła dość szybko głowę w stroną ogiera, z którym rozmawiała dosłownie kilka minut temu. Uradowana wieścią, że konserwy są wspólnotą wszystkich kucyków w karawanie sięgnęła po jedną z otwartych puszek, napawając się przez chwilkę samym zapachem dwustuletniego posiłku. A potem zaczęła szamać ze smakiem.

Dość szybko zawartość konserwy znikła, pozostawiając tylko trudno dostępne resztki w kątach. W takich moment zazdrościła jednorożcom ich niezwykle pożytecznej magii, dzięki której sięgniecie po wyjątkowo upierdliwego brokuła nie byłoby większym problemem. Z westchnieniem odłożyła puszkę na bok i zaczęła rozmyślać o tym, jak będzie wyglądała podróż. Drogą dedukcji dość szybko uświadomiła sobie, że ciągnięcie wozu wyładowanego po brzegi skrzyniami nie będzie należało do najprostszych zadań, a zawieszony u boku minigun z pewnością tego zadania nie ułatwi. A to oznacza, że podczas drogi Rainfall sama w sobie będzie bezbronna, bo taszczenie wszystkiego naraz nie wchodziło w grę podczas dalekich podróży. Może Iron jeszcze by się udało, bo ona miała swoje nieco lżejsze bronie... ale ciemnoniebieska miałaby watpliwą siłę ognia i brak jakiejkolwiek obrony.

To zaś oznaczało albo pójście na sam przód karawany bez kompletnie żadnego uzbrojenia, albo...

-Sharp, - zaczęła dość głośno Rain. - Jest sprawa. Wiem, że umarło parę brahminów i będziemy musiały z Iron ciągnąć wozy. A że nie wyobrażam sobie robienia tego z Potworkiem na grzbiecie. Dlatego oczekuję, że załatwisz nam tam jakąś obstawę w razie gdyby kolejni bandyci zechcieli nas zaatakować.

<Post jeszcze do uzgodnienia z Asdamem, może w nim nastąpić parę poprawek, zwłaszcza w ostatnim fragmencie>
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Odpowiedz
- Dobra... plan jest taki: Spróbujemy wyważyć te drzwi. Jeżeli nie wypadną a tylko wyrwie się zamek, to wyjdzie na plus. Łańcuchy nie sięgają do drzwi, prawda? Więc po wyważeniu ich będziemy udawać, że to nie my i że wciąż jesteśmy w łańcuchach. Wiadomo, to ryzykowne, ale co mamy zrobić? - stwierdziła rzeczowo i pewnie siebie. - Ostatecznie... Mam pewne zaklęcie które mnie ukryje... Możecie odgrywać niewinnych i powiedzieć że uciekłam a gdy strażnicy pobiegną mnie szukać ja pozbędę się takiego co go zostawią by was pilnował. Tylko musielibyście udawać, że wasze obroże są wciąż zatrzaśnięte... Bo ja wiem, włóżcie spinki w zamki by je zakleszczyć?

Stwierdziłą i strzeliła karkiem na lewo i prawo. Och jakaż to była cudowna ulga.

- A po wszystkim zapewnie wam nagrodę za pomoc. Zobaczycie, będzie bosko...
Odpowiedz
Klacz spoglądała na April, analizując podany plan i szukając w nim słabych punktów. Planowanie ucieczek z kopyt łowców niewolników nie było jej specjalnością, ale musiała coś zrobić... zwłaszcza, że Picky nie wydawał się skory do uczestniczenia w czymkolwiek. Ogier położył się w tym samym rogu do którego był przykuty jeszcze chwilę temu, spoglądając na obie klacze dyskutujące samobójczy, w jego opinii, plan.

- Chyba nie mamy innej opcji... - zaczęła klacz. Nie do końca udało jej się ukryć fakt, że wdzięczna była za to, że najbardziej będzie ryzykowała April - Picky, uda się jakoś te obroże zatrzasnąć bez zamykania? - spojrzała na trzeciego kucyka.

- Możemy je obrócić tak, żeby nie było widać zamków... nie wiem jak mielibyśmy uniknąć ponownego zamknięcia - odpowiedział ogier, nie ruszając się ze swojego miejsca.

Para poszukiwaczy zignorowała komentarz April dotyczący 'nagrody'.



Posiłek medyka został przerwany. I to nie raz. Najpierw przez Iron, która stwierdziła, że ogier jest sarenką. Medyk uznał, że musiała coś dodać do swojej konserwy i zdecydował się nie komentować tematu.

Po czym klacz kuca ziemnego rzuciła domowej konstrukcji granat dźwiękowy prosto do wozu na którym spała skacowana klacz ze Stajni. Naprawdę nie powinien jej na to pozwalać... ale nie mogli White chronić cały czas przed konsekwencjami kompletnego braku pilnowania się. Musiała nauczyć się dbać o siebie. A lepiej, żeby z zaskoczenia obudziła ją puszka ze śrubkami niż grupa raiderów albo głodny mutant. Dlatego też ogier zignorował małą 'wycieczkę' klaczy.

Trzecia sytuacja wymagała już jego odpowiedzi. Nie chciał poruszać tego tematu przy śniadaniu, ale wyglądało na to, że będzie musiał przedstawić klaczom fakty tu i teraz. Poczekał, aż Iron wróci w okolicę ogniska i zaczął mówić.
- Ktoś będzie ten wóz musiał ciągnąć. Wy się najbardziej do tego nadajecie. Nie powinno wam to sprawić problemu we dwie. Owszem, będziesz musiała zdjąć swoją broń, bo i tak nie założymy uprzęży jeżeli zostaniesz w siodle - zatrzymał się na chwilę, aby reszta mogła przyswoić sobie informacje. Nie było sensu w ukrywaniu prawdy przed nimi. Zwłaszcza, że nie byli na tyle głupi, żeby się nie domyślić rzeczy oczywistych.
- Damy ci zapasową broń i zapewnimy ochronę wozu, tak samo jak reszty - kontynuował - Nikt nie będzie maszerował sam i nie damy się znowu zaskoczyć, ale nie dostaniecie armii za obstawę, bo jest nas po prostu za mało - zakończył Sharp, rozglądając się po zgromadzonych. Mówiąc o 'zapasowej broni', kierował swe słowa jedynie do Rain. Podejrzewał, że Iron ma coś na podobną okazję przygotowanego... a jak będzie chciała coś dodatkowego, to będzie musiała poprosić.

Rozmowa miała jeden pozytywny aspekt: powstrzymywała jego myśli od skręcenia ponownie na tor zamartwiania się o zwiadowców. Jednorożec westchnął w duchu, cudem powstrzymując się od ponownego spojrzenia na pustynię.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Odpowiedz
- NO! No to sprawa załatwiona. Wiemy już co i jak. Więc w razie czego, ja zniknę i będziecie przestraszeni że jestem "potworem wcielonym" i że sama wywaliłam te drzwi. Jak zostanie tylko jeden by was przypilnować to go zabiję - Ustawiła się tyłem do drzwi i przygotowała do kopnięcia ich. - No, pomożecie, co nie? Taki silny ogier na pewno nie zawiedzie dwóch klaczy co pokładają w nim nadzieję, nie?
Odpowiedz
Starweave usiadła przy ognisku, przez pierwszą chwilę siedząc cicho. Wciąż była jeszcze trochę speszona, ale luźna atmosfera i swobodna rozmowa reszty kucyków, szybko przywróciły jej pewność siebie. Proste „dziękuje” wraz z kiwnięciem głową było wszystkim, co otrzymała Iron w zamian za zwrot SMG. Klacz dokładnie przyjrzała się swojej broni, lecz nie mogła się dopatrzeć jakichkolwiek zmian. Naturalnie poza tymi, że jej powierzchnia była teraz prawie całkowicie czysta. Dopiero teraz sprawdziła stan magazynka, zabezpieczenie, oraz tryb prowadzonego ognia. Dobrze znała swoją broń. Schowała ją do kabury na tylnej nodze, zapinając i sprawdzając czy dobrze się trzyma.

Starweave widziała i zdołała spamiętać wiele rodzajów uzbrojenia. Nauczyła się oceniać ich stan, poziom zużycia, wydajność kryształów, jakość wykonania i wiele innych cech. Głównie poprzez przekazywanie ich z kopyt do kopytek, lub jak to częściej bywało z juków do juków. Ale to by było na tyle jeśli chodzi o broń. Wiele jej rodzajów rządziło się tymi samymi zasadami. Spust, przeładowanie, magazynek, celownik na górze. W cale to jednak nie pomagało ciemnogranatowej klaczy w ich obsłudze. Która to niezależnie czy trzymała w pyszczku swoje SMG, czy też dzierżyła jakąkolwiek inną broń, była po prostu dupą.

Star ze zdziwieniem spoglądała to na Sharpa, to na Iron, która nazwała medyka „Sarenką.” Klacz nie miała do końca pojęcia, co mogła mieć ona na myśli. Ani dlaczego Sharp maiłby mieć coś wspólnego z sarenkami. Ze swojej stajennej edukacji, Sarenki spamiętała jako coś słodkiego i uroczego. To też jedyna myśl która ja naszła, to to, że Iron w jakiś sposób się do niego zaleca. ”O boginie, weźcie ją już zabierzcie do siebie.”

Kolejnym interesującym zachowaniem z „cyklu życia dzikiej Iron,” była jej sztuczka z puszką przy jednym z wozów. Po tym jak rozległa się donośny hałas, a popielata zaczęła się wydzierać na White, atramentowej nie zajęło wiele czasu dodawanie dwa do dwóch. [i]”Witaj na Pustkowiach White.„[i] Rzuciła w myślach, kiedy to do jej uszu doleciał zapach ciepłego posiłku. Bez zastanowienia zaczęła wypatrywać swojej pozostawionej tu jakąś chwilę temu, konserwy z kremem sianowym. Którego to smak bardzo pragnęła sobie ona przypomnieć.

- Możemy je przydzielić na ostatni wóz i załadować go mniej, lub dać lżejszy ładunek. – Wtrąciła się Starweave patrząc na Sharpa. – Jest też inne wyjście. Możemy także go tu zostawić i rozdzielić skrzynie na pozostałe trzy wozy. Bhrahminy pociągną, tyle że będziemy mniej miejsca do spania. – Spojrzała po Rainfall i Iron, po czym zaczął mówić dalej. – Według mnie to najlepsza opcja. Ciągnąc wozy, kucyki ziemne będą miały kiepskie szanse w przypadku nagłego ataku. Nie ma mowy aby same zdołają się szybko odpiąć i zająć pozycję. Zrobią za żywe tarcze. Widziałeś co zostało z tamtych Bhrahminów? – Spojrzała z powrotem na Sharpa.

Odpowiedz
Maksim przeszedł na drugi koniec wiaty, po czym ruszył wzdłuż budynku w stronę góry. Gdy był już przy ścianie na tyłach, wygiął wieszak w ten sposób by w jego obwodzie zmieściła się głowa kucyka.

„Mam nadzieję, że strażnik jest bardziej zaaferowany zamieszaniem po drugiej stronie wioski, niż skutymi więźniami. Ostatecznie, jeśli z drugiej strony jest takie zamieszanie, to prawdopodobieństwo, że konspirantka również się tam znajduje, jest ogromne. Może potrzebuje pomocy?” – pomyślał, po czym wychylił się za rogu w stronę placu, analizując sytuację i próbując skupić wzrok na strażniku.

Ogier postara się znaleźć drogę, która będzie zapewniać największe prawdopodobieństwo dostania się do więźniów niezauważonym. Ustali również pozycję strażnika i czy ów rozgląda się. Jeśli nie, oraz nie będzie spoglądał na możliwą trasę Żelaznookiego i samych więźniów, ten wyruszy, ale jeśli wszystko będzie wskazywało na to, że strażnik jednak dokładnie widzi, co się dzieje na placu, zaniecha tej próby i po prostu żuci się w wir wydarzeń:

a) Maksim ma możliwość by podkraść się do więźniów, więc wyciąga z kamizelki brzeszczot i trzymając go w ustach zdejmuje z siebie kapelusz i kamizelkę. Rzeczy zostawia pod ścianą budynku od strony wzgórza i gdy jest już całkowicie nagi, zawiesza wieszak na swoim pyszczku tuż za nosem, następnie tak przygotowany, wyrusza zrealizować swój plan.

Po dostaniu się do celu, przycupnie przy więźniach tak, by nie zwrócić na siebie uwagi przez brak łańcuchów, oraz upuści brzeszczot i wieszak chowając te rzeczy przed wzrokiem klawisza. W tym czasie, w przypadku zauważenia go przez więźniów, postara się gestem złożenia ust i kiwaniem głowy, by zniewoleni zachowali spokój, a gdy stanie się to jeszcze przed wtopieniem w tłum, postara się by przy tym nie upuścić brzeszczotu.

W momencie, gdy wszystko tak czy siak, weźmie w łeb, mając wciąż strażnika na dystans, będzie kontynuował działanie według punktu „b”, pomijając oczywiście kwestię ekwipunku.

b) Maksim nie ma możliwości podkradnięcia się do więźniów, więc ów wybiega na plac w pełni ubrany, z brzeszczotem w pysku i wieszakiem na nim, po czym wciąż mając strażnika na dystans. >Podbiegnie dostatecznie blisko, by krótkim zarzuceniem głowy posłać brzeszczot wśród więźniów, cofając głowę i unosząc koniec pyska, natychmiast po wypuszczeniu go z ust, tak by spróbować zachować wieszak.

Następnie pobiegnie w kierunku zamieszania od strony wzgórza, by w razie czego móc po prostu zacząć uciekać poza wioskę, oglądając się kilka razy kątem oka za siebie i mając nadzieję, że strażnik nie opuści pilnowanego miejsca, lecz jeśli zacznie zagłębiać się w tłum szukając tego, co wrzucił wśród więźniów, zawróci, by zmotywować ich do rozprawienia się z nim z jego pomocą.
I like my victims like I like my coffee... in the butt!
Odpowiedz
Żona Picky'ego spojrzała na April, po czym jej wzrok powrócił do drzwi. Ustawiła się tyłem do nich wzorem drugiej klaczy, stając po jej prawej stronie i przygotowała się do kopnięcia.
Widząc to, Picky pokręcił głową, ale sam ruszył się z miejsca, zajmując miejsce po prawej stronie klaczy jednorożca.

Na sygnał April, trójka kopnęła tylnymi kopytami w drzwi używając całej siły jaką mogli w sobie znaleźć. Potężna siła uderzyła w przeszkodę. Drzwi nie przetrwały silnego uderzenia i wyleciały z hukiem z zawiasów, lądując z jeszcze większym hukiem na podłodze. Korytarz i schody prowadzące w dół widoczne były od razu dla trójki kucyków. Przejście ciągnęło się dalej w prawo.

- Co do ciężkiej kurwy się tam wyprawia? Tail, sprawdź to! - cała trójka usłyszała wkurzony głos klacz dochodzący z parteru. Chwilę potem rozległ się stukot kopyt zmierzających po schodach w górę. Mieli parę sekund na reakcję.



Ogier ledwo skończył mówić, gdy odezwała się Starweave. Próbowała wymienić słabe punkty w planie i pomóc jakoś karawanie. Dowódca będący idiotą uznałby to za podważanie autorytetu, ale Sharp był wdzięczny, że ktoś oprócz niego próbował zapewnić przetrwanie tej karawany. Był tak rozkojarzony tego ranka, że faktycznie mogło mu parę rzeczy umknąć.

- Załadowanie ostatniego wozu lżej to dobry pomysł, ale pozostawienie go tutaj nie wchodzi w rachubę - zaczął ogier, spoglądając na Star - Brahminy też mają swój limit, a do tego będziemy potrzebowali przestrzeni do wypoczynku dla zwiadowców, kiedy wrócą. - z premedytacją użył słowa 'kiedy', a nie 'jeżeli' - wóz ciągnięty przez Rain i Iron może zawsze iść ostatni. Ja albo inny jednorożec pójdzie koło nich, wypięcie z uprzęży magią nie trwa długo. W razie ewentualnego ataku zdążą się przygotować. - ogier naprawdę wolałby nie przystawać na plan Star. Brahminy nie mogły ciągnąć wszystkiego, było ich do tego za mało, a do tego istniała opcja, że zwiad wróci z rannym... jeżeli w ogóle wróci.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 50 gości