Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Carrot ostrożnie wychylił głowę zza rogu wozu. Mógł zauważyć szefa karawany, którego głowa była teraz czerwoną mazią. Oprócz tego, to do najemników zaczęło trafiać, co się właściwie dzieje, zresztą... nie tylko to do nich nadlatywało. Najemnicy zostawali przeszywani kulami, a z przeciwnej strony nadbiegały kuce. Nieregularnie ubrane z różnoraką bronią. Biała, czy też palna, to nie miało znaczenia, gdyż owa banda biegła z chęcią mordu i grabieży prosto na was.

Wozy jechały oraz zatrzymały się gęsiego. Był to niedługi sznur, który starał się nie oddzielać. Jednakże nie zapewni wam zbyt wielkiej ochrony, gdyż wrogowie atakowali zna przeciwka.
Starweave przywołała swoja magię. Podwinęła znaczną część materiału, odsłaniając całe wnętrze wozu. Bez trudu udało jej się dostrzec juki Iron. Chwyciła je telekinezą i przyciągał do siebie.

-Proszę bardzo - jednoróżka wciąż przy pomocy telekinezy, szybko i zręcznie zamocowała juki na popielatej klaczy.

- Co do rozmieszczenia wroga, cóż to da się załatwić ale wolała bym oszczędzać energie, poza tym nie potrafię jeszcze dokładnie określić odległości. Starweave rzuciła przestraszone spojrzenie swojej towarzyszce. - Zaraz plan? Jaki plan? Cholera Iron czekaj, co zamierasz zrobić? Ja nigdzie się…

Pociski prześwistał nad głowa Starweave, która natychmiast położyła uszy po sobie, oraz całe swoje ciało na gruncie. – O kurwa mac, dobra zrobię co w mojej mocy, tylko wyciągnij nas z tego.
Sama Iron padła na ziemię i zaczęła wprost krzyczeć na Starweave:

-Żołnierzu!, sytuacja jest chujowa bo wozy są ustawione w kolumnie, jedyne co pozostaje to wychylać się i ostrzeliwać ich pojedynczym. Jeśli broń Luno dojdzie do walki z bronią białą to trzeba będzie używać wszystkiego, od noży po kamienie, ale jeśli to dobrze rozegram to wybijemy tych zabijaków. Potem zostaną ci z bronią - ich broń jeśli się nikt nią nie zaopiekował będzie stara i praktycznie bezużyteczna. Oni są POJEBANI i jeśli tylko uda nam się ich utrzymać na dystans to będzie dobrze! A teraz wywal część skrzyń z wozu i ułóż z tego dwie barykady na prawo i lewo, wiesz, zrób takie jakby T, chodzi mi o to żeby skrzynie buły ułożone prostopadle do przodu! Nie wychylaj się i w razie czego strzelaj krótką serią.
Po chwili jeszcze narysowała w ziemi mały schemat składający się z prostokąta, i dwóch odchodzących na końcu kresek.
-Tak masz zrobić.

Iron co chwilę wychylała się i oddawała pojedyncze strzały, -I choćbym chodziła ciemną doliną zła się nie ulęknę... .
[Obrazek: cgnimLq.png]
"Boskie siostry, dopomóżcie mi." Starweave leżała na ziemi, trzęsąc się ze strachu. Iron wcale nie była przekonująca. ”Żołnierzu? Co to ma niby znaczyć? Nie pasłam się na takie gówno." Po chwili jednak zebrała się w sobie i wstała na kolana. Ale, ale muszę coś zrobić.

Jednoróżka spróbowała się uspokoić. Zamknęła oczy i zażyła kilka głębokich wdechów. Cały otaczający ją świat zaczął wygasać. Wszystkie myśli odpływały gdzieś daleko, a huki wystrzałów stawały się coraz cichsze, bardziej odległe. Wszystko to trwało nie więcej niż kilka sekund. Kiedy jej oczy na powrót się otworzyły, rzeczywistość uderzyła ją niczym wzburzona rzeka, która dopiero co pokonała tamę . Lecz tym razem jej wody w większości opłynęły klacz. Ze względnym spokojem i pełnym skupieniem przywołała swoja magię.

Ciemnogranatowa klacz z magicznie żarzącym się rogiem, zaczęła lewitować po dwie skrzynie z wozu, wywalając je na ziemie. Następnie ułożyła je w dwie barykady. Po dziewięć skrzyń, pięć na dole w rzędzie ciasno obok siebie, równolegle do nacierających kuców. I po jednej skrzyni na pierwszą i druga skrzynie od prawej i lewej strony. Tworząc w środku okienko pomiędzy skrzyniami, pozwalające na prowadzenie ognia.

- Gotowe, tylko że przydał by się tu jeszcze jeden strzelec. Powiedziała zdyszanym głosem.
Kilka sekund po wyjściu Rain usłyszała krzyki... potem strzały... znowu krzyki... i strzały... i strzały...

Krzyki były nie do końca zrozumiałe. Początkowo lekko zdezorientowana nie wiedziała, co się dzieje, ale tuż po usłyszeniu wystrzałów nie wychylała się nawet o centymetr za wóz. Ostry, warczący głos jej towarzysza - "Schowaj się, Idiotko!" - tylko upewnił ją, że wychylanie się to teraz nie najlepszy pomysł.

Źródłem kolejnych wrzasków był ów medyk, z którym wcześniej rozmawiała. A przynajmniej tak jej się zdawało. Klął siarczyście i chyba rozkazywał najemnikom... przejął funkcję szefa karawany. Czyli ten albo nie żyje, albo jakimś magicznym trafem przekazał Sharp Crossowi władzę.
Przewidywała raczej ten pierwszy wariant.

Odgłosy bitwy nie przestawały dzwonić w jej uszach. Dopiero teraz zdała ona sobie sprawę, co się dzieje. A dzieje się to, że w końcu nie ma nudy. Że można coś porobić. Jest napad, można zrobić użytek ze swojego sprzętu.

Jako, że byli na samym końcu stojącej w tej chwili karawany, klacz była stuprocentowo pewna, że z tyłu nic ich nie atakuje. W takim razie to gdzieś z przodu. Ewentualnie z boku, acz z przewagą przodu niż tyłu.Ciemnoniebieska klacz upewniła się, że minigun jest na swoim miejscu, przygotowany do ostrzału.

Rzuciła krótkie spojrzenie pomarańczowemu ogierowi, który wyglądał za róg. Ona natomiast postanowiła się nie cackać i od razu wyjść całym ciałem za ten sam róg, zza którego wyglądał Carrot.
Z działkiem obrotowym na grzbiecie i przytomnym, ogarniającym otoczenie spojrzeniem.

[MG: Jak daleko są wrogowie? Czy warto do nich już strzelać? I czy za swoje "wyjście smoka" otrzymuję postrzał w którąkolwiek część ciała?]
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Parę strzałów później jednorożka ustawiła barykady według jej wzoru. Iron była wniebowzięta wyglądało z tej perspektywy że jeśli ktoś zaczął podejmować jakieś działania obronne to tylko oni, mieli solidne dwie barykady - potrzebna była siła ognia.

-Dobra, poszukaj tej no... cholera, Rainfall, niech przyjdzie tutaj, ale głowy trzymać nisko. Jak nie, to wracaj i mam nadzieję że poradzisz sobie z strzelaniem, pamiętaj krótkie serie i tylko gdy będziesz pewna że trafisz. Jak zabierzesz Rainfall to robicie skokami, jedna strzela druga leci i potem zmiana.

Zawahała się i po chwili zadała pytanie:

-Możesz się przeczołgać pod wozami?
[Obrazek: cgnimLq.png]
Carrot Slice schował głowę, rzuciwszy okiem na zbliżających się napastników. Wyglądało na to, że była to grupa bandytów. Nie byli oni zbyt trudni do zabicia, ale nie należało ich lekceważyć, zwłaszcza w tak licznej grupie.

Kątem oka dostrzegł ruch. Ciemnoniebieska klacz z wielolufowym karabinem najwyraźniej postanowiła wyjść na otwarty teren i zgrywać bohaterkę. Nie czekając, pomarańczowy ogier przeszedł do drugiego rogu wozu, czekając na moment, kiedy działko zacznie strzelać; powinno to na tyle zwrócić uwagę atakujących, aby mógł w miarę bezpiecznie dobiec do barykady ustawionej z przodu kolumny przez dwie klacze.

Zacisnął zęby na chwycie strzelby i czekał, gotowy do biegu.
[Obrazek: 2_1346772844.png]

» (U) (Z) 10:00 - Kingofhills@ -- PW do Poulsen: >Co się stało >Bez spoilerów #JustPoulsenThings
Głośne krzyki, które dobiegały od Sharpa, do najemników, sprawiło, iż oprzytomnieli. Szybko spojrzeli po sobie, a następnie przygotowali broń i każdy pobiegł do najbliższej, a jednocześnie najlepszej kryjówki. Bez żadnych strat zajęli odpowiednie pozycje, a następnie zaczęła się wymiana ognia. Właściwie wszystkie strzały, które przeszywały powietrze nie trafiały. Każdy strzelał na oślep i prowadził ogień zaporowy.

Odległość wrogów trudno było ci określić. Było to spowodowane tym, iż jedna z twoich towarzyszek postawiła skrzynkę z wozu, jako osłonę. Kucyki, które pochowały się za przeszkodami miały broń palną, i co chwilę strzelały ślepym ogniem. Jednakże wszystko zmieniali agresorzy, którzy dzierżyli broń białą. Byli oni niebezpiecznie blisko wozów. Strzelanie do nich nie miałoby największego sensu. Nie tylko zmarnowałabyś amunicję, lecz postrzeliłabyś twoją towarzyszkę, która ukrywa się za skrzynką, znajdującą się przed tobą. Raz po raz oddawała strzały, które oczywiście spudłowały.

Twoje wyjście mogło zakończyć się zgonem lub postrzałem, lecz miałeś szczęście. Głównie dzięki barykadzie, która znajdowała się przed tobą. Także celność, jak i odległość agresorów nie grzeszyła zbytnim zagrożeniem.

(Tutaj macie mapę: https://docs.google.com/document/d/1BrKZ...2bNOk/edit )
Starweave wyjrzała ukradkiem z za rogu. Sytuacja z minuty na minutę stawała się coraz bardziej dramatyczna. Pociski uderzały jeden po drugim w skrzynie. Cokolwiek się w nich znajdowało, chyba było wystarczająco twarde, by barykada zdała swój egzamin. Jednoróżka zanotowała słowa Iron.” Rainfall, ta Rainfall, klacz, czyli to musi być ten ciemnoniebieski kucyk od działka obrotowego.”

Klacz spojrzała na tyły karawany. Rainfall stała na prawo od wozu, pozbawiona jakiejkolwiek osłony, najwyraźniej wyszukując celu do ostrzelania. ”Ja pierdole, co ona wyprawia.” Ciemnogranatowa posłała jej znak , aby ta ruszyła w jej stronę. Wiedziała że to będzie bardzo ryzykowne, jednak z takim sprzętem będąc na tyłach może co najwyżej zaszkodzić sojusznikom. A jeśli pomyśli i będzie trzymać się blisko wozów, z głowa przy ziemi…

- Słodka Celestio, oby tylko pomyślała. – Powiedziała cicho do siebie Starweave.

Zwróciła się do popielatej klaczy, w odpowiedzi na jej następne pytanie. – Przeczołgać? Raczej tak, chyba jeszcze się aż tak nie upasiłam. – Sama się zdziwiła że w takiej sytuacji, humor chodź trochę się jej jeszcze trzyma. – Jaka jest dalsza część twojego planu?
- Sharp, to się skończy rzezią! - usłyszał ze swojej prawej głos Blue.
Cóż, to nie podlegało wątpliwości. Wyjrzał minimalnie zza swojej osłony, widząc najemników przyjmujących jako-takie pozycje obronne. I parę kucyków próbujących ustawić barykadę przy wozach. Miał nadzieje, że ktoś na przedzie myśli i jakoś ustawi model obrony z pomocą tych półgłówków w skórzanych pancerzach.

Zanalizował na szybko sytuację. Nie była ona za dobra, ale też nie tragiczna. Nie można było pozwolić na to, by ich otoczono... Spojrzał za siebie. Zobaczył niewiele. Miał wielką nadzieję, że kucyki które powinny być z tyłu karawany nie zrobią nic głupiego.

Spojrzał na swój karabin. Medyk był całkiem dobrym strzelcem. Nie elitarnym snajperem, ale znał swoją broń. Przebywając przy krawędzi sporej skały będącej jego osłoną, przygotował karabin do strzału. Wyglądając minimalnie za skałę, zsynchronizował lunetę karabinu ze swoim wzrokiem, mając zamiar namierzać pewnie do jednego napastnika za drugim i prowadzić celny ostrzał. Pomyślał, że w zasadzie odwalał rolę strzelca wyborowego. Cóż, na Pustkowiach każdy musiał mieć więcej niż jedną specjalizację.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 8 gości