Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Iron czekała podsumowując swój dotychczasowy żywot, robiła tak zawsze gdy miała zrobić coś wkurweł niebezpiecznego i irracjonalnego, była jednak pewna swojej siły która z walki na kopyta nie raz ją wyciągnęła. A także swojej celności i broni.

"Zasada numer jeden - nie daj się zabić, i pamiętaj - tu nie ma zasad"

Iron czekała, gdy Rain zakończyła morderczą serię usłyszała coś o amunicji, a potem bez zastanowienia powiedziała: - Jasne, życz mi szczęścia. I obserwuj okolicę na prawo.

Po tym położyła juki, sprawdziła czy ma pistolet i nóż a potem mając na uwadze to że od przodu raczej nie padną żadne strzały, poleciała na przód do przerwy między pierwszym i drugim wozem, chciała tam zrobić zacną niespodziankę atakującym i czekać na nich z karabinem.

[Pytania do GMa - odniosła jakieś rany w trakcie swojego manewru?]
[Obrazek: cgnimLq.png]
Blue siedziała za skałą cały czas obserwując wskazania EFSa i starając się obmyślić jakiś plan.

- Dobra, musimy zdjąć tego po lewej. Albo ja cię osłaniam i tam idziesz, albo na odwrót, bo sam się nie ruszy. - Powiedział Sharp zwracając się do niej.

- No dobra, ja się przebiegnę, ale potem mnie łatasz. - Odpowiedziała Blue zbliżając się do lewej krawędzi ich osłony i przygotowując się do czegoś co prawdopodobnie by się skończyło bardzo źle gdyby nie pewna zmiana na wskazaniach PipBucka.

- Sharp - Krzyknęła klacz do przyjaciela - oni tu biegną. Jeden z jedenastej i trzech z dwunastej.

Wychylając się za skały z rewolwerem gotowym do strzału zobaczyła ona jednego z oponentów biegnącego po otwartym terenie. Odpalając po raz kolejny SATSa wycelowała ona spokojnie i pociągnęła dwa razy za spust po czym wycofała się za osłonę.
[Obrazek: signature.php]
Jednorożec wychylił się zza skały, nie celując jednak, by zobaczyć trójkę szarżujących kucyków. Blue zastrzeliła już jedynego ocalałego z całej wrogiej ofensywy na lewej flance.
Schował się z powrotem na skałę. Przeszedł mu przez głowę pod pewnymi względami nieprzyjemny pomysł pozostawienia reszty karawany, ale szybko zepchnął tę myśl na dno umysłu.

Jeden pocisk w karabinie. Trójka wrogów szarżująca bez jakiejkolwiek analizy taktycznej. Jako iż jednorożec nie przypominał sobie, żeby pociski do jego karabinu eksplodowały z siłą granatu, jeden pocisk nie wystarczy do załatwienia wszystkich.

Na całe szczęście miał ich więcej.
Wychylił się zza skały, wycelował w biegnącego najbardziej po prawej z trójki szarżujących bandytów. W krzyżu celowniczym zobaczył wyraźnie głowę celu. Bez zastanowienia pociągnął za spust. Schował się z powrotem za osłoną i odruchowo rozpoczął prosty proces przeładowania, szybko go także zakańczając.

Ponownie przymierzył się do strzału, kontynuując precyzyjny ogień.
Strzelec wyborowy się znalazł... - pomyślał. Nigdy wcześniej nie podejrzewał, że mógłby przyjąć rolę głównej siły bojowej w walce. Teraz wydawało się, że praktycznie samemu z niewielką pomocą Blue obronili całe skrzydło karawany. Tracąc wszystkich najemników broniących tegoż skrzydła w procesie... ale i tak wątpił, by chcieli później grzecznie współpracować. Pragmatyczna część jego umysłu podpowiadała, że lepiej było, by zginęli teraz, od ostrzału wroga.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Klacz odłożyła swoje juki, a następnie momentalnie zaczęła gnać w stronę przerwy, jaka była pomiędzy pierwszym, a drugim wozem. Biegnąc nie odniosła żadnych szkód, gdyż wszyscy byli zajęci walką. To umożliwiło bezpieczne przedostanie się do miejsca, które było celem owej klaczy.

Blue sprawdziła swój EFS, a następnie zamieniła jeszcze kilka słów ze swoim towarzyszem. Po tym postanowiła przejść na drugą (lewą) stronę owej przeszkody. Gdy już tam dotarła, to wychyliła się, trzymając rewolwer, a następnie dostrzegając wroga, użyła S.A.T.S. Momentalnie go namierzyła, a następnie wystrzeliła w jego stronę dwa pociski. Nie było to daleko, więc nietrafienie, nie wchodziło w grę. Pierwszy pocisk przeciął powietrze niczym strzała, aby następnie trafić kucyka w jego korpus. Strzał był na tyle mocny, aby mocno zranić owego kuca, a nawet powalić go. Ten jednak nie zdążył już nic zrobić, gdyż drugi pocisk, który został wystrzelony zaraz za tamtym, trafił kucyka prosto w głowę, co zakończyło jego żywot.

Sharp pozostał po prawej stronie owej osłony, aby kontynuować swój ostrzał. Miał on ostatni nabój w aktualnym magazynku, co jednak nie ruszyło go zbytnio. Spożytkował go więc, wystrzeliwując go w stronę jednego z szarżujących agresorów. Pocisk trafił prosto w głowę, kończąc żywot owego kuca. Medyk schował się ponownie, aby zmienić magazynek, a następnie ponownie się wychylił i zaczął ostrzał na kolejnych dwóch bandytów. [1] Wystrzelił on czterokrotnie.[1] Pierwsze dwa pociski przeleciały niemal równomiernie, aby następnie zatopić się w głowie jednego z bandytów, niczym nóż w maśle. Następnie dwa pociski postąpiły podobnie, z takim wyjątkiem, iż wystarczył jeden, na każdego z bandytów.

[1]* Stwierdziłem, iż twoja postać strzela czterokrotnie.

(Mapa: https://docs.google.com/document/d/1BrKZ...2bNOk/edit )
Sharp opuścił lufę karabinu, widząc, że cały atak przeciwnika załamał się pod jego ostrzałem. Jeżeli Blue dobrze policzyła sygnały na zaklęciu lokalizacyjnym to byli to ostatni bandyci po tej stronie karawany.
Po prawej było słychać jeszcze odgłosy walki, aczkolwiek nie aż tak intensywne jak wcześniej.
Medyk wprowadził pocisk do komory. Ostatni. Był zawsze oszczędny amunicyjnie, a tu dwa magazynki zniknęły bez śladu. Z drugiej strony, naprawdę rzadko bywał główną siłą bojową w okolicy. Gdzie się podziała Rainfall z tą artylerią kieszonkową? Może walczy na drugiej flance - stwierdził, nie mogąc sobie przypomnieć czy słyszał charakterystyczny odgłos strzelającego działa wielolufowego. Jeżeli strzelało - był zbyt skupiony na walce, by to zarejestrować.

Wyszedł zza osłony, wciąż trzymając broń w gotowości. Rzucił okiem po drodze na ogiera z którym jeszcze nie dawno siedział na wozie. Ten ukrywał się za wozami ze strzelbą. Cóż, jak widać nie każdy miał sprzęt odpowiedni do walki w polu... Mimo, iż część bandytów była na odległość wystrzału ze strzelby.
- Blue, ilu ich zostało? - zapytał się przyjaciółki, wcześniej odwracając się w jej stronę. Podejrzewał, że kilku. Gdyby zwyciężyli na prawej flance, już by wyskakiwali zza wozów. Skoro tego nie robią, wygrywać muszą sojusznicy. A przynajmniej tymczasowi sojusznicy - pomyślał.


Nie czekając na odpowiedź, podszedł ostrożnie do najbliższych ciał i zaczął, jedno po drugim, je przeszukiwać w poszukiwaniu czegokolwiek cennego. Amunicji, kapsli, medykamentów, wody, żywności: wszystko miało swoją wartość.
- Chodź tu, mamy skarby do zabrania - rzucił za siebie.
Ciała go nie obrzydzały, widział gorsze. Nie miał z takimi czynnościami problemów moralnych, od zawsze to robił. Trzeba było szybko zgarnąć co się dało, by potem nie trzeba było brać udziału w kłótni, a być może i walce, o podział łupów...
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Starweave zgodnie z zaleceniami pomarańczowego ogiera, przeniosła się na prawą stronę. I to bynajmniej nie dla tego, żeby faktycznie wesprzeć swoich kompanów. Bardziej interesowała ją sama Rainfall w akcji.

Działko obrotowe ciemnoniebieskiej klaczy, w dzikim ryku zawaliło na biegnącą czwórkę prawdziwa ścianą metalu. Trzech z nich momentalnie pozamiatało. Czwartemu jakoś udało się to przetrwać, lecz jak klacz zaobserwowała, nie bez szwanku. Co chwile potem zostało potwierdzone przez słowa właścicielki miniguna .

Iron zaraz po tym wyskoczyła za barykadę i pogalopowała przed siebie, ignorując walczące w zwarciu kucyki. ”Co ona wyprawia do cholery?” Star wychyliła się znacznie bardziej z za rogu. Zdążyła zarejestrować, jak popielata chowa się w przerwie pomiędzy wozami.

Jednoróżka wylewitowała przed siebie swoje SMG, upewniając się że jest na trybie ciągłym. Chwile potem mogła zobaczyła wspomnianego wcześniej bandytę. Rainfall była w trakcie przeładowywania, a czereśniowa klacz zostawiła ja samą. Zrozumiała że stała się jej ostatnią deską ratunku.

- Jest! - klacz uniosła broń, celując do wroga.

[Starweave strzela krótkimi seriami, aż do śmierci delikwenta, jeżeli ów kuc ma broń do walki dystansowej. Jeśli jej nie ma, zmieni tryb strzału na pojedynczy i będzie się starała oddać jak najbardziej precyzyjne strzały.]
Po dłuższym użeraniu się z pojemnikiem, siodle udało się je wreszcie je zapakować, gdzie trzeba. Po tej niedługiej chwili klacz zaczęła się szybko rozglądać. Trójka najemników wciąż walczyła z agresorami, a ciemnogranatowa klacz za nią zdawała się strzelać do ocalałego od jej ostrzału, rannego bandytę. Nie widząc sensu jej pomagać, klacz przeniosła wzrok z powrotem na szóstkę walczących. Słyszała również, że była to już chyba ostatnia grupa wrogów - po lewej stronie nie było słychać żadnych odgłosów bitwy.

Zaczęła się zastanawiać, co powinna teraz zrobić. Teorytycznie ta trójka przed nią jakieś tam szanse miała, ale nie wiadomo było, z czego zrobieni są ci bandyci. Równie dobrze mogli ich rozwalić w try miga. Seria z miniguna nie wchodziła w grę, o ile nie było dozwolone strzelanie do swoich. Teorytycznie. Nikt przecież nie wie, czy jakiś idiota nie pomyśli o nagłym odwróceniu się od reszty tyłem i zabraniem całego stuffu.

Pozostawała więc walka na kopyta. I o ile w normalnej walce na kopyta nie musiała się aż tak starać - w końcu od niej nie zależało zazwyczaj jej życie - tak teraz będzie musiała naprawdę mocno bić. Tak, to było niebezpieczne - niektórzy mieli bronie białe.
Ale jej to nie obchodziło. Zagrożenie prawie nigdy jej nie obchodziło, o ile nie było zbyt duże.

- Dobra, ty się zajmij tym potrubowanym, a ja idę pomóc tej trójce. - krzyknęła do ciemnogranatowej klaczy, chwilę potem biegnąc w ich stronę.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Klacz chowała się za kamieniem czekając aż Sharp skończy ostrzał i obserwując jak kolejno gasną światełka na EFSie. Gdy tylko strzały ucichły a Sharpi schował się z powrotem za osłonę klacz jeszcze raz dla pewności rzuciła okiem na wskazania zaklęcia lokalizującego. Ich strona karawany była pusta.

- Blue, ilu ich zostało? - Zapytał przyjaciel i nawet nie czekając na odpowiedź wyszedł za osłony i podszedł do ciał przeciwników.

- Po naszej stronie czysto, jest jeszcze kilka sygnałów z drugiej strony ale myślę że sobie już z tym poradzą. - Odpowiedziała klacz po czym wstała lewitując swoją broń i zapasowy magazynek z torby przed siebie. Uzupełniając brakujące naboje wyszła za osłony i spojrzała się na przyjaciela przeszukującego zwłoki.

- Jak znajdziesz coś ciekawego to mi powiedz a ja sprawdzę jak reszcie idzie. - powiedziała w stronę Sharpa po czym ruszyła do przejście między trzecim a czwartym wozem cały czas obserwując wskazania EFSa.
[Obrazek: signature.php]
Najemnicy nie byli uzbrojeni do walki wręcz. Mimo szczerej chęci przeżycia, którą okazałaby każda zdrowa na zmysłach istota w podobnej sytuacji, szybko przegrywali z bandytami uzbrojonymi w siekiery, włócznie i zaostrzone łopaty. Nim Rainfall zdołała dobiec do walki, jeden z najemników upadł, martwy. Jego zabójca dojrzał szarżującą klacz i, trzymając w zębach zmontowaną z kija od miotły, jakiegoś zardzewiałego, ostrego kawałka metalu i dużej ilości taśmy klejącej, włócznię, ruszył do ataku, zamachując się ostro od góry na klacz.

Pozostałych dwóch najemników kontynuowało walkę, aczkolwiek nie wyglądało na to, by byli jakkolwiek przeszkoleni czy doświadczeni w walce bez użycia broni palnej.

Starweave otworzyła ogień serią do bandyty ukrywającego się za skałą. Ogień ten nie był zbyt celny, jednakowoż po wystrzeleniu sześciu pocisków, ostatni musiał w coś trafić, gdyż klacz, mimo odgłosów walki wręcz nieopodal, wyraźnie usłyszała krzyk bólu zza skały.

Bandyta jednak schronił się za tą właśnie skałą, znikając z pola widzenia strzelca. Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić, zza skały pojawił się lewitujący w polu telekinetycznym pistolet 9mm.
Jednorożec skrywający się za osłoną otworzył ogień na ślepo, strzelając mniej-więcej w kierunku Starweave. Jeden z pocisków wbił się w wóz, koło którego stała klacz, lecz po za tym wrogi ogień nie wyrządził żadnych szkód.

Blue ruszyła w kierunku przejścia, obserwując informacje przesyłane przez zaklęcie lokalizacyjne. Początkowo na kompasie EFS widniały 4 wrogie kropki i osiem przyjacielskich. Po chwili liczba tych drugich zmniejszyła się o jeden. Klacz dotarła do przerwy między dwoma ostatnimi wozami. Była to dość bezpieczna pozycja, głównie dlatego, że walkę wygrywały resztki sił karawany. To, że nikt nie zwracał uwagi na tyły też było tu znaczącym czynnikiem. Ze swojej pozycji niebieski kucyk mógł widzieć całe pole bitwy, z czego najbardziej widoczna była walka dwóch uzbrojonych w broń palną kucyków ledwie jeden wóz dalej.


Mapka.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Rain szarżowała w stronę walczących dwójek. Po drodze jednak jeden z najemników padł, przez co zwolniło się miejsce akurat dla niej. - Fajnie, nie będzie mi tu nikt KSował - pomyślała w czasie biegu. Widząc, jak zwolniony przed chwilą bandyta unosi definitywnie własnej roboty "włócznię" w celu dźgnięcia od góry.

Kurwa.

Teorytycznie były trzy możliwości. Jedna: Zatrzymać się w miejscu. Odpada. Druga: uchylić się od ciosu, co niekoniecznie może zadziałać.
A trzecia? Kontynuowane brawurowej szarży, by wpaść prosto na agresora. Przy odrobinie szczęścia (którego ta idiotka czasem miała za wiele) dzida trafi w pancerz bądź w siodło bojowe, a przy większej ilości szczęścia - kompletnie spudłuje. Ale równie dobrze mogła trafić prosto w głowę czy w nogę. Oczywiście, po co wybrać to, co bezpieczniejsze, gdy można kogoś własnokopytnie zamordować?

Tak właśnie zrobiła. Zaszarżowała wprost na gościa.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 141 gości