02-06-2013, 19:03
Medyk udał się ku wozowi z rannym, by dokonać inspekcji.
Sprawdził stan ogiera, po czym położył się na wozie koło niego.
Czuł zmęczenie, znajome po spadku adrenaliny. Starał się nie zasnąć. Zaczął rozmyślać o tym, ile kucyków dzisiaj zabił. W przeciwieństwie do niektórych, uważał, że niektórych bandytów da się przywrócić do życia w społeczeństwie. Może i był to efekt podróży z Blue, ale nie zmieniało to w żaden sposób wagi tego przekonania.
Spotkał się z kilkoma ex-bandytami. Zdarzało się to rzadko, ale mimo wszystko zdarzało się. Ta myśl, jak łatwo się można było domyślić, szybko naprowadziła go na tory myślenia o tym, czy którykolwiek z kucyków, które dziś zabił, mógłby zostać przywrócony do zmysłów, gdyby odpowiednio się nim zająć. Nawet jeżeli jakiś był, istniała naprawdę niewielka szansa, żeby taka "rehabilitacja" się powiodła. Ale zawsze jakaś.
Potem przypomniał sobie tego nieszczęsnego najemnika-idiotę. Wyglądało zresztą na to, że oni wszyscy byli idiotami...
Przypomniał sobie o ciałach leżących na zewnątrz, co z kolei spowodowało, że wstał i wyjrzał z wozu, żeby sprawdzić, jak też radzą sobie Starweave i ćpu... Iron. Zganił się w myślach, żeby na przyszłość używać jej imienia. Jakby przypadkiem nazwał ją ćpunką w twarz, mogłoby być... nie za przyjemnie.
Widząc dwie klacze pracowicie próbujące uczynić cokolwiek z trupami, miał ochotę im pomóc. W tamtej chwili poczuł kolejny atak zmęczenia. Zamrugał oczami. Próbował sobie przypomnieć, czy coś wziął podczas strzelaniny. Wycofywanie się efektów niektórych rodzajów "wspomagania bojowego", jak to lubili nazywać najemnicy, miewało podobny efekt.
Spojrzał na rannego ogiera. Nie mógł zasnąć ot tak w jego obecności, nawet jeżeli przy spaniu w dzień fizycznie nie potrafił zasnąć na dłużej niż godzinę.
Pieprzyć to- pomyślał, wyciągając z juków małą strzykawkę zawierającą nie aż tak dużą dawkę środków nasennych. Nie były silne, ale każdy, nawet w pełni sił, powinien po nich spać co najmniej parę godzin. Dla pewności jeszcze raz przeskanował magią medyczną ogiera, tym razem na szybko. Gojenie przebiegało dobrze, nie powinny mu te leki zaszkodzić.
Wbił igłę w nogę kucyka i wprowadził środki. Odłożył strzykawkę na bok, po czym ruszył na koniec wozu i położył się. Jego oczy zamknęły się jakby z własnej woli.
Ustawianie obozu szło bezproblemowo. Przy przestawianiu barykady dwaj cisi najemnicy bez słowa przenieśli się na środek ustawianego koła wozów i skrzyń i położyli już pod jednym z finalnie ustawionych wozów. Młodszy był cały czas objęty przez jedną z przednich nóg starszego. Przez to ten drugi musiał iść na trzech nogach, co wyglądałoby cokolwiek komicznie, gdyby nie powaga która malowała się na jego twarzy.
Nikt nie kwapił się na razie do rozpalenia ogniska.
Sharp otworzył oczy po krótkim śnie. Mimo tego, że ledwie drzemał krótką chwilę, czuł się o wiele lepiej. Sprawdził, czy ma wszystkie swoje rzeczy przy sobie, po czym rzucił okiem na rannego. Leżał i oddychał miarowo, tak jak powinien. Za to z pojazdu zniknęło kilka skrzyń. Przynajmniej nikt go nie zbudził.
Medyk ziewnął głęboko i zeskoczył z wozu. Zobaczył klacze cały czas męczące się z ustawieniem obozu. Poczuł ukucie winy w sobie, aczkolwiek potem przypomniał sobie, że one mogły odpocząć, gdy on prowadził operację. To usprawiedliwiało drzemkę w umyśle jednorożca.
Zauważył, że wóz na którym drzemał został przesunięty.
Aczkolwiek teraz wypadałoby coś zrobić, aby im pomóc. Podszedł do Starweave. Mimo tego, że znał ją krócej, miał wrażenie, że jest bardziej godna zaufania od Iron. Postanowił, że póki nie będzie pewien, że druga klacz jest w pełni trzeźwa, woli rozmawiać ze Starweave.
- Potrzebujecie pomocy w czymś? - zapytał. Gdyby nie radziły sobie tak dobrze, to by po prostu zaczął pomagać, ale wyglądało na to, że nie miały żadnych problemów z ustawieniem karawany na pozycjach obronnych. Tak więc pytanie wyglądało na najlepszą opcję.
Sprawdził stan ogiera, po czym położył się na wozie koło niego.
Czuł zmęczenie, znajome po spadku adrenaliny. Starał się nie zasnąć. Zaczął rozmyślać o tym, ile kucyków dzisiaj zabił. W przeciwieństwie do niektórych, uważał, że niektórych bandytów da się przywrócić do życia w społeczeństwie. Może i był to efekt podróży z Blue, ale nie zmieniało to w żaden sposób wagi tego przekonania.
Spotkał się z kilkoma ex-bandytami. Zdarzało się to rzadko, ale mimo wszystko zdarzało się. Ta myśl, jak łatwo się można było domyślić, szybko naprowadziła go na tory myślenia o tym, czy którykolwiek z kucyków, które dziś zabił, mógłby zostać przywrócony do zmysłów, gdyby odpowiednio się nim zająć. Nawet jeżeli jakiś był, istniała naprawdę niewielka szansa, żeby taka "rehabilitacja" się powiodła. Ale zawsze jakaś.
Potem przypomniał sobie tego nieszczęsnego najemnika-idiotę. Wyglądało zresztą na to, że oni wszyscy byli idiotami...
Przypomniał sobie o ciałach leżących na zewnątrz, co z kolei spowodowało, że wstał i wyjrzał z wozu, żeby sprawdzić, jak też radzą sobie Starweave i ćpu... Iron. Zganił się w myślach, żeby na przyszłość używać jej imienia. Jakby przypadkiem nazwał ją ćpunką w twarz, mogłoby być... nie za przyjemnie.
Widząc dwie klacze pracowicie próbujące uczynić cokolwiek z trupami, miał ochotę im pomóc. W tamtej chwili poczuł kolejny atak zmęczenia. Zamrugał oczami. Próbował sobie przypomnieć, czy coś wziął podczas strzelaniny. Wycofywanie się efektów niektórych rodzajów "wspomagania bojowego", jak to lubili nazywać najemnicy, miewało podobny efekt.
Spojrzał na rannego ogiera. Nie mógł zasnąć ot tak w jego obecności, nawet jeżeli przy spaniu w dzień fizycznie nie potrafił zasnąć na dłużej niż godzinę.
Pieprzyć to- pomyślał, wyciągając z juków małą strzykawkę zawierającą nie aż tak dużą dawkę środków nasennych. Nie były silne, ale każdy, nawet w pełni sił, powinien po nich spać co najmniej parę godzin. Dla pewności jeszcze raz przeskanował magią medyczną ogiera, tym razem na szybko. Gojenie przebiegało dobrze, nie powinny mu te leki zaszkodzić.
Wbił igłę w nogę kucyka i wprowadził środki. Odłożył strzykawkę na bok, po czym ruszył na koniec wozu i położył się. Jego oczy zamknęły się jakby z własnej woli.
Ustawianie obozu szło bezproblemowo. Przy przestawianiu barykady dwaj cisi najemnicy bez słowa przenieśli się na środek ustawianego koła wozów i skrzyń i położyli już pod jednym z finalnie ustawionych wozów. Młodszy był cały czas objęty przez jedną z przednich nóg starszego. Przez to ten drugi musiał iść na trzech nogach, co wyglądałoby cokolwiek komicznie, gdyby nie powaga która malowała się na jego twarzy.
Nikt nie kwapił się na razie do rozpalenia ogniska.
Sharp otworzył oczy po krótkim śnie. Mimo tego, że ledwie drzemał krótką chwilę, czuł się o wiele lepiej. Sprawdził, czy ma wszystkie swoje rzeczy przy sobie, po czym rzucił okiem na rannego. Leżał i oddychał miarowo, tak jak powinien. Za to z pojazdu zniknęło kilka skrzyń. Przynajmniej nikt go nie zbudził.
Medyk ziewnął głęboko i zeskoczył z wozu. Zobaczył klacze cały czas męczące się z ustawieniem obozu. Poczuł ukucie winy w sobie, aczkolwiek potem przypomniał sobie, że one mogły odpocząć, gdy on prowadził operację. To usprawiedliwiało drzemkę w umyśle jednorożca.
Zauważył, że wóz na którym drzemał został przesunięty.
Aczkolwiek teraz wypadałoby coś zrobić, aby im pomóc. Podszedł do Starweave. Mimo tego, że znał ją krócej, miał wrażenie, że jest bardziej godna zaufania od Iron. Postanowił, że póki nie będzie pewien, że druga klacz jest w pełni trzeźwa, woli rozmawiać ze Starweave.
- Potrzebujecie pomocy w czymś? - zapytał. Gdyby nie radziły sobie tak dobrze, to by po prostu zaczął pomagać, ale wyglądało na to, że nie miały żadnych problemów z ustawieniem karawany na pozycjach obronnych. Tak więc pytanie wyglądało na najlepszą opcję.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.