12-06-2013, 18:54
Sharp ułożył się wygodniej i słuchał Blue. A co niby innego mogłaby czytać? - zapytał sam siebie, gdy klacz odpowiedziała na jego pytanie. Uśmiechnął się do niej i skinął głową. Sam też powinien niedługo sprawdzić co w zasadzie kupił... był w dość dużym pośpiechu i doszedł do wniosku, że, skoro są w dobrym stanie, to powinny się nadawać do czytania. I owszem, pierwsze które otworzył nie były złe... miał nadzieję, że reszta też będzie zdatna. Zwłaszcza coś, co nie traktowało koniecznie o rzeczach przydatnych na Pustkowiach, by było miłe. Zastanawiającym jest, czemu najwięcej znajduje się książek o broni i przetrwaniu. Medyk jakoś nie chciał uwierzyć, że głównie to czytano w Equestrii przed megazaklęciami.
Skinął głową w podziękowaniu za herbatę. Z uprzejmości nie skomentował braku cukru. Blue lubiła udawać, że było to na Pustkowiach coś powszechnego, podczas gdy prawdopodobnie wywalała masę kapsli by mieć chociaż trochę od czasu do czasu. Po za tym - lubił gorzką.
Wziął kubek w swoje pole telekinetyczne i spojrzał na gorący napój w środku naczynia. Jego róg zaświecił prawie niezauważalnie mocniej, a napój schłodził się o pewną temperaturę. Cały czas był gorący, ale dalej mu było do wrzątku. Zaklęcie nie było nawet zaklęciem ochładzającym, jedynie odwróceniem magii zaklęcia ogrzewającego. Może i miało mniejszą moc niż faktyczne zaklęcie zaprojektowane by ochładzać, jednakowoż na potrzeby medyka wystarczało. Wziął niewielki łyk herbaty, delektując się smakiem.
Miał zamiar ugotować coś ciepłego, póki ognisko było jako-tako działające, aczkolwiek stwierdził momentalnie, że poczeka aż mu się skończy herbata w kubku. Zauważył Rainfall podchodzącą do ogniska.
Usadowiła się naprzeciw Sharpa i Blue. Skinął jej głową na powitanie. Miał zamiar coś powiedzieć, ale uprzedziła go Blue, która, jak się właśnie zorientował, miała okazję wręcz niebezpiecznie się do niego zbliżyć. Niebieska klacz mówiła do niego.
- A poza tym, jak ci powiem co przed chwilą widziałam, to ci tak osłodzę życie, że nie będziesz potrzebował cukru w diecie przez następny miesiąc - usłyszał. Miał już pewne podejrzenia, ale wolał nie przewidywać przyszłości.
- Coś znowu znalazła? - zapytał tylko z ciekawością, znając talent przyjaciółki do znajdowania rożnych, cokolwiek ciekawych rzeczy. Jej, wydawałoby się, nieskończony zapas herbaty nie był tu jedynym przykładem. Ani najciekawszym.
Iron spokojnie leżała tuż koło obozu, nie niepokojona przez nikogo. Raz tylko piasek, a raczej pył, co dało się rozpoznać po bliższych oględzinach, w agresywnym obłoku zaatakował ją, jednakowoż, szczęście w nieszczęściu, nie pozostawił po sobie wielu śladów. Mimo tego, że wciąż była mokra, pozostała jako-tako czysta. Przynajmniej jak na Pustkowia. Nie można było tego powiedzieć o tych częściach jej ciała, które dotykały podłoża, ale na to powinna być gotowa, kładąc się ot tak na ziemi.
Starweave zaczęła pocieszać starszego ogiera, patrząc mu prosto w oczy. Widziała w nich ból, strach, ale także pewną determinację. Jakby chciał przezwyciężyć swoje uczucia tylko po to, żeby utrzymać fasadę... albo chronić kogoś.
- Posłuchaj, udało nam się przetrwać to piekło. Luna dała nam szanse i nie możemy jej zmarnować. Musisz wziąć się w kopyto, musisz to zrobić dla reszty kucyków które cię potrzebują, a przede wszystkim dla samego siebie. - jej głos był kojący i uspokajający.
Kucyk zmarszczył brwi z konsternacją na słowa o Lunie. Najwyraźniej nie każdy na Pustkowiach wierzył w Boginie. Leżący najemnik spojrzał na leżącego młodego ogiera, na nią, po czym z powrotem na leżącego. Wreszcie osadził swój wzrok głęboko w oczach klaczy. Patrzył na nią bez słowa, z poważnym wyrazem twarzy, po czym spojrzał w dal, chyba w kierunku w którym dwie klacze złożyły ciała. Zarówno bandytów jak i najemników. Owszem, Iron rozdzieliła ofiary obu stron, ale tego kucyk mógł już nie widzieć.
Zwrócił swój wzrok z powrotem ku Starweave. Ze łzami w oczach. Zamrugał gwałtownie, jakby z zamiarem odegnania płaczu i wypuścił szybko powietrze nosem. Zaczął nieco szybciej oddychać. Może próbował zebrać w sobie siły do czegoś. Minęło kilka boleśnie ciągnących się sekund.
- Powiedz to jemu - powiedział wreszcie, wskazując głową ku śpiącemu ogierowi - to on stracił w tej pierdolonej bitwie o złote gówno całą rodzinę prócz mnie. Ja sobie poradzę - ostatnie zdanie praktycznie warknął, jednakowoż nie uniknął załamania się swojego głosu przy ostatnich słowach. Widać było, niczym wystawione na srebrnym półmisku, że jest bliski płaczu. I nie jest z tego małego faktu zadowolony.
Skinął głową w podziękowaniu za herbatę. Z uprzejmości nie skomentował braku cukru. Blue lubiła udawać, że było to na Pustkowiach coś powszechnego, podczas gdy prawdopodobnie wywalała masę kapsli by mieć chociaż trochę od czasu do czasu. Po za tym - lubił gorzką.
Wziął kubek w swoje pole telekinetyczne i spojrzał na gorący napój w środku naczynia. Jego róg zaświecił prawie niezauważalnie mocniej, a napój schłodził się o pewną temperaturę. Cały czas był gorący, ale dalej mu było do wrzątku. Zaklęcie nie było nawet zaklęciem ochładzającym, jedynie odwróceniem magii zaklęcia ogrzewającego. Może i miało mniejszą moc niż faktyczne zaklęcie zaprojektowane by ochładzać, jednakowoż na potrzeby medyka wystarczało. Wziął niewielki łyk herbaty, delektując się smakiem.
Miał zamiar ugotować coś ciepłego, póki ognisko było jako-tako działające, aczkolwiek stwierdził momentalnie, że poczeka aż mu się skończy herbata w kubku. Zauważył Rainfall podchodzącą do ogniska.
Usadowiła się naprzeciw Sharpa i Blue. Skinął jej głową na powitanie. Miał zamiar coś powiedzieć, ale uprzedziła go Blue, która, jak się właśnie zorientował, miała okazję wręcz niebezpiecznie się do niego zbliżyć. Niebieska klacz mówiła do niego.
- A poza tym, jak ci powiem co przed chwilą widziałam, to ci tak osłodzę życie, że nie będziesz potrzebował cukru w diecie przez następny miesiąc - usłyszał. Miał już pewne podejrzenia, ale wolał nie przewidywać przyszłości.
- Coś znowu znalazła? - zapytał tylko z ciekawością, znając talent przyjaciółki do znajdowania rożnych, cokolwiek ciekawych rzeczy. Jej, wydawałoby się, nieskończony zapas herbaty nie był tu jedynym przykładem. Ani najciekawszym.
Iron spokojnie leżała tuż koło obozu, nie niepokojona przez nikogo. Raz tylko piasek, a raczej pył, co dało się rozpoznać po bliższych oględzinach, w agresywnym obłoku zaatakował ją, jednakowoż, szczęście w nieszczęściu, nie pozostawił po sobie wielu śladów. Mimo tego, że wciąż była mokra, pozostała jako-tako czysta. Przynajmniej jak na Pustkowia. Nie można było tego powiedzieć o tych częściach jej ciała, które dotykały podłoża, ale na to powinna być gotowa, kładąc się ot tak na ziemi.
Starweave zaczęła pocieszać starszego ogiera, patrząc mu prosto w oczy. Widziała w nich ból, strach, ale także pewną determinację. Jakby chciał przezwyciężyć swoje uczucia tylko po to, żeby utrzymać fasadę... albo chronić kogoś.
- Posłuchaj, udało nam się przetrwać to piekło. Luna dała nam szanse i nie możemy jej zmarnować. Musisz wziąć się w kopyto, musisz to zrobić dla reszty kucyków które cię potrzebują, a przede wszystkim dla samego siebie. - jej głos był kojący i uspokajający.
Kucyk zmarszczył brwi z konsternacją na słowa o Lunie. Najwyraźniej nie każdy na Pustkowiach wierzył w Boginie. Leżący najemnik spojrzał na leżącego młodego ogiera, na nią, po czym z powrotem na leżącego. Wreszcie osadził swój wzrok głęboko w oczach klaczy. Patrzył na nią bez słowa, z poważnym wyrazem twarzy, po czym spojrzał w dal, chyba w kierunku w którym dwie klacze złożyły ciała. Zarówno bandytów jak i najemników. Owszem, Iron rozdzieliła ofiary obu stron, ale tego kucyk mógł już nie widzieć.
Zwrócił swój wzrok z powrotem ku Starweave. Ze łzami w oczach. Zamrugał gwałtownie, jakby z zamiarem odegnania płaczu i wypuścił szybko powietrze nosem. Zaczął nieco szybciej oddychać. Może próbował zebrać w sobie siły do czegoś. Minęło kilka boleśnie ciągnących się sekund.
- Powiedz to jemu - powiedział wreszcie, wskazując głową ku śpiącemu ogierowi - to on stracił w tej pierdolonej bitwie o złote gówno całą rodzinę prócz mnie. Ja sobie poradzę - ostatnie zdanie praktycznie warknął, jednakowoż nie uniknął załamania się swojego głosu przy ostatnich słowach. Widać było, niczym wystawione na srebrnym półmisku, że jest bliski płaczu. I nie jest z tego małego faktu zadowolony.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.