28-07-2019, 22:49
Pipbuck Blue rozświetlił się lekko. Morka szmatka szybko pozbywała się pyłu i kurzu, aczkolwiek zaschnięta krew była o wiele bardziej problematyczna. Klacz mogła jednak powiedzieć, że miała wiele szczęścia, wszak zdecydowana większość tej krwi nie należała do niej.
Sharp uśmiechnął się lekko, gdy do niego podeszła. Oferując jej łyk ciepłej zupy, wskazał rogiem na budynek znajdujący się obok prowizorycznego "szpitala".
- Dostałem przy wyjściu, chyba dają każdemu. Ktokolwiek kto gotuje, nie jest wielkim talentem kulinarnym, ale przynajmniej jest ciepłe - dodał z uśmiechem. Jego własne zmęczenie zostało zepchnięte na bok adrenaliną wywołaną próbami połatania i utrzymania przy życiu wszystkich rannych. Jego róg bolał wręcz niemiłosiernie, nawet utrzymywanie kubka z zupą wymagało niemalże takiego wysiłku jak co bardziej zaawansowane zaklęcia medyczne. Ogier znał siebie na tyle dobrze, żeby znać swoją granicę i uniknąć wypalenia, aczkolwiek dawno nie zbliżył się do tejże granicy aż tak. Miał nadzieję, że uda mu się odpocząć tej nocy. Nie miał nawet czasu podliczyć amunicji, która mu pozostała, nie wspominając już o zapasach medycznych, czy prowiancie.
Siadając na zadzie, medyk podniósł wzrok na Starweave.
- W tej chwili chyba pozostanę przy zupie - stwierdził z uśmiechem. Jego organizm był wystarczająco wyczerpany. Owszem, z chęcią by się napił, ale jego ciało prawdopodobnie mocno by zaprotestowało. Rozejrzał się po obecnych. Brakowało mu jednego pyszczka. Czy też maski. Xander musiał gdzieś uciec, a przez ten cały chaos i łatanie ran, Sharp nie miał okazji nawet z nim porozmawiać.
- Czy widział ktoś naszego kolegę w masce? - rozejrzał się ponownie, jakby spodziewając się, że zebra pojawi się znikąd.
***
Rany Xandera nie były poważne - proszki i bandaże były w zupełności w stanie sobie z nimi poradzić, wraz z pomocą lokalnego "specjału", który nawet cuchnął podobnie do alkoholu medycznego. Oczywiście, medyk lub lekarz z prawdziwego zdarzenia byliby w stanie pomóc o wiele lepiej. Oprócz nieodległych odgłosów imprezy, nikt nie wydawał się interesować pojedynczą szopą u stóp wzgórza, która na co dzień służyła chyba tylko jako składzik wózków czy innych drabin, było w niej pełno bliżej niezidentyfikowanych w ciemności drewnianych konstrukcji.
***
Po ledwie paru minutach do grupki, czy też dokładniej do Rain, przypałętał się ktoś. Aczkolwiek być może lepszym sposobem na opisanie tego fascynującego ruchu byłoby "zatoczył się". Kolory ogiera kucyka ziemnego wydawały się zmieniać w tańcującym świetle ognisk - raz wydawał się zielony, raz zaś brązowy. Nie zmieniały się jednak za to jego niebieskie oczy, wpatrujące się w Rainfall.
- Czy mogę szanowną... bohaterkę prosić do tańca? - powiedział z rozbrajającym uśmiechem, widocznie bardzo zadowolony z faktu, iż utrzymał do tej pory pion.
Sharp uśmiechnął się lekko, gdy do niego podeszła. Oferując jej łyk ciepłej zupy, wskazał rogiem na budynek znajdujący się obok prowizorycznego "szpitala".
- Dostałem przy wyjściu, chyba dają każdemu. Ktokolwiek kto gotuje, nie jest wielkim talentem kulinarnym, ale przynajmniej jest ciepłe - dodał z uśmiechem. Jego własne zmęczenie zostało zepchnięte na bok adrenaliną wywołaną próbami połatania i utrzymania przy życiu wszystkich rannych. Jego róg bolał wręcz niemiłosiernie, nawet utrzymywanie kubka z zupą wymagało niemalże takiego wysiłku jak co bardziej zaawansowane zaklęcia medyczne. Ogier znał siebie na tyle dobrze, żeby znać swoją granicę i uniknąć wypalenia, aczkolwiek dawno nie zbliżył się do tejże granicy aż tak. Miał nadzieję, że uda mu się odpocząć tej nocy. Nie miał nawet czasu podliczyć amunicji, która mu pozostała, nie wspominając już o zapasach medycznych, czy prowiancie.
Siadając na zadzie, medyk podniósł wzrok na Starweave.
- W tej chwili chyba pozostanę przy zupie - stwierdził z uśmiechem. Jego organizm był wystarczająco wyczerpany. Owszem, z chęcią by się napił, ale jego ciało prawdopodobnie mocno by zaprotestowało. Rozejrzał się po obecnych. Brakowało mu jednego pyszczka. Czy też maski. Xander musiał gdzieś uciec, a przez ten cały chaos i łatanie ran, Sharp nie miał okazji nawet z nim porozmawiać.
- Czy widział ktoś naszego kolegę w masce? - rozejrzał się ponownie, jakby spodziewając się, że zebra pojawi się znikąd.
***
Rany Xandera nie były poważne - proszki i bandaże były w zupełności w stanie sobie z nimi poradzić, wraz z pomocą lokalnego "specjału", który nawet cuchnął podobnie do alkoholu medycznego. Oczywiście, medyk lub lekarz z prawdziwego zdarzenia byliby w stanie pomóc o wiele lepiej. Oprócz nieodległych odgłosów imprezy, nikt nie wydawał się interesować pojedynczą szopą u stóp wzgórza, która na co dzień służyła chyba tylko jako składzik wózków czy innych drabin, było w niej pełno bliżej niezidentyfikowanych w ciemności drewnianych konstrukcji.
***
Po ledwie paru minutach do grupki, czy też dokładniej do Rain, przypałętał się ktoś. Aczkolwiek być może lepszym sposobem na opisanie tego fascynującego ruchu byłoby "zatoczył się". Kolory ogiera kucyka ziemnego wydawały się zmieniać w tańcującym świetle ognisk - raz wydawał się zielony, raz zaś brązowy. Nie zmieniały się jednak za to jego niebieskie oczy, wpatrujące się w Rainfall.
- Czy mogę szanowną... bohaterkę prosić do tańca? - powiedział z rozbrajającym uśmiechem, widocznie bardzo zadowolony z faktu, iż utrzymał do tej pory pion.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.