30-08-2019, 22:59
Oczy medyka otwarły się szerzej na magiczny pokaz, jednakże Sharp szybko opanował wyraz pyszczka. Nie spodziewał się tego elementu, zwłaszcza w swym obecnym stanie. Jego róg zgasł gdy oddał kontrolę nad kapslem klaczy. Skinął głową, rozluźniając się chwilę. Niektórzy mogli twierdzić, że tradycji są przeżytkiem w takich czasach. Że umarły jeszcze przed wojną.
Ale właśnie narodziny nowych obyczajów udowadniały, że tradycje są ważne. Są potrzebne aby nadać życiu pewien sens, czy też ustabilizować strukturę. Każda większa grupa potrzebowała swoich struktur i procedur. Nawet gangi miały swoje zasady. Ba, nawet Steel Rangersi, za którymi Sharp z wielu powodów nie przepadał, mieli swoje procedury, nawet jeżeli pokręcone.
Ogier rozluźnił się, odkładając formułki na bok. Tradycji stało się zadość, czas się napić. Medyk miał już otworzyć pyszczek, gdy usłyszał głos Xandera. Cyniczna krytyka jego poglądów spłynęła po wyczerpanym kucu. Miał swoje doświadczenia i wiedział, kiedy można było w osadzie czuć się bezpiecznie, a kiedy nie. Aktualnie, oprócz ich własnej grupy, prawie nikt w wiosce nie miał przy sobie broni. Bawili się spokojnie. Mieli na tyle oleju w głowach, żeby wystawić jakąś wartę, ale to tyle.
Z drugiej strony, pomyślał medyk sam do siebie, ty nie jesteś zebrą.
Powiódł wzrokiem za odchodzącym ogierem. Nie miał zamiaru mu przeszkadzać, każdy potrzebował odpoczynku. Nie zgadzał się z logiką Xandera, ale nie mógł rozmawiać z nim bezpośrednio przy obecności Starweave. Może później przejdzie się do tej jego wybranej szopy.
Odwracając wzrok z powrotem do Star, jednorożec westchnął. Miał tylko nadzieję, że komentarze drugiego ogiera nie wpłyną zbyt mocno na nastawienie Star. W końcu będą musieli iść dalej. Umiejętności zebry mogły się przydać, Sharp widział też, że Xander ewidentnie potrzebuje stada, które nie strzeli mu w tył głowy gdy tylko się odwróci. Nieufności w grupie zawsze kończyły się źle… ale było to zmartwienie na potem.
- Chyba pora się napić. - podsumował krótko, dopiero wtedy zauważając podchodzącą Rain.
- Raczej niewiele cię ominęło. Uzgadniamy, w jakim składzie ruszamy dalej - Sharp wskazał kopytem na ranę klaczy - Jak tam bok?
***
Klacz uśmiechnęła się lekko, stając koło Blue.
- Widzisz, cała ta wioska stoi na jakimś przedwojennym ustrojstwie - kontynuowała, prosto z mostu. Starsza pani najwyraźniej nie miała zamiaru owijać w bawełnę czy też dowolne inne materiały - Mój tatuś ją budował, o tak. Budynki z góry to żeśmy wykorzystali, ale... - klacz zatrzymała się na chwilę, jakby się wahając. Spojrzała się na Blue krytycznym okiem, przekrzywiając łeb. Po kilkunastu sekundach najwyraźniej doszła do satysfakcjonującej konkluzji.
- Ale nigdy nie udało nam się wleźć do środka - powiedziała, wskazując kopytem na wzgórze - są tam drzwi, przedwojenne, jeszcze pod napięciem. Takie jak do schronu, metalowe. Co ty na to? Jakiś komputr tam jest, do otwarcia ich chyba - zakończyła z uśmiechem, czekając na odpowiedź niebieskiej.
Ale właśnie narodziny nowych obyczajów udowadniały, że tradycje są ważne. Są potrzebne aby nadać życiu pewien sens, czy też ustabilizować strukturę. Każda większa grupa potrzebowała swoich struktur i procedur. Nawet gangi miały swoje zasady. Ba, nawet Steel Rangersi, za którymi Sharp z wielu powodów nie przepadał, mieli swoje procedury, nawet jeżeli pokręcone.
Ogier rozluźnił się, odkładając formułki na bok. Tradycji stało się zadość, czas się napić. Medyk miał już otworzyć pyszczek, gdy usłyszał głos Xandera. Cyniczna krytyka jego poglądów spłynęła po wyczerpanym kucu. Miał swoje doświadczenia i wiedział, kiedy można było w osadzie czuć się bezpiecznie, a kiedy nie. Aktualnie, oprócz ich własnej grupy, prawie nikt w wiosce nie miał przy sobie broni. Bawili się spokojnie. Mieli na tyle oleju w głowach, żeby wystawić jakąś wartę, ale to tyle.
Z drugiej strony, pomyślał medyk sam do siebie, ty nie jesteś zebrą.
Powiódł wzrokiem za odchodzącym ogierem. Nie miał zamiaru mu przeszkadzać, każdy potrzebował odpoczynku. Nie zgadzał się z logiką Xandera, ale nie mógł rozmawiać z nim bezpośrednio przy obecności Starweave. Może później przejdzie się do tej jego wybranej szopy.
Odwracając wzrok z powrotem do Star, jednorożec westchnął. Miał tylko nadzieję, że komentarze drugiego ogiera nie wpłyną zbyt mocno na nastawienie Star. W końcu będą musieli iść dalej. Umiejętności zebry mogły się przydać, Sharp widział też, że Xander ewidentnie potrzebuje stada, które nie strzeli mu w tył głowy gdy tylko się odwróci. Nieufności w grupie zawsze kończyły się źle… ale było to zmartwienie na potem.
- Chyba pora się napić. - podsumował krótko, dopiero wtedy zauważając podchodzącą Rain.
- Raczej niewiele cię ominęło. Uzgadniamy, w jakim składzie ruszamy dalej - Sharp wskazał kopytem na ranę klaczy - Jak tam bok?
***
Klacz uśmiechnęła się lekko, stając koło Blue.
- Widzisz, cała ta wioska stoi na jakimś przedwojennym ustrojstwie - kontynuowała, prosto z mostu. Starsza pani najwyraźniej nie miała zamiaru owijać w bawełnę czy też dowolne inne materiały - Mój tatuś ją budował, o tak. Budynki z góry to żeśmy wykorzystali, ale... - klacz zatrzymała się na chwilę, jakby się wahając. Spojrzała się na Blue krytycznym okiem, przekrzywiając łeb. Po kilkunastu sekundach najwyraźniej doszła do satysfakcjonującej konkluzji.
- Ale nigdy nie udało nam się wleźć do środka - powiedziała, wskazując kopytem na wzgórze - są tam drzwi, przedwojenne, jeszcze pod napięciem. Takie jak do schronu, metalowe. Co ty na to? Jakiś komputr tam jest, do otwarcia ich chyba - zakończyła z uśmiechem, czekając na odpowiedź niebieskiej.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.