Sharp przewrócił oczami, po czym pokręcił głową w reakcji na słowa Blue. Mała, niebieska cholera zawsze potrafiła znaleźć jakiś sposób, żeby mu dokopać. Medyk uważał, że to albo łagodny przypadek jakiejś choroby psychicznej, albo najzwyklejsze w świecie zboczenie.
Niezależnie od wytłumaczenia, tym razem nie postarała się za bardzo. Może wystarczyła jej wcześniejsza reakcja jednorożca. Może po prostu Rainfall ją zaskoczyła. Tak czy siak, jednorożec był zadowolony, że Blue nie była dzisiaj zbyt kreatywna.
Wyglądało na to, że nie doczeka się żadnego ciekawego dialogu między dwoma klaczami, tak więc przestał zwracać większą uwagę na rozmowę.
Jako iż czasu zbyt wiele nie minęło, wspomnienia... nagrania wciąż były świeże. Sharp zajrzał do swoich juków, uprzednio odpinając konkretną ich część, w której trzymał literaturę przeróżną. Rzucił okiem na swój zaufany, gruby notes, by go zostawić w spokoju: nie miał nic ciekawego do zanotowania z dzisiejszego dnia. Może oprócz "zapisuj się tylko do karawan z faktyczną ochroną". Decydując, że nie ma sensu tego zapisywać, wyciągnął jedną z książek, których jeszcze nie otwierał.
Wylewitował ją przed siebie, nie za blisko, ale tak, żeby pozostali mieli teoretycznie małą, a praktycznie żadną szansę zobaczyć co też kucyk czyta. Miało to dwojakie wytłumaczenie: medyk wolał nie ukazywać wszystkiego co ma przy sobie, a książka mogła okazać się czymś nadzwyczaj ciekawym bądź przydatnym... drugim powodem było to, że po prostu nie lubił, gdy ktoś mu zaglądał przez ramie. Nie umiał się wtedy skupić na lekturze.
Grubość tomiszcza w twardej okładce, które trzymał przed sobą, sugerowała raczej coś średniej długości. Na pewno nie żadną encyklopedię, na pewno nie podręcznik techniczny. Na pewno nie był to też Poradnik Przetrwania na Pustkowiach, który to medyk czytał w swoim życiu chyba ze trzy razy. Pytanie brzmiało: co krył za sobą ten blok papieru?
Nie zastanawiając się ani sekundy, otworzył książkę.
Strona tytułowa była wyrwana. Nie napawało to optymizmem, ale ciekawość Sharpa wzięła górę i zaczął czytać.
Po ledwie jednej stronie pożałował tego. Lektura była bardzo specyficznym rodzajem powieści i, nawet jeżeli normalnie by był zadowolony z upolowania czegoś takiego, w tej, konkretnej sytuacji, było to najgorsze na co mógł trafić. Cholera jasna - skwitował to w myślach medyk, gdy pewna konkretna część jego ciała ponownie dała o sobie znać. Sharp przejrzał jeszcze raz pierwszą stronę. Nie, nigdy tego nie czytał. Schował swoje bardzo ciekawe znalezisko z powrotem do juków, obiecując sobie, że przeczyta je w bardziej spokojnej... i nie aż tak publicznej chwili.
Zapiął juki, poddając się na razie spojrzał po zebranych wokół ogniska kucykach. Byli tu wszyscy, oprócz dwóch najemników - powodu takiego ich zachowania dopiero się domyślał. Nieobecny był także ranny bandyta, z powodów cokolwiek oczywistych.
Zauważył Starweave z jakąś dziwną szkatułką. Nie miał pojęcia skąd się ona wzięła, a biorąc pod uwagę co też za dziwne rzeczy klacz przy sobie nosiła, mogła równie dobrze coś tam trzymać. Tylko po co by przynosiła takie coś do ogniska i nie otwierała?
Medyka korciło, aby zapytać, skąd wzięła skrzyneczkę. Przypomniał sobie o kluczyku, który wziął od martwego przywódcy karawany... w zasadzie mógłby nawet pasować do tego zamka. Zanotował w głowie, by potem podejść do klaczy i zapytać o to.
Wpatrywał się w szkatułkę dość długo, co powinno zwrócić uwagę klaczy, w czym medyk zorientował się dopiero po właśnie dłuższej chwili obserwacji jakże fascynującego kawałka drewna. Niemalże natychmiast zaczął ponownie patrzyć się w nieokreślonym kierunku zamiast w szkatułę i rozpoczął powolny proces dopijania swojej herbaty.
Postanowił, że gdy skończy pić ten luksus na Pustkowiach, to prawdopodobnie spróbuje coś podgrzać na ognisku. Przydałby się ciepły posiłek. Wszystkim. Miał nadzieję, że ktoś znalazł jakieś zapasy jedzenia, gdyż Sharp nie nosił tego odpowiednio dużo, by wyżywić całą grupę. A nie miał pojęcia, kiedy mieli planowo dojechać do następnej osady na drodze karawany... ba, nie miał pojęcia, gdzie była następna osada na drodze karawany.
Działo okazało się nietypowym jak na Pustkowia modelem. Miało nieco odmienną budowę od standardowego miniguna, widzianego od czasu do czasu. Choćby domontowanego do znienawidzonych chodzących czołgów, zwanych Steel Rangers. Iron zajęło chwilę samo ogarnięcie konstrukcji działka. Okazało się potem, że jakiekolwiek ulepszenie go wymagało więcej pracy niż na początku podejrzewała.
Należało zacząć od tego, że broń, choć pozornie zadbana, była w takim sobie stanie wewnątrz. Widać było, że od dawna chodziło bez nawet drobnych napraw. Ratował je nieco fakt, że to, co mogło być czyszczone bez rozbierania broni, wyglądało na w miarę regularnie czyszczone. Reszta wymagała gruntownych napraw, w pewnych miejscach nawet wymiany części, na szczęście niczego mocno wyspecjalizowanego konkretnie pod tę broń. Nawet jeżeli znalazłoby się coś co nie było aktualnie na wyposażeniu Iron, prawdopodobnie znalazła by to pośród broni porzuconej po bitwie.
Już same takie naprawy powinny sprawić, że działo będzie chodzić o wiele bardziej płynnie i bezawaryjnie.
Dalsza inspekcja ujawniła kilka niewielkich kryształów magicznych schowanych pośród części. Na pewno służyły one czemuś, ale nie było sposobu rozpoznać, czemu konkretnie. Jeżeli klacz chciała się z tym działem męczyć i je ulepszać, na pewno będzie to wymagało trochę roboty.
Siodło, dla odmiany, było standardowego modelu i nie było w nim nic ponad częściami kluczowymi dla funkcjonowania i chociażby minimalnego komfortu korzystającego.
Niezależnie od wytłumaczenia, tym razem nie postarała się za bardzo. Może wystarczyła jej wcześniejsza reakcja jednorożca. Może po prostu Rainfall ją zaskoczyła. Tak czy siak, jednorożec był zadowolony, że Blue nie była dzisiaj zbyt kreatywna.
Wyglądało na to, że nie doczeka się żadnego ciekawego dialogu między dwoma klaczami, tak więc przestał zwracać większą uwagę na rozmowę.
Jako iż czasu zbyt wiele nie minęło, wspomnienia... nagrania wciąż były świeże. Sharp zajrzał do swoich juków, uprzednio odpinając konkretną ich część, w której trzymał literaturę przeróżną. Rzucił okiem na swój zaufany, gruby notes, by go zostawić w spokoju: nie miał nic ciekawego do zanotowania z dzisiejszego dnia. Może oprócz "zapisuj się tylko do karawan z faktyczną ochroną". Decydując, że nie ma sensu tego zapisywać, wyciągnął jedną z książek, których jeszcze nie otwierał.
Wylewitował ją przed siebie, nie za blisko, ale tak, żeby pozostali mieli teoretycznie małą, a praktycznie żadną szansę zobaczyć co też kucyk czyta. Miało to dwojakie wytłumaczenie: medyk wolał nie ukazywać wszystkiego co ma przy sobie, a książka mogła okazać się czymś nadzwyczaj ciekawym bądź przydatnym... drugim powodem było to, że po prostu nie lubił, gdy ktoś mu zaglądał przez ramie. Nie umiał się wtedy skupić na lekturze.
Grubość tomiszcza w twardej okładce, które trzymał przed sobą, sugerowała raczej coś średniej długości. Na pewno nie żadną encyklopedię, na pewno nie podręcznik techniczny. Na pewno nie był to też Poradnik Przetrwania na Pustkowiach, który to medyk czytał w swoim życiu chyba ze trzy razy. Pytanie brzmiało: co krył za sobą ten blok papieru?
Nie zastanawiając się ani sekundy, otworzył książkę.
Strona tytułowa była wyrwana. Nie napawało to optymizmem, ale ciekawość Sharpa wzięła górę i zaczął czytać.
Po ledwie jednej stronie pożałował tego. Lektura była bardzo specyficznym rodzajem powieści i, nawet jeżeli normalnie by był zadowolony z upolowania czegoś takiego, w tej, konkretnej sytuacji, było to najgorsze na co mógł trafić. Cholera jasna - skwitował to w myślach medyk, gdy pewna konkretna część jego ciała ponownie dała o sobie znać. Sharp przejrzał jeszcze raz pierwszą stronę. Nie, nigdy tego nie czytał. Schował swoje bardzo ciekawe znalezisko z powrotem do juków, obiecując sobie, że przeczyta je w bardziej spokojnej... i nie aż tak publicznej chwili.
Zapiął juki, poddając się na razie spojrzał po zebranych wokół ogniska kucykach. Byli tu wszyscy, oprócz dwóch najemników - powodu takiego ich zachowania dopiero się domyślał. Nieobecny był także ranny bandyta, z powodów cokolwiek oczywistych.
Zauważył Starweave z jakąś dziwną szkatułką. Nie miał pojęcia skąd się ona wzięła, a biorąc pod uwagę co też za dziwne rzeczy klacz przy sobie nosiła, mogła równie dobrze coś tam trzymać. Tylko po co by przynosiła takie coś do ogniska i nie otwierała?
Medyka korciło, aby zapytać, skąd wzięła skrzyneczkę. Przypomniał sobie o kluczyku, który wziął od martwego przywódcy karawany... w zasadzie mógłby nawet pasować do tego zamka. Zanotował w głowie, by potem podejść do klaczy i zapytać o to.
Wpatrywał się w szkatułkę dość długo, co powinno zwrócić uwagę klaczy, w czym medyk zorientował się dopiero po właśnie dłuższej chwili obserwacji jakże fascynującego kawałka drewna. Niemalże natychmiast zaczął ponownie patrzyć się w nieokreślonym kierunku zamiast w szkatułę i rozpoczął powolny proces dopijania swojej herbaty.
Postanowił, że gdy skończy pić ten luksus na Pustkowiach, to prawdopodobnie spróbuje coś podgrzać na ognisku. Przydałby się ciepły posiłek. Wszystkim. Miał nadzieję, że ktoś znalazł jakieś zapasy jedzenia, gdyż Sharp nie nosił tego odpowiednio dużo, by wyżywić całą grupę. A nie miał pojęcia, kiedy mieli planowo dojechać do następnej osady na drodze karawany... ba, nie miał pojęcia, gdzie była następna osada na drodze karawany.
Działo okazało się nietypowym jak na Pustkowia modelem. Miało nieco odmienną budowę od standardowego miniguna, widzianego od czasu do czasu. Choćby domontowanego do znienawidzonych chodzących czołgów, zwanych Steel Rangers. Iron zajęło chwilę samo ogarnięcie konstrukcji działka. Okazało się potem, że jakiekolwiek ulepszenie go wymagało więcej pracy niż na początku podejrzewała.
Należało zacząć od tego, że broń, choć pozornie zadbana, była w takim sobie stanie wewnątrz. Widać było, że od dawna chodziło bez nawet drobnych napraw. Ratował je nieco fakt, że to, co mogło być czyszczone bez rozbierania broni, wyglądało na w miarę regularnie czyszczone. Reszta wymagała gruntownych napraw, w pewnych miejscach nawet wymiany części, na szczęście niczego mocno wyspecjalizowanego konkretnie pod tę broń. Nawet jeżeli znalazłoby się coś co nie było aktualnie na wyposażeniu Iron, prawdopodobnie znalazła by to pośród broni porzuconej po bitwie.
Już same takie naprawy powinny sprawić, że działo będzie chodzić o wiele bardziej płynnie i bezawaryjnie.
Dalsza inspekcja ujawniła kilka niewielkich kryształów magicznych schowanych pośród części. Na pewno służyły one czemuś, ale nie było sposobu rozpoznać, czemu konkretnie. Jeżeli klacz chciała się z tym działem męczyć i je ulepszać, na pewno będzie to wymagało trochę roboty.
Siodło, dla odmiany, było standardowego modelu i nie było w nim nic ponad częściami kluczowymi dla funkcjonowania i chociażby minimalnego komfortu korzystającego.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.