12-07-2020, 19:40
- Nawet jakbym miał zaklęcie, to teraz nie poczaruję - odpowiedział Xanderowi suchym tonem, wskazując kopytem na swój róg - wypaliłem się.
Słuchając kolejnych słów zebry, medyk pokiwał głową, doskonale rozumiejąc argument. Westchnął głęboko, spoglądając w korytarz. Pieprzone, kurwa, podziemia. Jeszcze nigdy nic dobrego nie przyszło ze szlajania się po takich tunelach. Jak nie ghule, to roboty, to inne niewiadomoco.
A oni do tego jeszcze musieli pilnować, żeby ich własna towarzyszka im nie strzeliła serii w plecy. Sharp zacisnął zęby i zrobił krok w kierunku Star. W pierwszym momencie prawie spróbował skupić się, żeby oświetlić rogiem pyszczek klaczy, ale na szczęście opamiętał się na czas. Nie posiadawszy żadnej latarki, no bo niby po co jednorogowi latarka, spróbował przyjrzeć się klaczy w ograniczonym oświetleniu pomieszczenia.
Ruch źrenic występował… chyba widać było też mikroruchy mięśni, ale tego jeszcze nie był pewien. Trzeba sprawdzić. Jednorożec uniósł kopyto i dotknął ucha klaczy. W reakcji, ucho się poruszyło, jakby odganiając jego kopyto. Pokiwał głową. Czyli zaklęcie nie miało pełnej mocy… do godziny Star się wybudzi.
- No i coś ty narobiła, Star? - westchnął, patrząc się w oczy klaczy, która w tej chwili musiała już być świadoma otoczenia i go obserwować - No i co, że zebra? Zebry są takimi samymi czworonogami co my. Uwierz mi, niejedną miałem na stole i w środku jest taka sama krew jak w środku kucyka. Żadnej czarnej smoły czy czegoś. Xander jest po naszej stronie. Po co ta cała walka? Nosz, kurwa, po co? - ostatnie zdanie dodał z ciężkim westchnieniem emocji, zanim bez słowa odwrócił się z powrotem do zebry.
- Za godzinę się wybudzi, może mniej. Oby Blue z Rain do tego czasu wróciły… - skomentował, patrząc się w ciemny korytarz.
***
Obie klacze ustawiły się w swoich już dobrze przeszkolonych pozycjach, i otwarły drzwi, bardzo jasnym napisem “05/38/B/L03”. Tym razem, pomieszczenie które ukazało się ich oczom, było nieco bardziej interesujące. Nie było w nim żywej duszy. Ani martwej. W ogóle wszystko wyglądało czysto, wręcz za czysto. Brak tu było chaosu cechującego wiele przedwojennych pozostałości. Tak jak w reszcie schronu, wiek konstrukcji widać było głównie po łuszczącej się farbie i zaciekach na ścianach. Wszystko inne było w stanie pod klucz, nic tylko się wprowadzić.
Pomieszczenie do którego trafiły było wąskie i dość długie. Po lewej stronie znajdowały się pojedyncze drzwi oznaczone “05/38/B/O01S”, po prawej zaś aż trzy pary drzwi, kolejno “05/38/B/OE01”, “05/38/B/OE02”, oraz, proste “WC”. Z umeblowania samego pomieszczenia, znajdowały się tu krzesła ustawione w rzędzie pod ścianą, stolik na kawę przy nich, oraz automat ze Sparkle Colą po prawej stronie od drzwi, którymi weszły, w rogu. W dalekim, lewym rogu znajdowało się małe biuro. Wszystko to wyglądało jak jakaś poczekalnia.
Słuchając kolejnych słów zebry, medyk pokiwał głową, doskonale rozumiejąc argument. Westchnął głęboko, spoglądając w korytarz. Pieprzone, kurwa, podziemia. Jeszcze nigdy nic dobrego nie przyszło ze szlajania się po takich tunelach. Jak nie ghule, to roboty, to inne niewiadomoco.
A oni do tego jeszcze musieli pilnować, żeby ich własna towarzyszka im nie strzeliła serii w plecy. Sharp zacisnął zęby i zrobił krok w kierunku Star. W pierwszym momencie prawie spróbował skupić się, żeby oświetlić rogiem pyszczek klaczy, ale na szczęście opamiętał się na czas. Nie posiadawszy żadnej latarki, no bo niby po co jednorogowi latarka, spróbował przyjrzeć się klaczy w ograniczonym oświetleniu pomieszczenia.
Ruch źrenic występował… chyba widać było też mikroruchy mięśni, ale tego jeszcze nie był pewien. Trzeba sprawdzić. Jednorożec uniósł kopyto i dotknął ucha klaczy. W reakcji, ucho się poruszyło, jakby odganiając jego kopyto. Pokiwał głową. Czyli zaklęcie nie miało pełnej mocy… do godziny Star się wybudzi.
- No i coś ty narobiła, Star? - westchnął, patrząc się w oczy klaczy, która w tej chwili musiała już być świadoma otoczenia i go obserwować - No i co, że zebra? Zebry są takimi samymi czworonogami co my. Uwierz mi, niejedną miałem na stole i w środku jest taka sama krew jak w środku kucyka. Żadnej czarnej smoły czy czegoś. Xander jest po naszej stronie. Po co ta cała walka? Nosz, kurwa, po co? - ostatnie zdanie dodał z ciężkim westchnieniem emocji, zanim bez słowa odwrócił się z powrotem do zebry.
- Za godzinę się wybudzi, może mniej. Oby Blue z Rain do tego czasu wróciły… - skomentował, patrząc się w ciemny korytarz.
***
Obie klacze ustawiły się w swoich już dobrze przeszkolonych pozycjach, i otwarły drzwi, bardzo jasnym napisem “05/38/B/L03”. Tym razem, pomieszczenie które ukazało się ich oczom, było nieco bardziej interesujące. Nie było w nim żywej duszy. Ani martwej. W ogóle wszystko wyglądało czysto, wręcz za czysto. Brak tu było chaosu cechującego wiele przedwojennych pozostałości. Tak jak w reszcie schronu, wiek konstrukcji widać było głównie po łuszczącej się farbie i zaciekach na ścianach. Wszystko inne było w stanie pod klucz, nic tylko się wprowadzić.
Pomieszczenie do którego trafiły było wąskie i dość długie. Po lewej stronie znajdowały się pojedyncze drzwi oznaczone “05/38/B/O01S”, po prawej zaś aż trzy pary drzwi, kolejno “05/38/B/OE01”, “05/38/B/OE02”, oraz, proste “WC”. Z umeblowania samego pomieszczenia, znajdowały się tu krzesła ustawione w rzędzie pod ścianą, stolik na kawę przy nich, oraz automat ze Sparkle Colą po prawej stronie od drzwi, którymi weszły, w rogu. W dalekim, lewym rogu znajdowało się małe biuro. Wszystko to wyglądało jak jakaś poczekalnia.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.