Ranek powoli mijał, gdy większość grupy leżała przy ognisku, próbując nieco odpocząć i rozluźnić się po ciężkiej bitwie. Nieuniknionym skutkiem walki nad ranem bez śniadania, a także, w większości przypadków, braku kolacji, był rosnący powoli głód. Kucyki na Pustkowiach były, owszem, przystosowane do nie jedzenia dużo czy często, jednakowoż pewnych rzeczy nie dało się oszukać. Głód narastał. Na całe szczęście - nie mogli w tej chwili narzekać na brak żywności.
Sharp wysłuchał z ciekawością historii Blue. Tej klaczy zawsze przytrafiały się wręcz nadmiernie ciekawe rzeczy. W niektóre nie potrafił uwierzyć mimo tego, iż doskonale wiedział, że nie miałaby ona żadnego interesu w kłamaniu. Jedną z historii które ciężko było uznać za prawdziwe, była właśnie ta o tosterze.
Niby zdarzały się na Pustkowiach i dziwniejsze rzeczy... ale medykowi, który na krzyczące tostery śmierci się nigdy w życiu nie natknął, wydawało się, że niebieski jednorożec trochę przesadza i koloryzuje swoją opowieść dla słuchaczy.
Spojrzał na broń Rain, rozłożoną sprawnie przez klacz ziemnego kucyka. Sharp spojrzał na tą właśnie klacz z podziwem. Mimo posiadania większych umiejętności w operowaniu kopytami niż przeciętny jednorożec, nie mógł nie podziwiać kucyków ziemnych za to, jakie cuda potrafiły wyprawiać ze swoimi. Jednorożec pozbawiony rogu zawsze był, jest i będzie uznawany za, w pewnym stopniu, niepełnosprawnego czy pokrzywdzonego. Tak samo, a nawet bardziej, pegaz bez skrzydeł. A kuce ziemne doskonale radziły sobie bez rogów czy skrzydeł.
Kucyk zwrócił uwagę na części wymontowane przez Iron. Zaskoczyła go nieco obecność kryształów w minigunie, zazwyczaj będących wizytówką magicznej broni energetycznej. Rozmontował w życiu trochę broni magicznej i wiedział za co tam zazwyczaj odpowiadały kryształy. Miał też pomysły, do czego one mogłyby służyć w broni kucyków ziemnych, ale nie miał możliwości tego stwierdzić.
Za to najwyraźniej Starweave miała, gdyż w pewnej chwili skupiła się wyraźnie na kryształach i jej róg zaczął świecić, symultanicznie ze wspomnianymi kryształami. Sharp przestał zwracać większą uwagę na klacz z dość prozaicznego powodu: jego żołądek uporczywie domagał się przeniesienia tejże uwagi na niego.
Medyk obejrzał się za siebie, a jego róg zaświecił lekko. Część juków które trzymał na bokach otwarła się. Wyciągnął za pomocą swojej lewitacji puszkę przedwojennej fasoli i spokojnie przyciągnął do siebie.
- Co ty na ugotowanie czegoś? Herbata jest świetna, ale przydałoby się coś bardziej pożywnego - zapytał, spoglądając ze spokojnym uśmiechem na przyjaciółkę.
Starweave rozpoczęła skan magiczny kryształów w poszukiwaniu zaklęć wmontowanych w nie przez jednorożce setki lat temu. Takie magiczne klejnoty miały wiele ciekawych właściwości, a możliwość wykorzystywania ich jako nośników zaklęć była najczęściej wykorzystywaną, wraz z ich cechą, która zazwyczaj była zapominana, gdyż nie wymagała ingerencji jednorożca. Kryształy bowiem same się ładowały. Klacz nie mogła wiedzieć, jak mechanizm działał, ale było to pewne.
Z miniguna zostało wymontowanych 6 oszlifowanych kamieni szlachetnych, różnych kształtów i rozmiarów.
Największy, zielony, ujawnił w sobie skomplikowane zaklęcie kinetyczne, zintegrowane z interfejsem mechanicznym
Dwa średniej wielkości pomarańczowe klejnoty kryły w sobie zaklęcia pochłaniające energię kinetyczną, zaś podobnej wielkości dwa, tylko czerwone, miały w siebie wplecione zaklęcia pochłaniania ciepła. Nie były to zaklęcia chłodzące materiał, a dokładnie i wyłącznie pochłaniające ciepło.
Jeden, mniejszy, aczkolwiek niewiele, od reszty, był niebieski i wyglądał na zaklęcie sprzężenia z matrycą magiczną. W Stajni Starweave takie zaklęcia widywało się zazwyczaj w terminalach bądź w urządzeniach mających współpracować z tymi właśnie.
Rain wstała od ogniska i wyruszyła przed siebie. Bardzo szybko minęła wejście do prowizorycznego obozu i ruszyła między skały, które luźno pokrywały w miarę płaski teren wokół. Nie było w okolicy nic interesującego. Chyba, że ktoś miał zamiar wliczać stosy ciał, w których mogło jeszcze zostać coś cennego, czy też łagodne, nie za wysokie, wzgórze nieopodal.
Oczywiście klacz mogła też pójść wzdłuż drogi, by sprawdzić, czy za delikatnym spadkiem, wyglądającym na pierwszy rzut oka na horyzont, coś się kryło. Wyglądało na to, że cały obóz był na jakimś większym podwyższeniu terenu, co było nie do zauważenia bez dokładnego rozejrzenia się.
Xander spokojnie szedł wzdłuż traktu wyznaczającego trasy między osadami. Doskonale wiedział, że trakt jest uczęszczany rzadko, a w okolicy nie ma nic wartego dokładniejszej eksploracji, dlatego też wybrał trasę taką a nie inną. Na wspomnianą trasę wszedł niedawno, wcześniej unikając głównych dróg.
Na jego grzbiecie ciążyła całkiem pokaźna ilość rzeczy zdobytych podczas "eksploracji" różnych obiektów. Było pośród nich całkiem sporo amunicji, ale najwięcej, jak zawsze, różnego złomu.
Młody ogier był zmęczony po długim marszu, brakowało mu też od jakiegoś czasu zapasów żywności. Nie głodował jeszcze, ale na pewno mógłby docenić posiłek, jakikolwiek posiłek, bardziej niż zwykle.
W pewnym momencie swojego marszu przez skalistą, nieciekawą okolicę, zauważył lekką nitkę dymu unoszącą się z jednego miejsca. Sugerowało to zawsze jedną, konkretną rzecz - obóz.
Gdyby był kucykiem, jak większość mieszkańców postapokaliptycznej Equestrii, prawdopodobnie byłaby to dla niego całkowicie pozytywna wiadomość, bo oznaczała, że może zdobyć żywność, a może i schronienie. Jednakowoż Xander był zebrą, co utrudniało sprawę.
Po krótkiej chwili dalszego marszu, spostrzegł sam obóz i teren wokół niego. Obozowisko, które wyglądało na coś nietypowego, ponieważ na karawanę w postoju, nie robiło zbyt dużego wrażenia. Kilka wozów, barykady ze skrzynek i dymiące ognisko widoczne na długo zanim sam obóz stał się widoczny. Obok widać było, dość wyraźnie, dwa stosy ciał, co sugerowało powód postoju karawany.
Nieopodal tejże karawany było lekkie wzniesienie terenu. Ogier zauważył także jednego kucyka kręcącego się tuż obok obozu. Zauważył go, a może ją, gdyż z powodu odległości niemożliwe było stwierdzenie, tylko dzięki swoim wyszkolonemu, doświadczonemu w wyłapywaniu szczegółów, wzrokowi "zbieracza", jak to czasem określano podobnych mu. Było pewne, że kucyk jeszcze go nie zauważył.
Sharp wysłuchał z ciekawością historii Blue. Tej klaczy zawsze przytrafiały się wręcz nadmiernie ciekawe rzeczy. W niektóre nie potrafił uwierzyć mimo tego, iż doskonale wiedział, że nie miałaby ona żadnego interesu w kłamaniu. Jedną z historii które ciężko było uznać za prawdziwe, była właśnie ta o tosterze.
Niby zdarzały się na Pustkowiach i dziwniejsze rzeczy... ale medykowi, który na krzyczące tostery śmierci się nigdy w życiu nie natknął, wydawało się, że niebieski jednorożec trochę przesadza i koloryzuje swoją opowieść dla słuchaczy.
Spojrzał na broń Rain, rozłożoną sprawnie przez klacz ziemnego kucyka. Sharp spojrzał na tą właśnie klacz z podziwem. Mimo posiadania większych umiejętności w operowaniu kopytami niż przeciętny jednorożec, nie mógł nie podziwiać kucyków ziemnych za to, jakie cuda potrafiły wyprawiać ze swoimi. Jednorożec pozbawiony rogu zawsze był, jest i będzie uznawany za, w pewnym stopniu, niepełnosprawnego czy pokrzywdzonego. Tak samo, a nawet bardziej, pegaz bez skrzydeł. A kuce ziemne doskonale radziły sobie bez rogów czy skrzydeł.
Kucyk zwrócił uwagę na części wymontowane przez Iron. Zaskoczyła go nieco obecność kryształów w minigunie, zazwyczaj będących wizytówką magicznej broni energetycznej. Rozmontował w życiu trochę broni magicznej i wiedział za co tam zazwyczaj odpowiadały kryształy. Miał też pomysły, do czego one mogłyby służyć w broni kucyków ziemnych, ale nie miał możliwości tego stwierdzić.
Za to najwyraźniej Starweave miała, gdyż w pewnej chwili skupiła się wyraźnie na kryształach i jej róg zaczął świecić, symultanicznie ze wspomnianymi kryształami. Sharp przestał zwracać większą uwagę na klacz z dość prozaicznego powodu: jego żołądek uporczywie domagał się przeniesienia tejże uwagi na niego.
Medyk obejrzał się za siebie, a jego róg zaświecił lekko. Część juków które trzymał na bokach otwarła się. Wyciągnął za pomocą swojej lewitacji puszkę przedwojennej fasoli i spokojnie przyciągnął do siebie.
- Co ty na ugotowanie czegoś? Herbata jest świetna, ale przydałoby się coś bardziej pożywnego - zapytał, spoglądając ze spokojnym uśmiechem na przyjaciółkę.
Starweave rozpoczęła skan magiczny kryształów w poszukiwaniu zaklęć wmontowanych w nie przez jednorożce setki lat temu. Takie magiczne klejnoty miały wiele ciekawych właściwości, a możliwość wykorzystywania ich jako nośników zaklęć była najczęściej wykorzystywaną, wraz z ich cechą, która zazwyczaj była zapominana, gdyż nie wymagała ingerencji jednorożca. Kryształy bowiem same się ładowały. Klacz nie mogła wiedzieć, jak mechanizm działał, ale było to pewne.
Z miniguna zostało wymontowanych 6 oszlifowanych kamieni szlachetnych, różnych kształtów i rozmiarów.
Największy, zielony, ujawnił w sobie skomplikowane zaklęcie kinetyczne, zintegrowane z interfejsem mechanicznym
Dwa średniej wielkości pomarańczowe klejnoty kryły w sobie zaklęcia pochłaniające energię kinetyczną, zaś podobnej wielkości dwa, tylko czerwone, miały w siebie wplecione zaklęcia pochłaniania ciepła. Nie były to zaklęcia chłodzące materiał, a dokładnie i wyłącznie pochłaniające ciepło.
Jeden, mniejszy, aczkolwiek niewiele, od reszty, był niebieski i wyglądał na zaklęcie sprzężenia z matrycą magiczną. W Stajni Starweave takie zaklęcia widywało się zazwyczaj w terminalach bądź w urządzeniach mających współpracować z tymi właśnie.
Rain wstała od ogniska i wyruszyła przed siebie. Bardzo szybko minęła wejście do prowizorycznego obozu i ruszyła między skały, które luźno pokrywały w miarę płaski teren wokół. Nie było w okolicy nic interesującego. Chyba, że ktoś miał zamiar wliczać stosy ciał, w których mogło jeszcze zostać coś cennego, czy też łagodne, nie za wysokie, wzgórze nieopodal.
Oczywiście klacz mogła też pójść wzdłuż drogi, by sprawdzić, czy za delikatnym spadkiem, wyglądającym na pierwszy rzut oka na horyzont, coś się kryło. Wyglądało na to, że cały obóz był na jakimś większym podwyższeniu terenu, co było nie do zauważenia bez dokładnego rozejrzenia się.
Xander spokojnie szedł wzdłuż traktu wyznaczającego trasy między osadami. Doskonale wiedział, że trakt jest uczęszczany rzadko, a w okolicy nie ma nic wartego dokładniejszej eksploracji, dlatego też wybrał trasę taką a nie inną. Na wspomnianą trasę wszedł niedawno, wcześniej unikając głównych dróg.
Na jego grzbiecie ciążyła całkiem pokaźna ilość rzeczy zdobytych podczas "eksploracji" różnych obiektów. Było pośród nich całkiem sporo amunicji, ale najwięcej, jak zawsze, różnego złomu.
Młody ogier był zmęczony po długim marszu, brakowało mu też od jakiegoś czasu zapasów żywności. Nie głodował jeszcze, ale na pewno mógłby docenić posiłek, jakikolwiek posiłek, bardziej niż zwykle.
W pewnym momencie swojego marszu przez skalistą, nieciekawą okolicę, zauważył lekką nitkę dymu unoszącą się z jednego miejsca. Sugerowało to zawsze jedną, konkretną rzecz - obóz.
Gdyby był kucykiem, jak większość mieszkańców postapokaliptycznej Equestrii, prawdopodobnie byłaby to dla niego całkowicie pozytywna wiadomość, bo oznaczała, że może zdobyć żywność, a może i schronienie. Jednakowoż Xander był zebrą, co utrudniało sprawę.
Po krótkiej chwili dalszego marszu, spostrzegł sam obóz i teren wokół niego. Obozowisko, które wyglądało na coś nietypowego, ponieważ na karawanę w postoju, nie robiło zbyt dużego wrażenia. Kilka wozów, barykady ze skrzynek i dymiące ognisko widoczne na długo zanim sam obóz stał się widoczny. Obok widać było, dość wyraźnie, dwa stosy ciał, co sugerowało powód postoju karawany.
Nieopodal tejże karawany było lekkie wzniesienie terenu. Ogier zauważył także jednego kucyka kręcącego się tuż obok obozu. Zauważył go, a może ją, gdyż z powodu odległości niemożliwe było stwierdzenie, tylko dzięki swoim wyszkolonemu, doświadczonemu w wyłapywaniu szczegółów, wzrokowi "zbieracza", jak to czasem określano podobnych mu. Było pewne, że kucyk jeszcze go nie zauważył.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.