26-10-2020, 00:15
Sharp spojrzał się na Xandera bez zaskoczenia. Przejrzane na terminalu dokumenty nie powiedziały mu nic interesującego ponad to co już wiedział: że wjebali się w jakąś przedwojenną instalację wojskową, badawczą, czy inne gówno, i łatwo z tego nie wyjdą. Uśmiechnął się do zebry.
- Mam jeszcze trochę silnych leków, możemy sobie odlecieć - zażartował, w myślach jednak zastanawiając się czy mogli coś zrobić. Zaklęcie rzucone na Star powinno niedługo przestać działać, a wtedy nie wiadomo co się stanie. Medyk zerknął w stronę unieruchomionej klaczy.
- Mam nadzieję, że nie spróbuje nas zabić jak tylko odzyska władzę w kopytach… - Wymamrotał bardziej do siebie niż do drugiego ogiera.
***
Blue podeszła do terminala i zaczęła z nim wojować. Ta jednostka nie dorastała tej z górnego poziomu do pięt - obejmowała tylko i wyłącznie zabezpieczenie drzwi, przez które to klacz przebiła się jak nóż przez masło.
Z przeraźliwym skrzypieniem setek kilogramów metalu, wrota poruszyły się, po czym otwarły, ukazując klaczom obraz podobny to tego co już widziały, jednak z pewnym kontrastem. Przed nimi rozpościerał się korytarz, z parą drzwi po obu stronach, następnie rozgałęzieniem w trzy strony, i drzwiami na końcu jedynej odnogi, którą widziały. Brak tutaj było nienagannego porządku cechującego górny poziom. Ściany były pokryte rdzą, niektóre z lamp nie świeciły, a całości klimatu dopełniało czerwone oświetlenie awaryjne… a także szkielet jednorożca leżący zaraz przy otwartych drzwiach.
A dokładniej pół szkieletu. Drugie pół, wraz z resztkami ubrania, płaszcza laboratoryjnego, znajdowało się kilka metrów dalej.
- Mam jeszcze trochę silnych leków, możemy sobie odlecieć - zażartował, w myślach jednak zastanawiając się czy mogli coś zrobić. Zaklęcie rzucone na Star powinno niedługo przestać działać, a wtedy nie wiadomo co się stanie. Medyk zerknął w stronę unieruchomionej klaczy.
- Mam nadzieję, że nie spróbuje nas zabić jak tylko odzyska władzę w kopytach… - Wymamrotał bardziej do siebie niż do drugiego ogiera.
***
Blue podeszła do terminala i zaczęła z nim wojować. Ta jednostka nie dorastała tej z górnego poziomu do pięt - obejmowała tylko i wyłącznie zabezpieczenie drzwi, przez które to klacz przebiła się jak nóż przez masło.
Z przeraźliwym skrzypieniem setek kilogramów metalu, wrota poruszyły się, po czym otwarły, ukazując klaczom obraz podobny to tego co już widziały, jednak z pewnym kontrastem. Przed nimi rozpościerał się korytarz, z parą drzwi po obu stronach, następnie rozgałęzieniem w trzy strony, i drzwiami na końcu jedynej odnogi, którą widziały. Brak tutaj było nienagannego porządku cechującego górny poziom. Ściany były pokryte rdzą, niektóre z lamp nie świeciły, a całości klimatu dopełniało czerwone oświetlenie awaryjne… a także szkielet jednorożca leżący zaraz przy otwartych drzwiach.
A dokładniej pół szkieletu. Drugie pół, wraz z resztkami ubrania, płaszcza laboratoryjnego, znajdowało się kilka metrów dalej.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.