Był to dzień jak jeden z wielu odkąd młody ogier musiał się zmagać samotnie z losem na pustkowiach. Szedł wolnym krokiem podśpiewując jeden ze swoich ulubionych utworów muzycznych, lecz wciąż bacznie obserwując okolice. Z rytmu wytrącił go widok smugi dymu unoszącej się z ponad skał, a po chwili - widok samego obozu z którego się on wydobywał.
O nie... Oby to nie był jeden z tych dni. - Pomyślał młodzik.
Ogier zszedł nieco z traktu by podejść bliżej, kryjąc się między skałami. Podszedł na tyle blisko by móc zobaczyć stosy ciał, sam obóz i jednego samotnego kucyka wałęsającego się w jego pobliżu.
Jasna cholera! Czy ja zawsze muszę mieć takie kulawe "szczęście"? Trafiłem na kolejną bandę popapranych karawaniarzy, czy może to sprawka bandytów? Mniejsza, spróbuje podejść bliżej i dokładniej się im przyjrzeć, ale najpierw trzeba przywdziać maskowanie.
Ogier sięgnął do juków i wyciągnął ze środka sporych rozmiarów płaszcz i maskę hokejową. Zdjął z głowy czapkę i zarzucił na siebie ów kawał materiału. Płaszcz sięgał aż do ziemi, dokładnie zakrywając całe ciało, a dodatkowo posiadał głęboki kaptur spod którego ledwie było widać koniec jego pyszczka. Maska była jedynie prewencją, ale też znalazła się na jego twarzy.
Dobra, podejdę od drugiej strony tak by uniknąć kontaktu z tym jednym strażnikiem i zobaczę ilu ich jest w środku. Strzelba jest załadowana tak jak lubię, na przemian gruby śrut i breneki, ale miejmy nadzieje że do niczego nie dojdzie. Xander kopnął w dźwignię, by usłyszeć charakterystyczny, cichy odgłos ładowanej strzelby.
Po krótkiej chwili ogier był już po drugiej stroni obozu, kryjąc się za skałą naprzeciw wejścia. Nie widział stamtąd wiele, więc zapragnął zaryzykować, przykleił się wręcz do skrzyń przy przejściu. Delikatnie się wychylił by ocenić liczebność i pozycje obozowiczów.
Oby tylko mnie nikt nie zauważył.
<Understood. Z błędami będzie różnie, ale będę się starał najlepiej jak mogę>
O nie... Oby to nie był jeden z tych dni. - Pomyślał młodzik.
Ogier zszedł nieco z traktu by podejść bliżej, kryjąc się między skałami. Podszedł na tyle blisko by móc zobaczyć stosy ciał, sam obóz i jednego samotnego kucyka wałęsającego się w jego pobliżu.
Jasna cholera! Czy ja zawsze muszę mieć takie kulawe "szczęście"? Trafiłem na kolejną bandę popapranych karawaniarzy, czy może to sprawka bandytów? Mniejsza, spróbuje podejść bliżej i dokładniej się im przyjrzeć, ale najpierw trzeba przywdziać maskowanie.
Ogier sięgnął do juków i wyciągnął ze środka sporych rozmiarów płaszcz i maskę hokejową. Zdjął z głowy czapkę i zarzucił na siebie ów kawał materiału. Płaszcz sięgał aż do ziemi, dokładnie zakrywając całe ciało, a dodatkowo posiadał głęboki kaptur spod którego ledwie było widać koniec jego pyszczka. Maska była jedynie prewencją, ale też znalazła się na jego twarzy.
Dobra, podejdę od drugiej strony tak by uniknąć kontaktu z tym jednym strażnikiem i zobaczę ilu ich jest w środku. Strzelba jest załadowana tak jak lubię, na przemian gruby śrut i breneki, ale miejmy nadzieje że do niczego nie dojdzie. Xander kopnął w dźwignię, by usłyszeć charakterystyczny, cichy odgłos ładowanej strzelby.
Po krótkiej chwili ogier był już po drugiej stroni obozu, kryjąc się za skałą naprzeciw wejścia. Nie widział stamtąd wiele, więc zapragnął zaryzykować, przykleił się wręcz do skrzyń przy przejściu. Delikatnie się wychylił by ocenić liczebność i pozycje obozowiczów.
Oby tylko mnie nikt nie zauważył.
<Understood. Z błędami będzie różnie, ale będę się starał najlepiej jak mogę>