11-07-2013, 11:00
Ogier po chwili dostał odpowie na swoje pytanie. " - O ile nie liczyć tego że boli mnie bok a Star jest w opłakanym stanie psychicznym... to nie nic nam się nie stało. A kto pyta? "
Czyli ta granatowa nazywa się Star, dobra... choć po co mi to. Jak pamiętam ostatnim płaczącym kucykiem który nie radził sobie z presją, był jakiś młody scavenger. Mieli pecha że mnie spotkali i byli głupi próbując mnie okraść. Gdy było po wszystkim, leżał rozbity psychicznie w pozycji embrionalnej, w kałuży własnego moczu zmieszanego z krwią i strzępami ciał jego kolegów. Nie jestem okrutny więc go zostawiłem, ale i tak pewnie już nie żyje. Dobra, wracaj na ziemie i pomyśl co odpowiedzieć.
Gdy młodzik otworzył usta by coś odpowiedzieć, lecz nie zdążył. Granatowa klacz zerwała się na równe nogi i zrobiła jakiś dziwny wykład na temat eksplozji magicznej. Eee... że co? Dysonans? Sprawdźmy czy można to jakoś uprościć. Z tego co, chyba rozumiem, to coś magicznego walnęło w ognisku i ta magia jej namieszała w głowie? Wydaje mi się to ździebek naciągane.
Przemyślenia ogiera potwierdziła wypowiedź jasnobrązowego ogiera, który podszedł do ogniska. " - Bez szans. To był ładunek wybuchowy. Prawdopodobnie oberwałaś odłamkiem. Co to właściwie było?" Widzę że ktoś zadał to pytanie za mnie. Chyba nie powinienem kazać tyle czekać na swoją odpowiedź. Tylko jak by tu zagrać, jaką maskę nałożyć. Spróbujmy nieco teatralnie, zawsze lubiłem tą maskę.
- Byłem ciekaw przyczyny eksplozji, ale to pytanie już padło. A co do twojego pytania. - Skierował swe słowa w kierunku popielatej klacz. - Jestem nikim, tak jak wszyscy na pustkowiach. Ot zwykłym scavengerem, którego imię dawno zostało wymazane z pamięci wszystkich, którzy mnie znali. - I uszli z życiem.
Czyli ta granatowa nazywa się Star, dobra... choć po co mi to. Jak pamiętam ostatnim płaczącym kucykiem który nie radził sobie z presją, był jakiś młody scavenger. Mieli pecha że mnie spotkali i byli głupi próbując mnie okraść. Gdy było po wszystkim, leżał rozbity psychicznie w pozycji embrionalnej, w kałuży własnego moczu zmieszanego z krwią i strzępami ciał jego kolegów. Nie jestem okrutny więc go zostawiłem, ale i tak pewnie już nie żyje. Dobra, wracaj na ziemie i pomyśl co odpowiedzieć.
Gdy młodzik otworzył usta by coś odpowiedzieć, lecz nie zdążył. Granatowa klacz zerwała się na równe nogi i zrobiła jakiś dziwny wykład na temat eksplozji magicznej. Eee... że co? Dysonans? Sprawdźmy czy można to jakoś uprościć. Z tego co, chyba rozumiem, to coś magicznego walnęło w ognisku i ta magia jej namieszała w głowie? Wydaje mi się to ździebek naciągane.
Przemyślenia ogiera potwierdziła wypowiedź jasnobrązowego ogiera, który podszedł do ogniska. " - Bez szans. To był ładunek wybuchowy. Prawdopodobnie oberwałaś odłamkiem. Co to właściwie było?" Widzę że ktoś zadał to pytanie za mnie. Chyba nie powinienem kazać tyle czekać na swoją odpowiedź. Tylko jak by tu zagrać, jaką maskę nałożyć. Spróbujmy nieco teatralnie, zawsze lubiłem tą maskę.
- Byłem ciekaw przyczyny eksplozji, ale to pytanie już padło. A co do twojego pytania. - Skierował swe słowa w kierunku popielatej klacz. - Jestem nikim, tak jak wszyscy na pustkowiach. Ot zwykłym scavengerem, którego imię dawno zostało wymazane z pamięci wszystkich, którzy mnie znali. - I uszli z życiem.