15-07-2013, 17:54
Starweave spoglądała na obozowisko. Przyjemne ciepło biło od ogniska, które jeszcze niedawno było epicentrum wybuchu. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach, kojarzony zazwyczaj z ghulami, aczkolwiek był on wyjątkowo intensywny, a źródła nie można było jednoznacznie określić z powodu dużej ilości osób na stosunkowo małej przestrzeni.
Prócz jednego z wcześniej śpiących najemników, który teraz nie spał, a rozglądał się po obozie, zaniepokojony. Był to starszy kucyk, młodszego nie było nigdzie widać. Domyślenie się, co się właściwie stało, nie powinno należeć do trudnych zadań.
Sharp spojrzał po wszystkich. Niby nikomu nic się nie stało, ale wciąż miał złe przeczucia. Rozejrzał się po obozie. Zauważył, że wcześniej leżący najemnik teraz kogoś najwyraźniej szuka, ale zdecydował, że pomóc mu to nie zadanie dla niego. Przedtem ktoś inny się nimi zajął.
Jego wzrok zawisł na nowo przybyłej klaczy, która wróciła wraz z Rainfall. Medyk wyczuł potworny smród, podobny nieco do cokolwiek nieprzyjemnego, ale nie aż tak intensywnego i obrzydzającego, fetoru ghula. Spojrzał na nowo przybyłą ponownie. Niemożliwe by to ona tak cuchnęła, chyba, że pod tym całym kombinezonem coś wygląda inaczej niż powinno u jako-tako się trzymającego kucyka.
Dopiero po chwili Sharp zidentyfikował, cóż to za kombinezon. Otwarł szerzej oczy, zaskoczony. Robi się coraz ciekawiej.
Zwrócił wzrok ku wcześniej przybyłemu ogierowi-handlarzowi. Coś w nim go niepokoiło. Może sposób w jaki się poruszał, może sposób, w jaki mówił... Coś mu nie pasowało. Gdyby smród było czuć wcześniej, to stwierdziłby, że to ghul, nawet mimo stosunkowo młodo brzmiącego głosu - w końcu zdarzały się, choć bardzo rzadko, przypadki ghuli bez charakterystycznego, zachrypłego głosu.
Ogier miał ochotę podejść do zakapturzonego, przyłożyć mu rewolwer do łba i zerwać wspomniany kaptur. Był mocno zdenerwowany, a nie miał możliwości nakierowania swego gniewu na kogokolwiek. Westchnął, próbując jakoś zdusić w sobie emocje. Jego wzrok powędrował ku wozowi w którym leżał ranny bandyta. Wybuch nie mógł go zbudzić, powinien przespać choćby i kolejny koniec świata.
Sharp zanotował w głowie bez żadnych pozytywnych emocji, że wszyscy zignorowali jego pytanie. Pokręcił lekko głową w milczeniu i udał się do wozu w którym leżał ranny. Nie słyszał żadnych odgłosów ze środka, tak więc podejrzewał, że wciąż śpi, ale zawsze lepiej się upewnić.
Zajrzał do wozu. Widok potwierdził jego podejrzenia. Ogier spał, zdając się w ogóle nie zauważyć eksplozji. Tak jak powinien, po takiej dawce.
Jednorożec zwrócił się ku "pojazdowi" do którego wlazła Blue. Już chwilę tam siedzi... - pomyślał. Było to nieco bezsensowne w aktualnej sytuacji, ale martwił się o nią.
Podszedł do wozu i, nie chcąc całkowicie naruszać jej prywatności i włazić do wozu bez ostrzeżenia w tej chwili, zastukał kopytem o ścianę tegoż wozu.
- Blue? Żyjesz tam? - zapytał, starając się, by brzmieć poważnie, ale nie za poważnie.
<Jeżeli mieliście taki zamiar, możecie wciąż odpisywać postaci Wizia, przez jakiś czas postaram się kontrolować ją bezpośrednio ze względu na nieobecność wspomnianego gracza.>
Prócz jednego z wcześniej śpiących najemników, który teraz nie spał, a rozglądał się po obozie, zaniepokojony. Był to starszy kucyk, młodszego nie było nigdzie widać. Domyślenie się, co się właściwie stało, nie powinno należeć do trudnych zadań.
Sharp spojrzał po wszystkich. Niby nikomu nic się nie stało, ale wciąż miał złe przeczucia. Rozejrzał się po obozie. Zauważył, że wcześniej leżący najemnik teraz kogoś najwyraźniej szuka, ale zdecydował, że pomóc mu to nie zadanie dla niego. Przedtem ktoś inny się nimi zajął.
Jego wzrok zawisł na nowo przybyłej klaczy, która wróciła wraz z Rainfall. Medyk wyczuł potworny smród, podobny nieco do cokolwiek nieprzyjemnego, ale nie aż tak intensywnego i obrzydzającego, fetoru ghula. Spojrzał na nowo przybyłą ponownie. Niemożliwe by to ona tak cuchnęła, chyba, że pod tym całym kombinezonem coś wygląda inaczej niż powinno u jako-tako się trzymającego kucyka.
Dopiero po chwili Sharp zidentyfikował, cóż to za kombinezon. Otwarł szerzej oczy, zaskoczony. Robi się coraz ciekawiej.
Zwrócił wzrok ku wcześniej przybyłemu ogierowi-handlarzowi. Coś w nim go niepokoiło. Może sposób w jaki się poruszał, może sposób, w jaki mówił... Coś mu nie pasowało. Gdyby smród było czuć wcześniej, to stwierdziłby, że to ghul, nawet mimo stosunkowo młodo brzmiącego głosu - w końcu zdarzały się, choć bardzo rzadko, przypadki ghuli bez charakterystycznego, zachrypłego głosu.
Ogier miał ochotę podejść do zakapturzonego, przyłożyć mu rewolwer do łba i zerwać wspomniany kaptur. Był mocno zdenerwowany, a nie miał możliwości nakierowania swego gniewu na kogokolwiek. Westchnął, próbując jakoś zdusić w sobie emocje. Jego wzrok powędrował ku wozowi w którym leżał ranny bandyta. Wybuch nie mógł go zbudzić, powinien przespać choćby i kolejny koniec świata.
Sharp zanotował w głowie bez żadnych pozytywnych emocji, że wszyscy zignorowali jego pytanie. Pokręcił lekko głową w milczeniu i udał się do wozu w którym leżał ranny. Nie słyszał żadnych odgłosów ze środka, tak więc podejrzewał, że wciąż śpi, ale zawsze lepiej się upewnić.
Zajrzał do wozu. Widok potwierdził jego podejrzenia. Ogier spał, zdając się w ogóle nie zauważyć eksplozji. Tak jak powinien, po takiej dawce.
Jednorożec zwrócił się ku "pojazdowi" do którego wlazła Blue. Już chwilę tam siedzi... - pomyślał. Było to nieco bezsensowne w aktualnej sytuacji, ale martwił się o nią.
Podszedł do wozu i, nie chcąc całkowicie naruszać jej prywatności i włazić do wozu bez ostrzeżenia w tej chwili, zastukał kopytem o ścianę tegoż wozu.
- Blue? Żyjesz tam? - zapytał, starając się, by brzmieć poważnie, ale nie za poważnie.
<Jeżeli mieliście taki zamiar, możecie wciąż odpisywać postaci Wizia, przez jakiś czas postaram się kontrolować ją bezpośrednio ze względu na nieobecność wspomnianego gracza.>
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.