25-07-2013, 23:17
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26-07-2013, 16:18 przez SHERMAN222.)
Jak zwykle Iron była ostoją spokoju, pacyfistyczną obserwatorką przemijania... oczywiście do czasu. Obserwowała cud przemijania i życia codziennego. Siedziała tak i przysłuchiwała się obu klaczom gdy zebrała wystarczająco informacji postanowiła się ulotnić.
Niespodziewanie nabrała powietrza i pufnęła jakby ktoś wrzucił jej Starweave na grzbiet wraz z jej jukami. a potem poszła sobie od ogniska kierując się w stronę wozu. Tak po prostu.
Gdy była sama i z dala od wszystkich wścibskich kucyków przysiadła koło koła wozu po wewnętrznej stronie "fortu" i odwróciła się tak żeby widzieć wnętrze obozu po czym zabrała się za rozgrzebywanie złomu który nadal miała w jukach, sprawne rozłożyła swój warsztat polowy i zabrała się za rozbieranie gratów na części.
miała dość ciekawy system. Wszystko co było sprawne lub używane zostało zawsze wrzucone do bezdennych juków, jeżeli coś jej się nie podobało albo było śmieciem zostawało zawsze zakopywane w ziemi a miejsce "grobu" zawsze starannie zadeptane.
Siadła i z spojrzeniem rzucanym zza zółtych okularów obrzucała cały obóz. Wzrok jej zdawał się jakby mówić
"Jak ja was wszystkich kurwa nienawidzę". Oczywiście spojrzenie mordercy towarzyszyło jej jak blizna, kurtka czy pistolet, na zawsze przykleiło się do jej oblicza tak samo jak ponury zwyczaj strzelania tak by zabić. Nie ważne kogo ani za co.
Tylko po to by zabić, cholerną satysfakcję sprawiało jej mordowanie i zadawanie bólu. Takiego samego bólu jaki ona odczuwała.
Ale jak to kiedyś ktoś śpiewał:
Then you better start swimmin'
Or you'll sink like a stone
For the times they are a-changin'.
Złote słowa. Klacz miała przeczucie, smutne przeczucie że te słowa płyną do niej z otchłani świata i są niczym rozkaz. Może faktycznie powinna nauczyć się pływać? Może faktycznie jej żywot zapadał się pod wodę jak kamień?
Możliwe.
Ale zadała sobie zasadnicze pytanie: czy to ja jestem taka czy to świat mnie taką uczynił?Czy życie i kolej wypadków miał na to jakiś wpływ?
Długo rozmyślała nad tymi nurtującymi ją pytaniami nie robiąc nic wbrew pierwotnemu zamiarowi. Ale znalazła odpowiedź na świdrujące mózg pytania. Uznała że ona taka jest z własnej winy i że jest na przegranej pozycji, ale parę wersów później padają słowa:
For the loser now
Will be later to win
For the times they are a-changin'.
Jedne z słów tego poetyckiego utworu które stały się jej hymnem niesionym niczym wielki sztandar przez ruiny, pustynie i osady.
Tak naprawdę Iron miała smutną świadomość zakorzenioną gdzieś w sobie że to co ją otacza i to kim jest jest tylko żartem. Obłudnym paranoicznym żartem wypowiedzianym przez ućpanego ulicznego debila tańczącego naokoło i krzyczącego coś na temat surrealistycznych wizji o odbudowie świata i porządku.
Czy tym był jej umysł?, debilem biegającym na kwasie i chcącym ćwiartować każdego? Być może... a z tego stanowiska jak zwykle jest jeden krok. Jeden krok do stania się bestią o ile nie było się nią wcześniej.
Czy czasy faktycznie się zmieniały czy to ona odchodziła w czasy reliktów przeszłości? Nie jest to pewne. Wiadomo że na pewno jej psychika nigdy nie funkcjonowała dobrze. Nie odczuwała żadnych uczuć jak zwykły kucyk, była raczej wypranym z uczuć mordercą-bohaterem własnego zakresu. Kolejną sumą wypadków, triumfów, złości, dobra i uczuć, niestety ta mieszanina układa się w tym przypadku w mieszaninę ujemną.
Kolejny kryminalny śmieć który sprzedał życie za bycie niewolnikiem losu i wyrzutem zbyt pokręconym by żyć i zbyt rzadkim by zginąć. Kolejnym paranoikiem chcącym dotrwać do świtu niczym ćpun od dawki do dawki.
Klacz liczyła że minęło kilka godzin jej rozmyślań. Tak jej się wydawało.
Nadal pogrążając się w rozmyślaniach wbiła wzrok w przestrzeń, siedziała tak a z czasem jej mina samoistnie uległa przemianie z oblicza mordercy w zmartwioną klacz. Popielata przyłapała się na tym ale twierdziła że nikt tego nie widzi, gorzko się uśmiechnęła i znów zawiesiła wzrok w pustce.
Niespodziewanie nabrała powietrza i pufnęła jakby ktoś wrzucił jej Starweave na grzbiet wraz z jej jukami. a potem poszła sobie od ogniska kierując się w stronę wozu. Tak po prostu.
Gdy była sama i z dala od wszystkich wścibskich kucyków przysiadła koło koła wozu po wewnętrznej stronie "fortu" i odwróciła się tak żeby widzieć wnętrze obozu po czym zabrała się za rozgrzebywanie złomu który nadal miała w jukach, sprawne rozłożyła swój warsztat polowy i zabrała się za rozbieranie gratów na części.
miała dość ciekawy system. Wszystko co było sprawne lub używane zostało zawsze wrzucone do bezdennych juków, jeżeli coś jej się nie podobało albo było śmieciem zostawało zawsze zakopywane w ziemi a miejsce "grobu" zawsze starannie zadeptane.
Siadła i z spojrzeniem rzucanym zza zółtych okularów obrzucała cały obóz. Wzrok jej zdawał się jakby mówić
"Jak ja was wszystkich kurwa nienawidzę". Oczywiście spojrzenie mordercy towarzyszyło jej jak blizna, kurtka czy pistolet, na zawsze przykleiło się do jej oblicza tak samo jak ponury zwyczaj strzelania tak by zabić. Nie ważne kogo ani za co.
Tylko po to by zabić, cholerną satysfakcję sprawiało jej mordowanie i zadawanie bólu. Takiego samego bólu jaki ona odczuwała.
Ale jak to kiedyś ktoś śpiewał:
Then you better start swimmin'
Or you'll sink like a stone
For the times they are a-changin'.
Złote słowa. Klacz miała przeczucie, smutne przeczucie że te słowa płyną do niej z otchłani świata i są niczym rozkaz. Może faktycznie powinna nauczyć się pływać? Może faktycznie jej żywot zapadał się pod wodę jak kamień?
Możliwe.
Ale zadała sobie zasadnicze pytanie: czy to ja jestem taka czy to świat mnie taką uczynił?Czy życie i kolej wypadków miał na to jakiś wpływ?
Długo rozmyślała nad tymi nurtującymi ją pytaniami nie robiąc nic wbrew pierwotnemu zamiarowi. Ale znalazła odpowiedź na świdrujące mózg pytania. Uznała że ona taka jest z własnej winy i że jest na przegranej pozycji, ale parę wersów później padają słowa:
For the loser now
Will be later to win
For the times they are a-changin'.
Jedne z słów tego poetyckiego utworu które stały się jej hymnem niesionym niczym wielki sztandar przez ruiny, pustynie i osady.
Tak naprawdę Iron miała smutną świadomość zakorzenioną gdzieś w sobie że to co ją otacza i to kim jest jest tylko żartem. Obłudnym paranoicznym żartem wypowiedzianym przez ućpanego ulicznego debila tańczącego naokoło i krzyczącego coś na temat surrealistycznych wizji o odbudowie świata i porządku.
Czy tym był jej umysł?, debilem biegającym na kwasie i chcącym ćwiartować każdego? Być może... a z tego stanowiska jak zwykle jest jeden krok. Jeden krok do stania się bestią o ile nie było się nią wcześniej.
Czy czasy faktycznie się zmieniały czy to ona odchodziła w czasy reliktów przeszłości? Nie jest to pewne. Wiadomo że na pewno jej psychika nigdy nie funkcjonowała dobrze. Nie odczuwała żadnych uczuć jak zwykły kucyk, była raczej wypranym z uczuć mordercą-bohaterem własnego zakresu. Kolejną sumą wypadków, triumfów, złości, dobra i uczuć, niestety ta mieszanina układa się w tym przypadku w mieszaninę ujemną.
Kolejny kryminalny śmieć który sprzedał życie za bycie niewolnikiem losu i wyrzutem zbyt pokręconym by żyć i zbyt rzadkim by zginąć. Kolejnym paranoikiem chcącym dotrwać do świtu niczym ćpun od dawki do dawki.
Klacz liczyła że minęło kilka godzin jej rozmyślań. Tak jej się wydawało.
Nadal pogrążając się w rozmyślaniach wbiła wzrok w przestrzeń, siedziała tak a z czasem jej mina samoistnie uległa przemianie z oblicza mordercy w zmartwioną klacz. Popielata przyłapała się na tym ale twierdziła że nikt tego nie widzi, gorzko się uśmiechnęła i znów zawiesiła wzrok w pustce.