29-07-2013, 23:09
Starweave nie wiedziała już teraz co ma o tym wszystkim myśleć. White może i udało się w jakimś stopniu sprostować sprawę, ale tylko po części. Perspektywa śmierdzących i gnijących szczątków ghula na tylnej części ciała klaczy, wydała jej się wcale nie mniej obrzydliwa. Star żałowała swojej reakcji, chociaż nie było większego sensu się obwiniać. Była po prostu jeszcze dość mocno rozdrażniona, po tym całym incydencie ze szkatułką.
Wraz z wyjaśnieniami, Star otrzymała widok powoli załamującego się kucyka. Rainfall nie zwracając uwagi na całą sytuację, pośpiesznie ulotniła się w celu jak to sama stwierdziła, „zabrania się za to co trzeba.” Dla ciemnogranatowej było to całkowicie zrozumiałe. Jednak zachowanie Iron było już jedną wielką niewiadomą. Popielata prychał i tak po prostu odwracając się na kopycie, odeszła jak by ją ktoś w zad kopnął. ”Ja podzielę, co za bungwok” skomentowała w myślach.
Tak oto klacz została sama, sama ze świeżym kęskiem na który całe pustkowie tylko czekało aby go połknąć ,przeżuć i wypluć. Słaba i kompletnie nieprzygotowana by stawić czoła okrucieństwom pustkowi. Starweave była taka sama. Całe dwa lata poza stajnią tak naprawę nic dla niej nie znaczyły. Jeszcze kilka dni temu, przez większość czasu pracowała ona pod osłoną najemników. Uczciwi jak i podli, w osadzie nikt nie chciał mieć na pieńku z handlarzami. Jak na standardy powojennej Equestrii, robota była dość łatwa. Do tego, co jakiś czas dochodziły krótkie wypady w teren. Przetrząsanie sprawdzonych, oraz bezpiecznych lokacji zbierając to czego inni nie wyniuchali, w żaden sposób nie mogło równać się z wyzwaniami reszty pustkowi. Podobnie jak stanie za ladą, susząc ząbki.
Starweave naprawdę nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. To miała być spokojna podróż z dobrze strzeżoną karawaną. Tym czasem wszystko się posypało. Jednoróżka miała ochotę dołączyć do ciemnoszarej i rozpaczać razem z nią. Tyle tylko, że nie miało to większego sensu. ”Dość już moich łez pochłonęła ta spragniona ziemia, najwyższy czas się ogarnąć” Postanowiła wziąć sprawę we własne kopytka, zaczynając od przywrócenia stabilnego poziomu psychiki White.
- Hej hej, spokojnie, nic się nie stało. – Podchodząc bliżej White, powiedziała najmilszym tonem na jaki tylko było ją stać, –Spokojnie, przecież wszystko skończyło się dobrze, Ghul nie żyję, a Rainfall ma swój szampon. Nikt od nikogo się nie odwróci.
Nagle Starweave błyskawicznie padła na ziemię. Najpewniej szybszy od niej samej był tylko odgłos wystrzału broni palnej. Odgłos który był zdecydowanie za blisko. Jednoróżka tkwiła bez ruchu, jej głowa była zwrócona w stronę źródła donośnego dźwięku. Zaś same oczy starały się zebrać jak najwięcej informacji, co się dzieje i w jakiej jest sytuacji.
Wraz z wyjaśnieniami, Star otrzymała widok powoli załamującego się kucyka. Rainfall nie zwracając uwagi na całą sytuację, pośpiesznie ulotniła się w celu jak to sama stwierdziła, „zabrania się za to co trzeba.” Dla ciemnogranatowej było to całkowicie zrozumiałe. Jednak zachowanie Iron było już jedną wielką niewiadomą. Popielata prychał i tak po prostu odwracając się na kopycie, odeszła jak by ją ktoś w zad kopnął. ”Ja podzielę, co za bungwok” skomentowała w myślach.
Tak oto klacz została sama, sama ze świeżym kęskiem na który całe pustkowie tylko czekało aby go połknąć ,przeżuć i wypluć. Słaba i kompletnie nieprzygotowana by stawić czoła okrucieństwom pustkowi. Starweave była taka sama. Całe dwa lata poza stajnią tak naprawę nic dla niej nie znaczyły. Jeszcze kilka dni temu, przez większość czasu pracowała ona pod osłoną najemników. Uczciwi jak i podli, w osadzie nikt nie chciał mieć na pieńku z handlarzami. Jak na standardy powojennej Equestrii, robota była dość łatwa. Do tego, co jakiś czas dochodziły krótkie wypady w teren. Przetrząsanie sprawdzonych, oraz bezpiecznych lokacji zbierając to czego inni nie wyniuchali, w żaden sposób nie mogło równać się z wyzwaniami reszty pustkowi. Podobnie jak stanie za ladą, susząc ząbki.
Starweave naprawdę nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. To miała być spokojna podróż z dobrze strzeżoną karawaną. Tym czasem wszystko się posypało. Jednoróżka miała ochotę dołączyć do ciemnoszarej i rozpaczać razem z nią. Tyle tylko, że nie miało to większego sensu. ”Dość już moich łez pochłonęła ta spragniona ziemia, najwyższy czas się ogarnąć” Postanowiła wziąć sprawę we własne kopytka, zaczynając od przywrócenia stabilnego poziomu psychiki White.
- Hej hej, spokojnie, nic się nie stało. – Podchodząc bliżej White, powiedziała najmilszym tonem na jaki tylko było ją stać, –Spokojnie, przecież wszystko skończyło się dobrze, Ghul nie żyję, a Rainfall ma swój szampon. Nikt od nikogo się nie odwróci.
Nagle Starweave błyskawicznie padła na ziemię. Najpewniej szybszy od niej samej był tylko odgłos wystrzału broni palnej. Odgłos który był zdecydowanie za blisko. Jednoróżka tkwiła bez ruchu, jej głowa była zwrócona w stronę źródła donośnego dźwięku. Zaś same oczy starały się zebrać jak najwięcej informacji, co się dzieje i w jakiej jest sytuacji.