Cale przez cały czas patrzył na zebrę swymi niebieskimi oczami, identycznymi jak u starszego kucyka. Nic nie mówił, jednak od czasu do czasu niemalże niezauważalnie kiwał głową. Fakt, że postać która do niego mówiła była zamaskowana, na pewno nie pomagał, ale kucyk próbował ze wszystkich sił zachować względny spokój.
Rozglądał się lekko, jakby trochę zdezorientowany, albo przestraszony, w którym to stanie był. Było to widoczne na kilometr.
Gdy Xander skończył mówić, Cale spojrzał na niego szeroko otwartymi oczyma, próbując spojrzeć, w swoim rozeznaniu, na drugiego kucyka, a nie na maskę zasłaniającą go. Z jego oczu powoli, jedna po drugiej, ciekły łzy.
- Ja... ja... - zająknął się, cichym, strachliwym głosem, spoglądając na swoje kopyta. Wyglądał, jakby pierwszy raz w życiu je zobaczył. Albo przypomniał sobie coś z nimi związanego. Po raz kolejny zaczął wykonywać ruchy pyszczkiem, jakby miał zamiar coś powiedzieć, jednakowoż ponownie żaden dźwięk nie opuścił jego ust. Podniósł lekko głowę i zwrócił wzrok na Xandera. Zaczął się powoli do niego przybliżać, jednakowoż poruszał się powoli i ostrożnie. Wyraźnie się trząsł.
- Co się stało? Jest tam? - rozległ się za zebrą głos starszego ogiera, wyraźnie przejęty. Cóż, ciężko nie usłyszeć, gdy tuż obok ktoś strzela z broni palnej. Musiał wyskoczyć z wozu przed chwilą. Jako iż, w przeciwieństwie do Xandera, ogier, będący na skraju paniki, mówił gwałtownie i głośno, w pierwszej chwili Cale się skulił i położył uszy po sobie. Po paru sekundach jednak zamrugał gwałtownie i wygiął się lekko, jakby próbując zobaczyć dokładniej, kto stoi na zewnątrz, jednakże bez wychodzenia ze swojej kryjówki. Zadanie to było dla niego trudne, gdyż, niefortunnie, Xander znajdował się niemalże dokładnie między nim a ogierem, którego Cale poszukiwał wzrokiem.
-Kurwa, czy na tych pustkowiach nie można mieć chwili spokoju? - usłyszał słowa Blue. Przewrócił oczami, podnosząc się ze swojej, całkiem wygodnej zresztą, pozycji na podłodze wozu.
- Gdybyśmy mieli spokój, to nie byłyby to Pustkowia, tylko raj - rzucił do przyjaciółki, kierując się w stronę wyjścia z wozu.
Otworzył po drodze bęben swojego rewolweru i skontrolował, czy broń jest poprawnie załadowana standardową amunicją. Nie było żadnego powodu, by sytuacja wyglądała w jakikolwiek sposób inaczej, ale profilaktyka jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. A broń, i owszem, miała pocisków tyle ile mieć powinna, wszystko było w porządku. Sharp zamknął rewolwer i zakręcił bębnem.
Zeskoczył z wozu, w pierwszej chwili odruchowo osłaniając się kopytem od nieba. Mimo nigdy nie znikających chmur, na wozie i tak było ciemniej i nagłe wyskoczenie na zewnątrz mogło porazić. Zamrugał i rozejrzał się po obozowisku.
Wiedział, że nie mogli być atakowani, bo wtedy nie byłby to pojedynczy wystrzał, tylko cała kanonada. Tak więc nie szukał walki, a miejsca gdzie mogło coś się zdarzyć. Przy ognisku były 3 kucyki, z czego dwa, w tym nowo przybyła w kombinezonie z Krypty, kuliły się bezradnie na ziemi. Sharp westchnął cicho. Do najbliższej osady było cholera-wie-jak daleko, a one nawet ruszyć się nie potrafiły.
Przesunął wzrok dalej i znalazł to, czego szukał. Ogier w zbroi najemnika stał nad ich opatulonym w tonę szmat "gościu", który to częściowo zniknął pod wozem. Jeżeli to nie oni, to już nie wiem co. - stwierdził medyk. Aczkolwiek po wydarzeniach dzisiejszego dnia, który jakoś nie miał zamiaru się kończyć, wcale by go nie zdziwiła nawet drużyna snajperska Stalowych Strażników. Ot tak, żeby im jeszcze bardziej dokopać.
Upewnił się, że Blue jest wraz z nim i udał się ku dwójce. Po coś przy, a także pod tym wozem byli. Skoro nie walczyli, Sharp nie widział powodu, by galopować na złamanie karku. Rewolwer lewitował pewnie obok siebie, gdy szedł, spokojnie, ale nie za wolno. Nieco szybciej niż normalnie by chodził, nie popędzany przez nikogo.
Gdy dotarł do dwójki, odciągnął kurek rewolweru, celując w zamaskowanego kucyka. Charakterystyczny dźwięk wręcz musiał usłyszeć, jeżeli tylko miał sprawny słuch, a powinien rozpoznać. Najemnik obok najwyraźniej miał zamiar coś zrobić, ale gdy zobaczył rewolwer oraz wyraz twarzy medyka, który aktualnie nie był za przyjazny, stanął w miejscu i tylko obserwował sytuację.
- Co ty tu odwalasz? - zapytał się, spokojnym, chłodnym tonem, wcześniej rzucając okiem na najemnika, wyraźnie spanikowanego.
Blue na EFSie zobaczyła kilka fioletowych kresek, oznaczających, rzecz jasna, stworzenia nie nastawione wrogo. Były one rozrzucone po obozowisku, jednakowoż uwagę zwracała para, albo i nawet trójka kresek, będących na tyle blisko siebie, że nie dało się konkretnie stwierdzić, ile ich było. Prawdopodobnie chodziło o kilka sygnałów blisko siebie po drugiej stronie obozu.
Rozglądał się lekko, jakby trochę zdezorientowany, albo przestraszony, w którym to stanie był. Było to widoczne na kilometr.
Gdy Xander skończył mówić, Cale spojrzał na niego szeroko otwartymi oczyma, próbując spojrzeć, w swoim rozeznaniu, na drugiego kucyka, a nie na maskę zasłaniającą go. Z jego oczu powoli, jedna po drugiej, ciekły łzy.
- Ja... ja... - zająknął się, cichym, strachliwym głosem, spoglądając na swoje kopyta. Wyglądał, jakby pierwszy raz w życiu je zobaczył. Albo przypomniał sobie coś z nimi związanego. Po raz kolejny zaczął wykonywać ruchy pyszczkiem, jakby miał zamiar coś powiedzieć, jednakowoż ponownie żaden dźwięk nie opuścił jego ust. Podniósł lekko głowę i zwrócił wzrok na Xandera. Zaczął się powoli do niego przybliżać, jednakowoż poruszał się powoli i ostrożnie. Wyraźnie się trząsł.
- Co się stało? Jest tam? - rozległ się za zebrą głos starszego ogiera, wyraźnie przejęty. Cóż, ciężko nie usłyszeć, gdy tuż obok ktoś strzela z broni palnej. Musiał wyskoczyć z wozu przed chwilą. Jako iż, w przeciwieństwie do Xandera, ogier, będący na skraju paniki, mówił gwałtownie i głośno, w pierwszej chwili Cale się skulił i położył uszy po sobie. Po paru sekundach jednak zamrugał gwałtownie i wygiął się lekko, jakby próbując zobaczyć dokładniej, kto stoi na zewnątrz, jednakże bez wychodzenia ze swojej kryjówki. Zadanie to było dla niego trudne, gdyż, niefortunnie, Xander znajdował się niemalże dokładnie między nim a ogierem, którego Cale poszukiwał wzrokiem.
-Kurwa, czy na tych pustkowiach nie można mieć chwili spokoju? - usłyszał słowa Blue. Przewrócił oczami, podnosząc się ze swojej, całkiem wygodnej zresztą, pozycji na podłodze wozu.
- Gdybyśmy mieli spokój, to nie byłyby to Pustkowia, tylko raj - rzucił do przyjaciółki, kierując się w stronę wyjścia z wozu.
Otworzył po drodze bęben swojego rewolweru i skontrolował, czy broń jest poprawnie załadowana standardową amunicją. Nie było żadnego powodu, by sytuacja wyglądała w jakikolwiek sposób inaczej, ale profilaktyka jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. A broń, i owszem, miała pocisków tyle ile mieć powinna, wszystko było w porządku. Sharp zamknął rewolwer i zakręcił bębnem.
Zeskoczył z wozu, w pierwszej chwili odruchowo osłaniając się kopytem od nieba. Mimo nigdy nie znikających chmur, na wozie i tak było ciemniej i nagłe wyskoczenie na zewnątrz mogło porazić. Zamrugał i rozejrzał się po obozowisku.
Wiedział, że nie mogli być atakowani, bo wtedy nie byłby to pojedynczy wystrzał, tylko cała kanonada. Tak więc nie szukał walki, a miejsca gdzie mogło coś się zdarzyć. Przy ognisku były 3 kucyki, z czego dwa, w tym nowo przybyła w kombinezonie z Krypty, kuliły się bezradnie na ziemi. Sharp westchnął cicho. Do najbliższej osady było cholera-wie-jak daleko, a one nawet ruszyć się nie potrafiły.
Przesunął wzrok dalej i znalazł to, czego szukał. Ogier w zbroi najemnika stał nad ich opatulonym w tonę szmat "gościu", który to częściowo zniknął pod wozem. Jeżeli to nie oni, to już nie wiem co. - stwierdził medyk. Aczkolwiek po wydarzeniach dzisiejszego dnia, który jakoś nie miał zamiaru się kończyć, wcale by go nie zdziwiła nawet drużyna snajperska Stalowych Strażników. Ot tak, żeby im jeszcze bardziej dokopać.
Upewnił się, że Blue jest wraz z nim i udał się ku dwójce. Po coś przy, a także pod tym wozem byli. Skoro nie walczyli, Sharp nie widział powodu, by galopować na złamanie karku. Rewolwer lewitował pewnie obok siebie, gdy szedł, spokojnie, ale nie za wolno. Nieco szybciej niż normalnie by chodził, nie popędzany przez nikogo.
Gdy dotarł do dwójki, odciągnął kurek rewolweru, celując w zamaskowanego kucyka. Charakterystyczny dźwięk wręcz musiał usłyszeć, jeżeli tylko miał sprawny słuch, a powinien rozpoznać. Najemnik obok najwyraźniej miał zamiar coś zrobić, ale gdy zobaczył rewolwer oraz wyraz twarzy medyka, który aktualnie nie był za przyjazny, stanął w miejscu i tylko obserwował sytuację.
- Co ty tu odwalasz? - zapytał się, spokojnym, chłodnym tonem, wcześniej rzucając okiem na najemnika, wyraźnie spanikowanego.
Blue na EFSie zobaczyła kilka fioletowych kresek, oznaczających, rzecz jasna, stworzenia nie nastawione wrogo. Były one rozrzucone po obozowisku, jednakowoż uwagę zwracała para, albo i nawet trójka kresek, będących na tyle blisko siebie, że nie dało się konkretnie stwierdzić, ile ich było. Prawdopodobnie chodziło o kilka sygnałów blisko siebie po drugiej stronie obozu.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.