04-08-2013, 16:41
Sharp najpierw rozejrzał się po okolicy. Blue mogła mieć swój EFS, ale większość musiała ufać bardziej konwencjonalnym metodom. Toteż właśnie Sharp od dawna miał wyuczony odruch inspekcji otoczenia będącej pierwszą rzeczą jaką robił po wyjściu z zamkniętej przestrzeni. Dla kogoś postronnego mogło to być coś oczywistego, ale bywało, że kucyki o tym zapominały... i nie kończyło się to dla nich za dobrze.
Zadając pytanie, rozglądał się, nie widząc jeszcze tego, kim w zasadzie był zamaskowany ogier. Przed spojrzeniem na tegoż, jego wzrok zawisł na ułamek sekundy na pewnym kucyku stojącym nieopodal z bronią. Rozpoznał ją, była to jedna z klaczy z karawany. Dobrze jest mieć wsparcie - pomyślał Medyk, próbując nie zdradzić pozycji uzbrojonej popielatej oraz mając wielką nadzieję, że nie zacznie ona strzelać bez wyraźnego powodu.
- I co, wystarczy ci to za odpowiedź?
Spojrzał na ogiera, który najwyraźniej ściągnął już swoją maskę, co by wyjaśniało jego słowa. Zamarł w miejscu, patrząc tylko szeroko otwartymi oczami na rozmówcę. Przed nim stało coś, czego od dawna nie widział. Spodziewał się wielu opcji. Zbyt jaskrawy na pustkowia kolor umaszczenia (wielokroć kucyki jasnych kolorów się okrywały, żeby nie być łatwym celem), ucięty róg, paskudne blizny... Ale nie spodziewał się zobaczyć zebry.
- Zadowolony? Pewnie sobie teraz myślisz: Ooo. To zebra, największy wróg Equestri, trzeba ją zajebać. Powiedz z której grupy ty się wywodzisz. Z tych co strzelają od razu, czy wolisz strzelać w plecy, gdy ktoś odwali już czarną robotę za ciebie, co? - kontynuowała zebra. Jednorożec nie miał pojęcia, jak miałby w takiej sytuacji zareagować. Cofnął się o krok, jego prawe przednie kopyto wciąż było uniesione. Chciał coś powiedzieć, ale zanim zdążył zmusić swój głos do współpracy, zebra ponownie się odezwała.
- Tak naprawdę to powinienem teraz rozsmarować twój mózg po pustyni i pójść w swoją stronę. - Śmiem polemizować co powinieneś. Ta myśl przeszła przez umysł Sharpa, pamiętając kto stał obok z bronią gotową do strzału, ale kucyk nie śmiał zwrócić wzroku w tamtym kierunku, wiedząc, że może tym samym zdradzić pozycję swojego wsparcia. A w tej chwili to by się mogło bardzo źle skończyć.
Stała się kolejna rzecz, która stać się nie powinna. Zebra zaczęła płakać. Ten dzień staje się coraz dziwniejszy. Sharp dopiero teraz zauważył, o ile ogier jest młodszy od niego. Owszem, już wcześniej zarejestrował, że jest młody, przynajmniej sądząc po głosie, ale teraz mógł zobaczyć, że nie może on mieć więcej niż 20 lat.
- Wszyscy jesteście, kurwa, tacy sami. Scavengers, Steel Rangers, najemnicy i karawaniarze. Każdy z was jak jeden, ilekroć zobaczycie zebrę, to dawaj zabić. Co ja wam jestem kurwa winien. - zebra siadła i najwyraźniej miała załamanie psychiczne przed jednorożcem. Do medyka dotarło teraz, jak musiało wyglądać jego życie. Wszędzie nienawiść, żadnego przyjaciela na całych Pustkowiach. Poczuł falę współczucia. I co ja mam kurwa teraz zrobić? - zapytał sam siebie Sharp. Gdyby to był ktoś, kogo znał, wiedziałby co zrobić. Ale w przypadku tego biedaka... nie wiedział, czy, gdyby zrobił chociaż krok w jego kierunku to nie zmieniłby się w całkiem ciekawą potrawę dla padlinożerców - kucyka nadziewanego ołowiem.
Następne słowa młodego ogiera nie były przeznaczone dla uszu jednorożca, ale, biorąc pod uwagę nie tak daleki dystans między nimi, usłyszał je i tak. Gdy zebra przewróciła się na ziemię, niemalże podskoczył. Nie spodziewał się tak gwałtownego ruchu z jego strony. Gdy zebra spojrzała na niego z błaganiem, odpowiedział własnym spojrzeniem, próbując wewnętrznie się opanować i obrać jakąś strategię, jakąkolwiek.
- No, dalej. Zrób mi tą przysługę i to skończ. Wiem że chcesz, będziesz potem mógł opowiedzieć jak to dzielnie walczyłeś i pokonałeś zebrę. Pustkowia wygrają prędzej czy później, ale ja mam dosyć. No dalej. Strzelaj kurwa. - W tej chwili medyk nie miał już żadnych wątpliwości.
Miał przed sobą kogoś, komu Pustkowia potężnie dokopały.
Widział wiele takich przypadków, zwłaszcza kiedy pracował w klinice. Załamanie spowodowane skumulowaniem się wszystkich wspomnień okropności Pustkowi w jednym momencie. Za każdym razem wyglądało inaczej, a "uniwersalne postępowanie" w takim przypadku zawsze było trudne. Można było tylko ich pilnować, żeby się nie zabili.
W tej chwili nie miało już znaczenia, czy osoba naprzeciw jednorożca jest kucykiem, zebrą, gryfem, czy nawet pierdolonym minotaurem. On potrzebował pomocy. Sharp nie był psychologiem, ale na Pustkowiach każdy medyk, który tylko widzi pacjentów jako coś więcej niż źródło kapsli, staje się po części pomocą psychiczną. Jednorożec nie należał do wyjątków, ale zawsze było to trudne. Do każdego trzeba było podejść inaczej.
Zwłaszcza, kiedy chodziło o uzbrojoną, prawdopodobnie traumatyczną, zebrę. Gdy patrzył w te zielone oczy, przepełnione desperacją, błaganiem i strachem, wszystkie bariery jakie budował między sobą, a swoimi pacjentami czy w ogóle każdym, kogo nie znał, runęły.
Rewolwer Sharpa wymknął się z pola lewitacji i wylądował na ziemi z niewielkim hałasem, gdyż unosił się tuż nad ziemią od jakiegoś czasu.
Medyk zrobił krok w przód, powoli, żeby nie przestraszyć załamanego biedaka.
- Nie - odpowiedział krótko - Nie strzelę. Ani w twarz, ani z tyłu - powiedział, próbując mówić spokojnym głosem, co mu nie całkiem wyszło.
Położył się na czterech nogach obok zebry. W tej chwili nie miało kompletnie żadnego znaczenia, że zebra jest zebrą. Medyk nigdy nie rozumiał takiej nienawiści do nich. Do chuja, wojna była 200 lat temu, czemu są winni żyjący teraz?! - krzyknął do nikogo w swoich myślach.
Powoli wyciągnął swoje kopyto, chcąc objąć młodego ogiera. Miał nadzieję, że nie skończy przy tym jako kulochwyt.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię - dodał, mówiąc cicho i powoli. Wiedział, że prawdopodobnie ktoś, albo i więcej ktosiów z grupy będzie chciało nabić głowę zebry na pal tylko dlatego, że jest czarno-biały, a nie kolorowy.
Pieprzyć ich - stwierdził krótko jednorożec w swojej głowie.
Zadając pytanie, rozglądał się, nie widząc jeszcze tego, kim w zasadzie był zamaskowany ogier. Przed spojrzeniem na tegoż, jego wzrok zawisł na ułamek sekundy na pewnym kucyku stojącym nieopodal z bronią. Rozpoznał ją, była to jedna z klaczy z karawany. Dobrze jest mieć wsparcie - pomyślał Medyk, próbując nie zdradzić pozycji uzbrojonej popielatej oraz mając wielką nadzieję, że nie zacznie ona strzelać bez wyraźnego powodu.
- I co, wystarczy ci to za odpowiedź?
Spojrzał na ogiera, który najwyraźniej ściągnął już swoją maskę, co by wyjaśniało jego słowa. Zamarł w miejscu, patrząc tylko szeroko otwartymi oczami na rozmówcę. Przed nim stało coś, czego od dawna nie widział. Spodziewał się wielu opcji. Zbyt jaskrawy na pustkowia kolor umaszczenia (wielokroć kucyki jasnych kolorów się okrywały, żeby nie być łatwym celem), ucięty róg, paskudne blizny... Ale nie spodziewał się zobaczyć zebry.
- Zadowolony? Pewnie sobie teraz myślisz: Ooo. To zebra, największy wróg Equestri, trzeba ją zajebać. Powiedz z której grupy ty się wywodzisz. Z tych co strzelają od razu, czy wolisz strzelać w plecy, gdy ktoś odwali już czarną robotę za ciebie, co? - kontynuowała zebra. Jednorożec nie miał pojęcia, jak miałby w takiej sytuacji zareagować. Cofnął się o krok, jego prawe przednie kopyto wciąż było uniesione. Chciał coś powiedzieć, ale zanim zdążył zmusić swój głos do współpracy, zebra ponownie się odezwała.
- Tak naprawdę to powinienem teraz rozsmarować twój mózg po pustyni i pójść w swoją stronę. - Śmiem polemizować co powinieneś. Ta myśl przeszła przez umysł Sharpa, pamiętając kto stał obok z bronią gotową do strzału, ale kucyk nie śmiał zwrócić wzroku w tamtym kierunku, wiedząc, że może tym samym zdradzić pozycję swojego wsparcia. A w tej chwili to by się mogło bardzo źle skończyć.
Stała się kolejna rzecz, która stać się nie powinna. Zebra zaczęła płakać. Ten dzień staje się coraz dziwniejszy. Sharp dopiero teraz zauważył, o ile ogier jest młodszy od niego. Owszem, już wcześniej zarejestrował, że jest młody, przynajmniej sądząc po głosie, ale teraz mógł zobaczyć, że nie może on mieć więcej niż 20 lat.
- Wszyscy jesteście, kurwa, tacy sami. Scavengers, Steel Rangers, najemnicy i karawaniarze. Każdy z was jak jeden, ilekroć zobaczycie zebrę, to dawaj zabić. Co ja wam jestem kurwa winien. - zebra siadła i najwyraźniej miała załamanie psychiczne przed jednorożcem. Do medyka dotarło teraz, jak musiało wyglądać jego życie. Wszędzie nienawiść, żadnego przyjaciela na całych Pustkowiach. Poczuł falę współczucia. I co ja mam kurwa teraz zrobić? - zapytał sam siebie Sharp. Gdyby to był ktoś, kogo znał, wiedziałby co zrobić. Ale w przypadku tego biedaka... nie wiedział, czy, gdyby zrobił chociaż krok w jego kierunku to nie zmieniłby się w całkiem ciekawą potrawę dla padlinożerców - kucyka nadziewanego ołowiem.
Następne słowa młodego ogiera nie były przeznaczone dla uszu jednorożca, ale, biorąc pod uwagę nie tak daleki dystans między nimi, usłyszał je i tak. Gdy zebra przewróciła się na ziemię, niemalże podskoczył. Nie spodziewał się tak gwałtownego ruchu z jego strony. Gdy zebra spojrzała na niego z błaganiem, odpowiedział własnym spojrzeniem, próbując wewnętrznie się opanować i obrać jakąś strategię, jakąkolwiek.
- No, dalej. Zrób mi tą przysługę i to skończ. Wiem że chcesz, będziesz potem mógł opowiedzieć jak to dzielnie walczyłeś i pokonałeś zebrę. Pustkowia wygrają prędzej czy później, ale ja mam dosyć. No dalej. Strzelaj kurwa. - W tej chwili medyk nie miał już żadnych wątpliwości.
Miał przed sobą kogoś, komu Pustkowia potężnie dokopały.
Widział wiele takich przypadków, zwłaszcza kiedy pracował w klinice. Załamanie spowodowane skumulowaniem się wszystkich wspomnień okropności Pustkowi w jednym momencie. Za każdym razem wyglądało inaczej, a "uniwersalne postępowanie" w takim przypadku zawsze było trudne. Można było tylko ich pilnować, żeby się nie zabili.
W tej chwili nie miało już znaczenia, czy osoba naprzeciw jednorożca jest kucykiem, zebrą, gryfem, czy nawet pierdolonym minotaurem. On potrzebował pomocy. Sharp nie był psychologiem, ale na Pustkowiach każdy medyk, który tylko widzi pacjentów jako coś więcej niż źródło kapsli, staje się po części pomocą psychiczną. Jednorożec nie należał do wyjątków, ale zawsze było to trudne. Do każdego trzeba było podejść inaczej.
Zwłaszcza, kiedy chodziło o uzbrojoną, prawdopodobnie traumatyczną, zebrę. Gdy patrzył w te zielone oczy, przepełnione desperacją, błaganiem i strachem, wszystkie bariery jakie budował między sobą, a swoimi pacjentami czy w ogóle każdym, kogo nie znał, runęły.
Rewolwer Sharpa wymknął się z pola lewitacji i wylądował na ziemi z niewielkim hałasem, gdyż unosił się tuż nad ziemią od jakiegoś czasu.
Medyk zrobił krok w przód, powoli, żeby nie przestraszyć załamanego biedaka.
- Nie - odpowiedział krótko - Nie strzelę. Ani w twarz, ani z tyłu - powiedział, próbując mówić spokojnym głosem, co mu nie całkiem wyszło.
Położył się na czterech nogach obok zebry. W tej chwili nie miało kompletnie żadnego znaczenia, że zebra jest zebrą. Medyk nigdy nie rozumiał takiej nienawiści do nich. Do chuja, wojna była 200 lat temu, czemu są winni żyjący teraz?! - krzyknął do nikogo w swoich myślach.
Powoli wyciągnął swoje kopyto, chcąc objąć młodego ogiera. Miał nadzieję, że nie skończy przy tym jako kulochwyt.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię - dodał, mówiąc cicho i powoli. Wiedział, że prawdopodobnie ktoś, albo i więcej ktosiów z grupy będzie chciało nabić głowę zebry na pal tylko dlatego, że jest czarno-biały, a nie kolorowy.
Pieprzyć ich - stwierdził krótko jednorożec w swojej głowie.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.