Zebra czekała na wykonanie swojego wyroku, lecz jedyną rzeczą jaka się stała, było upuszczenie broni przez jednorożca. Młodzik utkwił spojrzenie w leżącym na ziemi rewolwerze. Po chwili ponownie zwrócił oczy na jasnobrązowego. - Nie. Nie strzelę. Ani w twarz, ani z tyłu. - Powiedział to spokojnym lecz nieco łamiącym się głosem. Xander ponownie zamkną oczy. Ta, pewnie wolisz mi skręcić kark gołymi kopytami. A może trafiłem na jakiegoś fetyszystę, dla którego zostanę egzotyczną zabawką. Jestem ciekaw czy po śmierci trafie w objęcia Bogiń, czy też moja dusza spłonie w ogniu gwiazd.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. - Na te słowa młodzik ponownie otworzył oczy. Zobaczył teraz jasnobrązowego jednorożca leżącego obok, który wyciąga w jego stronę kopyto. Zdziwiona tym gestem zebra chciałaby uciec, ale leżąc na ziemi jedynie trochę się odsunęła. Dopiero po chwili zauważyła że kucyk raczej niema złych zamiarów, co ją nieco uspokoiło. Czy... czy on chciał mnie przytulić? Gest ten był dla Xandera obcy, podobnie jak wiele innych rzeczy które dla kucyków nie były niczym niezwykłym. Chyba źle go oceniłem. Może będę mógł się wyżalić. Tak, to na pewno mi pomoże. A co potem, kto wie?
- Czy świat na prawdę musi być taki... do dupy? - Zaczęła zebra już teraz spokojnym tonem, lecz nadal przerywanym przez pociągnięcia nosem. - Czemu muszę płacić za błędy które popełnili moi przodkowie? Może to i oni zaczęli zrzucać Mega-zaklęcia, ale sami zginęli od tej broni. Teraz wszyscy siedzimy w jednakowym gównie. A i tak wszyscy traktują mnie tak, jakbym to ja osobiście nacisną guzik "odpal". - Zebra na chwilę zamilkła by pozbierać nieco myśli i wziąć kilka głębszych oddechów.
- Całe życie jestem piętnowany, tylko z powodu tych głupich pasków na futrze. Wiele razy próbowałem znaleźć... to światełko. Tego kogoś. Ale to światełko zawsze okazywało się być wystrzałem z broni, mającym na celu posłać mnie do piachu. Najwidoczniej samotność ma być moim kompanem do końca moich dni. Nie próbuj tyko mi wmawiać że rozumiesz, bo zapewne nie. Ty pewnie masz rodzinę, przyjaciół, dom, kogoś komu możesz zaufać. Więc nie wiesz czym jest prawdziwa samotność. Miesiące siedzenia samotnie w zatęchłych ruinach, z dala od kogokolwiek, w całkowitej ciszy, mając nadzieje że jutro nikogo nie spotkasz. Liczysz wtedy każdą sekundę, minutę, godzinę, uciekającego ci życia. Jesteś wtedy już tylko ty i umierająca nadzieja.
- Pustkowia grają zemną w jakąś chorą grę, w której od początku jestem na przegranej pozycji. One chyba po prostu delektują się moim cierpieniem. Przypisały mi samotność już na wieki, a każda próba walki to ból, łzy, krew i zmarnowana nadzieja. Może po prostu czas dać za wygraną i przestać walczyć? Zejść w cień... i zniknąć?
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. - Na te słowa młodzik ponownie otworzył oczy. Zobaczył teraz jasnobrązowego jednorożca leżącego obok, który wyciąga w jego stronę kopyto. Zdziwiona tym gestem zebra chciałaby uciec, ale leżąc na ziemi jedynie trochę się odsunęła. Dopiero po chwili zauważyła że kucyk raczej niema złych zamiarów, co ją nieco uspokoiło. Czy... czy on chciał mnie przytulić? Gest ten był dla Xandera obcy, podobnie jak wiele innych rzeczy które dla kucyków nie były niczym niezwykłym. Chyba źle go oceniłem. Może będę mógł się wyżalić. Tak, to na pewno mi pomoże. A co potem, kto wie?
- Czy świat na prawdę musi być taki... do dupy? - Zaczęła zebra już teraz spokojnym tonem, lecz nadal przerywanym przez pociągnięcia nosem. - Czemu muszę płacić za błędy które popełnili moi przodkowie? Może to i oni zaczęli zrzucać Mega-zaklęcia, ale sami zginęli od tej broni. Teraz wszyscy siedzimy w jednakowym gównie. A i tak wszyscy traktują mnie tak, jakbym to ja osobiście nacisną guzik "odpal". - Zebra na chwilę zamilkła by pozbierać nieco myśli i wziąć kilka głębszych oddechów.
- Całe życie jestem piętnowany, tylko z powodu tych głupich pasków na futrze. Wiele razy próbowałem znaleźć... to światełko. Tego kogoś. Ale to światełko zawsze okazywało się być wystrzałem z broni, mającym na celu posłać mnie do piachu. Najwidoczniej samotność ma być moim kompanem do końca moich dni. Nie próbuj tyko mi wmawiać że rozumiesz, bo zapewne nie. Ty pewnie masz rodzinę, przyjaciół, dom, kogoś komu możesz zaufać. Więc nie wiesz czym jest prawdziwa samotność. Miesiące siedzenia samotnie w zatęchłych ruinach, z dala od kogokolwiek, w całkowitej ciszy, mając nadzieje że jutro nikogo nie spotkasz. Liczysz wtedy każdą sekundę, minutę, godzinę, uciekającego ci życia. Jesteś wtedy już tylko ty i umierająca nadzieja.
- Pustkowia grają zemną w jakąś chorą grę, w której od początku jestem na przegranej pozycji. One chyba po prostu delektują się moim cierpieniem. Przypisały mi samotność już na wieki, a każda próba walki to ból, łzy, krew i zmarnowana nadzieja. Może po prostu czas dać za wygraną i przestać walczyć? Zejść w cień... i zniknąć?