05-08-2013, 22:58
Sharp nie mógł zrobić nic po za obserwacją, jak zebra się od niego odsuwa. Przez pierwszą sekundę czy dwie był zdezorientowany, dopiero po tychże sekundach orientując się, o co mogło chodzić. Sharp, ty idioto - pomyślał. Żyjąc cały czas w samotności, ten biedak musiał uważać dotyk za coś obcego, groźnego. Może nawet kojarzącego się z walką. Opuścił kopyto, zawiedziony swoją własną głupotą. Nie mógł oczekiwać, że ktoś, kto żył w samotności przez całe swoje życie, a przynajmniej większość, ot tak zdecyduje się na bezpośredni kontakt z kimś obcym.
Westchnął cicho, spoglądając na chwilę w ziemię, po czym znowu przeniósł swoją uwagę na ogiera leżącego koło niego. Przez jego umysł przelatywały myśli o tym, jakie problemy by wynikły, gdyby miał go objąć ochroną i zabrać wraz z tym, co zostało z karawany. Zaskakująco, nie przychodziło mu ich do głowy wiele, ale każdy był raczej poważny sam w sobie. Wszystkie razem mogły doprowadzić do pewnych... nieprzyjemnych konsekwencji.
- Czy świat na prawdę musi być taki... do dupy? - uszy medyka stanęły na sztorc, a on ponownie musiał zogniskować wzrok na swym rozmówcy w biało-czarne paski. Jego głos był przepełniony smutkiem. Sharp doszedł szybko do wniosku, że zebra musiała naprawdę rzadko zdejmować maskę. Inaczej nie załamałby się tylko dlatego, że ją zdjął. Albo chodzi tu o coś więcej. Chciał jakoś odpowiedzieć, ale nie miał takiej szansy.
- Czemu muszę płacić za błędy, które popełnili moi przodkowie? Może to i oni zaczęli zrzucać megazaklęcia, ale sami zginęli od tej broni. Teraz wszyscy siedzimy w jednakowym gównie. A i tak wszyscy traktują mnie tak, jakbym to ja osobiście nacisnął guzik "odpal" - Medyk nie mógł nie zgodzić się z tym tokiem rozumowania, gdyż był to jedyny logiczny. A mimo tego wiele kucyków wciąż kontynuowało nienawidzić zebry. A i dlaczego? Z powodu jakiegoś chorego poczucia tradycji?
Zebra kontynuowała. Sharp nie mógł zrobić absolutnie nic po za byciem dobrym słuchaczem. Najciężej było oprzeć się pragnieniu przytulenia rozmówcy i powiedzenia, że wszystko będzie dobrze. Było to głupotą, z wielu powodów, a przodowały dwa: pierwsza próba przytulenia nie skończyła się dobrze, a obaj doskonale wiedzieli, że dobrze nie będzie. Nie na Pustkowiach.
Medyk chciał zaprotestować w momencie, gdy jego rozmówca powiedział, że jednorożec nie może rozumieć co zebra czuje, jednakowoż zreflektował się. Cóż on miał do powiedzenia o samotności? Owszem, nie miał wszystkiego o czym wspomniała zebra, jego życie różowe nie było, jak zresztą nikogo na Pustkowiach, ale nie mógł swojej sytuacji porównywać z zebrą.
W zasadzie to w swoim życiu miał całkiem sporo szczęścia. Jego rodzina była gdzieś daleko, ale była spora szansa, że jeszcze żyli. Domu nie miał, ale też nigdy nie musiał siedzieć samotnie pośród ruin, nigdy też nie był niczyim więźniem ani niewolnikiem na dłużej niż parę godzin... w przeciwieństwie do pewnego znanego mu kucyka, który to kucyk aktualnie był jedynym jego przyjacielem. Jak on mógł porównywać się do niej czy nawet do zebry leżącej teraz koło niego, skoro oni przetrwali takie piekło, z czego dla jednego z nich jeszcze się ono nie skończyło?
Zebra zaczęła mówić o chorej grze i poddawaniu się. Samotność na wieki... Po grzbiecie jednorożca przeszły dreszcze gdy dotarło do niego, jak prawdziwa dla jego rozmówcy była to sytuacja.
A potem zaczął mówić o poddaniu się, zejściu w cień... Kurwa - stwierdził dosadnie Sharp w swojej głowie, gdy dotarło do niego, o czym młody ogier mógł mówić, przynajmniej na tyle na ile go rozumiał.
Chciał coś powiedzieć, coś, co by mogło mu pomóc, ale zorientował się, że takich słów nie ma. Tak więc stwierdził, że zrobi co może. Nie wiedział czemu, ale poczuł się w jakimś sensie odpowiedzialny za młodą zebrę po tym załamaniu się biedaka tuż przed jego nosem.
- Słuchaj... - zawahał się na chwilę. Czy naprawdę był upoważniony, by wypowiadać się w imieniu grupy? A niech się pieprzą - ponownie stwierdził - nie wiem co masz zamiar zrobić... ale możesz zostać z nami - przerwał na chwilę, żeby ogier mógł przyswoić sobie informacje - nie gwarantuję, że wszyscy będą szczęśliwi, nie oczekuję też, że zostaniesz... ale chyba to lepsze, niż pójście samemu w pustynię, nie? - spróbował lekko się uśmiechnąć, jakby na zachętę, pod koniec zdania, ale coś mu nie wyszło. O to chodziło, dać mu opcję, do niczego nie przymuszać. Może skorzysta.
Medyk ponownie wyciągnął kopyto, lecz tym razem nie przybliżając się do zebry, a raczej zapraszając go do siebie. Nic więcej nie mógł zrobić dla niego.
Westchnął cicho, spoglądając na chwilę w ziemię, po czym znowu przeniósł swoją uwagę na ogiera leżącego koło niego. Przez jego umysł przelatywały myśli o tym, jakie problemy by wynikły, gdyby miał go objąć ochroną i zabrać wraz z tym, co zostało z karawany. Zaskakująco, nie przychodziło mu ich do głowy wiele, ale każdy był raczej poważny sam w sobie. Wszystkie razem mogły doprowadzić do pewnych... nieprzyjemnych konsekwencji.
- Czy świat na prawdę musi być taki... do dupy? - uszy medyka stanęły na sztorc, a on ponownie musiał zogniskować wzrok na swym rozmówcy w biało-czarne paski. Jego głos był przepełniony smutkiem. Sharp doszedł szybko do wniosku, że zebra musiała naprawdę rzadko zdejmować maskę. Inaczej nie załamałby się tylko dlatego, że ją zdjął. Albo chodzi tu o coś więcej. Chciał jakoś odpowiedzieć, ale nie miał takiej szansy.
- Czemu muszę płacić za błędy, które popełnili moi przodkowie? Może to i oni zaczęli zrzucać megazaklęcia, ale sami zginęli od tej broni. Teraz wszyscy siedzimy w jednakowym gównie. A i tak wszyscy traktują mnie tak, jakbym to ja osobiście nacisnął guzik "odpal" - Medyk nie mógł nie zgodzić się z tym tokiem rozumowania, gdyż był to jedyny logiczny. A mimo tego wiele kucyków wciąż kontynuowało nienawidzić zebry. A i dlaczego? Z powodu jakiegoś chorego poczucia tradycji?
Zebra kontynuowała. Sharp nie mógł zrobić absolutnie nic po za byciem dobrym słuchaczem. Najciężej było oprzeć się pragnieniu przytulenia rozmówcy i powiedzenia, że wszystko będzie dobrze. Było to głupotą, z wielu powodów, a przodowały dwa: pierwsza próba przytulenia nie skończyła się dobrze, a obaj doskonale wiedzieli, że dobrze nie będzie. Nie na Pustkowiach.
Medyk chciał zaprotestować w momencie, gdy jego rozmówca powiedział, że jednorożec nie może rozumieć co zebra czuje, jednakowoż zreflektował się. Cóż on miał do powiedzenia o samotności? Owszem, nie miał wszystkiego o czym wspomniała zebra, jego życie różowe nie było, jak zresztą nikogo na Pustkowiach, ale nie mógł swojej sytuacji porównywać z zebrą.
W zasadzie to w swoim życiu miał całkiem sporo szczęścia. Jego rodzina była gdzieś daleko, ale była spora szansa, że jeszcze żyli. Domu nie miał, ale też nigdy nie musiał siedzieć samotnie pośród ruin, nigdy też nie był niczyim więźniem ani niewolnikiem na dłużej niż parę godzin... w przeciwieństwie do pewnego znanego mu kucyka, który to kucyk aktualnie był jedynym jego przyjacielem. Jak on mógł porównywać się do niej czy nawet do zebry leżącej teraz koło niego, skoro oni przetrwali takie piekło, z czego dla jednego z nich jeszcze się ono nie skończyło?
Zebra zaczęła mówić o chorej grze i poddawaniu się. Samotność na wieki... Po grzbiecie jednorożca przeszły dreszcze gdy dotarło do niego, jak prawdziwa dla jego rozmówcy była to sytuacja.
A potem zaczął mówić o poddaniu się, zejściu w cień... Kurwa - stwierdził dosadnie Sharp w swojej głowie, gdy dotarło do niego, o czym młody ogier mógł mówić, przynajmniej na tyle na ile go rozumiał.
Chciał coś powiedzieć, coś, co by mogło mu pomóc, ale zorientował się, że takich słów nie ma. Tak więc stwierdził, że zrobi co może. Nie wiedział czemu, ale poczuł się w jakimś sensie odpowiedzialny za młodą zebrę po tym załamaniu się biedaka tuż przed jego nosem.
- Słuchaj... - zawahał się na chwilę. Czy naprawdę był upoważniony, by wypowiadać się w imieniu grupy? A niech się pieprzą - ponownie stwierdził - nie wiem co masz zamiar zrobić... ale możesz zostać z nami - przerwał na chwilę, żeby ogier mógł przyswoić sobie informacje - nie gwarantuję, że wszyscy będą szczęśliwi, nie oczekuję też, że zostaniesz... ale chyba to lepsze, niż pójście samemu w pustynię, nie? - spróbował lekko się uśmiechnąć, jakby na zachętę, pod koniec zdania, ale coś mu nie wyszło. O to chodziło, dać mu opcję, do niczego nie przymuszać. Może skorzysta.
Medyk ponownie wyciągnął kopyto, lecz tym razem nie przybliżając się do zebry, a raczej zapraszając go do siebie. Nic więcej nie mógł zrobić dla niego.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.