03-09-2013, 16:19
Xander spokojnie patrzył jak Blue przygląda się jego naszyjnikowi. Gdy dostał go z powrotem założył do ponownie na szyje i schował pod kurtką. Gdy tylko podniósł głowę zobaczył uśmiechnięty pyszczek niebieskiej klacz. Wysłuchał ponownego przywitania jednoróżki, ale jej następne słowa były niczym uderzenie młota. - Co do tego co myślę o zebrach, nie jesteś pierwszą zebrą którą mam okazje spotkać i chyba nigdy nie miałam z tym problemu. Na dobrą sprawę jestem gotowa powiedzieć że w wielu przypadkach jesteście bardziej cywilizowane niż większość kucy. - Zaraz, co? Udało mi się spotkać kogoś kto miał wcześniej kontakt z zebrami, ale jest jeszcze nastawiony do nas w taki sposób. Chyba śnie. Mam tylko nadzieję że gwiazdy nie zechcą mnie zbyt szybko wyrwać z tego snu. Następnie ogier słuchał jak klacz mu podziękowała za możliwość zwierzenia się, na co on odpowiedział skinieniem głowy.
Po chwili niebieski jednorożec wyciągną ze swoich juków dwa dorodne czerwone jabłka i podała je młodzikowi. Na ten widok oczy zebry zrobiły się wielkie niczym drzwi stajni. O Boginie, nie widziałem ich od czasów dzieciństwa. Ale jak, skąd? -Masz, potraktuj to jako prezent powitalny w naszej małej karawanie.- Ogier powoli i ostrożnie wziął owoce, jeden z nich schował do własnej torby, a drugie chciał łapczywie ugryźć, lecz się powstrzymał. Wyprostował się i lekko odkaszlną. Wyciągnął z rękawa jedno z ostrzy i przekrawał owoc na pół. uśmiechną się w podziękowaniu i podał jedną połówkę Blue. Następnie wziął kawałek który mu został i zaczął powoli jeść, delektując słodkim lekko kwaskowym smakiem świeżego jabłka.
Po paru kęsach Xander odłożył owoc na bok i ponownie zwrócił wzrok w kierunku horyzontu. Jego twarz na powrót spochmurniała. - Moją historię znała tylko jedna osoba. Zdążyłaś ją już poznać. Ten kosmyk włosów przy nieśmiertelniku, to pamiątka po mojej jedynej przyjaciółce i zarazem główny powód dla którego nienawidzę Steel Ranger'ów. Od tamtej pory wolałem się nie angażować w żadne bliższe znajomości, bo nie chciałem cierpieć tak jak tamtego dnia.
- Ale może od początku. Nie znam swoich biologicznych rodziców, podrzucili mnie pod progiem moich przybranych rodziców z Grayhoof. Mieszkałem tam przez prawie 16 lat i zawsze byłem traktowany jak wyrzutek, choć każdemu zawsze przychodziłem z pomocą. Pewnego razu pojawił się u nas ghul i opowiadał wyssane z kopyta opowieści, o tym jakie to złe są zebry. Potem nasze miasteczko nawiedziła jakaś zaraza, dorośli byli na nią odporni, ale była śmiertelna dla małych klacz i źrebaków. oczywiście wina spadła na mnie. Kucyki w mieście potraciły rozumy i chciały mnie zlinczować w przeddzień moich 16-tych urodzin. Więc uciekłem z miasta i tułałem się po pustkowiach. Głównie spotykałem mało przychylne kucyki. A w całym tym układzie problemem nie byli ci którzy strzelali do mnie od razu, lecz ci którzy udawali przyjaciół by potem ci wbić nóż w plecy.
Potem doszło jeszcze pierwsze spotkanie z zapuszkowanymi które przeżyłem cudem, właśnie dzięki pomocy mojej małej przyjaciółki Shadow. Żyliśmy sobie spokojnie przez prawie pół roku i wtedy trafił się ten rekrut. Nie miał na sobie nawet zbroi. Wystrzelił do nas z rakietnicy. Nie trafił przez co zawaliła się na nas ściana budynku obok którego szliśmy. Shadow zginęła przygnieciona przez kawał muru a on zginą od mojej strzelby. Od tamtej pory trzymałem się z daleka od wszystkich, wyjątek stanowili kupcy. Dodatkowo od tamtej chwili zbierałem amunicje Ppanc. bo przysiągłem sobie że zabije każdego napotkanego Steel Rangera i zabiorę jego nieśmiertelnik w ramach zemsty. I tak to wyglądało do dnia dzisiejszego.
Gdy młodzik skończył swój monolog zamkną na chwilę oczy i wziął kilka głębszych oddechów by móc spokojnie rozegnać niemiłe wspomnienia. - Wiesz co Blue. Miałaś rację to potrafi przynieść dużą ulgę. - Zebra znów zamilkła na dłuższą chwilę, po czym na powrót zaczęła zakładać maskę i kaptur. - Ehh. Za chwile trzeba będzie wrócić na patrol. Ale jeśli chcesz jeszcze o czymś pogadać to wal śmiało. - Po tych słowac zabrał się za dokańczanie swojej połówki jabłka.
Po chwili niebieski jednorożec wyciągną ze swoich juków dwa dorodne czerwone jabłka i podała je młodzikowi. Na ten widok oczy zebry zrobiły się wielkie niczym drzwi stajni. O Boginie, nie widziałem ich od czasów dzieciństwa. Ale jak, skąd? -Masz, potraktuj to jako prezent powitalny w naszej małej karawanie.- Ogier powoli i ostrożnie wziął owoce, jeden z nich schował do własnej torby, a drugie chciał łapczywie ugryźć, lecz się powstrzymał. Wyprostował się i lekko odkaszlną. Wyciągnął z rękawa jedno z ostrzy i przekrawał owoc na pół. uśmiechną się w podziękowaniu i podał jedną połówkę Blue. Następnie wziął kawałek który mu został i zaczął powoli jeść, delektując słodkim lekko kwaskowym smakiem świeżego jabłka.
Po paru kęsach Xander odłożył owoc na bok i ponownie zwrócił wzrok w kierunku horyzontu. Jego twarz na powrót spochmurniała. - Moją historię znała tylko jedna osoba. Zdążyłaś ją już poznać. Ten kosmyk włosów przy nieśmiertelniku, to pamiątka po mojej jedynej przyjaciółce i zarazem główny powód dla którego nienawidzę Steel Ranger'ów. Od tamtej pory wolałem się nie angażować w żadne bliższe znajomości, bo nie chciałem cierpieć tak jak tamtego dnia.
- Ale może od początku. Nie znam swoich biologicznych rodziców, podrzucili mnie pod progiem moich przybranych rodziców z Grayhoof. Mieszkałem tam przez prawie 16 lat i zawsze byłem traktowany jak wyrzutek, choć każdemu zawsze przychodziłem z pomocą. Pewnego razu pojawił się u nas ghul i opowiadał wyssane z kopyta opowieści, o tym jakie to złe są zebry. Potem nasze miasteczko nawiedziła jakaś zaraza, dorośli byli na nią odporni, ale była śmiertelna dla małych klacz i źrebaków. oczywiście wina spadła na mnie. Kucyki w mieście potraciły rozumy i chciały mnie zlinczować w przeddzień moich 16-tych urodzin. Więc uciekłem z miasta i tułałem się po pustkowiach. Głównie spotykałem mało przychylne kucyki. A w całym tym układzie problemem nie byli ci którzy strzelali do mnie od razu, lecz ci którzy udawali przyjaciół by potem ci wbić nóż w plecy.
Potem doszło jeszcze pierwsze spotkanie z zapuszkowanymi które przeżyłem cudem, właśnie dzięki pomocy mojej małej przyjaciółki Shadow. Żyliśmy sobie spokojnie przez prawie pół roku i wtedy trafił się ten rekrut. Nie miał na sobie nawet zbroi. Wystrzelił do nas z rakietnicy. Nie trafił przez co zawaliła się na nas ściana budynku obok którego szliśmy. Shadow zginęła przygnieciona przez kawał muru a on zginą od mojej strzelby. Od tamtej pory trzymałem się z daleka od wszystkich, wyjątek stanowili kupcy. Dodatkowo od tamtej chwili zbierałem amunicje Ppanc. bo przysiągłem sobie że zabije każdego napotkanego Steel Rangera i zabiorę jego nieśmiertelnik w ramach zemsty. I tak to wyglądało do dnia dzisiejszego.
Gdy młodzik skończył swój monolog zamkną na chwilę oczy i wziął kilka głębszych oddechów by móc spokojnie rozegnać niemiłe wspomnienia. - Wiesz co Blue. Miałaś rację to potrafi przynieść dużą ulgę. - Zebra znów zamilkła na dłuższą chwilę, po czym na powrót zaczęła zakładać maskę i kaptur. - Ehh. Za chwile trzeba będzie wrócić na patrol. Ale jeśli chcesz jeszcze o czymś pogadać to wal śmiało. - Po tych słowac zabrał się za dokańczanie swojej połówki jabłka.