09-09-2013, 19:47
Jednorożec ponownie poruszył się niespokojnie, jakby próbując uciec, gdy Starweave rozpoczęła swój krótki, ale dość agresywny w jego mniemaniu, monolog. Wiedział doskonale, że niczego innego nie mógł się spodziewać.
Oczywiście jego "próby ucieczki" nie na wiele się zdały, gdyż był niezwykle osłabiony. Przez jego głowę przemknęło tylko pytanie, czym ci "karawaniarze" go naćpali?
Udało mu się odsunąć o kilka centymetrów, gdy przestraszył się kładącej się kawałek dalej klaczy. Ktoś patrzący z boku uznałby, że jeniec jest po prostu mięczakiem nie potrafiącym się wziąć w garść. Prawda była taka, że większość kucyków na jego miejscu by nie wyglądała na odważnych. No bo kto chciał ginąć w tak młodym wieku?
Dotąd patrzył w przestrzeń. Zarejestrował, dzięki ruchowi Starweave, że w celi... wozie... gdziekolwiek by nie był, są najwyraźniej jeszcze 2 kucyki. Po jego grzbiecie przeszedł dreszcz, gdy dojrzał jakąś ogromną broń umieszczoną u boku jednego z nich, na siodle bojowym. Jak przez mgłę przypominał sobie potężny huk podczas bitwy, który mógł należeć tylko do takiego potwora.
Gdy klacz, która najwyraźniej była tu wyznaczona do mówienia, zaczęła robić właśnie to, kucyk zwrócił wzrok ponownie na nią, zmuszając jakoś swój umysł do porzucenia panikowania i myślenia w miarę jasno.
Nie wychodziło to dobrze.
- Co bym powiedział, nie uwierzycie... - powiedział cicho - poza tym i tak mnie zabijecie, co za różnica? - dodał, jakimś cudem mówiąc wszystko co miał zamiar powiedzieć, mimo tego, że głos załamał mu się po pierwszych kilku słowach i całość jakoś z siebie wydusił podczas, gdy z jego oczu płynęły łzy. Nie zawodził z bólu, ani nie były to łzy smutku. To były łzy rozpaczy, ostatni akt oporu wobec świadomości nieuniknionej śmierci. Aż tym biło od kucyka, który nie był już "na granicy załamania", tylko po prostu załamywał się przed kucykami, które go pojmały w bitwie.
Oczywiście jego "próby ucieczki" nie na wiele się zdały, gdyż był niezwykle osłabiony. Przez jego głowę przemknęło tylko pytanie, czym ci "karawaniarze" go naćpali?
Udało mu się odsunąć o kilka centymetrów, gdy przestraszył się kładącej się kawałek dalej klaczy. Ktoś patrzący z boku uznałby, że jeniec jest po prostu mięczakiem nie potrafiącym się wziąć w garść. Prawda była taka, że większość kucyków na jego miejscu by nie wyglądała na odważnych. No bo kto chciał ginąć w tak młodym wieku?
Dotąd patrzył w przestrzeń. Zarejestrował, dzięki ruchowi Starweave, że w celi... wozie... gdziekolwiek by nie był, są najwyraźniej jeszcze 2 kucyki. Po jego grzbiecie przeszedł dreszcz, gdy dojrzał jakąś ogromną broń umieszczoną u boku jednego z nich, na siodle bojowym. Jak przez mgłę przypominał sobie potężny huk podczas bitwy, który mógł należeć tylko do takiego potwora.
Gdy klacz, która najwyraźniej była tu wyznaczona do mówienia, zaczęła robić właśnie to, kucyk zwrócił wzrok ponownie na nią, zmuszając jakoś swój umysł do porzucenia panikowania i myślenia w miarę jasno.
Nie wychodziło to dobrze.
- Co bym powiedział, nie uwierzycie... - powiedział cicho - poza tym i tak mnie zabijecie, co za różnica? - dodał, jakimś cudem mówiąc wszystko co miał zamiar powiedzieć, mimo tego, że głos załamał mu się po pierwszych kilku słowach i całość jakoś z siebie wydusił podczas, gdy z jego oczu płynęły łzy. Nie zawodził z bólu, ani nie były to łzy smutku. To były łzy rozpaczy, ostatni akt oporu wobec świadomości nieuniknionej śmierci. Aż tym biło od kucyka, który nie był już "na granicy załamania", tylko po prostu załamywał się przed kucykami, które go pojmały w bitwie.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.