28-10-2013, 23:00
Klacz dotarła do obozu zmęczona, naładowana i z nowymi informacjami. Ustalenie priorytetów trwało chwilkę:
1. Odpocząć
2. Napić się
3. Podać informacje o znalezisku
4. Wyruszyć z powrotem.
Oczywiście dla niej "dotrzeć do obozu" oznaczało wkraść się tam i usadowić gdzieś gdzie odnajdzie święty spokój. Po cichym rozeznaniu klacz poszła nie niepokojona pod wóz zaraz obok wejścia, dokładnie tego samego którym jakiś czas temu wyszła. Zrzuciła ekwipunek i wyciągnęła starą pomazaną płachtę którą widać było w akcji jakiś czas temu przy okazji poprawek broni. Gdy płachta leżała na ziemi klacz położyła się na niej i wyciągnęła z juków whiskey. Porządną whiskey... z której zdarła się etykieta. "chuj z tym" pomyślała i pociągnęła parę łyków, wysokoprocentowy smak z lekka ja ocucił choć stwierdziła że nie zaszkodzi trochę leżakowania.
Butelka zaraz leżała wkopana w mały dołek obok płachty i przysypana ziemią a sama klacz spokojnie ułożyła się i przeładowała broń, pooglądała ją i zabrała nóż, na chwilę zawahała się ale po chwili zaczęła wydrapywać równy i prosty napis na kolbie karabinu.
- Widzisz "Kashmir" - rzuciła w stronę pistoletu - będziesz mieć większego brata, jak go nazwiemy co? Ja bym powiedziała że "Deathraiser"... albo "Blues Berry Jam" ale chyba lepszy będzie "Hellraiser". - Tak oto zagłębiła się w twórczą pracę przy zabezpieczonej uprzednio broni. Sama nie była pewna kiedy zaczęła sobie coś nucić a potem śpiewać tracąc przy tym samokontrolę i promile.
1. Odpocząć
2. Napić się
3. Podać informacje o znalezisku
4. Wyruszyć z powrotem.
Oczywiście dla niej "dotrzeć do obozu" oznaczało wkraść się tam i usadowić gdzieś gdzie odnajdzie święty spokój. Po cichym rozeznaniu klacz poszła nie niepokojona pod wóz zaraz obok wejścia, dokładnie tego samego którym jakiś czas temu wyszła. Zrzuciła ekwipunek i wyciągnęła starą pomazaną płachtę którą widać było w akcji jakiś czas temu przy okazji poprawek broni. Gdy płachta leżała na ziemi klacz położyła się na niej i wyciągnęła z juków whiskey. Porządną whiskey... z której zdarła się etykieta. "chuj z tym" pomyślała i pociągnęła parę łyków, wysokoprocentowy smak z lekka ja ocucił choć stwierdziła że nie zaszkodzi trochę leżakowania.
Butelka zaraz leżała wkopana w mały dołek obok płachty i przysypana ziemią a sama klacz spokojnie ułożyła się i przeładowała broń, pooglądała ją i zabrała nóż, na chwilę zawahała się ale po chwili zaczęła wydrapywać równy i prosty napis na kolbie karabinu.
- Widzisz "Kashmir" - rzuciła w stronę pistoletu - będziesz mieć większego brata, jak go nazwiemy co? Ja bym powiedziała że "Deathraiser"... albo "Blues Berry Jam" ale chyba lepszy będzie "Hellraiser". - Tak oto zagłębiła się w twórczą pracę przy zabezpieczonej uprzednio broni. Sama nie była pewna kiedy zaczęła sobie coś nucić a potem śpiewać tracąc przy tym samokontrolę i promile.