13-11-2013, 23:21
Rusty chyba naprawdę był załamany psychicznie, gdyż... same jego zachowanie na to wskazywało. Początkowo klacz chciała się dowiedzieć tylko prawdy, o tym tajemniczym kucu, który okazał się zebrą, ale... zrozumiała, że trochę za bardzo wymusiła na nim emocje, co spowodowało, iż opuścił gardę. Potem zaczął jeszcze opowiadać o życiu i trudnościach, przez jakie przejść. Potem jeszcze opowiedział mu o swojej towarzyszce, która została zabita przez Steel Rangersa. Zrobiło się jej jeszcze bardziej smuto... no i trochę niedobrze, ale spróbowała to ukryć.
Zebra teraz patrzyła się prosto na nią. Nie wiedziała jak ma zareagować, gdyż czuła się teraz... nieswojo. Fakt faktem... nie miała nic do Steel Rangersów, ale też nie mogła uznać, iż są dobrymi kucykami. Sporo na ich temat słyszała, a wszystko było różne, i pewnie niekoniecznie prawdziwe. Generalnie White była zbyt krótko na pustkowiach, aby mieć jakiekolwiek zdanie o tym, co się tutaj działo, dlatego też nie chciała też wspominać o owych "czołgach". Nie tylko ze względu na Rustiego, który ich nie cierpi, ale i na samą siebie.
- Wiesz... - zaczęła niepewnie. - Jestem na tych pustkowiach od około dwóch tygodni. Swoje życie zawdzięczam tylko i wyłącznie szczęściu. Pewnie to brutalnie miejsce zaszokuje mnie nie raz, ale póki co, to... nie wiem co jeszcze o tym sądzić. W życiu nie zabiłam żywego kucyka... chyba, że mogę zaliczyć do nich te całe... g... ghule? Chyba tak się nazywały. Ale z pewnością rozumiem twój ból. Wiem jak to jest stracić bliskie osoby. Ja zostałam... wydalona z mojej stajni, bo takie panowały tam reguły. Nie jestem nawet pewna, co się dzieje teraz z moimi rodzicami. Czy nadal żyją? Czy może tęsknią, ale wierzą w to, że już nie żyje? A może po prostu o mnie zapomnieli. Pewna tego nie jestem, ale... - przerwała, a następnie głośno odkaszlnęła i nabrała powietrza. - ... mam coś, co mi zawsze będzie przypominać o mojej rodzinie. Mój ociec pracował w ochronie, więc rozstał się z tym hełmem, w nadziei, że będzie mnie on chronił - powiedziała pokazując na kask, który leżał obok niej. - Ale jednak jest coś jeszcze, co mi przypomina o mojej rodzinie - po tych słowach zaczęła szukać czegoś w swoim PipBucku. Po chwili uśmiechnęła się, a z jej juków wylewitowała pluszową klacz o kolorze pomarańczowym. - Ta maskotka, to prezent od nich, gdy byłam jeszcze małą klaczką. Bardzo się do niej przywiązałam, i zawsze o nią dbałam. Była moją jedyną przyjaciółką. Zawsze potrafiła odgonić złe koszmary, gdy nie mogłam zasnąć - powiedziała łamiącym głosem. - Uwierz mi, że każdy kiedyś stracił w życiu coś ważnego. A to, czy jesteś zebrą, czy kucem, to dla mnie nie ma znaczenia. Fakt faktem... pamiętam propagandę, która ostrzegała nas przed wami, ale... nie wydajesz się być zły. Wręcz przeciwnie... to ty bardziej potrzebujesz pomocy przed kucykami, niż kucyki przed tobą - zakończyła, a następnie przytuliła się do maskotki i spojrzała z ciepłym uśmiechem na Rustiego.
Zebra teraz patrzyła się prosto na nią. Nie wiedziała jak ma zareagować, gdyż czuła się teraz... nieswojo. Fakt faktem... nie miała nic do Steel Rangersów, ale też nie mogła uznać, iż są dobrymi kucykami. Sporo na ich temat słyszała, a wszystko było różne, i pewnie niekoniecznie prawdziwe. Generalnie White była zbyt krótko na pustkowiach, aby mieć jakiekolwiek zdanie o tym, co się tutaj działo, dlatego też nie chciała też wspominać o owych "czołgach". Nie tylko ze względu na Rustiego, który ich nie cierpi, ale i na samą siebie.
- Wiesz... - zaczęła niepewnie. - Jestem na tych pustkowiach od około dwóch tygodni. Swoje życie zawdzięczam tylko i wyłącznie szczęściu. Pewnie to brutalnie miejsce zaszokuje mnie nie raz, ale póki co, to... nie wiem co jeszcze o tym sądzić. W życiu nie zabiłam żywego kucyka... chyba, że mogę zaliczyć do nich te całe... g... ghule? Chyba tak się nazywały. Ale z pewnością rozumiem twój ból. Wiem jak to jest stracić bliskie osoby. Ja zostałam... wydalona z mojej stajni, bo takie panowały tam reguły. Nie jestem nawet pewna, co się dzieje teraz z moimi rodzicami. Czy nadal żyją? Czy może tęsknią, ale wierzą w to, że już nie żyje? A może po prostu o mnie zapomnieli. Pewna tego nie jestem, ale... - przerwała, a następnie głośno odkaszlnęła i nabrała powietrza. - ... mam coś, co mi zawsze będzie przypominać o mojej rodzinie. Mój ociec pracował w ochronie, więc rozstał się z tym hełmem, w nadziei, że będzie mnie on chronił - powiedziała pokazując na kask, który leżał obok niej. - Ale jednak jest coś jeszcze, co mi przypomina o mojej rodzinie - po tych słowach zaczęła szukać czegoś w swoim PipBucku. Po chwili uśmiechnęła się, a z jej juków wylewitowała pluszową klacz o kolorze pomarańczowym. - Ta maskotka, to prezent od nich, gdy byłam jeszcze małą klaczką. Bardzo się do niej przywiązałam, i zawsze o nią dbałam. Była moją jedyną przyjaciółką. Zawsze potrafiła odgonić złe koszmary, gdy nie mogłam zasnąć - powiedziała łamiącym głosem. - Uwierz mi, że każdy kiedyś stracił w życiu coś ważnego. A to, czy jesteś zebrą, czy kucem, to dla mnie nie ma znaczenia. Fakt faktem... pamiętam propagandę, która ostrzegała nas przed wami, ale... nie wydajesz się być zły. Wręcz przeciwnie... to ty bardziej potrzebujesz pomocy przed kucykami, niż kucyki przed tobą - zakończyła, a następnie przytuliła się do maskotki i spojrzała z ciepłym uśmiechem na Rustiego.