Jednorożec z ewidentnym zdziwieniem wziął ziarna kawy które Xander mu podał. Usłyszał krótkie: – Dzięki… - ale nawet to było dla niego miłe. Potem ruszył w stronę ogniska i kubeczka ciepłej kawy która już tam na niego czekała. Ciekawe dlaczego się tak zdziwił gdy mu dałem te ziarenka. Fakt że czasem ciężko znaleźć te kilka które nadal do czegoś się nadawały. No ale, w większości starych biurowców była kuchnia bądź stołówka a w niektórych to niemal na każdym piętrze było małe pomieszczonko kawiarniane. Cóż, ja zazwyczaj miałem dużo czasu, więc przeszukiwałem szafki w takich miejscach. A może po prostu miałem szczęście i kawa jest cenniejsza niż mi się wydawało.
Po drodze rzucił tylko przelotne spojrzenie na White leżącą na ziemi. Och, no pięknie. Kurczę, chciał bym jej pomóc ale po tamtym jej przytulasie, to nie wiem co innego mogła by zrobić. Kto wie co by jej mogło strzelić do głowy… Chyba wolę nie ryzykować… Ech, wybacz White, ale chyba będziesz musiała sobie poradzić sama.
Ponownie ruszył wolnym krokiem w stronę ogniska. Kiedy był już przy nim, położył się, wyciągną z juku haczyk zrobiony z pręta i podciągną do siebie kubeczek z kawą. Postawił puszkę z napojem pomiędzy przednimi nogami. Chwycił nimi puszkę a dzięki płaszczowi nie odczuwał aż tak ciepła od niej bijącego. Nachylił się do metalowego naczynia i wziął drobny łyk by sprawdzić jaką temperaturę ma napój. Nadal był nieco za gorący. Młodzik zaczął więc delikatnie dmuchać by go ochłodzić.
Kiedy czarny napar ostudził się do temperatury w której nie trzeba było się martwić o możliwość poparzenia się, Xander zabrał się za powolne jego picie. Brał co jakiś czas drobne łyki kontemplując gorzki smak swojej kawy i nie tylko. Cóż, jak na razie jest całkiem nieźle. Trzy osoby wiedzą kim naprawdę jestem, niestety jedna nie do końca była zamierzona. Żeby też White nie zrobiła czegoś głupiego gdy wytrzeźwiej i wszystko do niej dotrze. No ale, na razie nikt mnie jeszcze nie próbował okraść ani zabić… Więc jest nieźle.
Teraz trochę cięższa sprawa… Ta misja. Raczej umiem się skradać, przecież nie dawałem się zauważyć, chyba że sam chciałem się pokazać. Ale misja zwiadowcza to już inna liga, będę musiał przy tym wytężyć wszystkie zmysły. Na pewno też musiałbym ograniczyć wagę do minimum, czyli zostawić gdzieś tutaj swoje graty. Strzelbę niestety także bo jest piekielnie głośna nawet pomimo tych kryształów tłumiących. Więc zostają mi tylko moje ostrza i pistolet, ale przecież nie mam zamiaru tam walczyć. Skoro miał bym iść z Blue, to mógł bym też olać ten płaszcz. Jest długi, nieporęczny w biegu, i szura po ziemi.
Nie mam w tym wszystkim dużego doświadczenia więc będę musiał się całkowicie podporządkować Blue. Czyli praktycznie będę musiał zawierzyć jej swoje życie. Cholera. Ale twierdziła że przeżyła w Fillydelphii… Słyszałem że to piekło… A skoro ktoś przeżył w piekle, to powinien poradzić sobie z taką misją, chyba. Ech, to nadal jest cholernie trudna decyzja. Chociaż i tak ostateczny głoś zabierze w tym wszystkim niebieska klacz, zobaczymy co ona o tym wszystkim powie.
Ech naprawdę chciał bym by przynajmniej taki stan rzeczy chwilę trwał. Jest nawet… miło, że aż pozwolę sobie użyć takiego słowa. Ale znając moje szczęście do kucyków i to jak bardzo pustkowia uwielbiają patrzeć jak cierpię… to ten stan nie potrwa długo. Ciekawe jak teraz by się to skończyło… Chociaż nie, raczej Sharp i Blue by nic nie zrobili, przynajmniej taką mam nadzieje. White, to nie wiem… A reszta przecież nie wiek kim naprawdę jestem… Chyba mogę się nieco uspokoić. Nieco…
Młodzik skończył swoje przemyślenia, oczyścił umysł i spokojnie dalej popijał drobnymi łyczkami kawę, szukając w niej poniekąd uspokojenia i by zyskać trochę energii…
Po drodze rzucił tylko przelotne spojrzenie na White leżącą na ziemi. Och, no pięknie. Kurczę, chciał bym jej pomóc ale po tamtym jej przytulasie, to nie wiem co innego mogła by zrobić. Kto wie co by jej mogło strzelić do głowy… Chyba wolę nie ryzykować… Ech, wybacz White, ale chyba będziesz musiała sobie poradzić sama.
Ponownie ruszył wolnym krokiem w stronę ogniska. Kiedy był już przy nim, położył się, wyciągną z juku haczyk zrobiony z pręta i podciągną do siebie kubeczek z kawą. Postawił puszkę z napojem pomiędzy przednimi nogami. Chwycił nimi puszkę a dzięki płaszczowi nie odczuwał aż tak ciepła od niej bijącego. Nachylił się do metalowego naczynia i wziął drobny łyk by sprawdzić jaką temperaturę ma napój. Nadal był nieco za gorący. Młodzik zaczął więc delikatnie dmuchać by go ochłodzić.
Kiedy czarny napar ostudził się do temperatury w której nie trzeba było się martwić o możliwość poparzenia się, Xander zabrał się za powolne jego picie. Brał co jakiś czas drobne łyki kontemplując gorzki smak swojej kawy i nie tylko. Cóż, jak na razie jest całkiem nieźle. Trzy osoby wiedzą kim naprawdę jestem, niestety jedna nie do końca była zamierzona. Żeby też White nie zrobiła czegoś głupiego gdy wytrzeźwiej i wszystko do niej dotrze. No ale, na razie nikt mnie jeszcze nie próbował okraść ani zabić… Więc jest nieźle.
Teraz trochę cięższa sprawa… Ta misja. Raczej umiem się skradać, przecież nie dawałem się zauważyć, chyba że sam chciałem się pokazać. Ale misja zwiadowcza to już inna liga, będę musiał przy tym wytężyć wszystkie zmysły. Na pewno też musiałbym ograniczyć wagę do minimum, czyli zostawić gdzieś tutaj swoje graty. Strzelbę niestety także bo jest piekielnie głośna nawet pomimo tych kryształów tłumiących. Więc zostają mi tylko moje ostrza i pistolet, ale przecież nie mam zamiaru tam walczyć. Skoro miał bym iść z Blue, to mógł bym też olać ten płaszcz. Jest długi, nieporęczny w biegu, i szura po ziemi.
Nie mam w tym wszystkim dużego doświadczenia więc będę musiał się całkowicie podporządkować Blue. Czyli praktycznie będę musiał zawierzyć jej swoje życie. Cholera. Ale twierdziła że przeżyła w Fillydelphii… Słyszałem że to piekło… A skoro ktoś przeżył w piekle, to powinien poradzić sobie z taką misją, chyba. Ech, to nadal jest cholernie trudna decyzja. Chociaż i tak ostateczny głoś zabierze w tym wszystkim niebieska klacz, zobaczymy co ona o tym wszystkim powie.
Ech naprawdę chciał bym by przynajmniej taki stan rzeczy chwilę trwał. Jest nawet… miło, że aż pozwolę sobie użyć takiego słowa. Ale znając moje szczęście do kucyków i to jak bardzo pustkowia uwielbiają patrzeć jak cierpię… to ten stan nie potrwa długo. Ciekawe jak teraz by się to skończyło… Chociaż nie, raczej Sharp i Blue by nic nie zrobili, przynajmniej taką mam nadzieje. White, to nie wiem… A reszta przecież nie wiek kim naprawdę jestem… Chyba mogę się nieco uspokoić. Nieco…
Młodzik skończył swoje przemyślenia, oczyścił umysł i spokojnie dalej popijał drobnymi łyczkami kawę, szukając w niej poniekąd uspokojenia i by zyskać trochę energii…