30-12-2013, 23:38
O ile liczenie wszystkich elementów otoczenia mogłoby być interesującym zajęciem w wypadku skrajnej nudy przez kilka minut, tak po dłuższym czasie było jeszcze gorsze niż rozmyślanie o wielu sprawach. To drugie dawało przynajmniej lepsze efekty. Tak więc ciemnoniebieski kucyk wrócił do myślenia.
Pierwsza nurtująca Rain sprawa to była przyszłość karawany. Nie żeby był to największy priorytet - to miejsce zajmowało, jak u każdego, przeżycie kolejnego dnia (quest poboczny: dzień musi być ekscytujący). Mimo to niedawne słowa mechaniczki chwilowo pomieszały szyki priorytetów. Plan, by polegać na samej Blue na zwiadzie może i brzmiał jak wykuty przez szalonego kucyka na Mint-alach, ale z początku Rain usprawiedliwiała go tym, że oboje - i Sharp, i Blue - wiedzą, co robią. Oczywiście nie mogła być tego pewna, i z tego co zauważyła mało kto był, ale hej - ktoś musi być tym niepoprawnym optymistą, prawda?
Przez króciutką chwilę przemknęło jej przez myśl, że mogła by pójść z Blue. Bardzo szybko wyrzuciła to z głowy; Przede wszystkim - skradacz z niej marny. Poza tym z jakiegoś powodu domyślała się, że żadne z "organizatorów" planu nie byłoby zadowolone. Nie było się zresztą czemu dziwić. Klacz z takim wyposażeniem jak ona zdecydowanie bardziej przydała by się w razie otwartego szturmu.
Koniec końców plan zdawał się okropny. Klacz wierzyła jednak w rozwagę i umiejętności Blue, prawdopodobnie jako jedna z niewielu - ba, jeśli nie jedyną - osób z tej karawany, które ogarniają sytuację i wierzyły w powodzenie samodzielnej wyprawy.
I być może pociąg myślowy pojechałby dalej, gdyby nie metaforyczna góra w postaci głośnego ryku z dołu, w którą owy pociąg z wielką elokwencją przypierdolił.
Klacz zerwała się z miejsca, chcąc rzucić się na pomoc. Problem był taki, że prawa fizyki zwyczajnie jej tego zabraniały i za nic nie chciały ustąpić. Trzeba było działać szybko, bo ryk jednocześnie mógł oznaczać triumf jak i potężny ból, albo przygotowanie do walki. Niezależnie od tego wciąż była szansa na to, że Iron przeżyje... albo nie. Ważne było to, że ciemnoniebieska klacz nie mogła sama pobiec na ratunek - musiała w takim razie pobiec po kogoś, kto się zmieści. I o ile Iron byłaby iście wkurwiona, gdyby przeżyła i ktoś przyszedł ukraść jej cudowne, nie wiadomo jakie fanty, o tyle jej życie było pod protekcją altyrerzystki - pobiegła więc do obozu w poszukiwaniu niezajętego niczym kuca.
Pierwsza nurtująca Rain sprawa to była przyszłość karawany. Nie żeby był to największy priorytet - to miejsce zajmowało, jak u każdego, przeżycie kolejnego dnia (quest poboczny: dzień musi być ekscytujący). Mimo to niedawne słowa mechaniczki chwilowo pomieszały szyki priorytetów. Plan, by polegać na samej Blue na zwiadzie może i brzmiał jak wykuty przez szalonego kucyka na Mint-alach, ale z początku Rain usprawiedliwiała go tym, że oboje - i Sharp, i Blue - wiedzą, co robią. Oczywiście nie mogła być tego pewna, i z tego co zauważyła mało kto był, ale hej - ktoś musi być tym niepoprawnym optymistą, prawda?
Przez króciutką chwilę przemknęło jej przez myśl, że mogła by pójść z Blue. Bardzo szybko wyrzuciła to z głowy; Przede wszystkim - skradacz z niej marny. Poza tym z jakiegoś powodu domyślała się, że żadne z "organizatorów" planu nie byłoby zadowolone. Nie było się zresztą czemu dziwić. Klacz z takim wyposażeniem jak ona zdecydowanie bardziej przydała by się w razie otwartego szturmu.
Koniec końców plan zdawał się okropny. Klacz wierzyła jednak w rozwagę i umiejętności Blue, prawdopodobnie jako jedna z niewielu - ba, jeśli nie jedyną - osób z tej karawany, które ogarniają sytuację i wierzyły w powodzenie samodzielnej wyprawy.
I być może pociąg myślowy pojechałby dalej, gdyby nie metaforyczna góra w postaci głośnego ryku z dołu, w którą owy pociąg z wielką elokwencją przypierdolił.
Klacz zerwała się z miejsca, chcąc rzucić się na pomoc. Problem był taki, że prawa fizyki zwyczajnie jej tego zabraniały i za nic nie chciały ustąpić. Trzeba było działać szybko, bo ryk jednocześnie mógł oznaczać triumf jak i potężny ból, albo przygotowanie do walki. Niezależnie od tego wciąż była szansa na to, że Iron przeżyje... albo nie. Ważne było to, że ciemnoniebieska klacz nie mogła sama pobiec na ratunek - musiała w takim razie pobiec po kogoś, kto się zmieści. I o ile Iron byłaby iście wkurwiona, gdyby przeżyła i ktoś przyszedł ukraść jej cudowne, nie wiadomo jakie fanty, o tyle jej życie było pod protekcją altyrerzystki - pobiegła więc do obozu w poszukiwaniu niezajętego niczym kuca.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.
Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.
Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.
Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.
Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!