02-01-2014, 22:21
Blue stałą w miejscu, patrząc się na nogę leżącą przed nią. Siadając przed nią, rozejrzała się za resztą właściciela, lecz nie dostrzegła żadnego ciała, do którego ta kończyna mogła należeć.
- Jak ja nie nawiedzę tych pustkowi. - zruciła pod nosem, lewitując powoli w swoją stronę, pozostałość tego biedaka. Ostrożnie odpinając mocowania, odłożyła ona kaburę na bok, a nogę wylewitowała do góry ciał przy których ją znalazła i powoli ją tam ułożyła. Siedziała tak, obserwując chwile ten stos, i ten widok upewniał ją tylko w jednym - Jak ja KURWA nie nawiedzę tych pustkowi.
Wstając, podniosła kaburę do góry i ruszyła w kierunku środka obozu. Dochodząc do ogniska, położyła ją na ziemi a sama się rozejrzała za pewnym pługiem. Odnajdując uchlaną White, podniosła ją za pomocą telekinezy, i powoli zaprowadziła ją z powrotem do ogniska, gdzie ją usadziła i znowu wepchnęła łeb do wiaderka, które wcześniej opróżniła wylewając jego zawartość za skałę i przysypując piachem, żeby za bardzo nie waliło. Wyciągając z torby po raz kolejny butelkę wody i szmatę, usiadła ona sama na ziemi i wpatrzyła się pianą klacz. Ten widok ją tylko utwierdzał w tym co Sharp powiedział, oni by z wychodka nie potrafili skorzystać bez pisemnej instrukcji.
Mocząc szmatę wodą, przystąpiła ona do czyszczenia nowego nabytku z pozostałości poprzedniego właściciela, a łatwe to nie było. Po kilku minutach szorowania, kabura była w miarę czysta. Chowając ścierkę do torby, podsunęła ona butelkę z wodą pod wiaderko White.
- Będziesz mi wdzięczna, jak dojdziesz do siebie. - powiedziała do drugiej klaczy wstając, chodź nie była pewna czy do tej cokolwiek w tej chwili dociera. Gdy już stała, zaczęła montować kaburę na tylnej prawej nodze. Gdy była pewna że ta się już nie zsunie, wyciągnęła z torby swoją broń i ją umieściła w nowym nabytku. Robiąc kilka kroków w każdy bok i podskakując kilka razy do góry, upewniła się że wszystko się trzyma jak należy.
Już maiła iść szukać Sharpiego, i się odmeldować przed jej samobójczą misją, gdy jej uwagę przykuł pewien nowy element otoczenia. Zmachana Rainfall rozglądająca się po obozie jak by czegoś szukała.
- Jak ja nie nawiedzę tych pustkowi. - zruciła pod nosem, lewitując powoli w swoją stronę, pozostałość tego biedaka. Ostrożnie odpinając mocowania, odłożyła ona kaburę na bok, a nogę wylewitowała do góry ciał przy których ją znalazła i powoli ją tam ułożyła. Siedziała tak, obserwując chwile ten stos, i ten widok upewniał ją tylko w jednym - Jak ja KURWA nie nawiedzę tych pustkowi.
Wstając, podniosła kaburę do góry i ruszyła w kierunku środka obozu. Dochodząc do ogniska, położyła ją na ziemi a sama się rozejrzała za pewnym pługiem. Odnajdując uchlaną White, podniosła ją za pomocą telekinezy, i powoli zaprowadziła ją z powrotem do ogniska, gdzie ją usadziła i znowu wepchnęła łeb do wiaderka, które wcześniej opróżniła wylewając jego zawartość za skałę i przysypując piachem, żeby za bardzo nie waliło. Wyciągając z torby po raz kolejny butelkę wody i szmatę, usiadła ona sama na ziemi i wpatrzyła się pianą klacz. Ten widok ją tylko utwierdzał w tym co Sharp powiedział, oni by z wychodka nie potrafili skorzystać bez pisemnej instrukcji.
Mocząc szmatę wodą, przystąpiła ona do czyszczenia nowego nabytku z pozostałości poprzedniego właściciela, a łatwe to nie było. Po kilku minutach szorowania, kabura była w miarę czysta. Chowając ścierkę do torby, podsunęła ona butelkę z wodą pod wiaderko White.
- Będziesz mi wdzięczna, jak dojdziesz do siebie. - powiedziała do drugiej klaczy wstając, chodź nie była pewna czy do tej cokolwiek w tej chwili dociera. Gdy już stała, zaczęła montować kaburę na tylnej prawej nodze. Gdy była pewna że ta się już nie zsunie, wyciągnęła z torby swoją broń i ją umieściła w nowym nabytku. Robiąc kilka kroków w każdy bok i podskakując kilka razy do góry, upewniła się że wszystko się trzyma jak należy.
Już maiła iść szukać Sharpiego, i się odmeldować przed jej samobójczą misją, gdy jej uwagę przykuł pewien nowy element otoczenia. Zmachana Rainfall rozglądająca się po obozie jak by czegoś szukała.