03-01-2014, 20:44
Sharp nie był zadowolony z szeregu skomplikowanych czynności, które klacz postawiła sobie na pierwszym miejscu, spychając obowiązki pozycje niżej. Czekał cierpliwie, choć po jego spojrzeniu, Starweave mogła wyczuć żrącą go irytacje. Nie zrobiła tego specjalnie. Nie chciała grać mu na nerwach, ale przynajmniej wiedziała teraz, że ogier nie był wybuchowy. A przynajmniej nie był w stosunku do niej. Przynajmniej naradzie, bo Starweave pokazała naprawdę minimum tego co potrafi jej kobieca natura.
Kiedy tylko klacz opuściła wóz zaraz za medykiem, jej oczom ukazał się cały obóz. Był taki jaki go zostawiła razem z Iron. Zmienił się w nim tylko jeden element: kucyki. Blue zmierzała w kierunku White, która wyglądała tak, jakby to ją ktoś przeorał a nie ona... buraki czy cokolwiek tam miała namyśli Blue. Niebieska klacz podniosła bezwładne ciało, zawlekła w pobliże ogniska i wsadziła jego głowę do wiaderka. Star mogła się tylko domyślać co się stało. ”O Bogini... upili ją i bezwzględnie wykorzystali.” Starweave właśnie stanęła w obliczu nagiej prawdy co do tego, jak na pustkowiach traktuje się kucyki świeżo przybyłe ze Stajni. Stałą jak wryta obok Sharpa, wpatrując się w najmłodszą w obozie klacz. Star zastanawiała się kto mógł być odpowiedzialny za taki stan rzeczy. Zastanawiała się też, dlaczego i ile czasu White leżała tak po prostu na zimnej glebie, zanim Blue pofatygowała się coś z tym zrobić. Była zła, że inni obozowicze mieli to głęboko w zadzie i dopuścili do takiego stan rzeczy.
Jakiś też czas wcześniej podszedł do nich zamaskowany osobnik. A właściwie tylko do Sharpa, dość skrycie mówiąc coś, co maiło być przeznaczone tylko dla jednego odbiorcy. Rusty najwidoczniej z jakiegoś powodu nie chciał, aby atramentowa klacz została wplątana w ich interes. Częściowo mu się to udało, gdyż przez pewną chwilę, prawie cała uwaga Starweave byłą skierowana ku szarawej klaczy. Jednoróżka nie zważając na pozostałą dwójkę ogierów, ruszyła galopem w kierunku ognia na środku obozu.
Na miejscu od razu uderzyła ją silna woń przetrawionego alkoholu, bijąca od niedawnej mieszkanki schronu. Złapanie winowajcy nie powinno być trudne, gdyż logicznym było, że musiał on pić razem z nią. Albo przynajmniej częściowo dotrzymywał jej tępa, tak aby nie wzbudzać podejrzeń, już i tak naiwnej klaczki. Żeby było tego mało, nie wiadomo skąd w obozie pojawiała się ciemnoniebieska klacz kucyka ziemnego, która swoim zachowaniem wzbudziła u jednoróżki jeszcze większy niepokój. ”Dowiem się kto za tym stoi, ale na razie będzie to musiało poczekać.” Pomyślała Star, rzucając nieprzytomnej ostatnie spojrzenie, po czym przenosząc je na Blue będąca obok, kręcąc przy tym lekko głową.
Kiedy doszła od wniosku, że spora ilość alkoholu we krwi jest jej jedynym problemem, Starweave skupiła się na tym co wykrzyczała Rain. Atramentowa odwróciła się w jej stronę i już, trochę spokojniej ruszyła w kierunku kucyka, który najwyraźniej miał coś ważnego do powiedzenia.
Kiedy tylko klacz opuściła wóz zaraz za medykiem, jej oczom ukazał się cały obóz. Był taki jaki go zostawiła razem z Iron. Zmienił się w nim tylko jeden element: kucyki. Blue zmierzała w kierunku White, która wyglądała tak, jakby to ją ktoś przeorał a nie ona... buraki czy cokolwiek tam miała namyśli Blue. Niebieska klacz podniosła bezwładne ciało, zawlekła w pobliże ogniska i wsadziła jego głowę do wiaderka. Star mogła się tylko domyślać co się stało. ”O Bogini... upili ją i bezwzględnie wykorzystali.” Starweave właśnie stanęła w obliczu nagiej prawdy co do tego, jak na pustkowiach traktuje się kucyki świeżo przybyłe ze Stajni. Stałą jak wryta obok Sharpa, wpatrując się w najmłodszą w obozie klacz. Star zastanawiała się kto mógł być odpowiedzialny za taki stan rzeczy. Zastanawiała się też, dlaczego i ile czasu White leżała tak po prostu na zimnej glebie, zanim Blue pofatygowała się coś z tym zrobić. Była zła, że inni obozowicze mieli to głęboko w zadzie i dopuścili do takiego stan rzeczy.
Jakiś też czas wcześniej podszedł do nich zamaskowany osobnik. A właściwie tylko do Sharpa, dość skrycie mówiąc coś, co maiło być przeznaczone tylko dla jednego odbiorcy. Rusty najwidoczniej z jakiegoś powodu nie chciał, aby atramentowa klacz została wplątana w ich interes. Częściowo mu się to udało, gdyż przez pewną chwilę, prawie cała uwaga Starweave byłą skierowana ku szarawej klaczy. Jednoróżka nie zważając na pozostałą dwójkę ogierów, ruszyła galopem w kierunku ognia na środku obozu.
Na miejscu od razu uderzyła ją silna woń przetrawionego alkoholu, bijąca od niedawnej mieszkanki schronu. Złapanie winowajcy nie powinno być trudne, gdyż logicznym było, że musiał on pić razem z nią. Albo przynajmniej częściowo dotrzymywał jej tępa, tak aby nie wzbudzać podejrzeń, już i tak naiwnej klaczki. Żeby było tego mało, nie wiadomo skąd w obozie pojawiała się ciemnoniebieska klacz kucyka ziemnego, która swoim zachowaniem wzbudziła u jednoróżki jeszcze większy niepokój. ”Dowiem się kto za tym stoi, ale na razie będzie to musiało poczekać.” Pomyślała Star, rzucając nieprzytomnej ostatnie spojrzenie, po czym przenosząc je na Blue będąca obok, kręcąc przy tym lekko głową.
Kiedy doszła od wniosku, że spora ilość alkoholu we krwi jest jej jedynym problemem, Starweave skupiła się na tym co wykrzyczała Rain. Atramentowa odwróciła się w jej stronę i już, trochę spokojniej ruszyła w kierunku kucyka, który najwyraźniej miał coś ważnego do powiedzenia.