23-01-2014, 11:02
Pijana klacz jeszcze trochę leżała, zanim postanowiła wstać. Rozmyślała nad wszystkim, co się dotychczas wydarzyło, w ciągu tego jednego dnia, który wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Cóż... pewnie to kolejna przyczyna "upojenia" alkoholem, którego w przyszłości prawdopodobnie będzie już unikać. Dostała swoją nauczkę, lecz gorsze było dopiero przed nią.
White powoli podnosiła się, co ostatecznie skończyło się pozycją siedzącą. Trochę ją to zmieszała, ale i zadowoliło, iż udało się jej wstać... no prawie. Chwilę siedziała, zanim postanowiła uczynić kolejny krok i przejść z pozycji siedzącą na stojącą. Niestety nie skończyło się to dobrze. Ponownie straciła równowagę i nieudolnie się przewróciła. Niby to nic, ale jednak coś było nie tak, bowiem upadła na Starweave, toteż jej się "poszczęściło." Była niemalże pewna, że atramentowa klacz, gdy tylko dojdzie do siebie, to ukatrupi White na miejscu. Na domiar złego kolejna "kolejka" alkoholu postanowiła wydostać się na wolność... znowu w stronę Starweave.
Nagle poczuła, że jest jej znowu słabo, lecz teraz było tylko jeszcze gorzej. Zdenerwowana atramentowa klacz soczyście "rzuciła mięsem", a następnie chwyciła białą w pole telekinetyczne. " Żegnaj świecie, było miło ", zdążyła pomyśleć, nim Starweave cokolwiek zrobiła. Śmierć jednak nie nadeszła. Zamiast tego podsunęło się pod nią wiadro. " Jednak żyje... ale szczęście", pomyślała klacz.
- Star... ja przepraszam - powiedziała cicho, kładąc po sobie uszy. Odkaszlnęła raz czy dwa, a następnie kontynuowała. - Nie chciałam cię... no wiesz. Był to przypadek, a one zdarzają się często... prawda? - wymusiła uśmiech. Miała chodź nikłą nadzieję, iż klacz jej wybaczy, a nie przerobi na podpałkę do ognia.
White powoli podnosiła się, co ostatecznie skończyło się pozycją siedzącą. Trochę ją to zmieszała, ale i zadowoliło, iż udało się jej wstać... no prawie. Chwilę siedziała, zanim postanowiła uczynić kolejny krok i przejść z pozycji siedzącą na stojącą. Niestety nie skończyło się to dobrze. Ponownie straciła równowagę i nieudolnie się przewróciła. Niby to nic, ale jednak coś było nie tak, bowiem upadła na Starweave, toteż jej się "poszczęściło." Była niemalże pewna, że atramentowa klacz, gdy tylko dojdzie do siebie, to ukatrupi White na miejscu. Na domiar złego kolejna "kolejka" alkoholu postanowiła wydostać się na wolność... znowu w stronę Starweave.
Nagle poczuła, że jest jej znowu słabo, lecz teraz było tylko jeszcze gorzej. Zdenerwowana atramentowa klacz soczyście "rzuciła mięsem", a następnie chwyciła białą w pole telekinetyczne. " Żegnaj świecie, było miło ", zdążyła pomyśleć, nim Starweave cokolwiek zrobiła. Śmierć jednak nie nadeszła. Zamiast tego podsunęło się pod nią wiadro. " Jednak żyje... ale szczęście", pomyślała klacz.
- Star... ja przepraszam - powiedziała cicho, kładąc po sobie uszy. Odkaszlnęła raz czy dwa, a następnie kontynuowała. - Nie chciałam cię... no wiesz. Był to przypadek, a one zdarzają się często... prawda? - wymusiła uśmiech. Miała chodź nikłą nadzieję, iż klacz jej wybaczy, a nie przerobi na podpałkę do ognia.