White może nie koniecznie kipiała ze wściekłości, ale na pewno była zdenerwowana całą tą sytuacją. Nie było to przyjemne, gdy po raz to kolejny jesteś osobą, która obrywa za jeden głupi błąd, który popełniła pół roku temu w tym jednym, cholernym dniu. Nie sądziła, że tak szybko się uniesie... minęły ledwo dwa tygodnie, a ta już ma dość otaczającego go świata. No niby wcześniej też miała go dość, ale nie tak jak teraz. Tęskniła za domem w stajni, ale jednak część jej się cieszyła ogromnie, że nie musi siedzieć tam do końca życia.
Nie zbyt podobało jej się to, że wszystko było wspólne, a tak zwana kradzież nie istniała. Każdy mógł wejść do kogoś, zabrać coś bez konsekwencji, mówiąc przy tym "Pożyczam" , a następnie jak nigdy nic wyjść. To, że każde pomieszczenie mieszkalne miało wielkie okno, przez które wszystko było widać też jej nie przypasowało, gdyż nikt nie miał prywatności. Zawsze kilka kuców patrolowało i zaglądało przez szyby, aby nie daj Boże kucyki nie knuły intryg przeciw nadzorcy. Za jej pobytu w stajni nikt nie próbował tego robić, ale jednak obawiano się tego. Nikomu w sumie ustrój panujący w stajni nie przeszkadzał... aż tak. Można więc śmiało stwierdzić, iż White cieszyła się w głębi duszy, że opuściła ją.
Z kolejnych zamyśleń wyrwał ją głos znajomej klaczy. Była to Blue, która pytała się, czy jest z nią wszystko w porządku. White chwile się zaczęła rozglądać, a następnie dostrzegła ją, gdy stała obok niej. Spojrzała się na nią z grobową miną, a następnie zaczęła:
- Czy jest wszystko w porządku? - zadała sobie pytanie niewinnym głosem, kierując wzrok w górę i przykładając kopytko pod brodę. Udała, że się zastanawia, a następnie ponownie wróciła do "penetrowania" wzrokiem Blue. - Czy ty serio myślisz, iż wszystko jest dobrze? - zadała jej pytanie, nie dając możliwości odpowiedzi. - No chyba oczywiście, że nie jest - jej głos się coraz to bardziej unosił. - Czuję się jak zwykłe, za przeproszeniem gówno, które od samego początku tego cholernego dnia ma same problemy. Tak sobie teraz cholernie myślę... bycie miłą się nie opłaca, bo i tak jakiś kretyn ciebie dopadnie i będzie chciał cię zjeść, zaszlachtować, zgwałcić, czy cholera wie co jeszcze. - tutaj się zatrzymała, a następnie zaczęła wrzeszczeć. - TO. NIE. MA. CHOLERNEGO. SENSU. - po tych słowach odkaszlnęła, jak gdyby nigdy nic i kontynuowała na spokojnie. - Sugerujesz teraz, że wszystko jest w jak najlepszym porządku? - znowu zadała pytanie, ale znów sama na nie odpowiedziała. - To ja ci powiem, że nie. Nic nie jest dobrze. Jesteś zadowolona z odpowiedzi? - powiedziała, a następnie się uśmiechnęła. - To się cieszę - kolejny raz mina się jej zmieniła, a następnie po prostu odwróciła się w stronę ogniska i milczała.
Nie zbyt podobało jej się to, że wszystko było wspólne, a tak zwana kradzież nie istniała. Każdy mógł wejść do kogoś, zabrać coś bez konsekwencji, mówiąc przy tym "Pożyczam" , a następnie jak nigdy nic wyjść. To, że każde pomieszczenie mieszkalne miało wielkie okno, przez które wszystko było widać też jej nie przypasowało, gdyż nikt nie miał prywatności. Zawsze kilka kuców patrolowało i zaglądało przez szyby, aby nie daj Boże kucyki nie knuły intryg przeciw nadzorcy. Za jej pobytu w stajni nikt nie próbował tego robić, ale jednak obawiano się tego. Nikomu w sumie ustrój panujący w stajni nie przeszkadzał... aż tak. Można więc śmiało stwierdzić, iż White cieszyła się w głębi duszy, że opuściła ją.
Z kolejnych zamyśleń wyrwał ją głos znajomej klaczy. Była to Blue, która pytała się, czy jest z nią wszystko w porządku. White chwile się zaczęła rozglądać, a następnie dostrzegła ją, gdy stała obok niej. Spojrzała się na nią z grobową miną, a następnie zaczęła:
- Czy jest wszystko w porządku? - zadała sobie pytanie niewinnym głosem, kierując wzrok w górę i przykładając kopytko pod brodę. Udała, że się zastanawia, a następnie ponownie wróciła do "penetrowania" wzrokiem Blue. - Czy ty serio myślisz, iż wszystko jest dobrze? - zadała jej pytanie, nie dając możliwości odpowiedzi. - No chyba oczywiście, że nie jest - jej głos się coraz to bardziej unosił. - Czuję się jak zwykłe, za przeproszeniem gówno, które od samego początku tego cholernego dnia ma same problemy. Tak sobie teraz cholernie myślę... bycie miłą się nie opłaca, bo i tak jakiś kretyn ciebie dopadnie i będzie chciał cię zjeść, zaszlachtować, zgwałcić, czy cholera wie co jeszcze. - tutaj się zatrzymała, a następnie zaczęła wrzeszczeć. - TO. NIE. MA. CHOLERNEGO. SENSU. - po tych słowach odkaszlnęła, jak gdyby nigdy nic i kontynuowała na spokojnie. - Sugerujesz teraz, że wszystko jest w jak najlepszym porządku? - znowu zadała pytanie, ale znów sama na nie odpowiedziała. - To ja ci powiem, że nie. Nic nie jest dobrze. Jesteś zadowolona z odpowiedzi? - powiedziała, a następnie się uśmiechnęła. - To się cieszę - kolejny raz mina się jej zmieniła, a następnie po prostu odwróciła się w stronę ogniska i milczała.