Starweave skończyła swoje wywody, a chwile po tym do jej głowy zaczęły napływać myśli na temat tego jak właśnie się zachowała. Miała zwyczaj unosić się podczas dyskusji. I chodź stwierdziła że nie potrzebnie, był to po prostu jej sposób wywierania większego wpływu na swoim odbiorcy i nie miała o to teraz do siebie większego żalu. Co prawda obawiała się iż mogła ona w jakiś sposób urazić Blue, ale najważniejsze było to, że klaczy udało się powiedzieć to co naprawdę myśli. Kiedy tylko skończyła się denerwować, na jej pyszczek wdarło się zakłopotanie, bo mimo iż niebieska klacz wydawała się zaszokowana, zachowała względny spokój.
Blue zaczęła mówić, a ciemnogranatowa powoli przeszła z powrotem do pozycji siedzącej, uważnie jej słuchając. Wbrew przewidywaniom Star, nie znalazła ona prawdy w jej słowach, a wręcz przeciwnie, została przy swoich wcześniejszych założeniach. A najgorsze w tym wszystkim było to, że miała rację. Co wcale nie oznaczało, że nie miała jej także sama Starweave. Atramentowa miała teraz trudne zadanie, jakim było dojście do konsensusu z dwóch przeciwnych sobie stanowisk i zapobiegnięciu kłótni.
Klacz widziała jak Blue chwyta i następnie ściska lewitowana przez nią butelkę z wodą, po raz kolejny wzbogacając jej symbolikę. Star nie siłowała się z nią, wysłuchując tego co tamta miała do powiedzenia na temat walki toczącej się w Fillydelphii. Nie zgadzała się ona z paroma wypowiedzianymi przez nią kwestiami. Jednak do Starweave dotarło ogólne przesłanie, które starała się z siebie wydobyć Blue, sprawiając, że klacz spuściła wzrok pogrążyła się w zamyśleniu.
- No tak, ale co ty możesz o tym wiedzieć. Z skąd możesz wiedzieć jak wygląda tam życie, jak ciężko tam jest. Przecież ty nigdy tam nie byłaś. – Tymi słowami Blue zakończyła swój wywód, a Star już na samo słowo „No tak” ponownie podniosła na nią wzrok, od razu spotykając się z bezlitosnym spojrzeniem drugiej klaczy. Starweave poczuła burczenie w brzuszku, co na chwile wyrwało ją z dalszych rozmyślań. Wzdychając ciężko zaczęła ona szperać w swoich jukach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, ale po chwili przypomniało jej się, że ma tylko konserwy i darowała sobie. Klacz stwierdziła iż są „gówniane,” dlatego nie będzie jeść „gównianych” konserw kiedy cała karawana wiezie mnóstwo jedzenia i poszuka sobie później czegoś lepszego na wozie.
- Masz rację co do kilku rzeczy. – W końcu powiedziała zwracając się z powrotem do niebieskiej klaczy. – Dla kucyków za wysokimi murami to z pewnością bardzo ważne. Tak jak już powiedziałam wszystko zależy od perspektywy. Wszystko zależy od tego kto trzyma w kopytkach tę butelkę. – Powiedziała Star chwilowo spoglądając jeszcze raz na odstawioną na ziemie ową buteleczkę. Myśli klaczy galopowały powoli osiągając swój finał. A wraz z tym uświadomiła sobie ona brutalna prawdę na swój temat.
- Taka współpraca z pewności jest dla nich bardzo ważna. Jest wszystkim co im pozostaje i działa jak opatrunek który łagodzi ich ból. Ale czy mimo wszystko naprawdę opłaca się bandażować zakażoną ranę? – Powiedziała smutnym głosem Starweave, spuszczając wzrok z klaczy na ognisko. – Czy takie życie może być tego warte? Czy może mieć jakiś sens? Zwłaszcza gdy cena jest tak straszliwie wysoka. – Spojrzała ponownie w niebieskie oczy. – To prawda że nie wiem jak to jest. Że nie wiem jak jest im ciężko i jakie to trudne. Ale pytam cię o to Blue bo ja się tego nigdy nie dowiem. – Chwilowo skończyła, utrzymując swój wcześniejszy ton i robiąc krótką przerwę.
- Ja bym nie mogła tak żyć Blue. Ja bym nie dała rady zabandażować tej rany, wytworzyć takiej współpracy i żyć nadzieją, że każdego następnego dnia dostane swoją butelkę. – Starweave ponownie zwiesiła głowę, a zaraz po tym jej uszy zaczęły powoli opadać. Następne jej myśli, oraz to to co chciała powiedzieć sprawiło, że aż sierść na grzbiecie zjeżyła jej się. Właściwie to nawet nie była pewna tego co chciała powiedzieć. – Ja... bym stawiła czoło prawdzie. – Rzekła podnosząc lekko głowę i patrząc na klacz z za swojej grzywki. – A prawda jest taka, że nie ma tam żadnej walki Blue. Ta cześć kucyków która zdecydowała się zostać, walczy już tylko o to by nieznacznie przedłużyć sobie życie. Ale i tak wszyscy skazani są na pewną śmierć, bo nie starczy dla nich tej wody Blue. Jedna butelka to za mało i tak jak wędrowiec umrze w końcu z wycieńczenia, tak oni umrą z przepracowania.
Tu Starweave zrobiła klejoną przerwę, odgarniając z powrotem na swoje miejsce tą „nachalną” cześć grzywy. – Dlatego nie ma sensu się nad tym zastanawiać Blue, a jedynie trzeba zapobiegać temu za wszelką cenę. A jeżeli się to nie uda trzeba uciekać, uciekać i jeszcze raz uciekać od tego lub zginąć próbując. Bo tak czy tak może być już tylko lepiej. Tak czy tak uciekasz zanim przepuszczą cię prze piekło, zrobią z ciebie pustą skorupę i w końcu na sam koniec zabiją. – Powiedziała wydając z siebie kolejne smutne westchnienie. - Taka walka ich nie uratuje, ich współpraca może i jest piękna ale bezcelowa. Bo prawda jest taka, że niewolnictwo jest tam wyrokiem gorszym niż śmierć. To definitywny kres w męczarniach i żaden kucyk z takim wyroki stamtąd nie wraca.
Starweave przystopowała chwilowo spoglądając na pijaną White – Nie takiej współpracy potrzebujemy Blue.
Pytanie do GMa: Co robi White, czy robi coś godnego uwagi?
Blue zaczęła mówić, a ciemnogranatowa powoli przeszła z powrotem do pozycji siedzącej, uważnie jej słuchając. Wbrew przewidywaniom Star, nie znalazła ona prawdy w jej słowach, a wręcz przeciwnie, została przy swoich wcześniejszych założeniach. A najgorsze w tym wszystkim było to, że miała rację. Co wcale nie oznaczało, że nie miała jej także sama Starweave. Atramentowa miała teraz trudne zadanie, jakim było dojście do konsensusu z dwóch przeciwnych sobie stanowisk i zapobiegnięciu kłótni.
Klacz widziała jak Blue chwyta i następnie ściska lewitowana przez nią butelkę z wodą, po raz kolejny wzbogacając jej symbolikę. Star nie siłowała się z nią, wysłuchując tego co tamta miała do powiedzenia na temat walki toczącej się w Fillydelphii. Nie zgadzała się ona z paroma wypowiedzianymi przez nią kwestiami. Jednak do Starweave dotarło ogólne przesłanie, które starała się z siebie wydobyć Blue, sprawiając, że klacz spuściła wzrok pogrążyła się w zamyśleniu.
- No tak, ale co ty możesz o tym wiedzieć. Z skąd możesz wiedzieć jak wygląda tam życie, jak ciężko tam jest. Przecież ty nigdy tam nie byłaś. – Tymi słowami Blue zakończyła swój wywód, a Star już na samo słowo „No tak” ponownie podniosła na nią wzrok, od razu spotykając się z bezlitosnym spojrzeniem drugiej klaczy. Starweave poczuła burczenie w brzuszku, co na chwile wyrwało ją z dalszych rozmyślań. Wzdychając ciężko zaczęła ona szperać w swoich jukach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, ale po chwili przypomniało jej się, że ma tylko konserwy i darowała sobie. Klacz stwierdziła iż są „gówniane,” dlatego nie będzie jeść „gównianych” konserw kiedy cała karawana wiezie mnóstwo jedzenia i poszuka sobie później czegoś lepszego na wozie.
- Masz rację co do kilku rzeczy. – W końcu powiedziała zwracając się z powrotem do niebieskiej klaczy. – Dla kucyków za wysokimi murami to z pewnością bardzo ważne. Tak jak już powiedziałam wszystko zależy od perspektywy. Wszystko zależy od tego kto trzyma w kopytkach tę butelkę. – Powiedziała Star chwilowo spoglądając jeszcze raz na odstawioną na ziemie ową buteleczkę. Myśli klaczy galopowały powoli osiągając swój finał. A wraz z tym uświadomiła sobie ona brutalna prawdę na swój temat.
- Taka współpraca z pewności jest dla nich bardzo ważna. Jest wszystkim co im pozostaje i działa jak opatrunek który łagodzi ich ból. Ale czy mimo wszystko naprawdę opłaca się bandażować zakażoną ranę? – Powiedziała smutnym głosem Starweave, spuszczając wzrok z klaczy na ognisko. – Czy takie życie może być tego warte? Czy może mieć jakiś sens? Zwłaszcza gdy cena jest tak straszliwie wysoka. – Spojrzała ponownie w niebieskie oczy. – To prawda że nie wiem jak to jest. Że nie wiem jak jest im ciężko i jakie to trudne. Ale pytam cię o to Blue bo ja się tego nigdy nie dowiem. – Chwilowo skończyła, utrzymując swój wcześniejszy ton i robiąc krótką przerwę.
- Ja bym nie mogła tak żyć Blue. Ja bym nie dała rady zabandażować tej rany, wytworzyć takiej współpracy i żyć nadzieją, że każdego następnego dnia dostane swoją butelkę. – Starweave ponownie zwiesiła głowę, a zaraz po tym jej uszy zaczęły powoli opadać. Następne jej myśli, oraz to to co chciała powiedzieć sprawiło, że aż sierść na grzbiecie zjeżyła jej się. Właściwie to nawet nie była pewna tego co chciała powiedzieć. – Ja... bym stawiła czoło prawdzie. – Rzekła podnosząc lekko głowę i patrząc na klacz z za swojej grzywki. – A prawda jest taka, że nie ma tam żadnej walki Blue. Ta cześć kucyków która zdecydowała się zostać, walczy już tylko o to by nieznacznie przedłużyć sobie życie. Ale i tak wszyscy skazani są na pewną śmierć, bo nie starczy dla nich tej wody Blue. Jedna butelka to za mało i tak jak wędrowiec umrze w końcu z wycieńczenia, tak oni umrą z przepracowania.
Tu Starweave zrobiła klejoną przerwę, odgarniając z powrotem na swoje miejsce tą „nachalną” cześć grzywy. – Dlatego nie ma sensu się nad tym zastanawiać Blue, a jedynie trzeba zapobiegać temu za wszelką cenę. A jeżeli się to nie uda trzeba uciekać, uciekać i jeszcze raz uciekać od tego lub zginąć próbując. Bo tak czy tak może być już tylko lepiej. Tak czy tak uciekasz zanim przepuszczą cię prze piekło, zrobią z ciebie pustą skorupę i w końcu na sam koniec zabiją. – Powiedziała wydając z siebie kolejne smutne westchnienie. - Taka walka ich nie uratuje, ich współpraca może i jest piękna ale bezcelowa. Bo prawda jest taka, że niewolnictwo jest tam wyrokiem gorszym niż śmierć. To definitywny kres w męczarniach i żaden kucyk z takim wyroki stamtąd nie wraca.
Starweave przystopowała chwilowo spoglądając na pijaną White – Nie takiej współpracy potrzebujemy Blue.
Pytanie do GMa: Co robi White, czy robi coś godnego uwagi?