Po złamaniu dwóch spinek i dużej ilości irytacji, uparty zamek w końcu uległ dokładnej manipulacji narzędziami i otworzył się z zadowalającym kliknięciem. Skrzynka ujawniła swą zawartość, na którą składały się zadowalający zestaw puszek i plastikowych butelek z wodą. Część z nich była poprzebijana przez pociski, które wcześniej trafiły w skrzynię.
Wyglądało na to, że klaczy udało się znaleźć porządny posiłek. Kto wie, może przy wymieszaniu odpowiedniej ilości składników można by zamaskować znane na pamięć przez większość kucyków z Pustkowi określone smaki przedwojennych konserw?
Ogier patrzył na klacz z lekkim zaskoczeniem. Wiedział już wcześniej, że była niezrównoważona, ale teraz biła rekordy. Że niby ja się uganiałem za zabawkami? Medyk był nieco zirytowany użyciem tego, z oczywistych powodów niesłusznego i nielogicznego, argumentu przez Iron.
Obwiniała jego o całą sytuację. Owszem, mógł nie ruszać tego ciała, wiedział o tym, ale prędzej i później i tak któreś z nich by uaktywniło jakiś alarm. Bo wątpił, żeby klacz ot tak opuściła podziemia bez chociaż próby zdobycia "zabawek".
Skrzywił się z irytacją na komentarz drugiego kucyka o eksploracji pomieszczenia. Nie zostawiła go znowu aż na tak długo, poza tym był trochę zajęty sprawdzaniem, czy do tej wody można wejść bez odniesienia poważnych ran lub zachorowania na paskudny przypadek częstej na Pustkowiach choroby zwanej potocznie "śmierć na miejscu".
Dodatek o sprawianiu potomków zignorował, ledwie się jednakże powstrzymując od spojrzenia na klacz, jakby z Księżyca spadła. Nie wiedział, jak bardzo naćpany by być musiał, żeby pójść do łóżka z tą psychopatką. Zresztą ona też by musiała być naćpana.
I jeszcze się zachowuje, jakby to nie była jej wina, że tu siedzimy, pomyślał ogier.
- Po pierwsze, to ty wyszłaś z obozu nie mówiąc nikomu nic i wzięłaś ze sobą jedyną osobę, która się nawet nie zmieści w tamtym cholernym wejściu - przerwał na chwilkę. Głównie, żeby podkreślić znaczenie swoich słów, ale też z powodu konieczności zdecydowania, czy przejść na konwersację za pomocą jej języka. Zanim zdążył rozważyć całą sytuację, słowa same zaczęły płynąć z jego ust.
- Po drugie, chyba zapominasz, czym jest łańcuch dowodzenia. Przypomnę ci: to łańcuch, który wezmę i będę nim bił póki nie zrozumiesz, kto tu kurwa dowodzi. Tak więc do roboty i napraw co spierdoliłaś, bo gdyby nie ty i twoja głupota, to w ogóle nie musielibyśmy tu być. - teraz opcje się zawężały. Albo posłucha, albo będą się kłócić, albo zaatakuje.
Sharp sięgnął pamięcią, próbując sobie przypomnieć, czy rewolwer ma załadowany. Nie trwało to długo, bowiem do podziemi schodził z bronią załadowaną, a potem tylko schował ją do kabury. Powinien w razie czego móc strzelać szybciej, niż kucyk ziemny. Wolał być przygotowany na najgorszy scenariusz. Cholera wie, jak ta wariatka zareaguje na jego słowa.
Wyglądało na to, że klaczy udało się znaleźć porządny posiłek. Kto wie, może przy wymieszaniu odpowiedniej ilości składników można by zamaskować znane na pamięć przez większość kucyków z Pustkowi określone smaki przedwojennych konserw?
Ogier patrzył na klacz z lekkim zaskoczeniem. Wiedział już wcześniej, że była niezrównoważona, ale teraz biła rekordy. Że niby ja się uganiałem za zabawkami? Medyk był nieco zirytowany użyciem tego, z oczywistych powodów niesłusznego i nielogicznego, argumentu przez Iron.
Obwiniała jego o całą sytuację. Owszem, mógł nie ruszać tego ciała, wiedział o tym, ale prędzej i później i tak któreś z nich by uaktywniło jakiś alarm. Bo wątpił, żeby klacz ot tak opuściła podziemia bez chociaż próby zdobycia "zabawek".
Skrzywił się z irytacją na komentarz drugiego kucyka o eksploracji pomieszczenia. Nie zostawiła go znowu aż na tak długo, poza tym był trochę zajęty sprawdzaniem, czy do tej wody można wejść bez odniesienia poważnych ran lub zachorowania na paskudny przypadek częstej na Pustkowiach choroby zwanej potocznie "śmierć na miejscu".
Dodatek o sprawianiu potomków zignorował, ledwie się jednakże powstrzymując od spojrzenia na klacz, jakby z Księżyca spadła. Nie wiedział, jak bardzo naćpany by być musiał, żeby pójść do łóżka z tą psychopatką. Zresztą ona też by musiała być naćpana.
I jeszcze się zachowuje, jakby to nie była jej wina, że tu siedzimy, pomyślał ogier.
- Po pierwsze, to ty wyszłaś z obozu nie mówiąc nikomu nic i wzięłaś ze sobą jedyną osobę, która się nawet nie zmieści w tamtym cholernym wejściu - przerwał na chwilkę. Głównie, żeby podkreślić znaczenie swoich słów, ale też z powodu konieczności zdecydowania, czy przejść na konwersację za pomocą jej języka. Zanim zdążył rozważyć całą sytuację, słowa same zaczęły płynąć z jego ust.
- Po drugie, chyba zapominasz, czym jest łańcuch dowodzenia. Przypomnę ci: to łańcuch, który wezmę i będę nim bił póki nie zrozumiesz, kto tu kurwa dowodzi. Tak więc do roboty i napraw co spierdoliłaś, bo gdyby nie ty i twoja głupota, to w ogóle nie musielibyśmy tu być. - teraz opcje się zawężały. Albo posłucha, albo będą się kłócić, albo zaatakuje.
Sharp sięgnął pamięcią, próbując sobie przypomnieć, czy rewolwer ma załadowany. Nie trwało to długo, bowiem do podziemi schodził z bronią załadowaną, a potem tylko schował ją do kabury. Powinien w razie czego móc strzelać szybciej, niż kucyk ziemny. Wolał być przygotowany na najgorszy scenariusz. Cholera wie, jak ta wariatka zareaguje na jego słowa.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.