18-03-2014, 19:05
Tak jak wcześniej Starweave siedziała przy ognisku, już od jakiegoś czasu szamając swoją konserwę gruszkową. Pojedyncze kawałeczki masy odrywały się od całości jeden po drugim, swobodnie wędrując mocą telekinezy do ciemnogranatowego pyszczka. Gdy klacz była już mniej więcej w połowie, wylewitowała ona z jednego ze swoich juków konserwę jabłkową i dwie pozostałe konserwy warzywne ze skrzyni. Wszystkie trzy zostały ułożone przy ognisku, tak jak ta wcześniejsza, gruszkowa.
W między czasie widziała ona także jak dwie inne klacze, Iron i Rainfall zajmują jeden z ostatnich wolnych wozów. Przypomniało jej to o tym co sama zamierzała zrobić, oraz to, że powinna się z tym pośpieszyć. W istocie atramentowa chciała zniknąć na jednym z wozów i zrobić sobie kolejną drzemkę. Miała nadzieje, że medyk odpuści sobie, wybierając kogoś innego lub samotnie uda się na pełnienie warty. Klacz wiedziała, że było to trochę nieodpowiedzialne z jej strony. Ale z drugiej natomiast obóz przecież wcale nie był taki duży i jeden kucyk łażący do dokoła w zupełności powinien wystarczyć.
Zastanawiała się też nad ewentualną wymówką w postaci bolącego brzuszka. Lecz przez wgląd na to z kim będzie mieć odczynienia, szczerze wątpiła by miała jakąkolwiek szanse przepchnięcia takiej kluchy kiczu. Sharp rozmawiał już jakąś chwilę ze swoją przyjaciółką, co naturalnie nie umknęło Starweave, siedzącej nieopodal przy ognisku. Szczególną uwagę zwróciła na temat tego, czy ta krótka wyprawa zapoczątkowana przez Iron, w jakikolwiek sposób się opłaciła. Widziała Sharpa lewitującego jakąś butelkę o dość charakterystycznym, dziwnie znajomym klaczy kształcie. Jednak miała pewne problemy z wyłapaniem poszczególnych słów. Problemy które spowodowane były przez dzisiejszą mistrzynię generowania problemów.
Starweave zerkała co jakiś czas na White, która to przeszkadzała jej w jedzeniu, siedzeniu, podsłuchu i dosłownie już prawie we wszystkim swoim nieudolnym graniem. Szarobiała klacz zdawała się byś w jakimś transie, a do tego wydawało by się, że z godziny na godzinę wcale nie trzeźwiała. Jakby nigdy nic przez cały czas szarpała ona struny swojej lutni, na tyle umiejętnie na ile jej pozwalał jej aktualny stan. A stan ten powoli zaczynał już dobijać pewną ciemnogranatową jednoróżkę. Star zerkała między kęsami ze wściekłością w oczach. Miała ona ochotę zabrać i schować jej lutnię, strzelić klapsa lub najlepiej dwa, skrzyczeć, nakarmić, przeprosić i położyć spać na jednym z wozów. Tak jak małe upierdliwe źrebie. ”Głupi dzieciak, pierwsze dni, obce kucyki i już urżnięta w pień. Na samą Celestie, przysięgam że zaraz naprawdę tak zrobię. Co ona sobie myślała?”
Star przypomniała sobie o praktykach na świetlicy w swojej Stajni. Jej opiekun załatwił ją w ten sposób mając nadzieję, iż ta wreszcie dostanie tam swój uroczy znaczek. Prowadzące zawsze powtarzały jej, że ma ona dobre podejście do dzieci. Ale prawda byłą taka, że Starweave strasznie się tam męczyła. Gdyby jej ogon w jakiś magiczny sposób odzwierciedlał jej szarpane nerwy, to do tego czasu został by jej pewnie tylko sam jego strzępek. Star lubiła spędzać czas z maleństwami, ale zapanowanie nad całym stadkiem wiecznie pozostających w ruchu „żarówek,” okazało się nie lada wyzwaniem. ”I pomyśleć, że kiedyś też taka byłam. Wolna od wszystkich problemów, obarczona tylko przez teraźniejszość.
Ostatecznie Starweave prawie skończyła swoją pierwszą konserwę, wciąż próbując się skupić na tamtej dwójce rozmawiających ze sobą. Z kolei z jeszcze innej strony, przechadzka razem ze Sharpem dookoła obozu, wcale nie musiała być by aż taka zła. W asortymencie klaczy z całą pewnością znalazło by si kilka pytań, które to ta z chęcią by przerobiła z jasnobrązowym ogierem. A i może uda się go jeszcze lepiej rozpracować. Po chwili zamyślenia Star przeniosła swój wzrok na jego rozmówczynię, która to miała udać się jeszcze tej nocy na zwiady. ”Kurwa... Zapomniałam życzyć jej powodzenia.” Przełknęła to co miała w pyszczku, skupiając się na lewitowanej puszce i całkowitemu jej wyczyszczeniu.
W między czasie widziała ona także jak dwie inne klacze, Iron i Rainfall zajmują jeden z ostatnich wolnych wozów. Przypomniało jej to o tym co sama zamierzała zrobić, oraz to, że powinna się z tym pośpieszyć. W istocie atramentowa chciała zniknąć na jednym z wozów i zrobić sobie kolejną drzemkę. Miała nadzieje, że medyk odpuści sobie, wybierając kogoś innego lub samotnie uda się na pełnienie warty. Klacz wiedziała, że było to trochę nieodpowiedzialne z jej strony. Ale z drugiej natomiast obóz przecież wcale nie był taki duży i jeden kucyk łażący do dokoła w zupełności powinien wystarczyć.
Zastanawiała się też nad ewentualną wymówką w postaci bolącego brzuszka. Lecz przez wgląd na to z kim będzie mieć odczynienia, szczerze wątpiła by miała jakąkolwiek szanse przepchnięcia takiej kluchy kiczu. Sharp rozmawiał już jakąś chwilę ze swoją przyjaciółką, co naturalnie nie umknęło Starweave, siedzącej nieopodal przy ognisku. Szczególną uwagę zwróciła na temat tego, czy ta krótka wyprawa zapoczątkowana przez Iron, w jakikolwiek sposób się opłaciła. Widziała Sharpa lewitującego jakąś butelkę o dość charakterystycznym, dziwnie znajomym klaczy kształcie. Jednak miała pewne problemy z wyłapaniem poszczególnych słów. Problemy które spowodowane były przez dzisiejszą mistrzynię generowania problemów.
Starweave zerkała co jakiś czas na White, która to przeszkadzała jej w jedzeniu, siedzeniu, podsłuchu i dosłownie już prawie we wszystkim swoim nieudolnym graniem. Szarobiała klacz zdawała się byś w jakimś transie, a do tego wydawało by się, że z godziny na godzinę wcale nie trzeźwiała. Jakby nigdy nic przez cały czas szarpała ona struny swojej lutni, na tyle umiejętnie na ile jej pozwalał jej aktualny stan. A stan ten powoli zaczynał już dobijać pewną ciemnogranatową jednoróżkę. Star zerkała między kęsami ze wściekłością w oczach. Miała ona ochotę zabrać i schować jej lutnię, strzelić klapsa lub najlepiej dwa, skrzyczeć, nakarmić, przeprosić i położyć spać na jednym z wozów. Tak jak małe upierdliwe źrebie. ”Głupi dzieciak, pierwsze dni, obce kucyki i już urżnięta w pień. Na samą Celestie, przysięgam że zaraz naprawdę tak zrobię. Co ona sobie myślała?”
Star przypomniała sobie o praktykach na świetlicy w swojej Stajni. Jej opiekun załatwił ją w ten sposób mając nadzieję, iż ta wreszcie dostanie tam swój uroczy znaczek. Prowadzące zawsze powtarzały jej, że ma ona dobre podejście do dzieci. Ale prawda byłą taka, że Starweave strasznie się tam męczyła. Gdyby jej ogon w jakiś magiczny sposób odzwierciedlał jej szarpane nerwy, to do tego czasu został by jej pewnie tylko sam jego strzępek. Star lubiła spędzać czas z maleństwami, ale zapanowanie nad całym stadkiem wiecznie pozostających w ruchu „żarówek,” okazało się nie lada wyzwaniem. ”I pomyśleć, że kiedyś też taka byłam. Wolna od wszystkich problemów, obarczona tylko przez teraźniejszość.
Ostatecznie Starweave prawie skończyła swoją pierwszą konserwę, wciąż próbując się skupić na tamtej dwójce rozmawiających ze sobą. Z kolei z jeszcze innej strony, przechadzka razem ze Sharpem dookoła obozu, wcale nie musiała być by aż taka zła. W asortymencie klaczy z całą pewnością znalazło by si kilka pytań, które to ta z chęcią by przerobiła z jasnobrązowym ogierem. A i może uda się go jeszcze lepiej rozpracować. Po chwili zamyślenia Star przeniosła swój wzrok na jego rozmówczynię, która to miała udać się jeszcze tej nocy na zwiady. ”Kurwa... Zapomniałam życzyć jej powodzenia.” Przełknęła to co miała w pyszczku, skupiając się na lewitowanej puszce i całkowitemu jej wyczyszczeniu.