19-03-2014, 20:56
Ogier skinął krótko głową na tekst o akcjach szpiegowskich. Opóźnienie spowodowane podziemiami i tak spowodowało już wystarczająco dużo problemów. Nie mogli sobie pozwolić na luksusy marnowania czasu na towarzyskie rozmówki i ploteczki. Miał dwa zmęczone kuce na wozie, które miały objąć wartę za parę godzin, kuca ze stajni bez żadnego doświadczenia bojowego, dwójkę najemników po traumatycznych przeżyciach nie mających go wiele więcej oraz Starweave, która była w dużej części niewiadomą. No i zebrę wraz z Blue.
Mając tylko taką mieszankę, odsyłał jedynego kuca co do którego wiedział, że jest doświadczona i może jej zaufać, na zwiady. Nie była to kompletnie jego decyzja, ale patrząc z czysto taktycznego punktu widzenia, mocno obniżał potencjał bojowy całej reszty karawany. A do walki w końcu dojdzie, nie było tu żadnych wątpliwości. Chyba czekać ich będzie szkolenie "stajennej" w korzystaniu z broni palnej. Pytanie tylko, kto to zrobi dobrze i przystępnie...
Otrząsnął się ze swoich myśli, przypominając sobie nagle, że wciąż jest z Blue, która ma zaraz wyruszyć na śmiertelnie niebezpieczną misję zwiadowczą wraz z ledwo poznaną zebrą. Medyk miał wrażenie, że Xanderowi można zaufać, że wykona swoją robotę, ale wciąż pozostawał podejrzliwy... I coraz mniej pewny, czy posyłanie go z Blue było dobrym pomysłem. Już nic nie mógł z tym zrobić. Najchętniej by poszedł z nią sam, ale nie był za dobry w skradaniu się, a ktoś musiał ogarnąć ten burdel tutaj.
Niebieska klacz w końcu się odezwała, używając dokładnie tego samego określenia na stan karawany.
Wychodziło też na to, że Blue w jakimś stopniu uważała Star za godną zaufania. Ogier wiedział, że jego przyjaciółka rzadko się w tej kwestii myliła, ale nie można było sobie pozwolić na natychmiastowe zakładanie, że granatowa klacz była jego sojusznikiem.
Uśmiechnął się na komentarz o White. Zastanawiał się, czy jednak może nie byłoby lepiej poszukać tego zaklęcia wytrzeźwiającego, ale zdecydował, że w tej chwili lepiej jest, żeby klacz doszła do świadomości "naturalnie". Z wielu względów.
- Jakoś sobie poradzę, Blue. Całe moje zmartwienie w tym, żeby jak najmniej gówna nas trafiło, kiedy granat wleci w szambo - powiedział z uśmiechem, udając pewność, której tak naprawdę nie było zbyt wiele. Po paru chwilach spojrzał poważnie na przyjaciółkę.
- Uważaj tam na siebie. Nie wiemy, kto tam dokładnie czeka. Nie spodziewają się was, więc zaskoczenie jest po naszej stronie... ale nie chciałbym, żeby cokolwiek ci się stało - powiedział, patrząc klaczy w oczy. Nie wiedział, czemu dodał do wypowiedzi ostatnie zdanie. Po prostu "powiedziało mu się".
Nie podobała mu się cała ta sytuacja. Powinni porwać jeden z wozów i uciec w bezpiecznym kierunku, zanim reszta się zorientuje. Tak byłoby najlepiej dla ich pary. Ale z drugiej strony nie powinni tak zostawiać reszty, zwłaszcza kuców, które nie miały szans same przetrwać na pustyni.
Ogier westchnął, spoglądając za siebie i patrząc po obozie. Osiem kucyków, z czego jeden to jeniec, a jeszcze trójka ledwo potrafi broń utrzymać. Jakoś tego nie widzę, pomyślał pesymistycznie kucyk.
Odwrócił wzrok ponownie ku Blue. Jedyny kucyk, na którym mu naprawdę zależało w grupie, a właśnie wybierała się z najniebezpieczniejszym zadaniem. No ale nikt inny nie mógł tego zrobić... a przynajmniej tak medyk próbował usprawiedliwić swój stosunkowy brak protestów.
- Powodzenia... uważaj na siebie - powiedział, uśmiechając się lekko. W uśmiechu nie było ani grama humoru, a jego oczy zdradzały, że martwił się o nią. Ale nie było sensu mówić nic więcej.
Nikt nie zauważył White stopniowo zmniejszającej częstotliwość brzdąkania na lutni. Nikt nie zwrócił też uwagi, gdy stopniowo zapadała w spokojny sen w swoim ciepłym miejscu obok ogniska, nikomu nie przeszkadzając i pozostając w błogiej nieświadomości świata zewnętrznego.
Mając tylko taką mieszankę, odsyłał jedynego kuca co do którego wiedział, że jest doświadczona i może jej zaufać, na zwiady. Nie była to kompletnie jego decyzja, ale patrząc z czysto taktycznego punktu widzenia, mocno obniżał potencjał bojowy całej reszty karawany. A do walki w końcu dojdzie, nie było tu żadnych wątpliwości. Chyba czekać ich będzie szkolenie "stajennej" w korzystaniu z broni palnej. Pytanie tylko, kto to zrobi dobrze i przystępnie...
Otrząsnął się ze swoich myśli, przypominając sobie nagle, że wciąż jest z Blue, która ma zaraz wyruszyć na śmiertelnie niebezpieczną misję zwiadowczą wraz z ledwo poznaną zebrą. Medyk miał wrażenie, że Xanderowi można zaufać, że wykona swoją robotę, ale wciąż pozostawał podejrzliwy... I coraz mniej pewny, czy posyłanie go z Blue było dobrym pomysłem. Już nic nie mógł z tym zrobić. Najchętniej by poszedł z nią sam, ale nie był za dobry w skradaniu się, a ktoś musiał ogarnąć ten burdel tutaj.
Niebieska klacz w końcu się odezwała, używając dokładnie tego samego określenia na stan karawany.
Wychodziło też na to, że Blue w jakimś stopniu uważała Star za godną zaufania. Ogier wiedział, że jego przyjaciółka rzadko się w tej kwestii myliła, ale nie można było sobie pozwolić na natychmiastowe zakładanie, że granatowa klacz była jego sojusznikiem.
Uśmiechnął się na komentarz o White. Zastanawiał się, czy jednak może nie byłoby lepiej poszukać tego zaklęcia wytrzeźwiającego, ale zdecydował, że w tej chwili lepiej jest, żeby klacz doszła do świadomości "naturalnie". Z wielu względów.
- Jakoś sobie poradzę, Blue. Całe moje zmartwienie w tym, żeby jak najmniej gówna nas trafiło, kiedy granat wleci w szambo - powiedział z uśmiechem, udając pewność, której tak naprawdę nie było zbyt wiele. Po paru chwilach spojrzał poważnie na przyjaciółkę.
- Uważaj tam na siebie. Nie wiemy, kto tam dokładnie czeka. Nie spodziewają się was, więc zaskoczenie jest po naszej stronie... ale nie chciałbym, żeby cokolwiek ci się stało - powiedział, patrząc klaczy w oczy. Nie wiedział, czemu dodał do wypowiedzi ostatnie zdanie. Po prostu "powiedziało mu się".
Nie podobała mu się cała ta sytuacja. Powinni porwać jeden z wozów i uciec w bezpiecznym kierunku, zanim reszta się zorientuje. Tak byłoby najlepiej dla ich pary. Ale z drugiej strony nie powinni tak zostawiać reszty, zwłaszcza kuców, które nie miały szans same przetrwać na pustyni.
Ogier westchnął, spoglądając za siebie i patrząc po obozie. Osiem kucyków, z czego jeden to jeniec, a jeszcze trójka ledwo potrafi broń utrzymać. Jakoś tego nie widzę, pomyślał pesymistycznie kucyk.
Odwrócił wzrok ponownie ku Blue. Jedyny kucyk, na którym mu naprawdę zależało w grupie, a właśnie wybierała się z najniebezpieczniejszym zadaniem. No ale nikt inny nie mógł tego zrobić... a przynajmniej tak medyk próbował usprawiedliwić swój stosunkowy brak protestów.
- Powodzenia... uważaj na siebie - powiedział, uśmiechając się lekko. W uśmiechu nie było ani grama humoru, a jego oczy zdradzały, że martwił się o nią. Ale nie było sensu mówić nic więcej.
Nikt nie zauważył White stopniowo zmniejszającej częstotliwość brzdąkania na lutni. Nikt nie zwrócił też uwagi, gdy stopniowo zapadała w spokojny sen w swoim ciepłym miejscu obok ogniska, nikomu nie przeszkadzając i pozostając w błogiej nieświadomości świata zewnętrznego.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.