30-03-2014, 20:14
Iron po ciężkim, kilkumetrowym marszu z nadprogramową wagą na grzbiecie, dotarła do wozu. Zrobiła najbardziej logiczną rzecz i zajrzała do środka. Powitał ich widok dwóch śpiących sobie spokojnie najemników, nie przejawiających żadnych zamiarów obudzenia się czy zwolnienia miejsca dla niej i pijanej klaczy.
W takiej sytuacji, Iron i żywy bagaż udały się do wozu obok, który okazał się pusty. Na wozach panowały już ciemności i klacz kucyka ziemnego, o jednorożcu już nie wspominając, nie mogła dojrzeć w środku nic poza czubkiem własnego nosa i podłogą. Dlatego też rzeczy Xandera rzucone gdzieś w róg wozu pozostawały ukryte i bezpieczne przed chciwym spojrzeniem kucyka.
Jednorożec z wielki zaskoczeniem, ale i zadowoleniem obserwował, jak działy się rzeczy niemożliwe, jedna po drugiej: najpierw Iron zgodziła się bez dyskusji na zastosowanie się do jego rady, potem zaś Starweave zrobiła to samo, dodatkowo wykazując inicjatywę w sprawie upitego kucyka przy ognisku.
Ognisku, które już praktycznie się tylko żarzyło. W zasadzie mogli je tak zostawić, łuna już jakiś czas temu przestała być problemem. Musiał to przegapić wcześniej.
Korzystając z tej niewielkiej poświaty, którą jeszcze dawało jedyne nieożywione źródło ciepła w obozie, wskazał tylko głową, żeby Starweave poszła wraz z nim. Udał się na granicę obozu, przechodząc za barykadę skrzynek, a klacz podążyła za nim. Westchnął cicho. Nareszcie chwila spokoju, pomyślał medyk, spoglądając na kucyka idącego koło niego. Zerknął na EFSa, czuwającego w rogu jego pola widzenia. Pochwalił sam siebie, że pamięta o istnieniu zaskakująco lekkiego i mało przeszkadzającego urządzenia na jego nodze.
Powiódł wzrokiem po pogrążonej w ciemności pustyni. Zastanawiał się przez chwilkę, jak zacząć rozmowę z klaczą, ale stwierdził, że nadmierne odtwarzanie scenariuszy w głowie nie przyniesie nic dobrego.
- To był ciężki dzień... - westchnął, rzucając komentarz w przestrzeń. Przez cały ten czas szedł wzdłuż linii barykad i wozów, chcąc zrobić obchód obozu zanim znajdą sobie jakieś wygodne i dające dobrą taktyczną pozycję miejsce na resztę warty.
W takiej sytuacji, Iron i żywy bagaż udały się do wozu obok, który okazał się pusty. Na wozach panowały już ciemności i klacz kucyka ziemnego, o jednorożcu już nie wspominając, nie mogła dojrzeć w środku nic poza czubkiem własnego nosa i podłogą. Dlatego też rzeczy Xandera rzucone gdzieś w róg wozu pozostawały ukryte i bezpieczne przed chciwym spojrzeniem kucyka.
Jednorożec z wielki zaskoczeniem, ale i zadowoleniem obserwował, jak działy się rzeczy niemożliwe, jedna po drugiej: najpierw Iron zgodziła się bez dyskusji na zastosowanie się do jego rady, potem zaś Starweave zrobiła to samo, dodatkowo wykazując inicjatywę w sprawie upitego kucyka przy ognisku.
Ognisku, które już praktycznie się tylko żarzyło. W zasadzie mogli je tak zostawić, łuna już jakiś czas temu przestała być problemem. Musiał to przegapić wcześniej.
Korzystając z tej niewielkiej poświaty, którą jeszcze dawało jedyne nieożywione źródło ciepła w obozie, wskazał tylko głową, żeby Starweave poszła wraz z nim. Udał się na granicę obozu, przechodząc za barykadę skrzynek, a klacz podążyła za nim. Westchnął cicho. Nareszcie chwila spokoju, pomyślał medyk, spoglądając na kucyka idącego koło niego. Zerknął na EFSa, czuwającego w rogu jego pola widzenia. Pochwalił sam siebie, że pamięta o istnieniu zaskakująco lekkiego i mało przeszkadzającego urządzenia na jego nodze.
Powiódł wzrokiem po pogrążonej w ciemności pustyni. Zastanawiał się przez chwilkę, jak zacząć rozmowę z klaczą, ale stwierdził, że nadmierne odtwarzanie scenariuszy w głowie nie przyniesie nic dobrego.
- To był ciężki dzień... - westchnął, rzucając komentarz w przestrzeń. Przez cały ten czas szedł wzdłuż linii barykad i wozów, chcąc zrobić obchód obozu zanim znajdą sobie jakieś wygodne i dające dobrą taktyczną pozycję miejsce na resztę warty.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.