03-04-2014, 20:54
Ogier wysłuchiwał z uwagą słów Star, uważnie analizując każde zdanie wypowiedziane przez klacz.
Skłamałby, gdyby powiedział, że podobna sytuacja nie przeszła mu przez myśl. Ale nawet w najgorszych swych pomysłach rozważał co najwyżej porwanie razem z Blue wozu z najcenniejszym towarem i pozostawienie karawany własnemu losowi. Oszukanie wszystkich i skazanie ich na niewolnictwo było dla niego nie do pomyślenia. Owszem, teraz, gdy atramentowa to powiedział zorientował się, że powinien się spodziewać takich oskarżeń.
Zgarnięcie całych zysków dla siebie, sprzedanie karawany bandzie bandytów i łowców niewolników, sprzedanie w niewolnictwo reszty... nawet, gdyby pomyślał o takim scenariuszu, nie mógłby czegoś takiego zrobić. Po prostu nie byłby w stanie. Ale najwyraźniej jego umysł działał na innej częstotliwości niż umysł Starweave.
Zauważył krótki błysk rogu klaczy. Spojrzał na EFSa, ale magiczne ustrojstwo uparcie pokazywało niebieską kreskę oznaczającą brak wrogości. Z powodów wszechobecnej ciemności nie mógł już dostrzec, co konkretnie klacz zrobiła. Medyk doszedł do wniosku, że w razie ewentualnej zmiany zaklęcia w PipBucku powinny mu dać wystarczająco duże szanse, żeby nie musiał teraz czynić żadnych widocznych kroków.
Sytuacja była napięta, nie można było temu zaprzeczyć. Klacz zadała pytanie z zakresu "niebezpiecznych"... ogier nie mógł nie czuć pewnego podziwu wobec niej za odwagę konieczną do doprowadzenia do tak bezpośredniej konfrontacji. Nie zmieniało to jednak faktu, że musiał jakoś zareagować. A atramentowa powiedziała parę rzeczy, które go niemalże obrażały. Westchnął i pokręcił lekko nosem.
- Sugerujesz, że mam zamiar zdradzić was wszystkich. Pozwól mi wytłumaczyć ci jedno: nie wiem, skąd jesteś i jakie masz doświadczenia. Ale tam, skąd ja pochodzę, karawany trzymają się razem - kucyk wskazał rogiem na wozy stojące koło nich - Wątpisz w prawdziwość moich słów. Nie mam możliwości ani obowiązku udowadniać ci ich prawdziwości w żaden sposób. Jedyne co masz, to moją gwarancję. Gwarancję, że nigdy nie strzelę ci w plecy ani nie zabiję we śnie - przerwał na chwilę, by ponownie spojrzeć prosto w oczy klaczy z poważnym wzrokiem - odpowiadając na twoje pytanie: nie, nie pomyślałem o takim scenariuszu. Nawet przez chwilę - zakończył, wypowiadając słowo "scenariusz" jak wyjątkowo paskudne przekleństwo.
Wybrał drogę szczerości. Teraz trzeba było zobaczyć, czy się to opłaci, a, co najważniejsze, czy Star w ogóle mu uwierzy.
Skłamałby, gdyby powiedział, że podobna sytuacja nie przeszła mu przez myśl. Ale nawet w najgorszych swych pomysłach rozważał co najwyżej porwanie razem z Blue wozu z najcenniejszym towarem i pozostawienie karawany własnemu losowi. Oszukanie wszystkich i skazanie ich na niewolnictwo było dla niego nie do pomyślenia. Owszem, teraz, gdy atramentowa to powiedział zorientował się, że powinien się spodziewać takich oskarżeń.
Zgarnięcie całych zysków dla siebie, sprzedanie karawany bandzie bandytów i łowców niewolników, sprzedanie w niewolnictwo reszty... nawet, gdyby pomyślał o takim scenariuszu, nie mógłby czegoś takiego zrobić. Po prostu nie byłby w stanie. Ale najwyraźniej jego umysł działał na innej częstotliwości niż umysł Starweave.
Zauważył krótki błysk rogu klaczy. Spojrzał na EFSa, ale magiczne ustrojstwo uparcie pokazywało niebieską kreskę oznaczającą brak wrogości. Z powodów wszechobecnej ciemności nie mógł już dostrzec, co konkretnie klacz zrobiła. Medyk doszedł do wniosku, że w razie ewentualnej zmiany zaklęcia w PipBucku powinny mu dać wystarczająco duże szanse, żeby nie musiał teraz czynić żadnych widocznych kroków.
Sytuacja była napięta, nie można było temu zaprzeczyć. Klacz zadała pytanie z zakresu "niebezpiecznych"... ogier nie mógł nie czuć pewnego podziwu wobec niej za odwagę konieczną do doprowadzenia do tak bezpośredniej konfrontacji. Nie zmieniało to jednak faktu, że musiał jakoś zareagować. A atramentowa powiedziała parę rzeczy, które go niemalże obrażały. Westchnął i pokręcił lekko nosem.
- Sugerujesz, że mam zamiar zdradzić was wszystkich. Pozwól mi wytłumaczyć ci jedno: nie wiem, skąd jesteś i jakie masz doświadczenia. Ale tam, skąd ja pochodzę, karawany trzymają się razem - kucyk wskazał rogiem na wozy stojące koło nich - Wątpisz w prawdziwość moich słów. Nie mam możliwości ani obowiązku udowadniać ci ich prawdziwości w żaden sposób. Jedyne co masz, to moją gwarancję. Gwarancję, że nigdy nie strzelę ci w plecy ani nie zabiję we śnie - przerwał na chwilę, by ponownie spojrzeć prosto w oczy klaczy z poważnym wzrokiem - odpowiadając na twoje pytanie: nie, nie pomyślałem o takim scenariuszu. Nawet przez chwilę - zakończył, wypowiadając słowo "scenariusz" jak wyjątkowo paskudne przekleństwo.
Wybrał drogę szczerości. Teraz trzeba było zobaczyć, czy się to opłaci, a, co najważniejsze, czy Star w ogóle mu uwierzy.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.