17-04-2014, 12:16
Podczas gdy Star mówiła, na EFSie Sharpa ukazała się czerwona kreska. Ogier pozwolił klaczy dalej mówić, wypatrując niebezpieczeństwa oznaczonego przez zaklęcie skanujące.
Niebezpieczeństwo okazało się samotnym radrakanem, który przebiegł parę metrów od nich, nie wykazując żadnego zainteresowania samobójczym atakiem na parę kucyków. Takie ataki były chyba zbiorowym hobby tego gatunku, ale ten przedstawiciel po prostu zaczął uciekać w inną stronę.
Medyk cały czas słuchał uważnie, co klacz miała do powiedzenia. Wyglądało na to, że, przynajmniej na razie, ma zamiar współpracować. Nie znał jej prawdziwej motywacji, ale wyglądało na to, że póki co ich interesy są zbieżne. A na Pustkowiu nie można pozwolić sobie na luksus wybierania sojuszników: współpracowało się z każdym, kto miał podobny cel i był w jakimś stopniu godzien zaufania. A atramentowa klacz, mimo upartości i talentu do odwracania kota ogonem w rozmowie, nie wydawała mu się złym kucykiem.
Zdecydował się nie wspominać rozmówczyni, że teoretycznie to nie był nawet zatrudniony w karawanie. Nie musiała tego wiedzieć, a w tej chwili nie miało to dosłownie żadnego znaczenia.
Miała absolutną rację w kwestii śmierci przywódcy. Mimo tego, ogier wolałby raczej, żeby całą ta afera się nie wydarzyła i żeby dotarli do celu w takim samym składzie, jaki wyruszył z ostatniej osady. Nawet to, że siedzieli w tej chwili na górze kapsli niezbyt go przekonywało. Był już w sytuacjach, w których miał więcej pieniędzy, niż mógł wydać. Różnic nie było wiele. Żeby faktycznie poczuć ilość kapsli, musiałby przeprowadzić się do Tenpony Tower albo jakiejś innej równie snobistycznej osady. A miał dziwne przeczucie, że więcej niż miesiąca by tam nie wytrzymał.
Mimo wszystko, skinął głową na potwierdzenie słów Star o spieniężeniu towaru, na którym siedzieli.
Gdy klacz skończyła mówić, do tego na niepewnej nucie, Sharp ponownie na nią spojrzał, spotykając się z niepewnym spojrzeniem rozmówczyni.
- Osad w pobliżu nie ma wiele - zaczął, ponownie patrząc się przed siebie i zerkając co chwilę na EFSa - Zmierzamy do jednej z nich. Przewozimy zapasy przywodzące na myśl dość dużą grupę kucyków... - tak kontynuował, zmieniając temat rozmowy na cele karawany, możliwości sprzedaży towaru w różnych sytuacjach i wiele innych spraw, które musiały być w jakiś sposób przedyskutowane.
Niebezpieczeństwo okazało się samotnym radrakanem, który przebiegł parę metrów od nich, nie wykazując żadnego zainteresowania samobójczym atakiem na parę kucyków. Takie ataki były chyba zbiorowym hobby tego gatunku, ale ten przedstawiciel po prostu zaczął uciekać w inną stronę.
Medyk cały czas słuchał uważnie, co klacz miała do powiedzenia. Wyglądało na to, że, przynajmniej na razie, ma zamiar współpracować. Nie znał jej prawdziwej motywacji, ale wyglądało na to, że póki co ich interesy są zbieżne. A na Pustkowiu nie można pozwolić sobie na luksus wybierania sojuszników: współpracowało się z każdym, kto miał podobny cel i był w jakimś stopniu godzien zaufania. A atramentowa klacz, mimo upartości i talentu do odwracania kota ogonem w rozmowie, nie wydawała mu się złym kucykiem.
Zdecydował się nie wspominać rozmówczyni, że teoretycznie to nie był nawet zatrudniony w karawanie. Nie musiała tego wiedzieć, a w tej chwili nie miało to dosłownie żadnego znaczenia.
Miała absolutną rację w kwestii śmierci przywódcy. Mimo tego, ogier wolałby raczej, żeby całą ta afera się nie wydarzyła i żeby dotarli do celu w takim samym składzie, jaki wyruszył z ostatniej osady. Nawet to, że siedzieli w tej chwili na górze kapsli niezbyt go przekonywało. Był już w sytuacjach, w których miał więcej pieniędzy, niż mógł wydać. Różnic nie było wiele. Żeby faktycznie poczuć ilość kapsli, musiałby przeprowadzić się do Tenpony Tower albo jakiejś innej równie snobistycznej osady. A miał dziwne przeczucie, że więcej niż miesiąca by tam nie wytrzymał.
Mimo wszystko, skinął głową na potwierdzenie słów Star o spieniężeniu towaru, na którym siedzieli.
Gdy klacz skończyła mówić, do tego na niepewnej nucie, Sharp ponownie na nią spojrzał, spotykając się z niepewnym spojrzeniem rozmówczyni.
- Osad w pobliżu nie ma wiele - zaczął, ponownie patrząc się przed siebie i zerkając co chwilę na EFSa - Zmierzamy do jednej z nich. Przewozimy zapasy przywodzące na myśl dość dużą grupę kucyków... - tak kontynuował, zmieniając temat rozmowy na cele karawany, możliwości sprzedaży towaru w różnych sytuacjach i wiele innych spraw, które musiały być w jakiś sposób przedyskutowane.
Koniec Aktu Pierwszego.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.