04-05-2014, 20:25
Dwójka zwiadowców ruszyła przez szczyt wzgórza, ostrożnie poruszając się wśród pogiętego i zardzewiałego metalu. Każdy krok niósł ze sobą ryzyko nadepnięcia na niewłaściwy fragment gruntu bądź wieży. Czyli także ryzyko zaalarmowania strażników hałasem albo, co gorsza, zrobienia sobie czegoś zanim w ogóle zebrali jakiekolwiek informacje usprawiedliwiające ryzyko tak głębokiego zwiadu.
Pordzewiałe pręty w niektórych miejscach były przełamane bądź niepewnie umieszczone, stwarzając ryzyko nadepnięcia bądź też upadku na ostry szpikulec. Mimo tego, klacz jednorożca i młody ogier zebry przedzierali się przez niebezpieczny teren, by wykonać misję.
W połowie drogi ich misja niemalże zakończyła się na tym przejściu. Xander potknął się i upadł wprost na fragmenty wieży. Pechowo, jeden z ostrych szpikulców przejechał między jego tylnymi nogami, znacząc swoją obecność bolesną linią na skórze i mijając ledwie o centymetry organy o wiele czulsze niż sama skóra. Szczęście w nieszczęściu, upadek nie spowodował poważniejszych przesunięć w strukturze ruin wieży i nie wywołał żadnego hałasu mogącego zaalarmować załogę wioski.
Ogier nie czuł też charakterystycznego uczucia krwi spływającej po sierści, co pozwalało sądzić, że rana wywołana przez pechowy upadek była jedynie zadrapaniem.
Mimo utrudnień, po chwili w polu widzenia Blue, a chwilę później idącego za nią Xandera, pojawiło się nieco więcej niż tylko jeden przedwojenny budynek.
Powojenna zabudowa była nieregularna i składana ze wszelkich możliwych materiałów o wysokim współczynniku dostępności w okolicy. Budynki były przeróżnych rozmiarów i kształtów, zbudowane z metalu, kamienia, gdzieniegdzie nawet z drewna. Często dokańczane innymi materiałami, stanowiły typowe przykłady "architektury" powojennej z rodzaju "nieważne jak, byle stało".
Pośród labiryntu krętych uliczek i małych podwórek przy chatach, wyraźnie wyróżniało się coś w rodzaju głównego placu osady. Plac ten ułożony był mniej-więcej na planie prostokąta, stanowił też największy otwarty obszar wewnątrz osady.
Na tymże placu paliły się ogniska... i stały klatki. Właśnie w tych klatkach i ich bezpośredniej okolicy skupione były przyjazne sygnatury EFSa Blue. Wyglądało na to, że byli to oryginalni mieszkańcy wioski. Część była pozamykana w klatach różnego typu i rozmiaru, ale większość była zakuta w łańcuchy obok tychże klatek i pilnowana przez strażników.
Na placu przebywało ponad trzydziestu więźniów, z których większość aktualnie spała.
Co prawda "pilnowanie" w tym przypadku składało się na obozowanie na krzesłach koło ogniska i granie w karty, czemu poświęcała się trójka kucyków oznaczonych ostrą czerwienią na zaklęciu PipBucka.
Dwie klacze, jedna kucyka ziemnego a druga jednorożca, oraz ogier ziemny. Uzbrojeniem klaczy jednorożca, mającej grzywę postawioną w jaskrawoczerwony irokez, była najwyraźniej siekiera spoczywająca oparta o jej krzesło, częściowo owinięta w ogon tejże.
Ogier miał na sobie siodło bojowe z karabinem szturmowym, uzbrojenie trzeciego kucyka było niewidoczne z tego kąta.
Prócz tego widoczny był jeszcze jeden strażnik, siedzący na podobnym krześle koło jednej z klatek, oddalonej od pozostałych. W klatce przebywał tylko jeden kucyk: czarnogrzywy ogier kucyka ziemnego, mający nieco więcej miejsca dla siebie niż pozostali więźniowie.
Ze swojego miejsca obserwacji zwiadowcy nie widzieli żadnego innego strażnika. Sygnały na EFSie niebieskiej klaczy jednak były wciąż obecne, co sugerowało, że reszta najeźdźców przebywała w budynkach. Przy niektórych z tych czerwonych sygnatur były te w bardziej przyjaznym kolorze.
Maksim otworzył oczy. Zamrugał gwałtownie parę razy, by uzyskać ostrość obrazu. Powitał go dokładnie taki sam widok jak poprzednim razem. I poprzednim. I poprzednim...
Widokiem tym było wnętrze klatki.
Czarnogrzywy ogier był całkowicie nagi, a jego ciało było obolałe od bicia i innych, kreatywnych metod tortur przez ostatnie dni. Na całe szczęście, o ile w takiej sytuacji można mówić o szczęściu, oprawcy unikali czynności mogących doprowadzić do trwałego uszkodzenia ciała.
Był obolały, głodny, a, co w tej chwili najbardziej mu przeszkadzało - spragniony. Zauważył w rogu klatki miskę z wodą. Chyba doszli do wniosku, że lepiej go napoić tym razem. Co prawda niemalże na pewno woda nie była oczyszczona, ale lepsza taka niż żadna.
Przy każdym ruchu czuł protesty swojego ciała. Chłodny powiew wiatru wywołał uczucie dyskomfortu na karku, aktualnie pozbawionym sierści przez oprawców. Ogier był niemalże pewien, że wygolili na nim jakiś kształt albo napis, ale z oczywistych powodów nie miał możliwości sprawdzenia, co dokładnie tam było.
- Spójrzcie, kto się obudził... - usłyszał wysoki głos ogiera. Tego, co zazwyczaj. Fioletowogrzywy jednorożec, na którego wołali "Punchy". Prawdopodobnie miało to jakiś związek z kopytem wspomaganym noszonym na prawej przedniej nodze przez ciemnozielonego kucyka.
To właśnie Punchy był przy nim najczęściej przez ostatnie dni. Był odpowiedzialny za wiele z dalej bolących punktów na jego ciele, choć na szczęście jeszcze nie zdecydował się na połamanie mu kości hydraulicznie wspomaganym ustrojstwem noszonym na kopycie.
Był też, wraz z dwoma innymi kucykami odpowiedzialny za pewne rany, o których Maksim chciał jak najszybciej zapomnieć. Co było ciężkie, gdy sprawca był przy nim niemalże za każdym razem, gdy tylko się obudził. A budził się w różnych porach. Powodów ku kompletnemu zaniknięciu cyklu dnia i nocy u ogiera mogło być kilka, ale żaden nie był nawet pewien.
To pozostawiało biednego kucyka w takiej samej sytuacji jak przez poprzednie dni.
Pordzewiałe pręty w niektórych miejscach były przełamane bądź niepewnie umieszczone, stwarzając ryzyko nadepnięcia bądź też upadku na ostry szpikulec. Mimo tego, klacz jednorożca i młody ogier zebry przedzierali się przez niebezpieczny teren, by wykonać misję.
W połowie drogi ich misja niemalże zakończyła się na tym przejściu. Xander potknął się i upadł wprost na fragmenty wieży. Pechowo, jeden z ostrych szpikulców przejechał między jego tylnymi nogami, znacząc swoją obecność bolesną linią na skórze i mijając ledwie o centymetry organy o wiele czulsze niż sama skóra. Szczęście w nieszczęściu, upadek nie spowodował poważniejszych przesunięć w strukturze ruin wieży i nie wywołał żadnego hałasu mogącego zaalarmować załogę wioski.
Ogier nie czuł też charakterystycznego uczucia krwi spływającej po sierści, co pozwalało sądzić, że rana wywołana przez pechowy upadek była jedynie zadrapaniem.
Mimo utrudnień, po chwili w polu widzenia Blue, a chwilę później idącego za nią Xandera, pojawiło się nieco więcej niż tylko jeden przedwojenny budynek.
Powojenna zabudowa była nieregularna i składana ze wszelkich możliwych materiałów o wysokim współczynniku dostępności w okolicy. Budynki były przeróżnych rozmiarów i kształtów, zbudowane z metalu, kamienia, gdzieniegdzie nawet z drewna. Często dokańczane innymi materiałami, stanowiły typowe przykłady "architektury" powojennej z rodzaju "nieważne jak, byle stało".
Pośród labiryntu krętych uliczek i małych podwórek przy chatach, wyraźnie wyróżniało się coś w rodzaju głównego placu osady. Plac ten ułożony był mniej-więcej na planie prostokąta, stanowił też największy otwarty obszar wewnątrz osady.
Na tymże placu paliły się ogniska... i stały klatki. Właśnie w tych klatkach i ich bezpośredniej okolicy skupione były przyjazne sygnatury EFSa Blue. Wyglądało na to, że byli to oryginalni mieszkańcy wioski. Część była pozamykana w klatach różnego typu i rozmiaru, ale większość była zakuta w łańcuchy obok tychże klatek i pilnowana przez strażników.
Na placu przebywało ponad trzydziestu więźniów, z których większość aktualnie spała.
Co prawda "pilnowanie" w tym przypadku składało się na obozowanie na krzesłach koło ogniska i granie w karty, czemu poświęcała się trójka kucyków oznaczonych ostrą czerwienią na zaklęciu PipBucka.
Dwie klacze, jedna kucyka ziemnego a druga jednorożca, oraz ogier ziemny. Uzbrojeniem klaczy jednorożca, mającej grzywę postawioną w jaskrawoczerwony irokez, była najwyraźniej siekiera spoczywająca oparta o jej krzesło, częściowo owinięta w ogon tejże.
Ogier miał na sobie siodło bojowe z karabinem szturmowym, uzbrojenie trzeciego kucyka było niewidoczne z tego kąta.
Prócz tego widoczny był jeszcze jeden strażnik, siedzący na podobnym krześle koło jednej z klatek, oddalonej od pozostałych. W klatce przebywał tylko jeden kucyk: czarnogrzywy ogier kucyka ziemnego, mający nieco więcej miejsca dla siebie niż pozostali więźniowie.
Ze swojego miejsca obserwacji zwiadowcy nie widzieli żadnego innego strażnika. Sygnały na EFSie niebieskiej klaczy jednak były wciąż obecne, co sugerowało, że reszta najeźdźców przebywała w budynkach. Przy niektórych z tych czerwonych sygnatur były te w bardziej przyjaznym kolorze.
Maksim otworzył oczy. Zamrugał gwałtownie parę razy, by uzyskać ostrość obrazu. Powitał go dokładnie taki sam widok jak poprzednim razem. I poprzednim. I poprzednim...
Widokiem tym było wnętrze klatki.
Czarnogrzywy ogier był całkowicie nagi, a jego ciało było obolałe od bicia i innych, kreatywnych metod tortur przez ostatnie dni. Na całe szczęście, o ile w takiej sytuacji można mówić o szczęściu, oprawcy unikali czynności mogących doprowadzić do trwałego uszkodzenia ciała.
Był obolały, głodny, a, co w tej chwili najbardziej mu przeszkadzało - spragniony. Zauważył w rogu klatki miskę z wodą. Chyba doszli do wniosku, że lepiej go napoić tym razem. Co prawda niemalże na pewno woda nie była oczyszczona, ale lepsza taka niż żadna.
Przy każdym ruchu czuł protesty swojego ciała. Chłodny powiew wiatru wywołał uczucie dyskomfortu na karku, aktualnie pozbawionym sierści przez oprawców. Ogier był niemalże pewien, że wygolili na nim jakiś kształt albo napis, ale z oczywistych powodów nie miał możliwości sprawdzenia, co dokładnie tam było.
- Spójrzcie, kto się obudził... - usłyszał wysoki głos ogiera. Tego, co zazwyczaj. Fioletowogrzywy jednorożec, na którego wołali "Punchy". Prawdopodobnie miało to jakiś związek z kopytem wspomaganym noszonym na prawej przedniej nodze przez ciemnozielonego kucyka.
To właśnie Punchy był przy nim najczęściej przez ostatnie dni. Był odpowiedzialny za wiele z dalej bolących punktów na jego ciele, choć na szczęście jeszcze nie zdecydował się na połamanie mu kości hydraulicznie wspomaganym ustrojstwem noszonym na kopycie.
Był też, wraz z dwoma innymi kucykami odpowiedzialny za pewne rany, o których Maksim chciał jak najszybciej zapomnieć. Co było ciężkie, gdy sprawca był przy nim niemalże za każdym razem, gdy tylko się obudził. A budził się w różnych porach. Powodów ku kompletnemu zaniknięciu cyklu dnia i nocy u ogiera mogło być kilka, ale żaden nie był nawet pewien.
To pozostawiało biednego kucyka w takiej samej sytuacji jak przez poprzednie dni.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.