05-05-2014, 13:08
Xander starał się iść dokładnie po śladach swojej błękitnej towarzyszki. Przeciskanie się pośród zardzewiałego złomu nie należało do łatwych. Starał się on bacznie obserwować najbliższe otoczenie i grunt pod kopytami. Powyginane i zardzewiałe pręty wystające z ruin przedwojennej konstrukcji były kolejnymi czynnikami które wyciskały zimny pot na czoło młodzika. Spokojnie i powoli, lepiej się tu o coś nie zabić... no i hałasu też lepiej nie robić. Może nawet się uda... Pustkowia najwidoczniej nie lubiły gdy ktoś ma zbyt wiele szczęścia i postanowiły przypomnieć zebrze o swoim istnieniu. Ogierowi powinęło się kopyto i pokierowało jego upadek wprost na kawał złomu.
Blady strach padł na Xandera gdy jeden z ostrych metalowych prętów postanowił się przywitać z jego zadkiem. Cicho sykną i niemal natychmiast przygryzł sobie wargi by całkowicie się zamknąć. Poczuł jedynie krótki, ostry ból. Przez chwile był całkowicie sparaliżowany, próbując ocenić obrażenia jakie odniósł. Oh... O cholera. Ufff... Kurwa. Było blisko. Na Celestie, Lunę i wszystkie pozostałe... To było blisko. Chyba wszystko zostało na swoim miejscu. Nie czuję by coś mi ciekło, więc nie krwawię. Uff... To było zbyt blisko. Zebra odetchnęła z ulgą, ostrożnie się podniosła i ruszyła dalej za jednorożcem.
Wreszcie udało im się wydostać z labiryntu powyginanego złomu, a przed ich oczyma ukazała się osada wraz z zawartością. Xander popatrzył na szczyt przedwojennego budynku na którym według Blue miał być snajper. Po sprawdzeniu tego zabrał się za oględziny wnętrza wioski. Od razu spostrzegł sieć krętych uliczek pomiędzy budynkami. W ostateczności dałoby tu rade walczyć moim sposobem... Choć mam nadzieje że się bez tego obejdzie. Wzrok ogiera przeniósł się na sporą wolną przestrzeń mogąca być czymś w rodzaju głównego placu. Klatki, strażnicy, więźniowie... No pięknie.
Zebra podeszła bliżej swojej niebieskiej kompanki i stanęła tuż obok. Młodzik chciał się już zapytać jaki jest ich plan działania lecz klacz go uprzedziła. Wysłuchał jej słów i musiał przyznać jej racje. - Tia. Faktycznie jest do dupy. - Młodzik przytakną, lekko wzdychając. - Czterech na placu i snajper na dachu. Jedyny nieco oddalony siedzi tam... -Powiedział ogier wskazując na nieco oddaloną klatkę z pojedynczym więźniem. - Tak czy siak, jak dla mnie mamy marne szanse cokolwiek zrobić. Wrogowie w budynkach nie powinni stanowić zagrożenia dopóki z nich nie wyjdą... Taka mała uwaga jeśli zadeklarujesz że jednak tam schodzimy. Choć jak dla mnie włażenie tam jeśli nie mamy konkretnego celu to idiotyzm i zbędne narażanie się. Więc... co robimy? Pakujemy się głębiej w szambo czy znikamy?
Blady strach padł na Xandera gdy jeden z ostrych metalowych prętów postanowił się przywitać z jego zadkiem. Cicho sykną i niemal natychmiast przygryzł sobie wargi by całkowicie się zamknąć. Poczuł jedynie krótki, ostry ból. Przez chwile był całkowicie sparaliżowany, próbując ocenić obrażenia jakie odniósł. Oh... O cholera. Ufff... Kurwa. Było blisko. Na Celestie, Lunę i wszystkie pozostałe... To było blisko. Chyba wszystko zostało na swoim miejscu. Nie czuję by coś mi ciekło, więc nie krwawię. Uff... To było zbyt blisko. Zebra odetchnęła z ulgą, ostrożnie się podniosła i ruszyła dalej za jednorożcem.
Wreszcie udało im się wydostać z labiryntu powyginanego złomu, a przed ich oczyma ukazała się osada wraz z zawartością. Xander popatrzył na szczyt przedwojennego budynku na którym według Blue miał być snajper. Po sprawdzeniu tego zabrał się za oględziny wnętrza wioski. Od razu spostrzegł sieć krętych uliczek pomiędzy budynkami. W ostateczności dałoby tu rade walczyć moim sposobem... Choć mam nadzieje że się bez tego obejdzie. Wzrok ogiera przeniósł się na sporą wolną przestrzeń mogąca być czymś w rodzaju głównego placu. Klatki, strażnicy, więźniowie... No pięknie.
Zebra podeszła bliżej swojej niebieskiej kompanki i stanęła tuż obok. Młodzik chciał się już zapytać jaki jest ich plan działania lecz klacz go uprzedziła. Wysłuchał jej słów i musiał przyznać jej racje. - Tia. Faktycznie jest do dupy. - Młodzik przytakną, lekko wzdychając. - Czterech na placu i snajper na dachu. Jedyny nieco oddalony siedzi tam... -Powiedział ogier wskazując na nieco oddaloną klatkę z pojedynczym więźniem. - Tak czy siak, jak dla mnie mamy marne szanse cokolwiek zrobić. Wrogowie w budynkach nie powinni stanowić zagrożenia dopóki z nich nie wyjdą... Taka mała uwaga jeśli zadeklarujesz że jednak tam schodzimy. Choć jak dla mnie włażenie tam jeśli nie mamy konkretnego celu to idiotyzm i zbędne narażanie się. Więc... co robimy? Pakujemy się głębiej w szambo czy znikamy?