05-05-2014, 20:24
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05-05-2014, 20:36 przez GreenScratch.)
„Chciałbym zajrzeć do swojego albumu, łatwiej było by mi przywołać wspomnienia. Te które…” - rozmyślał spokojnie Maksim, gdy usłyszał odgłos towarzyszący używaniu magii, po czym poczuł klepnięcie w głowę - jak zgadywał, po dźwięku jaki wydał przedmiot - miską z której przed chwilą pił. Odwrócił się, tylko po to, by zobaczyć jak resztka wody wylewa się na jego oblicze. Nie zrobiło to na nim wrażenia, przyniosło nawet odrobinę ulgi.
- Pobudka! Czemu mnie ignorujesz, co?
Gdy Zielony nie doczekał się reakcji Czarnogrzywego, zaczął tłuc niemiłosiernie metalowym prętem o kraty klatki. Granatowy ogier skrzywił się i znów skulił, dźwięk jaki powodowały uderzenia, boleśnie świdrował mu w uszach.
- SPÓJRZ NA MNIE! - wykrzyknął Punchy, jego głos był przepełniony złością.
Żelaznooki roztarł wodę pęciną, podniósł się, po czym usiadł. Gdy przeciągnął się, wciąż w pozycji siedzącej, przywrócił swojemu kręgosłupowi i karkowi prawie naturalną pozycję. Gdy ów przeciągnął się, słychać było kilka charakterystycznych dźwięków, zakończonych soczystym chrupnięciem w karku. „Teraz pora na ramiona.” - pomyślał rozluźniając obręcze barków. Poczuł się w jakimś stopniu odprężony, ale opuchlizna i rany dały o sobie znać mocniej. Teraz gdy ogier, był już mniej więcej w prostej pozycji, czuł jak bardzo jest poraniony. W końcu skupił wzrok na jednorożcu.
„Nie ma to jak zrobić sobie z kogoś własnego pupilka… wilk któremu wyrwano kły, jest bardziej podobny do psa, co? Gdyby nie był w tym stanie, gdyby nie ta klatka i twoi znajomi, Punchy. Inaczej byś się zachowywał w obecności basiora." - myślał, wciąż spoglądając na swojego oprawcę. - „Zresztą, mogę sobie pomyśleć, głupotą było by go prowokować. Wpakowałem się w to z głupoty, naiwności, albo mojego wyjątkowego szczęścia… ta. Najpierw ten snajper, a teraz ta banda i ten ich naczelny skurwysyn. I próbuj się tu zrehabilitować, teraz jestem sam, brakuje mi dawnych towarzyszy. Tych których broniłem i wspierałem, tych którzy tym samym odwdzięczali się mi. A teraz… jestem sam. Drapieżnik funkcjonujący w stadzie, bez swojej watahy staje się łatwym celem, dla innych drapieżników. Muszę coś zrobić z moim małym problemem alkoholowym, właśnie! Ciekawe czy wszystko wychlali.” - ogier natychmiast zmarkotniał na samą myśl. „Cholera! I pomyśleć że po części, to przez alkohol tu wpadłem. Zawsze gdy piję robię się senny, a gdy piję więcej, zasypiam… jak kamień w wodę! Nawet nie wiedziałem, kiedy znalazłem się w klatce.” - Maksim spuścił głowę, a jego grzywa zasłoniła oczy. „Zresztą wilk nie wilk, pies nie pies, a niedawno zerwałem się z innej smyczy.” - uśmiechnął się kwaśno i krótko, tak by nikt nie zauważył.
- Pobudka! Czemu mnie ignorujesz, co?
Gdy Zielony nie doczekał się reakcji Czarnogrzywego, zaczął tłuc niemiłosiernie metalowym prętem o kraty klatki. Granatowy ogier skrzywił się i znów skulił, dźwięk jaki powodowały uderzenia, boleśnie świdrował mu w uszach.
- SPÓJRZ NA MNIE! - wykrzyknął Punchy, jego głos był przepełniony złością.
Żelaznooki roztarł wodę pęciną, podniósł się, po czym usiadł. Gdy przeciągnął się, wciąż w pozycji siedzącej, przywrócił swojemu kręgosłupowi i karkowi prawie naturalną pozycję. Gdy ów przeciągnął się, słychać było kilka charakterystycznych dźwięków, zakończonych soczystym chrupnięciem w karku. „Teraz pora na ramiona.” - pomyślał rozluźniając obręcze barków. Poczuł się w jakimś stopniu odprężony, ale opuchlizna i rany dały o sobie znać mocniej. Teraz gdy ogier, był już mniej więcej w prostej pozycji, czuł jak bardzo jest poraniony. W końcu skupił wzrok na jednorożcu.
„Nie ma to jak zrobić sobie z kogoś własnego pupilka… wilk któremu wyrwano kły, jest bardziej podobny do psa, co? Gdyby nie był w tym stanie, gdyby nie ta klatka i twoi znajomi, Punchy. Inaczej byś się zachowywał w obecności basiora." - myślał, wciąż spoglądając na swojego oprawcę. - „Zresztą, mogę sobie pomyśleć, głupotą było by go prowokować. Wpakowałem się w to z głupoty, naiwności, albo mojego wyjątkowego szczęścia… ta. Najpierw ten snajper, a teraz ta banda i ten ich naczelny skurwysyn. I próbuj się tu zrehabilitować, teraz jestem sam, brakuje mi dawnych towarzyszy. Tych których broniłem i wspierałem, tych którzy tym samym odwdzięczali się mi. A teraz… jestem sam. Drapieżnik funkcjonujący w stadzie, bez swojej watahy staje się łatwym celem, dla innych drapieżników. Muszę coś zrobić z moim małym problemem alkoholowym, właśnie! Ciekawe czy wszystko wychlali.” - ogier natychmiast zmarkotniał na samą myśl. „Cholera! I pomyśleć że po części, to przez alkohol tu wpadłem. Zawsze gdy piję robię się senny, a gdy piję więcej, zasypiam… jak kamień w wodę! Nawet nie wiedziałem, kiedy znalazłem się w klatce.” - Maksim spuścił głowę, a jego grzywa zasłoniła oczy. „Zresztą wilk nie wilk, pies nie pies, a niedawno zerwałem się z innej smyczy.” - uśmiechnął się kwaśno i krótko, tak by nikt nie zauważył.
I like my victims like I like my coffee... in the butt!